Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 28 września 2005, 11:39

Quake 4 - przed premierą

Twiedza Stroggów padła, Makron przeszedł do historii. Okrutna rasa obcych nie miała jednak zamiaru się poddać. Kiedy bezimienny komandos przemierzał ostatnie instalacje w ogromnej bazie, niedobitki wrogów przegrupowały się z myślą o zemście.

Słowo na początek: w rozdziale o nazwie OPERACJA został zawarty prawdopodobnie największy „spoiler” dotyczący fabuły gry, dlatego czytelników, którzy nie chcą znać szczegółów historii opowiedzianej w Quake’u 4, proszę o jego pominięcie.

Twiedza Stroggów padła, Makron przeszedł do historii. Okrutna rasa obcych nie miała jednak zamiaru się poddać. Kiedy bezimienny komandos przemierzał ostatnie instalacje w ogromnej bazie, niedobitki wrogów przegrupowały się z myślą o zemście. Gdyby przeciwnicy mieli więcej czasu, skutki tej operacji mogłyby być opłakane. Ale Ziemianie nie mieli ochoty czekać. Zagrożenie płynące ze strony Stroggów nadal było ogromne. Być może właśnie dlatego, dowództwo zdecydowało się wysłać na dogorywającą planetę kolejne oddziały komandosów. Kiedy Makron padał pod pociskami naszego bohatera, na powierzchni lądowały nowe, elitarne drużyny żołnierzy, z rozkazami zamienienia wszystkiego, co wzniosły ręce obcych, w pogorzelisko.

Generał Harper wierzył w zwycięstwo. Wszak pod swoją komendą miał najlepszych z najlepszych – bandę rozrabiaków, która w obliczu realnego zagrożenia zamieniała się w hordę bezwzględnych zabójców, przygotowywanych przez lata do przeżycia na terenie wroga. Jednym z oddziałów wysłanych z myślą pokonania niedobitków Stroggów była elitarna drużyna Rhino Squad. To właśnie ona, a właściwie jeden z jej członków – Matthew Kane – miała przesądzić o losie bitwy. Nikt nie podejrzewał jednak, jak trudną przeprawą okaże się powtórna wizyta na planecie obcych...

Powrót do przeszłości

Kiedy kilku zapaleńców tworzy jedną z najważniejszych gier w historii komputerowej rozrywki, od sukcesu może przewrócić się w głowach. Członkowie id Software na szczęście nie spoczęli na laurach i po sukcesie słynnego Dooma nadal konsekwentnie uprawiali swoje poletko pierwszoosobowych strzelanin, systematycznie zostawiając konkurencję w tyle. Niestety pod wieloma względami Quake – kolejne dziecko cudownego teamu – zawiódł. Starsi gracze z pewnością pamiętają wczesne zapowiedzi Johna Romero mówiące o tym, że nowa gra będzie utrzymana w klimacie fantasy, a gracz zostanie wyposażony w ogromny młot, którym w ciężkich potyczkach anihiluje licznych przeciwników. Zapowiadało się wspaniale, skończyło... jak zwykle. Gra przypominała Dooma zarówno pod względem stylu rozgrywki, jak i miernej fabuły. Mimo to program zdobył ogromną popularność, a to za sprawą fenomenalnego trybu multiplayer. I słusznie.

Drugie podejście do tematu Quake’a naprawiło błędy poprzednika. Otrzymaliśmy nie tylko ulepszony wariant potyczek w sieci, ale również wspaniałą kampanię dla samotnego gracza, w której tradycyjne strzelanie zmodyfikowano o konieczność wykonywania prostych zadań natury przygodowej. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że przy okazji trzeciego Quake’a znów do łask powrócił multiplayer, dostajemy klarowną odpowiedź na pytanie, czego możemy spodziewać się po czwartej odsłonie cyklu.

Czwarty wstrząs...

... będzie nastawiony przede wszystkim na rozgrywkę dla jednego gracza i jeśli ktoś jeszcze łudzi się, że będzie inaczej, może z miejsca zmienić zapatrywania. Oczywiście tryb multiplayer nie powstaje sobie a muzom – ostatnie pokazy udowodniły, że panowie z Raven Software próbują twardo walczyć o zmagania w sieci – ale pesymiści uważają, że z wzajemnym „fragowaniem” może być tak jak z Doomie 3. Oby nie...

Zacznijmy od zmagań dla samotników. Matthew Kane to typ bohatera z mroczną przeszłością. Todd Hollenshead z firmy id Software nie zdradza wszystkich szczegółów dotyczących tego bohatera, ale już teraz wiemy, że mimo, iż zdolny do heroicznych czynów, nie jest rycerzem w lśniącej zbroi. Fakt ten może ale niekoniecznie musi mieć znaczenie podczas rozgrywki. Jak już zapewne wiecie, w Quake’u 4 zobaczymy w akcji członków naszej drużyny, którzy będą nam asystować w eksterminacji Stroggów. Specjaliści od scenariusza nie ukrywają, że grupa Rhino Squad nie przepada za Kanem. Czy będzie to miało wpływ na relacje we współpracy na polu bitwy? Byłoby miło, ale raczej należy w to wątpić, gdyż Quake 4 zapowiada się po prostu na tradycyjną strzelaninę w starym stylu, z graczem nie mogącym wydawać rozkazów, którym ktoś mógłby się np. oprzeć.

Matthew Kane – główny bohater gry.

Gracze lubiący tłok podczas wymiany ognia nie powinni mieć powodów do narzekań. W skład Rhino Squad wchodzić będzie aż dziewięciu żołnierzy, w tym medyk, łącznościowiec, saper i technik. Prawdopodobnie każdy ze specjalistów wykona w Quake’u 4 określone zadania. Autorzy gry bardzo dbają, aby świat wokół gracza żył, dlatego „łapiduch” poda apteczkę, gdy któryś z żołnierzy będzie jej potrzebować, a saper poprosi o ochronę kolegów, gdy zostanie zmuszony do wysadzenia jakichś drzwi. Pocieszająca jest również informacja, że w towarzystwie drużyny gracz spędzi co najmniej jedną trzecią gry.

Operacja

Wiemy już, że Quake 4 zaoferuje nam solidną dawkę strzelania, w dodatku z udziałem innych żołnierzy. Dziennikarze, którzy mieli okazję uczestniczyć w zamkniętych pokazach (w tym członkowie naszej redakcji podczas tegorocznych targów E3) zobaczyli bardziej makabryczną stronę gry, która w dużej mierze zaważy na dalszych losach zmagań. Chodzi tu o eksperyment medyczny, jaki Stroggowie przeprowadzą na naszym bohaterze.

Po początkowych walkach (pojazd Kane’a w trakcie desantu zostanie zestrzelony i jego pierwszym zadaniem będzie dotarcie do drużyny, z którą już wspólnie przebije się do głównych kompleksów obcych), przeciwnikom uda się schwytać bohatera, jak również kilku innych członków Rhino Squad. Dalszą akcję gracz obserwować będzie leżąc na długim pasie transmisyjnym, gdzie wciąż oddychającym jeńcom aplikowane będą metalowe implanty, upodabniające ludzi do żołnierzy Stroggów. Kane również zostanie poddany tej operacji. Uzyska on m.in. metalowy rdzeń w czaszce oraz dwie piły tarczowe umieszczone poniżej kolan. Nim wrogowie dokonają ostatniego zabiegu – wszczepienia mikroprocesora, który zniewoliłby Kane’a i zmusił go do walki przeciwko dawnym towarzyszom – żołnierz zostanie uratowany.

Od tego momentu gracz będzie mógł skorzystać z fantastycznych właściwości nowego szkieletu, które sprowadzą się do szybszego biegania, oddawania większych skoków oraz przede wszystkim – umiejętności posługiwania się językiem wroga, dotychczas oglądanego na ekranach monitorów w formie dziwacznych symboli. Ta ostatnia zdolność przyda się również do obsługi rozmaitych urządzeń należących do przeciwników – w tym ogromnych mechów, które można było już zobaczyć na zwiastunach publikowanych przez autorów programu.

Może wydawać się dziwne, że autorzy zdecydowali się pokazać tak istotny dla przebiegu gry element, jak operacja głównego bohatera – rzecz, która w pewnym sensie zmienia całkowicie filozofię rozgrywki. Todd Hollenshead z firmy id Software uspokaja, że to zaledwie jeden z wątków fabuły i każdy użytkownik Quake’a 4 spotka się jeszcze z sytuacjami, mogącymi zmienić jego zapatrywania odnośnie aktualnej sytuacji o 180 stopni.

Narzędzia zagłady i wrogowie

Programiści z Raven Software zapatrzyli się w Quake’a II do tego stopnia, że zaimplementowali większość broni spotkanych w drugiej odsłonie cyklu (inna sprawa, że jest to krok jak najbardziej logiczny – wszak akcja nowego programu zaczyna się niemal od razu po eksterminacji Makrona). Zobaczymy więc strzelbę, karabiny maszynowe, wyrzutnię rakiet i granatów, Hyper Blastera oraz RailGuna. Wiadomo już, że do arsenału dojdą również zaimplementowane przez Stroggów wynalazki opisane w poprzednim rozdziale, Nailgun znany z pierwszego Quake’a oraz tajemnicza „wunderwaffe”, którą prawdopodobnie nie będzie popularny „odkurzacz”, czyli BFG 10000. Mimo to autorzy pokusili się o niespodziankę. Są nią dodatkowe elementy, które gracz będzie aplikował posiadanym narzędziom zagłady. Tim Willits wyjaśnia znaczenie modyfikacji na przykładzie wyrzutni rakiet. Jeśli zaimplementujemy do standardowej broni dodatkowy układ, będziemy mogli kierować lotem pocisku. Większość tych usprawnień znajdziemy w ukrytych lokacjach. Może się oczywiście zdarzyć, że modyfikację wciśnie nam do rąk napotkany sojusznik, ale żeby móc pobawić się dodatkowymi funkcjami danej broni, przeważnie trzeba będzie wpierw solidnie przeszukać instalacje Stroggów.

Maszyny kroczące Stroggów będą w Quake’u 4 siać prawdziwe spustoszenie.

O wrogach w Quake’u 4 autorzy gry powiedzieli jak na razie zdecydowanie najmniej. Wiemy, że nie zabraknie kreatur znanych z drugiej odsłony cyklu, które doczekały się zupełnie nowych interpretacji wizualnych. Pojawi się też kilka nowych wynalazków myśli technicznej Stroggów. W świecie wroga większość żołnierzy zbudowana jest na bazie żywej tkanki oraz mechanicznych komponentów, dlatego można oczekiwać, że atakująca gracza menażeria będzie uginała się pod wyrzutniami rakiet zainstalowanymi na ramionach. Na zwiastunach, które od dłuższego czasu dostępne są w sieci widać też olbrzymie roboty (tzw. „mechy”), które wprowadzą sporo zamieszania na polu walki. Gracz będzie mógł zresztą zobaczyć maszyny kroczące już na początku zmagań, gdyż ucieczka przed dysponującym ogromną siłą ognia urządzeniem stanie się podstawowym celem, który pozwoli utrzymać się przy życiu po nieudanym lądowaniu na powierzchni planety.

Multiplayer

Tim Willits od początku rozmów na temat czwartego Quake’a był szczery – przede wszystkim liczy się zabawa dla samotników. Nie oznacza to jednak, że multiplayer w nowym „Wstrząsie” zostanie potraktowany po macoszemu. Co to, to nie. Ekipa Raven Software podzieliła się na dwie grupy, aby wzajemnie nie wchodzić sobie w paradę w przygotowaniu obu komponentów rozgrywki. W dodatku panowie zapewniają, że ludzie siedzący nad trybem multiplayer to zapaleni gracze w Quake III: Arena, znający ten tytuł od podszewki. To bardzo dobry prognostyk.

Panowie z id Software pozwolili pobawić się trybem dla wielu graczy na tegorocznej imprezie o nazwie QuakeCon. Udostępniona została zaledwie jedna mapa, ale dała ona niezły pogląd na to, jak prezentować się będzie pod tym względem finalna wersja gry. W Quake’u 4 pojawią się znane z Quake III: Arena skocznie (zarówno te wyrzucające graczy pionowo w górę, jak i odpychające zawodników w poziomie), charakterystyczne ikony nad głowami obrazujące aktualne dokonania zawodników, jak również głos lektora komentujący wydarzenia związane np. z objęciem lub stratą prowadzenia w punktacji. Autorzy pokusili się o zaimplementowanie szerokiego wachlarza możliwości skoku na rakietach, a także wprowadzili szybki „zoom” dla każdej z broni, który pozwala na dokładniejsze celowanie (przydatny zwłaszcza w przypadku RailGuna). Walka jest żywiołowa i bardzo widowiskowa. Efekty graficzne zapierają dech w piersiach, a całość pod względem wizualnym budzi jak najlepsze odczucia, mimo iż zastosowano typowo industrialny wystrój plansz, nasuwający tematycznie skojarzenia z tym, co zobaczymy podczas zmagań dla jednego gracza.

Nic potwierdzono ostatecznie, jakie warianty rozgrywki zostaną udostępnione w pełnej wersji programu, ale można być niemal pewnym, że oprócz klasycznego Deathmatcha pojawi się również Team Deathmatch oraz Capture the Flag. Być może autorzy pokuszą się również o inne niespodzianki, ale nic w tym temacie na razie nie wiadomo.

Czy to będzie Doom 4?

Pytanie to spędza sen z powiek ludziom, którzy zawiedli się na trzeciej odsłonie Dooma. Po przestudiowaniu materiałów, jakie wpadły mi w ręce oraz wypowiedziach twórców stwierdzam stanowczo, że nie. Quake 4 nastawiony jest przede wszystkim na żywiołową akcję w grupie, mającą raczej niewiele wspólnego z samotnymi wędrówkami po opustoszałej bazie i oczekiwaniem na potwory wyskakujące z kanałów wentylacyjnych. Nasi sojusznicy biegają, strzelają i krzyczą – co już samo w sobie skutecznie podniesie poziom adrenaliny. Do tego dochodzą walki na otwartej przestrzeni z wykorzystaniem potężnych robotów, zdobywanie kolejnych pomieszczeń w budynkach wroga po ciężkiej wymianie ognia itd. To prawda, że oba programy korzystają z usług tego samego silnika, ale w Quake’u 4 będzie zdecydowanie jaśniej, w dodatku komandosi mają latarki przytwierdzone do broni, co powinno ucieszyć malkontentów nie szczędzących słów krytyki pod adresem Dooma 3.

Zapowiada się naprawdę niezła jazda i to w dodatku bez konieczności kolejnej wymiany sprzętu – autorzy zapewniają, że Quake 4 nie będzie bardziej wymagający od ostatniego Dooma. Obym się nie pomylił w tych rozważaniach, czego sobie i Wam szczerze życzę.

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

NADZIEJE:

  • godny następca Quake’a II w trybie dla jednego gracza, oraz Quake’a III w multiplayerze.

OBAWY:

  • oczekiwania przerosną ten tytuł, a Quake 4 skończy tak jak Doom 3 – z jednej strony uwielbiany, z drugiej znienawidzony.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Quake 4

Quake 4