Star Trek: Elite Force II - przedpremierowy test

Star Trek: Elite Force II to kontynuacja gry akcji/FPS „Star Trek: Voyager Elite Force”, osadzonej w realiach słynnej gwiezdnej sagi Star Trek. Tym razem gra bazuje na serii odcinków Star Trek: The Next Generation.

Borys Zajączkowski

Hazard Team, drużyna powołana do zadań wysoce specjalnych, poszukiwawczo-przeszukiwawczo-anihilacyjnych przeważnie, została uwięziona w sferze Borgów. Razem z całą załogą USS Voyagera oraz samym statkiem na dokładkę. Borgowie po prostu nie wiedzieli, co czynią, ale już z pierwszą misją drugiej części „Elite Force” zacznie to do nich docierać za pośrednictwem fazerów i strzelb ciśnieniowych (niech mi rodzimi fani Star Treka wybaczą, ale nie mam pojęcia, jak „Standard Federation Compression Rifle” brzmi w oficjalnym tłumaczeniu). Hazard Team z udziałem gracza w osobie Alexa Munro zostaje przesłana z pokładu Voyagera na zewnątrz, czyli do sfery. Mimo problemów przy teleportacji, w wyniku których czteroosobowa drużyna zostaje podzielona na trzy jeszcze mniejsze, udaje się jej zniszczyć wszystkie trzy generatory podtrzymujące pole siłowe więżące Voyagera i uciec. Jeśli się nie udaje, to są od tego niższe poziomy trudności... Jeśli się zaś udaje, to udaje się w ostatniej chwili, gdyż nader liczna grupa statków federacyjnych właśnie szykuje zasadzkę na Borgów. Ich sfera ginie w gigantycznej eksplozji, a USS Voyager wyskakuje z buzującej kuli ognia niczym Sokół Millenium z Gwiazdy Śmierci w analogicznej sytuacji, lecz dawno temu i w odległej galaktyce.

Po powrocie na Ziemię czeka jednakże drużynę najbardziej niemiła niespodzianka, jaka może przytrafić się grupie zabijaków żądnych stałego dawkowania adrenaliny – zostaje rozwiązana, uznana za zbędną w warunkach permanentnego pokoju. Jej poszczególni członkowie zostają oddelegowani w różne miejsca do pełnienia zadań o charakterze biurokratyczno-edukacyjnym. Sytuacja taka utrzymuje się przez dwa lata. Profesor Munro szkoli w holodeckach kadetów Akademii w zakresie taktyki walk drużynowych, chociaż nie do końca wiadomo, dlaczego podczas lekcji to on odwala większość brudnej roboty. Sytuację odmienia pojawienie się samego kapitana USS Enterprise – Jean-Luc’a Picarda. Ten w kilku ostrych słowach uświadamia komu trzeba, że pogranicze systemów pozostających pod kontrolą Federacji w niczym nie przypomina ćwierkania ptaszków nad Akademią i żąda przywrócenia Hazard Teamu do funkcjonalności. Tym samym rozpoczyna się służba gracza na pokładzie dumy floty, flagowego i legendarnego USS Enterprise.

Gierka zrobiona jest absolutnie prześlicznie. Począwszy od klasycznego już, startrekowego menu, poprzez wygląd samego świata, na jego udźwiękowieniu i muzyce skończywszy. Myślę, że programiści z Ritual Entertainment, zwolnieni po zakończeniu prac nad „Elite Force 2” poczuli się dokładnie tak samo jak Hazard Team po powrocie do Akademii.

Jakkolwiek by EF2 pięknie się nie prezentowała zdaje się cierpieć nieco na brak klimatu właściwego Star Trekowi; atmosfery suspensu towarzyszącego nieodłącznie wielkim odkryciom i nowym znajomościom międzygatunkowym. Zbyt wiele dzieje się tu we wnętrzach statków, we wnętrzach baz, we wnętrzach prastarych budowli – we wnętrzach w ogólności. Nawet gdy Hazard Team zmuszona jest przez chwilę operować w otwartej przestrzeni, jest to przestrzeń niewielka i duszna. Gdy tak przyglądam się grom wykonanym na zakupionych engine’ach (EF2 powstała na Q3A), nie mogę się oprzeć wrażeniu istnienia pewnej zasady: gry oparte na silniku UT są znacznie bardziej nastrojowe niż te, które powstały na Quake’u. Niech będą tu przykładem dwa dzieła tego samego zespołu developerskiego: „Deus Ex” (UT) i „Anachronox” (Q2). Pogrywając w „Elite Force 2”, miałem w pamięci inną strzelankę osadzoną w uniwersum pana Roddenberry’ego – „Deep Space Nine: The Fallen”. Jakaż ona była nastrojowa! Jaka była w niej przestrzeń! Do dziś pamiętam, jak siedziałem wysoko na skale spoglądając na rozbity w dole statek Federacji, a w parę minut później biegałem po jego kilkusetmetrowym pancerzu szukając włazu do środka. „Elite Force 2” takich doznań nie oferuje. Zamiast nich dostajemy dopieszczone mostki kapitańskie i rozbłyskujące światełkami, ciasne korytarze oraz jeszcze mniej wygodne kanały wentylacyjne.

Star Trek: Elite Force II

Star Trek: Elite Force II

PC

Data wydania: 26 czerwca 2003

Informacje o Grze
8.5

Gracze

OCEŃ
Oceny

Ani na jotę nie zmienia to faktu, że EF2 jako strzelanka spisuje się znakomicie. Przeciwnikami Hazard Teamu, poza tradycyjnymi już Borgami czy Romulanami, są nowe, insektoidalne gatunki, których pojawienie się stanowić będzie pożywkę dla szarych komórek naukowców. Koniec końców zwierzę potrafiące przegryźć się przez pancerz tytanowy na drugą stronę frapuje i przeraża – „Alien” się kłania. Poza tym do takiego zwierzęcia fajnie się strzela, gdyż rozbryzguje się ono soczyście. Strzelać też jest z czego. Poza klasycznymi fazerami i strzelbami, gracz dostaje w swoje ręce jeszcze dziesięć zabawek – od ulepszonych na różne sposoby strzelb po granatnik. Boli trochę to, że straszliwe te bronie przeważnie nie wyrządzają otoczeniu żadnych szkód – pomijając te elementy, które do zniszczenia zostały przewidziane. Ale i tak jest fajnie. Przeciwnicy robią uniki, chowają się za przeszkodami i schodzą z linii strzału w sposób często irytujący. Zdarzyło mi się gonić za wrogiem dookoła jedynej w pomieszczeniu kolumienki i nie móc przez dłuższą chwilę znaleźć czystej linii na oddanie strzału.

Aby gracz tak do końca nie zbzikował od ciągłego przebierania broni po kieszeniach i od naciskania spustu, autorzy przewidzieli również nieco wyzwań dla jego mózgu. Wyzwania te oczywiście idą w parze z wykorzystaniem tricordera – nieodzownego w każdej niebojowej sytuacji. Poza klasycznym jego zastosowaniem do tak zwanego :-) odczytywania i modulowania wszelkich dostępnych częstotliwości, czyli dezaktywacji pól siłowych i otwierania drzwi, pojawiają się nowe. Jest zabawa w dopasowanie jednej fali do drugiej za pomocą regulacji amplitudy, częstotliwości i przesunięcia w fazie. Jest również łamigłówka z dawnych czasów, gdy to układało się tory kolejowe przed jadącym pociągiem lub rury dla lejącej się wody. Tutaj w szeregu sytuacji gracz zmuszony jest do połączenia przerwanych obwodów starając się nie dopuścić do zwarcia. Często musi tego dokonać pod presją czasu, jak na grę zręcznościową przystało.

Jest bowiem „Elite Force 2” zręcznościówką aż do bólu. I nie zmieniają tego ani przerywniki filmowe wykonane na enginie gry, ani sporadycznie pojawiające się opcje dialogowe. Zresztą wybór którejkolwiek z nich wpływa wyłącznie na dalszy bieg filmiku, nijak nie odbijając się na fabule. Ponadto gracz odkrywa tajne przejścia oraz zbiera bonusy, które w odpowiedniej liczbie odblokowują dodatkowe poziomy. A jakby tego było mało, co kilka etapów pojawia się prawdziwy, klasyczny boss z własnym wskaźnikiem zdrowia.

Autorzy EF2 wiele uwagi poświęcili nadprodukcji w organizmie gracza adrenaliny. Fabuła pełni tu li tylko funkcję usługową dla uwiarygodnienia kolejnych misji bojowych, które, Bogiem a prawdą, mimo to nie tworzą wrażenia spójności. Zresztą... od tego Hazard Team jest, by raz sprostać takiemu niebezpieczeństwu, innym razem stawić czoła zupełnie czemuś innemu, co nie wiadomo, skąd się wzięło. Za to sfera akcji w grze dopracowana została do filmowego poziomu. Podchodom uprawianym z wrogimi gatunkami towarzyszą szybkie przeloty kamery, dramatyczna muzyka w dramatycznych momentach, krzyki współtowarzyszy: „uważaj!”, „jest ich zbyt wielu!” etc. Nie to, żeby ten mechanizm zawsze i wszędzie sprawdzał się perfekcyjnie. Zdarzyło się nie raz, że kierowany do mnie okrzyk: „uważaj!” docierał do moich uszu, gdy krew już ociekła ze ściany. Wówczas nie wiedziałem, czy to „uważaj!” tyczyć miało tego, co właśnie się rozplasnęło w kontakcie z moim fazerem, czy czegoś, co się na mnie ciągle gapi z boku i szykuje do skoku.

„Star Trek: Elite Force 2” jest grą przesyconą akcją, a przy tym ładniutką. To, że miałem okazję już w nią zagrać, czyni mnie człowiekiem szczęśliwszym, niż byłem nim wczoraj. Przyjemność walki w drużynie z hordami mrożących krew w żyłach przeciwników nie daje się przecenić. Koniec końców, cóż więcej można wymagać od gry zręcznościowej ponad to, żeby była bardzo ładna i bardzo grywalna? Jestem o tym głęboko przekonany, że wy wszyscy również staniecie się jutro szczęśliwszymi ludźmi, niż jesteście dzisiaj.

Shuck

Podobało się?

0

GRYOnline.pl:

Facebook GRYOnline.pl Instagram GRYOnline.pl X GRYOnline.pl Discord GRYOnline.pl TikTok GRYOnline.pl Podcast GRYOnline.pl WhatsApp GRYOnline.pl LinkedIn GRYOnline.pl Forum GRYOnline.pl

tvgry.pl:

YouTube tvgry.pl TikTok tvgry.pl Instagram tvgry.pl Discord tvgry.pl Facebook tvgry.pl