Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 20 sierpnia 2010, 22:18

autor: Marek Grochowski

Pro Evolution Soccer 2011 - gamescom 2010

Po spotkaniu z konsolową FIF-ą dotarliśmy również do PES-a. Mimo kilku błędów kopanka Konami robi dobre wrażenie.

Jedyna poważna konkurencja FIF-y 11 pojawiła się na gamescomie w grywalnej wersji. Choć niepozbawiona błędów i nieoszałamiająca wyglądem, nowa odsłona Pro Evolution Soccera dostarczyła nam godzinę dobrej zabawy.

Edycja udostępniona na targach zawierała jedynie tryb towarzyski i puchar Copa Libertadores. Zapowiadana przez zespół Shingo Takatsuki opcja Online na razie dostępna jest tylko dla beta-testerów. Podobnie nieaktywna pozostaje Liga Mistrzów, którą Konami już przed sezonem sprzątnęło tuż sprzed nosa EA Sports.

Po wybraniu zespołów zaglądamy do ekranu taktycznego, gdzie z pomocą kursora możemy sami rozstawić zawodników na boisku. Działa tu sprawdzona metoda „przeciągnij i upuść”, której walorom zbytnio się jednak nie przyglądamy, bo ciekawi nas już szumnie zapowiadany, rewolucyjny gameplay. Totalna kontrola nad zawodnikiem, całkowita swoboda w kreowaniu gry… Brzmi to wszystko imponująco, jednak na murawie wprowadzonych poprawek trzeba się doszukiwać.

Przy dośrodkowaniach możemy z większą skutecznością przebić się dopiłki.

Pierwsze ulepszenie dotyczy systemu podań, w którym możemy regulować siłę, z jaką uderzamy piłkę. Krótkie muśniecie X powoduje posłanie futbolówki do najbliższego partnera, z kolei gdy przytrzymamy guzik, możemy z obrony pominąć całą linię pomocy i wypuścić napastnika do sytuacji sam na sam. Teoretycznie, bo w praktyce podania nie działają jeszcze perfekcyjnie i piłkarzom zdarza się zagrywać bardzo niedokładnie i zmieniać kierunek, w którym zamierzaliśmy kopnąć łaciatą. Śmiesznie wyglądają za to wskaźniki obrazujące poziom używanej siły – są jak tęczowe aureolki, tyle że pod nogami graczy.

Podania przeciwnika wykonywane są w większości po ziemi, do tego w sposób specyficzny – jak gdyby forsował kopanie piłki „z fałszu”. My możemy pozwolić sobie na więcej nonszalancji i w polu karnym zagrywać do partnerów piętką. Konsolowy oponent zostawia nam też więcej miejsca na wykonywanie zwodów. To właśnie tricki schowane pod prawą gałką pada oddają najlepiej ideę totalnej kontroli. Poprawki animacji spowodowały, że w pojedynkach z obrońcami więcej zależy od naszych zdolności manualnych. Jeśli nie uda nam się wymanewrować w porę kryjącego nas rywala, to po kilku sekundach zastawiania piłki ciałem przeciwnik bez trudu da sobie radę z naszym zawodnikiem. Zaangażowania brakuje rywalowi tylko przy bocznej linii boiska, bo nigdy nie próbuje ratować futbolówki, która powoli zmierza na aut.

Trudno na razie ocenić pracę bramkarzy, bo z jednej strony bez zarzutu spisują się w okolicach szesnastki, z drugiej natomiast odbijają strzały z dystansu prosto przed siebie i narażają zespół na karcącą dobitkę. Jeśli chodzi o atak, konsolowy przeciwnik trochę się wycwanił i powstrzymanie jego akcji wymaga więcej wysiłku i ganiania z zamiarem wślizgu po środkowej strefie boiska. W kwestii defensywy: gdy oponent przetrwał właśnie szturm na swoją bramkę, spokojnie przetrzymuje piłkę w linii obrony albo zwalnia akcję, przerzucając łaciatą ze skrzydła na skrzydło. Przy okazji – ci, którzy narzekają, że gra jest za wolna, mogą regulować tempo meczu w menu pauzy. Stopni szybkości jest łącznie pięć (w zakresie od -2 do 2 z domyślnie włączonym 0).

Ekran taktyki doczekał się odświeżenia.

Rzuty karne działają identycznie jak ostatnio – lekki brak wyczucia przy strzale powoduje, że z efektu kopnięcia cieszą się nie nasi gracze, a kibice na trybunach. Inne stałe fragmenty także funkcjonują podobnie jak poprzednio – jedynie przy rzutach rożnych łatwiej dopchać się do dośrodkowania.

Graficznie nowy PES to ulepszona wersja „dziesiątki”. Najlepiej wyglądają twarze zawodników, ale i animacja całych ich sylwetek nie pozostawia wiele do życzenia. Sto godzin sesji motion capture na coś się przydało, choć cieszynki i przerywniki po brutalnych faulach wzięto żywcem z poprzedniej części serii.

Kiedy gramy bez przerwy przez kilka minut, czuć, że mechanice PES-a 2011 wciąż brakuje pazura – podania wymagają szlifów, AI bramkarzy zbalansowania, a graczom na wolnym polu przydałaby się umiejętność skutecznego urywania się spod opieki przeciwników. Niemniej jednak kopanka Seabassa jest grywalna i fanom wirtualnej piłki może się podobać.

Bez wątpienia tytuł Konami zmierza w innym kierunku niż nowa FIFA, ale w tym sezonie nie awansuje raczej na pierwsze miejsce w konsolowej tabeli. Przy odpowiednim dopieszczeniu może pokazać jednak, że produkcja EA Sports to wcale nie jedyna-słuszna gra o futbolu.

Marek „Vercetti” Grochowski

Pro Evolution Soccer 2011

Pro Evolution Soccer 2011