Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 24 listopada 2005, 10:40

autor: Wojciech Gatys

Scarface: Człowiek z Blizną - przed premierą

Bluzgający na lewo i prawo Tony Montana z twarzą Ala Pacino w eleganckim garniturze? Chyba każdy, kto widział Człowieka z blizną, chciałby wcielić się w tę postać i sprawdzić, czy włoskie buty kubańskiego zakapiora są tak wygodne, jak to widać w filmie.

„Say hello to my little friend...” – kto to powiedział? Przyznam szczerze, że być może jestem ignorantem, ale przez połowę życia myślałem sobie: “ale fajny tekst wygłasza ten Retro z Privateera, żeby mnie wkurzyć”. Okazało się, że to nie projektanci z firmy Origin wpadli na ten pomysł i zaimplementowali go do swojej symulacji kosmicznej, ale... scenarzyści filmu Scarface albo jak kto woli – Człowiek z blizną. Teraz Tony Montana powraca w wersji komputerowej i znów chce nas zapoznać ze swoim „małym przyjacielem”.

Ale, ale – czy Tony Montana nie wrócił przypadkiem w innej grze o przygodach bezwzględnego przestępcy? W końcu każdy, kto grał w Vice City i oglądał Scarface przyzna, że Rockstar Games czerpali pełnymi garściami z filmowego hitu z Alem Pacino – nawet kwieciste koszule, lokacje, utwory na ścieżce dźwiękowej czy samochody przypominały nam o scenach z filmu. W końcu – Vercetti, Montana – co za różnica?

Znawcy filmu wiedzą też, że Tony Montana (Achtung – spojlery na horyzoncie) skończył marnie, leżąc twarzą w fontannie przy swej rezydencji, spoglądając na krew wypływającą z licznych dziur w jego ciele, które skwapliwie sprokurowali członkowie kolumbijskiego kartelu narkotykowego. Jedynym wyjściem wydawało się stworzenie prequela, ale twórcy z firmy Radical Games zaproponowali coś bardziej oryginalnego. Zmienili po prostu nieco zakończenie filmu de Palmy – Tony’emu udaje się uniknąć zasadzki i sprokurować kilkanaście dziur w każdym z członków kolumbijskiego kartelu narkotykowego. Tak właśnie zaczyna się Scarface: World is Yours.

Z jednej więc strony można powiedzieć, że Vivendi Universal chce skorzystać z popularności serii Grand Theft Auto i odkroić z rynku gier tego typu własny kawałek tortu, z drugiej – trudno ich winić za chęć odkucia się za hmmmm... pożyczone przez Rockstar elementy. Inna sprawa, że Vice City to prawdziwy majstersztyk i trudno będzie Radical Games powtórzyć sukces. Mocodawcy z Vivendi nie przyjmują jednak innej możliwości i postanowili wpompować w projekt sporo pieniędzy – scenariuszem zajmuje się David McKenna, znany choćby z takich projektów jak SWAT, Blow, Get Carter czy Więzień Nienawiści. Oryginalny scenarzysta – Oliver Stone – zapewne miał w tym czasie ważne spotkanie. Mówi się też o tym, że w postać Tonyego Montany ponownie wcieli się sam Al Pacino, ale póki co pewne jest tylko, że twarz aktora zostanie odtworzona w grze – kwestia podłożenia głosu pozostaje otwarta.

Wracając do fabuły – nasz bohater po urządzeniu Kolumbijczykom krwawej łaźni na jakiś czas usuwa się w cień, aby zaplanować zemstę na organizacji mafijnej, która doprowadziła do śmierci jego siostry, zniszczyła jego dobrze prosperujący biznes narkotykowy i – przynajmniej w filmie – pozbyła się samego Tony’ego. Aby pomścić własną śmierć, Montana musi odbudować narkotykowe imperium – będzie szmuglował kokainę do Miami, zajmował się jej dystrybucją w mieście, walczył z wrogimi gangami i wreszcie – prał ciężko zarobione pieniądze. Ach, oczywiście nie ma mowy o żadnej kokainie – Vivendi Universal co prawda przywróciło Tony’ego Montanę do życia, ale tylko pod warunkiem, że będzie w grze używał wyłącznie nazwy „towar”.

A jak się w to wszystko będzie grało? Cóż – nie owijajmy w bawełnę – mamy do czynienia z klonem GTA i miejmy nadzieję, że nie będzie to kolejny Driv3r. W dość dokładnie odtworzonym Miami będziemy mogli przeprowadzać akcje przeciwko rywalom, atakować meliny wrogów, jeździć na złamanie karku szybkimi wozami i wykonywać misje, podobne do tych, jakie widzieliśmy w filmie. Krwawe starcia z policją i agencją antynarkotykową DEA skutkować będą podniesieniem poziomu respektu w przestępczym światku Florydy, a przejmowanie kolejnych sklepów i biznesów pozwoli nam jeszcze bardziej rozwijać przestępczy interes. Mieszanka biegania po mieście z M-16 w dłoni i rozbijania się ultraszybkimi samochodami sprawdziła się już nieraz, a Scarface zamierza postępować zgodnie z tradycją.

Oczywiście są pewne zmiany – nikt nie chce słyszeć o swojej grze, że jest marną podróbką. Radical Games wprowadzają nowe elementy, które brzmią raczej jak „nasza gra nie jest marną podróbką” niż „popatrzcie na te rewolucyjne rozwiązania!”. Otóż, Tony posiada wskaźnik „szalonego ataku”, który napełnia się wraz z przekleństwami, stylowo wygłaszanymi przez bohatera. Wystarczy więc odpowiednio nabluzgać wrogom, a następnie zwabić ich w ustronne miejsce, eksplodować wściekłością i wytłuc ich do nogi.

Co ciekawe, w odróżnieniu od „kontrowersyjnego” Grand Theft Auto, w Scarface: The World is Yours nie możemy zaatakować bezbronnych ludzi na ulicy. Dlaczego? Twórcy odpowiadają, że w filmie pojawia się scena, w której Tony decyduje się nie zabijać niewinnej kobiety i jej dziecka. Skoro tak, to i w grze powinien zachować ten swoisty kodeks moralny i unikać niepotrzebnych ofiar. Montana może rozsmarować na ścianie tylko tego, kto bezpośrednio go zaatakował.

Nie będzie też można szastać narkotykową – o, przepraszam – „towarową” kasą na lewo i prawo. Zanim wydamy odrobinę szmalu na nowy samochód, ciuch czy gnata, będziemy musieli zatroszczyć się o wypranie kasy w jednym z kasyn czy „legalnych” przedsiębiorstw. Trzeba jednak będzie uważać, bo każde przekazanie pieniędzy może sprowadzić nam na głowę wiele nieszczęść – DEA i FBI nie próżnują.

A co z technologią napędzającą Scarface? Radical Design korzystają ze swej przełomowej ponoć technologii streamingu, dzięki której kolejne części świata są inteligentnie ładowane do pamięci i tym samym świat może być dokładnie dopracowany, a my nie będziemy musieli przeklinać na zmorę GTA – krótki zasięg widoczności. Piękne lokacje nad oceanem i miejskie zabudowania Miami będą ponoć rozciągały się aż po horyzont.

Wściekły, bluzgający na lewo i prawo Tony Montana z twarzą Ala Pacino w eleganckim garniturze? Chyba każdy, kto widział Człowieka z blizną, chciałby kiedyś wcielić się w tę postać i sprawdzić, czy włoskie buty kubańskiego zakapiora są tak wygodne, jak to widać w filmie. Ci, którzy filmu nie widzieli, chyba też z chęcią poznają jego przygody. Pytanie tylko, czy Radical Games będą w stanie po pierwsze – stworzyć licencję godną pierwowzoru, a po drugie – i znacznie ważniejsze – stawić czoła serii Grand Theft Auto? Miejmy nadzieję, że tak, bo jeśli deweloperzy coś spartolą, to Tony Montana już się z nimi policzy. A wiadomo, że – w wolnym przekładzie – kto z nim zadziera, ten zadziera z największym twardzielem.

Wojciech „Malacar” Gatys

NADZIEJE:

  • doskonały materiał źródłowy;
  • unikatowa atmosfera i wielu fanów filmu na całym świecie;
  • prawdziwe Miami, nie „jakieśtam” Vice City;
  • spory budżet.

OBAWY:

  • marna podróbka GTA?
  • za mało nowych rozwiązań;
  • licencja filmowa... cóż...
Scarface: Człowiek z Blizną

Scarface: Człowiek z Blizną