Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Trine 3: The Artifacts of Power Publicystyka

Publicystyka 25 kwietnia 2015, 11:55

Testujemy grę Trine 3 - śliczny skok w trójwymiar

Z dwuwymiarowych plansz poprzedniczek przenosimy się w pełen trójwymiar. Czy poczynione przez twórców Trine 3 zmiany nie spowodują, że seria zatraci swój charakter?

TRINE 3 W SKRÓCIE:
  1. swoboda poruszania się w trójwymiarowym świecie;
  2. brak możliwości sterowania kamerą;
  3. porcja jeszcze trudniejszych zagadek;
  4. dobrze działająca fizyka obiektów;
  5. prześliczna wizualnie.

Chyba nie ma wśród graczy osoby, której poprzednie dwie części Trine zupełnie nie przypadły do gustu. Interesująca mechanika pożyczona z klasyka logicznych platformówek, czyli The Lost Vikings, nienaganny poziom trudności i prześliczna grafika stawiają oba dzieła ekipy Frozenbyte wśród najciekawszych propozycji jakie do zaoferowania ma ten gatunek. Do tej pory jednak cała zabawa ograniczała się do widoku tzw. 2.5D, w którym bohaterowie przemierzali dwuwymiarowy świat (choć również zbudowany z brył 3D) mogąc poruszać się jedynie w prawo lub lewo, bez możliwości wejścia „w głąb ekranu”. Trine 3: The Artifacts of Power w końcu zmienia ten stan rzeczy i oferuje pełny trójwymiar.

Po raz trzeci rodzi się przymierze bohaterów.

Trudno po godzinnej zabawie wyrokować o ostatecznej jakości tej gry, tym bardziej, że znajduje się ona wciąż w fazie produkcji, niemniej jednak już teraz nic nie stoi na przeszkodzie, aby przetestować kilka poziomów w ramach wczesnego dostępu, jaki jest oferowany na Steamie. To jednak wystarczająco dużo czasu na zaprezentowanie zmian, jakie zachodzą w Trine na naszych oczach. Podstawowe pytanie brzmi więc, czy przeniesienie akcji w 3D nie powoduje, że gra traci swoją tożsamość?

Trine 3 pomimo przejścia w trzeci wymiar nadal pozostaje piękną grą.

Śmiem już teraz zaryzykować tezę, że nic takiego absolutnie nie będzie miało miejsca. Frozenbyte doskonale wie co chce osiągnąć, nie gubiąc jednocześnie tego charakterystycznego „feelingu”, i mechaniki, które towarzyszyły nam przy kontakcie z poprzednikami. Wszystko jest na swoim miejscu, choć oczywiście pewne drobne zmiany będą wymagały od nas nauczenia się Trine’a od nowa. Również trójwymiarowość, o której pisałem wyżej ma swoje ograniczenia – nie mamy żadnego wpływu na ruch kamery, która automatycznie ukazuje akcję z jak najlepszej perspektywy. Gdyby poszukać analogii w świecie gier wideo i wskazać tytuł, w którym sposób przedstawienia akcji rozwiązano w podobny sposób, to byłby to Crash Bandicoot. Jednak nie obawiajcie się, bohaterowie Trine 3 nie zamieniają się w zbieraczy jabłek. Stare zamczyska, dżungla pełna starożytnych budowli i słoneczne plaże usiane wrakami statków – w takie miejsca zabierze nas nowe dzieło firmy Frozenbyte.

Po zakończeniu przygód w Trine 2 trójka protagonistów – Zoya, Amadeus i Pontius – zapragnęła żyć dalej życiem zwykłych śmiertelników. Kiedy jednak złe moce ponownie zaczynają zagrażać światu, muszą jeszcze raz zjednoczyć się i stawić czoła siłom ciemności. Jak powiedział wuj Ben do młodego Petera Parkera: „z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność”.

Zoya na skraju dżungli.

Łuczniczka, rycerz i czarodziej. Każde z nich dysponuje odmiennymi zdolnościami i tylko łącząc ich umiejętności będziemy w stanie dotrzeć do końca każdego z etapów w trybie kampanii. Postaciami steruje się bardzo intuicyjnie, ale w przypadku czarodzieja wymagało to dłuższej chwili przyzwyczajenia. Amadeus wyczarowuje wielkie sześciany automatycznie, nie musimy już kreślić kursorem odpowiedniego kształtu, ale manipulacja takim blokiem w trójwymiarowej przestrzeni wymaga odrobiny ćwiczeń. Tym bardziej, że gra w obecnym stadium pozbawiona jest ułatwiających okiełznanie mechaniki tutoriali. Poza tym twórcy postawili na otwarcie granic świata przedstawionego, w związku z czym prawie nie natkniemy się na sztuczne bariery w postaci niewidzialnych ścian. Dlatego też dodatkowej uwagi wymaga już samo to, by nie wypaść po prostu poza samą planszę, o co naprawdę nie jest trudno. Przyznam szczerze, że po raz pierwszy chyba znalazłem się w sytuacji, w której zatęskniłem jednak za podobnymi ograniczeniami. Choćby w chwili, kiedy postanowiłem popływać w morzu, w którym w żaden sposób nie da się dostrzec granicy między geometrią poziomu a niebytem.

To jednak nic w porównaniu do frajdy, jaką daje zabawa w Trine 3. Gra stawia przed nami tyle nowych, fantastycznych doznań i zagadek, że nie sposób się od niej oderwać. O atrakcyjności zabawy w ogromnej mierze decyduje fizyka odpowiedzialna za interakcje obiektów, której na obecnym etapie niewiele można zarzucić. Może ciut razi ich przenikanie w trakcie potyczek z przeciwnikami, ale poza tym nie ma się do czego przyczepić.

A gdzie Jack Sparrow?

Dosyć często musimy wykorzystywać umiejętność łuczniczki do przeciągania obiektów za pomocą sznura. Trójwymiarowość lokacji pozwala zastosować sztuczkę polegającą na tym, że taki sznur można owinąć wokół pala czy podczepić pod skrzynię, aby żądany obiekt pozostał w odpowiedniej pozycji (np. wysuwający się tłok). Miejsca, o które możemy podczepić sznur są predefiniowane, jak w poprzednikach. Chwili przyzwyczajenia wymaga jednak dobieranie odpowiedniej odległości, z jakiej podczepimy się pod obiekt. Po tej czynności nie ma już bowiem możliwości wydłużenia lub skrócenia liny. Czasem chwilę może potrwać zanim za trzecim czy czwartym razem uda nam się dobrać odpowiednią długość. Nieco chaotycznie ma się sprawa z wypuszczaniem strzał z łuku. Co prawda gra dość sprawnie pozwala na niemalże automatycznie namierzanie przeciwników i głębia przestrzeni nie sprawia przy tym żadnych kłopotów, ale po naciągnięciu cięciwy w trakcie eksploracji musimy pamiętać o wypuszczeniu strzały, o czym zdarzało mi się zapominać.

Przekroczenie rwącego potoku wymaga kilku sztuczek.

Trójwymiarowy świat zbudowany na zasadzie różnic wysokości to idealne miejsce dla Pontiusa, który potrafi szybować nawet na spore odległości, używając własnej tarczy w charakterze spadochronu. Tą sterujemy podobnie jak w poprzednich częściach, wyginając odpowiednio prawą gałkę pada, choć tym razem rycerza pozbawiono możliwości ochrony poprzez uniesienie tarczy ponad głowę. Za to sprawnie zrealizowano możliwość odbijania ognistych pocisków.

Szybowanie na większe odległości umożliwia tarcza Pontiusa.

Nowa konstrukcja poziomów to raj dla prawdziwych eksploratorów. Trzeci wymiar pozwala na ukrycie na planszy wielu znajdziek, których odnalezienie jest bardziej problematyczne niż w obu poprzednich odsłonach gry i co oczywiste, wymaga większej uwagi i dociekliwości. Zbyt dociekliwi mogą ginąć jak muchy wypadając poza planszę, o czym pisałem wyżej. Na szczęście system checkpointów, w których martwi bohaterowie odradzają się z połową liczby punktów życia, jest zaprojektowany bardzo sensownie.

W Trine 3 pojawia się także tryb wyzwań dla bohaterów. Są to niezbyt długie poziomy, w których sterujemy tylko jedną postacią. Musimy pomysłowo wykorzystać jej możliwości, aby dobrnąć do końca planszy. Na razie w ramach wczesnego dostępu umożliwiono ukończenie dwóch takich poziomów przeznaczonych dla łuczniczki. Niewykluczone, że twórcy za jakiś czas udostępnią więcej wyzwań dla pozostałych postaci.

Na jednym z poziomów zmierzymy się z bossem.

Bez dwóch zdań na Trine 3 warto czekać. Zapowiada się, że kolejna odsłona, pomimo pewnych zmian, będzie grą uszytą co najmniej na miarę poprzedniczek. Jeśli nie lepszą. Udostępnione poziomy były świetnie zaprojektowane i wymagały sporo kombinowania, aby je ukończyć. Gra jest prześliczna, będzie wspierać mody użytkowników i z całą pewnością zaskarbi sobie wielu nowych fanów. Szykuje się kolejna perełka.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Trine 3: The Artifacts of Power

Trine 3: The Artifacts of Power