Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

The Order: 1886 Publicystyka

Publicystyka 13 grudnia 2014, 14:47

Testujemy demo gry The Order: 1886 - bilet na festiwal skryptów

Opublikowane dotąd filmy z gry The Order: 1886 dość jasno sugerowały, że świetnie prezentujący się wizualnie produkt, w dużej mierze napędzany będzie skryptami. Demo nowego dzieła studia Ready at Dawn przekonało nas, że tak jest w istocie.

W mijającym roku użytkownicy konsoli PlayStation 4 nie byli przesadnie rozpieszczani przez firmę Sony, przynajmniej w kwestii gier stworzonych na wyłączność. Owszem, otrzymali oni kilka tytułów ekskluzywnych, ale z pewnością nie były to produkcje z gatunku systemsellerów, zachęcających do kupna dostępnego od dłuższego czasu urządzenia. Kolejne dwanaście miesięcy zapowiada się w tej kwestii zdecydowanie lepiej. Późną jesienią nadejdzie długo oczekiwana czwarta odsłona cyklu Uncharted, wcześniej zagramy w Bloodborne, ale też duże nadzieje pokładane są w The Order: 1886 - opowieści osadzonej w klimatach wiktoriańskiej Anglii, która trafi do sklepów już w połowie lutego. Przez długi czas japoński koncern karmił nas różnej maści filmikami z tej gry, nadszedł jednak czas, by wypróbować wspomniane dzieło w akcji. Umożliwiła to półgodzinna wersja demonstracyjna, dzięki której przeżyliśmy jeden z rozdziałów sagi o zakonie rycerzy, broniących ludzi przed atakami bezwzględnych potworów.

Demo rozpoczyna się efektownym wejściem członków zakonu na pokład.

Akcja wspomnianego dema dzieje na pokładzie sterowca Agamemnon, który unosi się nad Londynem. Warto tu od razu zaznaczyć, że gra oferuje alternatywną wersję rzeczywistości, dlatego nie powinniśmy się dziwić, że w roku 1886 zeppeliny w ogóle istnieją. The Order nie ma nic wspólnego z wiernym odtwarzaniem historii - to opowieść z pogranicza fantastyki, której twórcy pofolgowali sobie na różne sposoby. Wróćmy jednak do naszych bohaterów, wkraczających do aerostatu po uprzednim opuszczeniu się na linach. Sir Gallahad i jego dzielne komando ma do wykonania w środku kilka ważnych zadań. Rycerze najpierw zabezpieczają kabinę pilotów, by objąć kontrolę nad latającą machiną, a następnie rozpoczynają nierówną walkę z rebeliantami, którzy próbują dokonać zamachu na ważnej z punktu widzenia fabuły postaci.

W The Order pojawia się kilka minigier, jakby autorzy chcieli nas zapewnić, że to wciąż jest gra.

The Order już na samym początku dema zdradza nam swój charakter – jest to gra akcji nafaszerowana skryptami w sposób wręcz niewyobrażalny. Faktyczny gameplay jest tu tak naprawdę jedynie dodatkiem do opowieści, użytkownik nigdy nie otrzymuje pełnego dostępu do umiejętności Gallahada i nie może wykonywać powierzonych zadań w wygodny dla niego sposób. Deweloperzy decydują tutaj absolutnie o wszystkim – to oni wyznaczają miejsca, w których się skradamy, oni również odblokowują noszoną przez rycerza broń palną, kiedy przyjdzie czas na strzelanie. Sterowanie naszym podopiecznym przypomina prowadzenie psa na smyczy, oglądane z perspektywy czworonoga. Niby możemy poruszać się w dowolnym kierunku, ale tak naprawdę nie oddalimy się zbyt daleko, bo nasze ruchy krępowane są przez skrypty. Produkt studia Ready at Dawn w ogóle nie oferuje tradycyjnej eksploracji – chadzamy wyłącznie wąskimi korytarzami lub po bardzo ograniczonych przestrzeniach, gdzie dochodzi do walk z użyciem broni palnej.

Sir Gallahad, wąs obowiązkowy.

Skrypty są zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem The Order: 1886. Respekt budzi płynność z jaką deweloperzy przechodzą od fragmentów gameplayowych do przerywników filmowych stworzonych na silniku gry. Czasami trudno się połapać czy mamy do czynienia jeszcze z rozgrywką, czy już z zainscenizowanymi partiami opowieści. Mimo dużej liczby cut-scenek nie można jednak choćby na moment odłożyć pada, często w trakcie podziwiania piekielnie dobrych animacji nagle musimy wykonać quick time event, decydujący o życiu naszym lub towarzyszących nam osób. Gra w bardzo brutalny sposób karze za wszelkie niepowodzenia związane z wduszaniem wyświetlanych na ekranie przycisków. Jeśli zawalimy QTE, natychmiast giniemy i całą scenę trzeba powtarzać od nowa. Checkpointy osadzone są bardzo gęsto, więc ewentualnie wtopy nie irytują jednak tak mocno.

Niestety, wszechobecne skrypty ujawniają też ewidentną wadę gry, którą zauważyłem już na starcie obcowania z demem. Podczas skradania się po pokładzie sterowca, przemknąłem obok dwóch rozmawiających strażników. Cierpliwie wysłuchałem o czym dyskutują, a następnie jedynym dostępnym korytarzem dostałem się w ich pobliże, by dokonać cichej egzekucji najpierw na jednym, potem na drugim delikwencie. Załadowałem stan gry od ostatniego punktu kontrolnego i powtórzyłem wspomnianą scenę. Tym razem jednak zignorowałem dialog i od razu pomknąłem kierunku oponentów, co trwało dosłownie kilka sekund. Kiedy znalazłem się w pobliżu wrogów, ze zdziwieniem zauważyłem, że wartownicy w ogóle nie stoją obok siebie, zamiast tego znajdują się już na wyznaczonych przez autorów szlakach patrolowych, które nawiasem mówiąc, są zawsze takie same. Niewidzialny trigger uaktywnił po prostu kolejny skrypt kiedy biegłem korytarzem, a ten z kolei teleportował obu wrogów na przewidziane z góry pozycje. Nieładnie. Przy okazji warto dodać, że podczas etapów skradankowych strażników zabić da się wyłącznie nożem, po uprzednim zbliżeniu się do nich na niewielką odległość. Gallahad nosi przy sobie całkiem niezły arsenał broni palnej, ale nie da się przeciwników po prostu zastrzelić. Nie można również uciec, jeśli przypadkiem zostaniemy zauważeni – rywal wyciąga swój pistolet i w mgnieniu oka oddaje śmiercionośny strzał. Taki sam koniec podziwiamy po spaleniu QTE odpowiedzialnego za ciche zabójstwo.

Kuchenne egzekucje

W późniejszym fragmencie dema można też odrobinę postrzelać, oczywiście w momencie, kiedy pozwoli nam na to gra. Gallahad potrafi przyklejać się do osłon, może również zmieniać swoją pozycję i eliminować wrogów przy pomocy rozmaitych środków zagłady, dostępne są nawet granaty dymne. Oczywiście liczba niemilców jest z góry ograniczona skryptem, więc po zabiciu jednej grupy spokojnie maszerujemy do następnej lokacji, by załatwić kolejną bandę obszarpańców. Sekwencje te stanowią dość miłą odmianę po etapach skradankowych, które pokonujemy jak po sznurku, mamy tu bowiem nieco większą niż zwykle swobodę. Sama mechanika strzelania wykonana jest poprawnie, cieszy również, że rywale nie biegną w kierunku gracza jak owieczki na rzeź, ale próbują wykorzystywać elementy otoczenia do prowadzenia ognia z bezpiecznej pozycji.

Strzelanie stanowi miłą odmianę po oskryptowanych scenach skradankowych.

Od strony wizualnej gra prezentuje się wybornie. Animacje to światowa czołówka, co widać nie tylko na piekielnie dopracowanych przerywnikach filmowych, ale także we fragmentach gameplayowych. Efekt psują trochę czarne pasy zmniejszające rozdzielczość ekranu, jednak ten zabieg jest podobno zamierzony - ma on sprawić, że produkt jest bardziej filmowy. Osobiście w to nie wierzę i jestem przekonany, że w pełnym full HD konsola nie poradziłaby już sobie z wyświetlaniem bogactwa wylewającego się z telewizora, ale przymknijmy na to oko – nie drażni to bowiem aż tak mocno, a ogólne wrażenie jest znakomite. Świetnie sprawdza się mdła kolorystyka, ziarno i widoczny w trakcie poruszania się efekt rozmycia. Dzięki takim zabiegom świat w The Order: 1886 wygląda odpowiednio „staro”, co koresponduje zarówno z czasem, jak i miejscem akcji. Nałożone filtry podkreślają również sugestywny klimat całej opowieści.

Gra miażdży przywiązaniem do detali w projekcie lokacji.

Demo The Order: 1886 było krótkie, ale dość dużo powiedziało nam o charakterze gry – nie mamy bowiem wątpliwości, że opisane wyżej rozwiązania zostaną zastosowane również w innych etapach. Autorom nie chodziło o to, żeby zaoferować graczowi pełną swobodę, skupili się bardziej na zaprezentowaniu efektownego widowiska. Sztuka ta im się niewątpliwie udała, bo produkt studia Ready at Dawn wygląda kapitalnie. Kiedy jednak zaczniemy kopać głębiej w mechanice rozgrywki, zauważymy jej ewidentne braki, zwłaszcza podczas powtarzania tych samych fragmentów epizodu. Sami sobie odpowiedzcie czy taka forma interaktywnego filmu Wam w stu procentach odpowiada, bo jeśli liczycie na podobne doznania, jak choćby w The Last of Us, srogo się zawiedziecie. Ja chętnie The Order: 1886 sprawdzę, choć już teraz jestem przekonany, że będzie to krótka, na dodatek jednorazowa przygoda. Dokładnie tak, jak to było w przypadku The Walking Dead firmy Telltale Games.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

The Order: 1886

The Order: 1886