Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 13 października 2005, 12:36

autor: Adam Kaczmarek

Star Wars: Battlefront II - testujemy przed premierą

Battlefont nie dopracował się szerokiej rzeszy fanów. Beta-test drugiej odsłony miał odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: czy nowy Battlefront ma potencjał, aby zostać czołową strzelaniną online?

Tegoroczna jesień pod względem gier multiplayer’owych zapowiada się niezwykle smakowicie. Niebawem wychodzi F.E.A.R. (mój osobisty faworyt) oraz, tego samego dnia, na tymczasowy tron potyczek online wraca seria Quake – tym razem z cyferką 4. Wśród tych pewnych hitów znajdą się również pozycje trochę mniej popularne, bynajmniej nie anonimowe, z całą pewnością grywalne. Czy sequel Star Wars: Battlefront będzie jednym z nich? Pierwsza część wprowadziła pewien powiew świeżości w świat gier spod znaku Sagi. Do tamtej pory mogliśmy jedynie pomarzyć o wkroczeniu w działania wojenne znane z filmów George’a Lucasa. Z całą pewnością gra była oryginalna, wszak rzadko mamy okazję zasiąść za sterami wielkich maszyn AT-AT lub zwykłego speed-bike’a. Niestety, Battlefont nie dopracował się szerokiej rzeszy fanów. Zostali przy niej jedynie zatwardziali fani Sagi, którzy wybaczyli autorom gry kilka istotnych potknięć. Beta-test drugiej odsłony miał odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: czy nowy Battlefront ma potencjał, aby zostać czołową strzelaniną online?

Generał „Kosiarka” Grevious i jego taniec z mieczami.

Na początek przedstawię kilka suchych faktów odnośnie wersji beta. Do naszej dyspozycji oddano 3 mapy (Utapau, Tantive IV, Space Yavin) oraz 3 tryby (CTF, Conquest, Assault). Capture The Flag jest znany wszystkim fanom gier FPP, więc szerszy jego opis wydaje mi się zbędny. Conquest polega na zajmowaniu poszczególnych punktów na mapie i utrzymaniu ich pod swoim dowództwem. Assault skupia w sobie walkę o wyznaczone cele, znajdujące się w bazie wroga. Wszystko ograniczone do rozgrywki wyłącznie sieciowej, tak więc uwag na temat AI tutaj nie uświadczycie. Całość po instalacji zajmuje około 1,7 GB, co jak na dzisiejsze standardy nie jest szokujące. Zjadłem, wypiłem i odpaliłem program. Pierwsze wrażenie – tragedia. Menu odstraszyło mnie. Wszystkie napisy, nazwy, zakładki zlewały się w jeden bełkot, który mógł być rozszyfrowany jedynie przez światowej klasy kryptologa. Na całe szczęście udało mi się usunąć tę usterkę poprzez zmianę języka w opcjach regionalnych Windows. Panowie z LucasArts nie pomyśleli o tym, że betę będzie chciał sprawdzić nie tylko Polak, ale Czech, Łotysz i inny mieszkaniec centralno-wschodniej Europy.

Aby w ogóle myśleć o rozgrywce, wymagane jest założenie specjalnego konta w głównym menu. Wprowadzenie nicka, hasła i maila nie powinno nikomu przysporzyć kłopotów. Pierwsze, co się rzuca w oczy podczas buszowania w opcjach, to dosyć szczegółowa klawiszologia. Nie taki diabeł straszny jak go malują – do komfortowej gry wystarczy obsługa kilkunastu klawiszy, ale mniej doświadczonych graczy może to od SWBF 2 odstraszyć. Po 2 godzinach testowania nie miałem z obsługą gry większych kłopotów. Kończąc dywagacje dotyczące menu wspomnę jeszcze o przygrywającej non-stop muzyce autorstwa Johna Williamsa. Kawałki zebrane ze wszystkich epizodów zawsze cieszyły moje uszy. Nie inaczej jest tym razem.

Poświęćmy teraz kilka akapitów właściwej rozgrywce. Nie ukrywam – na Battlefront 2 czekałem jak na zbawienie. Twórcy szumnie zapowiadali, że skala zadań, która spadnie na nasze barki będzie przypominać nowego Battlefielda. Duże mapy, świetne animacje, dynamiczna akcja etc. – brzmiało pięknie... ale tylko w zapowiedziach. Pierwsze 5 minut rozczarowało mnie ogromnie. Gdyby nie fakt, że jest to beta, już teraz spisałbym na straty przyszły program. Ale od testera wymagane jest wgłębianie się w ideę rozgrywki, a nie typowe narzekanie. Mamy więc 4 frakcje, które dodatkowo dzielą się na dwie podgrupy walczące ze sobą (Republika, Separatyści oraz Rebelianci i Imperium). Wzorem jeszcze poprzedniego BF-a dokonano podziału na klasy: 4 standardowe plus 2 ukryte (po każdej ze stron). Standardowe to np. szturmowiec z wyrzutnią rakiet lub szturmowiec ze zwykłym blasterem. Ukryte klasy to jednostki specjalne, których użyć możemy w limitowanej liczbie w trakcie rundy i tylko po zdobyciu wymaganej ilości punktów. Przykładowo Clone Commander (po stronie Republiki) posiada szybkostrzelny karabin (coś na wzór miniguna) oraz tarczę z zasięgiem kilku metrów, która włączona w odpowiedniej chwili może uchronić cały zespół przed śmiercią.

Nowością jest wprowadzenie tzw. Hero’s czyli legendarnych bohaterów Sagi, którzy uatrakcyjniają rozgrywkę. Podobne rozwiązanie widziano w pierwszej odsłonie, ale tu ten motyw zdecydowanie rozwinięto. Wcielenie się w taką postać uzależnione jest od naszej formy, którą prezentujemy w trakcie rundy. Jeżeli idzie nam w miarę dobrze, możemy liczyć, że za chwilę będziemy mogli pograć Leią Organą lub włochatym Chewbaccą. Tu LucasArts popełniła niemały błąd. Mniej obeznani z Gwiezdnymi Wojnami gracze z pewnością przejdą obok tego obojętnie, mnie to natomiast zniesmaczyło. Otóż wprowadzono pewien misz-masz odnośnie bohaterów i postacie z EIII wchodzą do akcji dedykowanych teoretycznie EIV. Umówmy się, że Generał Grevious nie pasuje stylowo do walk na Tantive IV. Klimat rozpływa się po tym, jak przywódca droidów ciacha swoimi mieczami wszystkich dookoła. Mam nadzieję, że zabieg ten zostanie odpowiednio zmodyfikowany w ostatecznej wersji.

Gameplay bety to Ciemna Strona Mocy, która nie przysłania żadnej wady. Główna wina leży w sposobie poruszania się postaci prowadzonej przez gracza. W pierwszej chwili myślałem, że mam do czynienia z shooterem FPP przeznaczonym na konsole. Nasza postać porusza się drętwo, a zwiększenie czułości myszy niewiele pomaga. Zanim odwrócimy się do strzelającego wroga, zdążymy jedynie zobaczyć napis „Respawn in...”. Ani to podobne do modelu z BF2 (lekko sztywnego, ale użytecznego), ani do starego i poczciwego Quake 3 Arena (dynamiczne ruchy). Wyszło to w sumie nijako i tak też się gra. Na czarną listę wpisują się też fatalnie odwzorowane punkty trafień. W zasadzie dalej nikt nie wie, w którą część ciała najlepiej strzelać, a headshotów tutaj nie uświadczymy.

Dużym błędem jest natomiast umożliwienie grania 64 osobom na mniejszych mapach pokroju Tantive IV. Jest tam jedynie kilka korytarzy i pomieszczeń. Wyobraźcie sobie, co się dzieje, gdy na powierzchni 100 metrów kwadratowych walczy ze sobą 15 graczy. Trochę lepiej to wygląda na większych mapach, gdzie można używać pojazdów wyłącznie bojowych. Czy wspomniałem o tym, że granat jest tu najpotężniejszą bronią? Ich siła jest zdecydowanie zbyt wysoka i powinna ulec redukcji. Dobrym pomysłem jest porozstawianie w kilku miejscach mapy droidów medycznych i zaopatrzeniowych, które będą dbały o nasz stan zdrowia i ilość amunicji.

Jaki wpływ na rozgrywkę mają Hero’s? Dopóki do akcji nie wkroczą Jedi lub Sithowie, dopóty gra się jeszcze w miarę przyzwoicie. To co miało być atrakcją, może być gwoździem do trumny. Granie jako Jedi jest wykonane słabo. Co prawda, możemy używać Mocy i miecza świetlnego, ale model prowadzenia takiego osobnika nie przypomina w żaden sposób tego, co mieliśmy choćby w Jedi Academy. Śmiem twierdzić, że względem wspomnianej gry postać Jedi/Sith została drastycznie ograniczona względem możliwości. Nie ma tutaj specjalnych combosów czy ciosów. Podchodzimy do wroga, ciach, ciach, użycie Force Push na reszcie droidów i to wszystko. Miałem wiele okazji wcielenia się w Obi-Wan’a, ale systematycznie z tego rezygnowałem, gdyż nie czerpałem z tego żadnej przyjemności. Dużym problemem w wersji beta był losowy wybór graczy, którzy mogli zostać naszymi wojownikami. Teoretycznie mieli nimi być najlepsi, ale rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te plany i kilku outsiderów dostąpiła zaszczytu bycia nawet Yodą.

Ma się tę Moc w nogach – rycerza Jedi dzierżącego flagę nikt nie dogoni.

Promyk nadziei pojawił się wraz z walkami w kosmosie (na mapie Space Yavin), które bardzo mi się spodobały. W połączeniu z trybem Assault dają wybuchową mieszankę. Wyobraźcie sobie, że musicie X-Wingiem przelecieć ze swojego statku na statek wroga i zniszczyć wyznaczone cele. W międzyczasie dochodzi do licznych starć w kosmosie, przypominających te z Powrotu Jedi. Miodzio! Ale jest to wyjątek, kryjący sporo wad. Wylądować możemy jedynie w hangarze swojego lub wrogiego statku. Nie można wylądować ani wylecieć poza ograniczony niewidzialnymi ścianami obszar.

Wracając jeszcze do gameplay’a – wszystko toczy się w zawrotnym tempie. Kilkakrotnie byłem zdziwiony gdy mój zespól wygrał (bądź przegrał, zdarza się) w ciągu 2-3 minut. Zanim nacieszysz się grą, będziesz się musiał nacieszyć tabelą ze statystykami, oznaczającą koniec.

Oprawa wizualna wersji beta nie rzuca na kolana, a w niektórych miejscach zniechęci estetów do grania. Modele postaci wykonane są schludnie, ale do animacji można się już doczepić. Szczególnie blado wygląda Grevious w ruchu, który przypomina kukiełkę machającą mieczami bez ładu i składu. Wszystkie postacie mają skłonność do ślizgania się po powierzchni niczym na tafli lodu. O zastosowaniu Ragdolla czy Havoka możecie zapomnieć. Jednak najgorzej prezentują się wnętrza statków, które poziomem graficznym przypominają Jedi Outcast. W dobie dzisiejszych możliwości graficznych brak bump mappingu uważam za duży minus. Modele pojazdów również nie wyglądają imponująco, a efekty graficzne ograniczono do promieni laserowych, kilku świateł i wybuchów. Wielkość map jest zróżnicowana. Największa z nich – Space Yavin – nie dorównuje jednak epickości lokacji z Battlefield’a 2. Jednak za tymi niedoróbkami graficznymi kryje się duży plus – wymagania sprzętowe. Jak na betę przystało, myślałem, że będę zmuszony do zmniejszenia liczby detali. Byłem miło zaskoczony optymalizacją kodu. Przyszłość mówi, że będzie jeszcze lepiej. :-)

Bitwy kosmiczne to żywioł, którego brakowało w innych grach spod znaku Sagi.

Na tę chwilę Battlefront 2 rozczarowuje. Gra która miała konkurować z takimi tytułami jak Battlefield 2 czy F.E.A.R., raczej ponownie znajdzie się w cieniu. Praktycznie każdy aspekt rozgrywki musi zostać poprawiony. Niewykluczone, że dzięki masowej pomocy społeczności graczy, która w zawrotnej liczbie testuje program, na rynek zapewnie wyjdzie gra zupełnie odmieniona – jest nadzieja, że LucasArts dopieści swoje dzieło, bo konkurencja raczej nie zawiedzie.

Adam „eJay” Kaczmarek

NADZIEJE:

  • do premiery gry zostało trochę czasu, więc kilka błędów z pewnością zostanie poprawionych;
  • dodanie bitew z Zemsty Sithów (szczególnie nad Coruscant) może okazać się strzałem w dziesiątkę.

OBAWY:

  • gra może znowu pozostać w cieniu konkurencji i to praktycznie w każdym aspekcie rozgrywki;
  • gameplay już w trakcie testów nie przypadł wielu osobom do gustu; wątpliwe, aby spodobał się w pełnej wersji;
  • ci, co oczekują jakiejś rewolucji w strzelaninach online, mogą się srogo zawieść.
Star Wars: Battlefront II (2005)

Star Wars: Battlefront II (2005)