Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 15 sierpnia 2011, 14:58

autor: Krzysztof Gonciarz

Testujemy pierwszy akt Gears of War 3

Posiadacze Xboksa 360 mogą zacierać ręce. Pierwszy akt Gears of War 3 zapowiada najmocniejszy exclusive na konsolę Microsoftu od kilku lat!

Gears of War 3 to gra, która dumnie stoi na czele coraz uboższego zestawu exclusive`ów na Xboksa 360. Marcus Fenix już niedługo powróci, by ostatecznie zamknąć dramatyczną trylogię o planecie Sera. Miałem okazję ukończenia pierwszego aktu tej gry podczas spotkania z jej twórcami w Hamburgu. Fani będą zadowoleni.

Czy Marcus rozwikła tajemnicę swego ojca?

Wyjątkowe wrażenie mocy, ciężaru i brudu to rozpoznawcze znaki tej serii. Choć wiele gier próbuje naśladować dzieło Epica, praktycznie nikomu nie udało się podrobić tego charakterystycznego klimatu. Wielkie, karykaturalne wręcz postacie, ogromni przeciwnicy, ociężałe, choć dynamiczne, ruchy bohaterów – Gears of War 3 doskonale kontynuuje tradycję. Już po pierwszej minucie czuć, że to nie żadna podróba, ale jedna z najlepszych strzelanin TPP na rynku. Tym bardziej że od samego początku akcja jest brutalna, ostra i bezkompromisowa.

Historia rozpoczyna się 18 miesięcy po wydarzeniach z drugiej części trylogii – mimo iluzorycznego zwycięstwa sytuacja ludzkości tylko się pogorszyła. Organizacja wojskowa istnieje jedynie w teorii, na placu boju pozostali najwięksi bohaterowie i najwięksi głupcy. Marcus Fenix wraz z ekipą stacjonuje na rozpadającym się lotniskowcu i spędza czas, handlując pożywieniem z lokalnymi bojówkami oraz broniąc się przed atakami wroga. Szarańczy również nie wiedzie się najlepiej. Na wojnie zyskali tylko Lambenci („glowies”, czyli „świetliki”), zmutowane Locusty wystawione na promieniowanie Imulsji (rodzaj nadaktywnego paliwa, wydobywanego spod powierzchni planety), przez co świecą w ciemnościach i wybuchają, kiedy zostaną pokonane. Ta nowa (choć przejściowo obecna w GoW2) strona konfliktu będzie naszym głównym przeciwnikiem w Gears of War 3. Otwiera to przed scenarzystami i projektantami poziomów ciekawe opcje – czy doczekamy się sojuszu ludzi z Szarańczą?

Lambenci różnią się od Locustów jasnożółtą poświatą. Szkoda, że „nowa rasa” nie jest jednak bardziej „nowa”.

To tylko jedno z pytań odnośnie fabuły najnowszych Gearsów. Na samym początku powraca wątek ojca Marcusa – jego naukowe odkrycia mogą być odpowiedzią na problemy planety Sera. Niejasna jest wciąż rola świeżej postaci w drużynie, kobiety o nazwisku Anya Stroud (obecnej już w serii, ale niebiorącej udziału w potyczkach – teraz wkroczy na front). No i co z Prescottem, przywódcą ludzkiego ruchu oporu, który zdezerterował pod koniec Gears of War 2? Powróci – i kto wie, czy nie będzie miał okazji się zrehabilitować.

Pierwszy akt gry zapowiada nieco nowości w opowiadanej historii, jest ona niejako bardziej obecna w rozgrywce. Rozmowy bohaterów dużo częściej schodzą na tematy życiowe – możemy liczyć, że pozostali członkowie ekipy zmierzą się z własną przeszłością nie mniej brutalnie niż Dominic w „dwójce”. Więcej też mamy scen bez walki – takich, w których po prostu obserwujemy postacie podczas dialogów albo uczestniczymy w ich sennych majakach (tak, „ich”, bo już w pierwszym akcie grywalny jest nie tylko Marcus!). Nie zdziwcie się, jeśli nasze osiłki odnajdą się w scenach rodem z koszmarów Maxa Payne`a. Ukryte na dalszym planie wątki i zawiłości świata gry w końcu zostaną wyjaśnione i dopowiedziane.

W pierwszym akcie walczymy prawie wyłącznie z Lambentami. Ich wybuchowa natura zmienia nieco specyfikę rozgrywki, zmniejszając rolę strzelby i piły na korzyść broni przeznaczonych do walki na większy dystans. Nowe rodzaje przeciwników pojawiają się regularnie i wymagają skupienia oraz rozważnego wykorzystywania osłon. Jest ich spora różnorodność – od małych wybuchowych pajączków przez przypakowanych piechurów po wielkie bestie, które ginąc paskudzą otoczenie swymi wnętrznościami w promieniu kilkunastu metrów. Niektóre „świetliki” potrafią też mutować: czasami po celnej serii z wnętrza wroga wyskakuje dużo większy od niego stwór, który w dodatku jest jeszcze bardziej zabójczy (kojarzy się to z krewetkami wylatującymi z głów przeciwników w świeżych odsłonach serii Resident Evil).

Lambenci pojawiają się na polu bitwy z pomocą wyrastających spod ziemi pnączy – „emergence holes” Locustów idą w odstawkę.

Szkoda, że stopień trudności jest jeszcze niższy niż ostatnio – pierwszy akt ukończyłem na poziomie Hardcore (łatwiejszym tylko od niedostępnego Insane) i zginąłem raptem kilka razy, zwykle na skutek wybuchu granatu. W pozostałych przypadkach, nawet jeśli powinie nam się noga, wskrzeszą nas towarzysze (nie tak zabugowani jak w Killzonie 3). Czasami nie uda im się dobiec do nas na czas, ale w moim przypadku byli bardzo skutecznym sposobem na nieśmiertelność. Twórcy mówią, że na najniższym poziomie, praktycznie nie można stracić życia. Epic chce, żeby gra była przystępniejsza – ale czy naprawdę obniżanie stopnia trudności to jedyny sposób?

Pierwszy etap gry oferuje zróżnicowane środowisko (lotniskowiec, wioskę, stadion, steampunkowy most) w charakterystycznej dla serii architekturze. Zastosowano przy tym bardzo ciekawy zabieg narracyjny: ten sam przedział czasowy opowiadany jest z dwóch różnych perspektyw. Pierwsza połowa udostępnionego fragmentu rozgrywki to rozpaczliwa obrona lotniskowca przez Marcusa – w drugiej towarzyszymy Cole`owi w poszukiwaniach zapasów dla załogi wśród buntowników opuszczonego miasta Hanover. Wrażenie zrobiła na mnie szczególnie ta późniejsza część, ponieważ ma cięższy, bardziej przygnębiający klimat (rozładowywany niezastąpionym humorem Cole`a Traina). W czasie obrony lotniskowca staczamy m.in. pokazaną w trakcie E3 walkę z bossem – potworem morskim. Mimo zastosowania fajnych, nowych gadżetów (minimechów!) samo starcie nie zapadło mi w pamięć – ot, bardzo typowe strzelanie „w oko”, zaznaczone ładnym kolorem jako słaby punkt kolosa.

Prescott powraca. W jakim celu?

Akcja pierwszego aktu Gears of War 3 jest dynamiczna – lokacje zmieniają się szybko, często oglądamy przerywniki, na każdym kroku dowiadujemy się czegoś ciekawego i istotnego dla całej serii. To znakomite otwarcie, które budzi apetyt na więcej. Miałem również możliwość przetestowania trybu Arcade, który jest czymś w rodzaju „competitive coop” z trzeciego F.E.A.R-a. Gramy w kooperacji z kolegami, ale jednocześnie współzawodniczymy o najlepszy wynik – zliczanie punktów odbywa się na podobnej zasadzie jak w znanym już fanom trybie Hordy. Rozgrywkę dodatkowo możemy zmieniać przez narzucenie modyfikatorów np. ograniczenie dostępnej na mapie amunicji w zamian za większą ilość doświadczenia. Na pewno będzie z tym trochę zabawy, jednak nie ukrywam, że w tym momencie najważniejsze jest dla mnie doświadczenie kampanii w całości.

Gears of War 3 zapowiada się na obowiązkową pozycję dla posiadaczy Xboksów 360. Warto w oczekiwaniu na premierę odświeżyć sobie poprzednie części – to wciąż doskonałe gry, które w ogóle się nie zestarzały. Do zobaczenia na planecie Sera.

Krzysztof Gonciarz

Gears of War 3

Gears of War 3