Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 17 lutego 2006, 12:28

autor: Borys Zajączkowski

Star Wars: Empire At War - testujemy przed premierą

Oldschoolowy erteesik ze smaczkiem w postaci taktycznych zmagań na poziomie galaktyki wystarcza, by spędzić przed nim kilkadziesiąt godzin. Uzupełnienie go o nie przekłamany klimat Gwiezdnych Wojen tworzy całość, obok której nie sposób przejść obojętnie.

Gdy pomyślimy o Gwiezdnych Wojnach i damy wyobraźni pobłądzić dawno, dawno temu w odległej galaktyce, stanie nam przed oczami szereg oczywistych obrazów. Scen, postaci, muzyki i nawet dźwięków, które zaczęły wrastać w zbiorową wyobraźnię blisko 30 lat temu i nieprzerwanie do dziś kształtują marzenia kolejnych pokoleń. Wiemy, jaki dźwięk wydaje promień lasera w próżni, podejrzewamy, że w każdym z nas drzemie Moc i czujemy dreszczyk na dźwięk mechanicznego oddechu Lorda Vadera. Przede wszystkim mamy zaś dobre pojęcie o tym, że wszechświat tętni życiem, a zwiedzenie znaczącej części składających się nań różnorodnych planet – tych pięknych i tych posępnych – to kwestia zaledwie dobrego myśliwca.

Tam, dawno, dawno temu istniał naprawdę piękny świat. Tymczasem, gdy pomyślimy o Gwiezdnych Wojnach w kategorii gier komputerowych, piękna wizja pęka jak bańka mydlana i oczom pokazuje się ogrom nędzy i rozpaczy – mnogość gier, które powstać nie musiały, a jak czasem nawet nie powinny. Jednak wszystko dobre, co się dobrze kończy, bo oto na dniach ukazuje się gra, która jest po prostu fajna – zupełnie niezależnie od tego, jak dużo wspólnego ma z dziełem George’a Lucasa. Fakt, że Empire at War dobrze trzyma klimat gwiezdnej sagi, stanowi uzupełnienie tego faktu, iż jest bardzo grywalna. Nie odwrotnie.

Rozpocznij podbój galaktyki... hah!

Jednak nas, polskich graczy, interesuje coś jeszcze – czy aby polskie tłumaczenie nie pogrzebało gry. Powszechne przekonanie – niestety, jakże uzasadnione – o średniej jakości rodzimych polonizacji jest wystarczająco silne, by wyciągnąć X-Winga z bagna i postawić go na głowie kilku tłumaczom. Dlatego z wielką ciekawością i z lekkim drżeniem serca zasiadłem do polskiej wersji Empire at War, by przekonać się, jaką krzywdę lokalizacja i lektorzy uczynili klimatowi Gwiezdnych Wojen. Po niedługim czasie gry skonstatowałem z ulgą, że nie zrobili żadnej – klimat jest taki, jak trzeba. Co więcej... nawet to, że Lord Vader posługuje się językiem Sienkiewicza, nijak nie razi, a fakt, że rzecz się dzieje nie „once upon a time”, lecz „dawno, dawno temu”, zwyczajnie cieszy.

Można by mieć wprawdzie wątpliwości, czy polskie fonty aby nie mogły tu i ówdzie lepiej pasować do ogólnego wyglądu ekranu, ale wątpliwości takie najlepiej dowodzą tego, że w kontakcie z rodzimą wersją nic poważnego ani w oczy, ani na uszy się rzuca. Przy słynnej muzyce wyjeżdża na ekran słynny ‘star wars scroller’, który częstuje angielskim tytułem tylko po to, by zaraz uraczyć nas swojskim streszczeniem tego, co też się tym razem w odległej galaktyce nie wyrabia. Odpaliwszy pierwszą z brzegu misję przekonamy się zaś z przyjemnością, że tłumacze zauważalnie wyszli ponad poziom ich elektronicznych braci – tu dostaniemy rozkaz rozprawienia się z „rebelianckimi ścierwami”, gdzie indziej pod naszymi rozkazami znajdzie się „eskadra bombowców typu Y” – nie jest źle. Oczywiście najbardziej ortodoksyjni fani wersji oryginalnych ;-) mogą nigdy nie nauczyć się wymowy ‘X-skrzydłowca’ – nie zmienia to jednak tego, że tłumaczenie Empire at War jest ok. Zresztą, jak się przy okazji dowiedziałem, znaczący wpływ na nie miały polskie tłumaczenia gwiezdno-wojennej literatury, co stanowi chyba najlepszą z możliwych legitymizację tłumaczenia samej gry.

Również dobrze się prezentują – a tu można śmiało napisać: o dziwo! – lektorzy. Jest ich kilku, dzięki czemu nie powstaje wrażenie, że ten pan, to był tamten pan, a swoje kwestie wygłaszają bez patetycznego zacięcia i sztuczności. Bezsprzecznie przychodzi im z pomocą ich regulaminowy, wojskowy charakter – niemniej najważniejsze jest to, że im ów charakter służy, przez co udanie się w klimat gry wpisują. Na ten korzystny obraz całości – dźwięk całości – nakładamy stosowne filtry (czyli to, co z głosem robi hermetycznie zamknięty hełm, gdy zza jego zasłony się odezwać) i jesteśmy w domu. Nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia i ze Star Wars, i z Gwiezdnymi Wojnami.

Filmowa kamera przydaje rozgrywce dramaturgii.

Cała reszta klimatu gry to grafika, a w jej ramach wszystkie te kształty i modele, które znamy od dzieciństwa. Łączy się z nimi duże zróżnicowanie środowisk, w których przyjdzie nam toczyć boje o wyzwolenie spod jarzma Imperium, bądź – w zależności od preferencji – o przywrócenie ładu i porządku (prawa i sprawiedliwości w nowszej wersji). Poświata, jaką rzucają na pancerze jednostek różne słońca, daje odczuć ogrom i różnorodność wszechświata. Całości dopełnia filmowa kamera, której włączenie wprawdzie powoduje utratę kontroli nad walczącymi jednostkami, lecz za to pozwala pełniej odczuć ich bitewny znój.

W tym miejscu pojawia się jednak pewien zawód, gdyż Empire at War w bliższym kontakcie okazuje się grą znacznie mniejszą, niż mogliśmy oczekiwać. Mamy wprawdzie galaktykę i zdobywanie panowania nad kluczowymi jej planetami, lecz gdyby to były miasta nie planety, ten sam engine świetnie by je obsłużył. Na same planety zaś składają się również naprawdę niewielkie pola bitew i tym samym cały ogrom wszechświata daje się nietrudno ogarnąć umysłem nastolatka – co z całą pewnością spodoba się rzeszom mniej zaawansowanych graczy i na co, z całą pewnością, kręcić będą nosem miłośnicy Total Warów czy stareńkiego Frontiera.

Inne źródła niepewności stanowią: zachowanie się dużych grup jednostek oraz wznoszenie struktur. To pierwsze bierze się ze spostrzeżenia, iż zróżnicowane armie starają się wprawdzie zachować podczas potyczek sensowny szyk, lecz staranie owo grzęźnie w sytuacji, gdy piechota nie daje rady przecisnąć się pomiędzy czołgami i musi je obchodzić i gdy okazuje się, że rzadko rosnące drzewka stanowią nieprzebyty gąszcz dla oddziału żołnierzy. Takie rozwiązania trącą myszką i nijak ich nie usprawiedliwia to, że rzecz się rozgrywa dawno, dawno temu. Drugie ze wspomnianych ‘źródeł’ ma postać uniemożliwienia graczowi dowolnej konstrukcji zaplecza – tak, jak to miało miejsce w pierwszej Bitwie o Śródziemie, tak i tutaj budynki stawiać możemy wyłącznie w przeznaczonych do tego celu punktach i tylko w granicach podanych nam na tacy możliwości. Zarówno w Bitwie jak i w Empire at War można tę przykrość tłumaczyć dbałością o spójność fabularną, lecz skoro w drugiej części Bitwy udało się to ograniczenie przełamać, możemy się spodziewać, że uda się również w... drugiej części Empire at War.

Również jakość grafiki rodzi drobny niedosyt, gdy pozwolimy kamerze na zbyt duże zbliżenie do obiektów. Jest wprawdzie kolorowo i różnorodnie, jednostki a szczególnie piechota są ślicznie animowane, lecz gra zauważalnie nie ma ambicji nadużywać dobrodziejstwa pixel shaderów. Z jednej strony to dobrze, bo efekt i tak jest niezły, a nie najświeższy zapewne komputer zdoła go zadowalająco zaprezentować, z drugiej strony chciałoby się mieć sposobność, by pstryknąć w opcjach jeszcze jeden włącznik ‘czegoś więcej’.

Struktura galaktyki jest mocno symboliczna, ale przyjemności płynącej z rozgrywki to nie szkodzi.

Powyższe niedoskonałości mogą pomniejszać nieco przyjemność płynącą z rozgrywki w Empire at War, lecz nie zniwelują jej – w tę grę gra się bardzo fajnie. Oldschoolowy erteesik ze smaczkiem w postaci taktycznych zmagań na poziomie galaktyki wystarcza po temu, by spędzić przed nim kilkadziesiąt godzin. Uzupełnienie go o nie przekłamany klimat Gwiezdnych Wojen tworzy już całość, obok której nie sposób przejść obojętnie. Przemieszczanie flot z układu do układu, prowadzenie eskadr myśliwców do ataku na krążowniki, odstrzeliwanie im co cenniejszych elementów wyposażenia i bombardowanie ich samych, a na niższym poziomie: wysadzanie armii na planetach, przyzywanie bombowców z orbity, rozjeżdżanie czołgami piechoty i ostrzeliwanie jej z pokładów ‘walkerów’ AT-ST i AT-AT – to tygryski lubią najbardziej, na to tygryski czekały i wszystko to w Empire at War jest. I co nie mniej ważne, jest u nas równo z europejską premierą.

Borys „Shuck” Zajączkowski

NADZIEJE:

  • dobra, oldschoolowa strategia;
  • klika poziomów zmagań;
  • właściwy klimat gwiezdnej sagi;
  • sumienna polonizacja.

OBAWY:

  • mapy mogą się okazać za małe;
  • jednostki mogą nie być w stanie dość precyzyjnie wykonywać rozkazów;
  • budowa baz może prosić się o większą dowolność.
Star Wars: Empire at War

Star Wars: Empire at War