Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Call of Duty: Warzone Publicystyka

Publicystyka 21 maja 2020, 16:45

Takie czasy, że zabawa w wojnę pozwoliła mi zachować przyjaciół

Call of Duty: Warzone przeniosło moje życie towarzyskie do fikcyjnego Verdanska. Gorzej, że w ślad za nim poszły również moje problemy.

Marcin, lat 29, dołącza do gry po raz pierwszy. Gra na laptopie z podłączoną myszą, bo wydaje się mu, że to tysiąc razy lepiej niż na padzie. Wcale mu to nie pomaga. Giniemy razem, kilka minut po zrzucie na Verdansk. Rozmawiamy przez mikrofony i po głosie słyszę, że nieszczególnie dobrze się bawi. Przy drugiej lub trzeciej grze, ścigani przez kule, ukrywamy się w jednym z domków. Gdzieś w oddali rozlegają się strzały, przelatuje śmigłowiec, przejeżdża ciężarówka. Słyszymy skrzypienie podłogi, otwieranie drzwi. Zyskujemy pewność, że nie jesteśmy w tym domku sami. Giniemy chwilę później – snajperska kula powala najpierw mnie, a potem próbującego mi pomóc kolegę. Napięcie, ekscytacja i uczucie zagrożenia działają i tego dnia gramy do drugiej albo i trzeciej w nocy.

Jest nas pięciu, więc czasami jedna osoba pozostaje w odwodzie. Dzięki temu niemal zawsze ktoś chce grać; kusi i namawia innych, psując im plany, życie, związki. Niektórych z nich ostatni raz widziałem w lutym, bo znamy się z reala już naprawdę wiele lat. Przed epidemią spędzaliśmy mnóstwo czasu w krakowskich pubach na dartach. Była to nasza odrobinę patologiczna forma wspólnej rozrywki. Potrafiliśmy spotkać się, aby przez kilka godzin grać w rzutki w zadymionej spelunie, zarywać nocki, zawalać dnie, przychodzić do pracy z podkrążonymi oczami. W czasie tych spotkań w pewnym momencie zupełnie przestawaliśmy rozmawiać – wymienialiśmy tylko informacje. Czyja kolej, gdzie moje rzutki, kto mnie wyzerował, kto rzucił środek, czy gramy z double-outem? 301, 501 czy cricket? I oczywiście: kto teraz stawia?

To my na chwilę przed desantem na Verdansk.

Agresywna terapia

Pewnie każdy z nich przychodził na te spotkania w innym celu. Ja tam po prostu uwielbiałem spędzać z nimi czas i odpoczywać po ciężkim dniu. Wśród kumpli, w miejscu, w którym znam barmana, a z głośników leci bezkompromisowy i prosty punk rock. Nie należę też do ludzi szczególnie wylewnych: nie dzielę się wszystkim, co we mnie grzmi, wrze i bzyczy. W większości sytuacji wystarczy mi zwyczajny kontakt, zdawkowe rozmowy, głupie żarciki i docinki. Prosta męska znajomość.

Oczywiście ta „prosta męska znajomość” zasadzała się na godzinach spędzonych na rozmowach, dysputach i kłótniach. Wiedzieliśmy, że wspólne spędzanie czasu wychodzi nam dobrze, nawet jeśli wydaje nam się, że wiemy już o sobie wszystko. Znaliśmy swoje atuty, ale jeszcze lepiej poznaliśmy swoje wady. Być może dlatego Call of Duty: Warzone jest grą, która tak potwornie nas wciągnęła. Spotykanie się w wirtualnym lobby gry i na Discordzie stało się dla nas jak przyjście do pubu po pracy. Co tam u Ciebie? Jak życie? Jak w robocie? Co u dziewczyny? Gdzie lecimy? Robimy kontrakty? Kto ma amunicję do snajperki?

Oto gułag - trafiamy tu po śmierci. Twoi koledzy z drużyny – jeśli trafią z Tobą – mogą informować cię o pozycji przeciwnika.

Widzicie, jestem osobą raczej trudną. Trzeba nauczyć się mnie lubić, tolerować i ze mną żyć. A przecież nikt wcale nie musi tracić na to czasu! Z niekłamanym więc podziwem patrzę na tych, którzy decydują się znosić moje humory. Od jakiegoś czasu zastanawialiśmy się ze znajomymi – szczególnie w okresie surowego lockdownu – jak możemy się spotkać i nie stracić kontaktu. Próbowałem dołączać do spotkań na kamerkach. Jednak granie w wirtualną Magię i miecz po raz 50 niekoniecznie każdemu się spodoba. Pewnego razu jakimś cudem udało mi się przekonać ich do Warzone’a. I się zaczęło.

Wyboista droga do nałogu

Nie jesteśmy w tym zbyt dobrzy. Choć w grach „solo” większość z nas ma za sobą wygraną, tak drużynowo osiągnęliśmy co najwyżej drugie miejsce. Brakuje nam przede wszystkim dyscypliny. Nasza improwizowana komunikacja głosowa – trochę z powodu crossplaya, a trochę za sprawą faktu, że to ich pierwsza gra online – rzęzi, huczy, szumi i przeszkadza. W czasie clutcha 1 na 1, zamiast zachować ciszę, ktoś w drużynie żali się na swoją niecelność (i wręcz nadnaturalną celność przeciwnika).

Dawid, do którego już przylgnęła ksywka „generał”, bo z lubością wydaje rozkazy, również te, które posyłają nas do wszystkich diabłów, co rusz znika z Discorda. Marcin ma założone dwie pary słuchawek – pchełki do dźwięków z gry, a na nie te większe, w których słyszy nas. Paweł komunikuje się, wykorzystując wyłapujący szumy i otoczenie mikrofon telefonu, a Łukasz pierwszy raz w życiu gra na padzie w strzelankę. Do tego ja – szarżujący bez sensu, niesubordynowany, śpiewający do mikrofonu fircyk i błazen. Spotkanie tego rodzaju parszywej piątki w Warzonie – to musi być naprawdę przeżycie i traumatyczna przygoda dla naszych przeciwników.

Takich jak my jest na świecie już rzekomo 60 milionów. Z różnych kontynentów i różnych krajów – w różnym wieku, różnego pochodzenia, przekonania i wykształcenia. Grałem z randomowymi Polakami, którzy mieli problem z poprawnym złożeniem prostego zdania po polsku. Grałem też z takimi, którzy operowali słowem jak poeci na greckich sympozjach. Warzone w chwili zabójstwa uruchamia mikrofony przeciwnika, więc przez sekundę możemy słyszeć jego reakcję. Raz, gdy skończyła mi się amunicja, zatłukłem gracza kolbą. Warzone uruchomił mikrofon i po drugiej stronie usłyszałem około ośmioletniego chłopca, który zapłakanym głosem krzyknął do mnie: „I HATE YOU!”.

Rozgrzewka przed desantem – czas na suche żarty i pokrzepiające wyzwiska.

Kilka dni po rozpoczęciu wspólnych meczów (i parokrotnym budzeniu sąsiadów w nocy okrzykami: „Z PRAWEJ! Z LEWEJ! UWAŻAJ! NAD TOBĄ!!!”) ktoś z nas w końcu zauważa, że Warzone staje się naszym problemem. Mówimy o tym w żartach, ze śmiechem. Nikt przecież nie myśli, że gra może być tak destrukcyjna jak alkohol czy narkotyki.

Ja uświadamiam to sobie na pięć minut przed służbowym video callem. Za chwilę mam spotkać się z prezesem firmy GRYOnline i zamiast myśleć o rozmowie, w głowie mam Verdansk i nadzieję, że dzisiaj chłopaki będą mieć czas na wspólny desant. Zdarzają się dni, że spędzamy na serwerach Warzone’a 5–8 godzin. Większość z nas ma na karku trzydziestkę i stara się prowadzić – nawet w czasie pandemii – zwyczajną egzystencję. W naszym życiu 5–8 godzin dziennie na gry to o jakieś 4–7 godzin za dużo.

Tak, dorobiłem się złotego camo na broń – niczego mnie to jednak nie nauczyło.

Call of Duty: Warzone osiągnęło zaskakująco duży sukces jak na rynek, przez który przeszły takie battle royale jak Fortnite, PUBG czy Apex Legends. Udało się w nim połączyć uzależniający tryb gry battle royale z równie uzależniającym i satysfakcjonującym strzelaniem z Call of Duty. Sama mapa – Verdansk – należy do ciekawych i dobrze wykonanych lokacji. W jakiś nie do końca zrozumiały dla mnie sposób Activision, Infinity Ward oraz Raven Software stworzyły grę niebezpiecznie uzależniającą. I mówię to jako ktoś, kto nie przepada ani za strzelaninami online, ani za battle royale, a na dźwięk słowa Fortnite wymiotuje tęczą.

Nie wiem, z jakiego powody gracie Wy – ja wciąż – choć „za to mi płacą” – gram dla przyjemności. Gram też dla poczucia bezpieczeństwa, spełnienia i zaspokojenia paru innych potrzeb. Niekiedy są to potrzeby niemające nic wspólnego z rozrywką – takie jak chociażby konieczność przepracowania własnego problemu. Uzależnienie często maskuje się takim właśnie powodem – wydaje się, że coś nam pomaga, coś odpręża, coś aktywizuje, a tymczasem robimy to, by wypełnić pustkę, która nagle, nie wiedzieć skąd, pojawiła się w naszym życiu. I choć piszę do Was, przymrużając oko, bo udało mi się w życiu nie studiować psychologii – to myślę, że warto pozostać czujnym.

Mapa jest duża i zróżnicowana – my zginęliśmy już w każdej dzielnicy.

UZALEŻNIENIE

Jeśli chcecie poczytać o uzależnieniu od gier, to świetnie się składa, bowiem do autorów serwisu GRYOnline.pl należy ktoś, kto studiował, jest lekarzem i na co dzień pomaga ludziom z prawdziwymi problemami. Oto jego tekst.

Nie narzekam. Mogę to zupełnie serio napisać. Call of Duty: Warzone pomogło mi zachować przyjaciół i przenieść naszą znajomość do świata, w którym COVID-19 to co najwyżej nick spotkanego gdzieś na serwerze gracza przygłupa (po co żartować z choroby?). Wraz z moim życiem do Verdanska zabrałem również swoje problemy: być może nawet trochę się w tej grze kryję, trochę w niej chowam. Niepokoi mnie fakt, że rage’uję. Choć po wirtualnych mapach poruszamy się naszym awatarem, który najczęściej przypomina komandosa, superbohatera, psychopatę lub zdolnego do przenoszenia gór nadczłowieka, dobrze wiemy, że po drugiej stronie znajdziemy zdolnego do śmiechu, płaczu, złości, a nawet nienawiści człowieka, który nie jest kuloodporny.

I choć wspólna gra wciąż mocno nas bawi – i zapewne zostanie z nami na znacznie dłużej – to chyba wszyscy chcielibyśmy już po prostu móc zagrać w pubie w rzutki. Pamiętajcie jednak, że niekontrolowane spotkania z kumplami z wojska, więzienia czy szkolnej ławki, mogą stać się problemem dla innych osób z Waszego otoczenia. Wirus nigdzie nie zniknął. Upewnijcie się też, czy jeśli Warzone pomaga Wam prowadzić życie społeczne w czasach pandemii, to jednocześnie nie niszczy Waszego związku. Albo nie zapominacie przez niego o obiedzie. Spędzanie 8 godzin na wrzeszczeniu do mikrofonu – jakkolwiek nie próbowalibyśmy tego upiększać – to jest rzecz, którą trudno się chwalić. I wytłumaczyć swojej dziewczynie.

Maciej Pawlikowski

Maciej Pawlikowski

Redaktor naczelny GRYOnline.pl, związany z serwisem od końca 2016 roku. Początkowo pracował w dziale poradników, a później mu szefował, z czasem został redaktorem prowadzącym Gamepressure, anglojęzycznego projektu adresowanego na Zachód, aby w końcu objąć sprawowaną obecnie funkcję. W przeszłości recenzent i krytyk literacki, publikował prace o literaturze, kulturze, a nawet teatrze w wielu humanistycznych pismach oraz portalach, m.in. Miesięczniku Znak czy Popmodernie. Studiował krytykę literacką i literaturę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Lubi stare gry, city-buildery i RPG-i, w tym również japońskie. Wydaje ogromne pieniądze na części do komputera. Poza pracą oraz grami trenuje tenisa i okazyjnie pełni funkcję wolontariusza Pokojowego Patrolu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Które Battle Royale najbardziej lubisz?

37,5%
PUBG
13,7%
Apex Legends
5%
Fortnite
43,8%
Call of Duty Warzone
Zobacz inne ankiety
Call of Duty: Warzone

Call of Duty: Warzone