Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

WildStar Publicystyka

Publicystyka 17 maja 2014, 12:00

autor: Luc

Testujemy grę WildStar – czy tak wygląda pogromca World of Warcraft?

Choć zasłużonemu MMO od Blizzarda od dawna wieszczy się rychłą śmierć, to do dziś nikt nie jest w stanie mu poważnie zagrozić. Sprawdzamy czy WildStar, tworzony przez Carbine Studios, ma jakiekolwiek szanse w starciu z królem gatunku.

WILDSTAR W SKRÓCIE:
  • Sieciowe RPG osadzone w klimatach Sci-Fi.
  • Bardzo dynamiczny i wymagający system walki.
  • Osiem ras i sześć klas do wyboru.
  • Liczne tryby rozgrywki PvE i PvP.
  • Tytuł oparty o miesięczny abonament, ale z możliwością gry za darmo.

Kiedy ponad 10 lat temu wirtualni herosi stawiali swoje pierwsze kroki w Azeroth, prawdopodobnie niewielu spodziewało się, że World of Warcraft nie tylko błyskawicznie stanie się fenomenem, ale że również przetrwa w niemal identycznej formie przez tak długi okres. Choć nowych dodatków, wyzwań oraz bossów otrzymujemy co niemiara, to stosunkowo monotonny schemat ostatecznie zniechęcił wielu graczy do kontynowania swoich przygód. Przypadłość ta dotyka niestety większość współczesnych sieciowych erpegów. Fakt, niekończące się ubijanie królików na pierwszych poziomach ma oczywiście swój niepowtarzalny urok, jeśli jednak wszystkie pozostałe walki również polegają jedynie na staniu w miejscu i naciskaniu klawiszy w odpowiedniej kolejności, radość płynąca z rozgrywki szybko ustępuje znudzeniu. I to właśnie z tym twórcy WildStar usilnie próbowali się zmierzyć. Do samej premiery jeszcze kilka tygodni, jednak na podstawie obszernej, otwartej bety, już teraz wyraźnie widać, czy im się to udało. Ale wszystko po kolei.

Dawno temu, w odległej galaktyce…

Akcja WildStar rozgrywa się na pełnej niespodzianek planecie Nexus, będącej niegdyś we władaniu potężnej rasy Eldanów. Pomimo dysponowania szalenie zaawansowaną technologią, tysiące lat temu z niewyjaśnionych przyczyn zniknęli ze znanej galaktyki, pozostawiając za sobą praktycznie wszystko, co na przestrzeni wieków osiągnęła ich cywilizacja. Choć legendy na temat tego, co można na opuszczonym globie znaleźć, rozpalały wyobraźnię tysięcy łowców przygód, to dokładną lokalizację Nexusa udało się odkryć dopiero po setkach lat poszukiwań. Śmiałek, którym przyjdzie nam pokierować, jest jednym z wielu, którzy ruszyli we wskazanym kierunku z nadzieją na zdobycie wiecznej sławy i niezmierzonych bogactw.

Przemądrzałe hologramy to jedna z wielu pozostałości po Eldanach.

Twórcy do wyboru oddali nam dwie frakcje: Dominium – potężne imperium, chcące poszerzyć swoje wpływy o kolejną planetę, oraz Wygnańców – dla których odkrycie nowego skrawka kosmosu oznacza szansę na stworzenie własnej, niezależnej od rządzących enklawy. Bez względu na to, po której stronie się opowiemy, dosyć szybko przekonamy się, że Nexus kryje w sobie znacznie więcej tajemnic, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać; niewyobrażalna potęga zdaje się być na wyciągnięcie ręki. Nie pozostaje nam więc nic innego, jak ruszenie przed siebie z nadzieją, że to właśnie nam uda się dotrzeć do sekretów planety jako pierwszym.

Testujemy grę WildStar – czy tak wygląda pogromca World of Warcraft? - ilustracja #3

Carbine Studios tworzą ludzie, którzy pracowali nad World of Warcraft w latach jego największej świetności. Zespół założono w końcówce roku 2005 i to właśnie wtedy rozpoczęto pierwsze prace nad konceptem WildStar. Niedługo potem do grona twórców dołączyły osoby mające udział w takich projektach jak Diablo II, StarCraft, Half Life 2, Metroid Prime czy choćby pierwszy Fallout.

Świat należy do odważnych

Główny wątek, choć zapowiadający się interesująco, mimo wszystko nie odbiega zbyt mocno od tego, do czego zdążyły przyzwyczaić nas pozostałe sieciowe RPG. Zbyt wiele niespodzianek nie czeka nas także w samym kreatorze postaci. Do naszej dyspozycji trafiło łącznie osiem mniej lub bardziej standardowych ras, które co prawda szczycą się finezyjnymi nazwami, ale w gruncie rzeczy należą do kanonu gatunku. Po stronie Wygnańców są zwykli ludzie, potężni Granokowie, zwinni Aurini oraz wyrachowani Mordeshowie. Frakcję Dominium z kolei reprezentują zrobotyzowani Mechari, dzicy Drakeni, szaleni Chua oraz wyjątkowo dumni Cassianie.

Kreator postaci niczym nie zaskakuje, ale i tak spędzimy w nim sporo czasu.

W zależności od tego, jakie pochodzenie wybierzemy, możemy wyspecjalizować się w jednej z sześciu klas – Wojownika, parającego się iluzją Espera, Stalkera, Medyka, Inżyniera lub Miotacza Zaklęć, stanowiącego hybrydę czarodzieja i łowcy nagród. Wszystkie na pierwszy rzut oka wyglądają na stosunkowo świeże i oryginalne, w rzeczywistości jednak stanowią powielenie wzorów, które od lat obowiązują w grach tego typu. Ich interesującym urozmaiceniem jest za to tzw. „ścieżka”, którą wybieramy na początku przygody – z pozoru to mało istotna kwestia, w rzeczywistości jednak bardzo mocno wpływa na sposób prowadzenia rozgrywki.

Nie spać, biegać!

WildStar swoje prawdziwe, pionierskie oblicze ukazuje dopiero po tym, gdy uda się nam przedrzeć przez dość standardowy kreator postaci. Na pierwsze symptomy tego, że mamy do czynienia z czymś więcej niż kolejnym klonem World of Warcraft, natrafiamy już przy pierwszej stoczonej walce. Od razu rzuca się w oczy fakt, iż przy oddawaniu strzałów, wymierzaniu ciosów oraz używaniu umiejętności, przed naszym herosem pojawia się charakterystyczne pole, którym musimy wymierzyć w przeciwnika, aby w ogóle w niego trafić. W identyczny sposób działa to i w drugą stronę – nasi rywale nieustannie do nas celują, a jednym skutecznym sposobem unikania obrażeń jest w tym przypadku wykonywanie uników.

Nawet w starciach z podrzędnymi przeciwnikami sporo się nabiegamy.

Poszczególne umiejętności oraz ataki różnią się od siebie nie tylko siłą, ale i zasięgiem oraz częstotliwością, co skutecznie wymusza na graczach nieustanny ruch. Bez względu na to, czy naszą rolą jest przyjmowanie obrażeń czy leczenie towarzyszy, stojąc jak kołek w miejscu absolutnie niczego nie wskóramy. Z drugiej strony, pokonanie przeciwnika przy którym musimy się zdrowo wygimnastykować daje nadspodziewanie dużą satysfakcję i sprawia, że nawet do najmniejszego starcia podchodzi się z przyjemnością. Wprowadzony element zręcznościowy jest szczególnie widoczny w walkach z bossami i bardziej wymagającymi kreaturami – przebywanie w polu ich ataku z reguły kończy się błyskawiczną śmiercią.

Tylko dla najwytrwalszych

Testujemy grę WildStar – czy tak wygląda pogromca World of Warcraft? - ilustracja #3

Oprócz wymienionych w tekście trybów rozgrywki skupionych na PvE, w WildStar znalazło się także kilka wariacji PvP. Oprócz zwykłych i rankingowych batalii toczonych w dziesięcioosobowych drużynach, zagramy również w tzw. Warplots, gdzie zmierzy się ze sobą jednocześnie nawet 80 graczy. W tym trybie tworzymy własną twierdzę, którą mamy następnie za zadanie obronić przed przeciwną drużyną.

Umierać podczas walki będziemy wbrew pozorom stosunkowo często. Co silniejsi przeciwnicy w WildStar potrafią być bowiem niezwykle bezlitośni i rzadko kiedy wybaczają choćby najmniejsze błędy. Doskonale uwydatnia się to podczas tzw. Przygód oraz Instancji. Pierwsze składają się z serii wykonywanych w grupie misji, podczas, których natrafimy na kilku mocniejszych rywali. Choć stanowią niekiedy spore wyzwanie, nijak mogą się mierzyć z bestiami, które napotkamy w Instancji. Odblokowywane już na poziomie 20, na pierwszy rzut oka wyglądają jak każda inna rozgrywka tego typu w jakimkolwiek MMO, jednak już pierwsze starcie z minibossem błyskawicznie nauczy nas pokory. Dysponując szeroką gamą zróżnicowanych ataków nie tylko potrafią oni bowiem zabić pojedynczym ciosem, ale do tego nieustannie zmieniają taktykę. Pojedyncze przejście danego poziomu nie oznacza więc końca niespodzianek! Przy kolejnym podejściu walka z pewnością będzie wyglądała odrobinę inaczej i wszystko wskazuje na to, że tradycyjne „rozpisywanie” bossów w przypadku WildStar po prostu przestanie być możliwe.

Nawet na niższych poziomach bossowie potrafią dać nieźle w kość.

Sama otwarta beta nie pozwalała niestety na wypróbowanie interesująco zapowiadających się 20- i 40-osobowych rajdów. Carbine Studios dosyć szczegółowo zapowiedziało jednak, czego możemy się spodziewać. O ile wspomniane Przygody i Instancje zapewniają zabawę na około 30-45 minut, o tyle w tym przypadku do ukończenia poziomu w całości będziemy potrzebować nawet do sześciu godzin! Wszyscy przeciwnicy mają być także o wiele bardziej wymagający, a finalni bossowie zasypią nas gradem ciosów, których uniknięcie wymagać będzie nie tylko doskonałej taktyki, ale i nie lada zręczności. Starcia mają być więc szalenie trudne, ale jednocześnie za każdym razem będziemy jasno wiedzieli, w którym momencie podwinęła się nam noga. Twórcy wyraźnie przyznają, iż ogólne rozpracowanie stosowanej przez bossa taktyki będzie możliwe stosunkowo szybko, jednak dojście do wymaganej perfekcji nawet najbardziej zgranym grupom zajmie przynajmniej kilka tygodni.

Małe, a cieszy

Równie zaawansowany (choć zdecydowanie mniej czasochłonny) jest za to system craftingu. Szczerze przyznam, że nieomal we wszystkich dotychczasowych MMO, które wpadły w moje ręce, po kilku początkowych próbach omijałem ten obszar z daleka. Szukanie nowych formuł oraz bieganie po jaskiniach za surowcami nigdy specjalnie mnie nie pociągało, ale w WildStar postanowiłem raz jeszcze dać szansę rzemieślniczej profesji… i nie zawiodłem się ani trochę! Choć nie unikniemy mozolnego wydobywania potrzebnych materiałów, sam system tworzenia przedmiotów doskonale trafi w gusta osób, które nuży monotonne, bezmyślne klikanie. Zamiast tradycyjnej listy z dostępnymi opcjami otrzymujemy niewielką „mapę”, na której odhaczamy, jaki przedmiot chcemy wykuć. Następnie, poprzez dobór właściwych składników, próbujemy przesunąć celownik w odpowiednie miejsce i gdy się nam to uda – otrzymujemy finalny produkt.

Crafting jest intuicyjny i przy odrobinie umiejętności daje świetne rezultaty.

Podobne minigierki spotkamy w WildStar praktycznie na każdym kroku – aktywowanie panelu wymaga naciskania klawiszy w odpowiednim tempie, wyzwolenie się z pułapki szybkiego duszenia „W”, a rozbrojenie bomby zapamiętania właściwej kombinacji. Wariacji jest naprawdę sporo, ale dzięki temu nieustannie na ekranie coś się dzieje i nawet w momencie, w którym akurat nie walczymy, gra wyciska z naszej klawiatury siódme poty. Twórcy przygotowali dla nas również całą masę usprawnień, znacznie ułatwiających lub wzbogacających klasyczne elementy każdego MMORPG. Dzięki temu tytuł pozbawiony jest jakichkolwiek większych przestojów, a gracz nie ma poczucia marnowania czasu. Przykładowo – zamiast biegać do odległej wioski, aby „zaliczyć” wykonane przed chwilą zadanie, możemy skorzystać po prostu z holokomunikatora i skupić się na kolejnych wyzwaniach.

Zabawa niczym z bajki

Oprawa graficzna WildStar utrzymana jest w stylistyce podobnej do World of Warcraft, co przysporzy tytułowi zapewne tyle samo zwolenników, co przeciwników. Pomijając jednak indywidualne preferencje, trzeba przyznać, iż większość dostępnych w becie lokacji skomponowano w wyjątkowo ciekawy sposób, a i samo ich zróżnicowanie nie pozostawia miejsca do narzekań. Lekko pastelową grafikę trzeba po prostu lubić, ale jeśli komuś nie przeszkadza feeria barw rodem z cukierni, będzie całością wręcz zachwycony. Jedynym mankamentem nadmiernej jaskrawości i wszechobecnej efektowności jest praktycznie zerowa widoczność podczas walki w trybie PvP. Już przy starciach 10 na 10 fruwające po mapie lasery i nieustanne wybuchy tworzą tak ogromny, kolorystyczny chaos, że zazwyczaj trudno się w ogóle połapać, w kogo powinniśmy strzelać, a kto jest naszym sojusznikiem.

Przy tak dużej ilości przeciwników, najlepiej strzelać do wszystkiego, co się rusza.

Póki co nienajlepiej wygląda także kwestia stabilności gry. Choć w testowych wersjach nieustanne błędy systemowe oraz braki uniemożliwiające ukończenie danego fragmentu są zrozumiałe, fakt ich występowania w tak dużej ilości na dwa tygodnie przed premierą może odrobinę niepokoić. Na szczęście momenty frustracji wywoływane kolejnym resetem aplikacji skutecznie łagodzi wszechobecny w grze humor. Nawet jeśli nie uwzględnimy przezabawnych kreacji co poniektórych postaci, nie sposób przejść obojętnie obok przekomicznych chwilami dialogów mieszkańców miasta czy też monologów, które wygłasza do nas automatyczna taksówka podczas podróży. Twórcy na szczęście nie próbują nas rozbawić na siłę i humorystyczne wstawki w sensowny sposób przeplatają się z poważną, fabularną narracją.

Prawie nic nie ma za darmo

Odrobinę mniej zabawnie robi się jednak, gdy przyjrzymy się modelowi finansowania WildStar. Choć udział w otwartej becie nic nie kosztuje, wraz z oficjalną premierą gry za możliwość korzystania z niej przyjdzie nam zapłacić miesięczny abonament. Granie całkowicie za darmo jest jednak możliwe. Wszystko dzięki systemowi C.R.E.E.D. nagradzającemu najbardziej aktywnych graczy możliwością wykupienia abonamentu za wirtualną walutę od innych osób. Na papierze wszystko wygląda fantastycznie, ale jak sprawdzi się w praktyce? Twórców oczywiście należy pochwalić za próbę wdrożenia rzadko eksploatowanego modelu, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że skorzystają na nim jedynie nieliczni. Z drugiej strony – miesięczne subskrypcje to gwarancja nieustannego poszerzania zawartości oraz rozwijania gry, co z pewnością pozytywnie odbije się na jej żywotności.

Wędrowcze, pokaż mi swoje towary.

Nie do końca wiadomo także, który segment rynku WildStar planuje zdobyć. Wymagające ogromnego poświęcenia rajdy to z jednej strony jawna próba podkradnięcia części wiernych fanów kultowemu World of Warcraft, z drugiej jednak strony dynamiczna rozgrywka to oczywisty apel do tych, którym tradycyjna, klikana formuła już się przejadła. Kilka nowych, świeżych pomysłów faktycznie może przypaść do gustu publice, która traktowała do tej pory sieciowe RPG po macoszemu, ale zapewne większość z nich zrezygnuje już w przedbiegach z uwagi na abonament. Podobnych sprzeczności w WildStar jest cała masa i chwilami można odnieść wrażenie, że twórcy próbując złapać zbyt wiele srok za ogon umieścili w grze coś dla każdego, na niczym się konkretnie nie skupiając. Z oceną tego, jak sprawdzi się takie podejście, trzeba będzie jednak poczekać przynajmniej kilka miesięcy.

Za chwilę zaczynamy!

Nie oznacza to bynajmniej, iż w WildStar nie gra się przyjemnie – długie chwile spędzone na bitwach PvP, przemierzanie instancji oraz wielogodzinne bieganie i latanie po ogromnym świecie mogę śmiało uznać za niezwykle satysfakcjonujące. Szalenie angażujący model walki i interakcji ze światem nie pozwala się nudzić ani przez chwilę, a nowe wyzwania przyciągają do ekranu z magnetyczną siłą. Jednak o tym, czy tytuł od Carbine Studios będzie na dłuższą metę w stanie nawiązać walkę z World of Warcraft, zadecyduje najprawdopodobniej rozmiar oraz jakość endgame’u, do którego w becie niestety nie ma dostępu.

Czy WildStar okaże się strzałem w dziesiątkę?

Jeśli twórcy zrobią go tak dobrze, jak zapowiadają, gra może mieć przed sobą fantastyczną przyszłość. Jeżeli jednak podwinie im się noga i rozgrywka na maksymalnym poziomie będzie oferować jedynie tradycyjne, niekończące się grindowanie – wróżę jej szybkie przejście na model free-to-play i patrzenie z zazdrością na populację graczy na serwerach Blizzarda. Bazując na tym, co udostępniono nam do tej pory, można jednak śmiało zaryzykować stwierdzenie, iż WildStar w dniu premiery nie stanie do pojedynku z królem gatunku pozbawiony jakichkolwiek szans. Na razie nie wygląda wprawdzie na pogromcę World of Warcraft, jednak nowy, interesujący charakter rozgrywki z pewnością przemówi do graczy znudzonych statycznymi MMO. Co z tego wyjdzie? Przekonamy się już niedługo.

WildStar

WildStar