Latanie nie jest trudne. Polski „Jastrząb” - jak się lata F-16C w domu
- Polski „Jastrząb” w grze i w realu - jak się lata F-16C w domu
- Immersja w domu – VR czy monitor?
- Latanie nie jest trudne
Latanie nie jest trudne
Po wybraniu opcjonalnych modów i malowania polskiego Jastrzębia oraz dostosowaniu grafiki pod monitor lub VR można w końcu wznieść się w powietrze. W DCS World nie znajdziemy mapy z terenami Polski, ale dostępna w darmowej wersji Gruzja ze swoimi zielonymi lasami może je jako tako udawać. Zresztą z wysokości 20 tysięcy stóp łatwo przymknąć oko na różnice i podziwiać chmury, poza tym nasi piloci często latają do innych krajów na ćwiczenia. W edytorze można sobie przygotować scenariusze, które trenowane są w rzeczywistości, jak choćby ostatnie eskortowanie amerykańskich bombowców B-1B Lancer. Oprócz takiego latania w formacji jest wszystko to, co być powinno: niszczenie celów naziemnych za pomocą broni zwykłej i inteligentnej, walka kołowa z innymi samolotami oraz arcytrudny manewr tankowania w powietrzu.
Polska jest za mała na ćwiczenia!
Największe bomby, jakie Polskie Siły Powietrzne zakupiły dla swoich F-16, to kierowana laserem GBU-24 i kierowana GPS-em GBU-31. Obie oparte są na tej samej konstrukcji, a każda z nich waży niemal tonę. Okazuje się, że w Polsce nie istnieje na tyle duży poligon, by można ćwiczyć zrzucenie takiego ładunku w pełni uzbrojonego – zawsze bowiem bierze się pod uwagę jakiś margines błędu na ewentualną awarię systemu naprowadzania i chybienie celu. Z tego powodu ćwiczenia takie nasi piloci odbywają tylko w dwóch miejscach na świecie: na poligonie na Alasce oraz pustyni w stanie Nevada – słynnym NTTR (Nevada Test and Training Range) zlokalizowanym obok jeszcze słynniejszej bazy, znanej jako Area 51.
W kwestii realizmu modelu lotu trzeba zdać się w całości na twórców. Na pewno trzeba wziąć pod uwagę, że to DCS F-16C Viper ma nadal status early access i fizyka nie jest w nim jeszcze w pełni dopracowana. Opiera się też na wartościach liczbowych z dostępnych publicznie danych i nawet po konsultacjach z prawdziwymi pilotami mogą być pod tym względem jakieś różnice. Faktem natomiast jest to, że wspomagany komputerowym systemem sterowania fly-by-wire F-16 jest bardzo łatwy w pilotażu zarówno w realu, jak i w domowym symulatorze. Komputer wykonuje tysiące obliczeń na sekundę i dba o to, by każdy nacisk pilota na drążek przekładał się na płynny ruch sterów. F-16 trudno jest przeciągnąć, trudno wpaść nim w korkociąg, nie trzeba też przejmować się klapami – steruje się nim tak łatwo, jak w najprostszych komputerowych symulatorach, co czyni go świetnym samolotem dla tych, którzy dopiero zaczynają.
Tutaj warto wspomnieć o wyjątkowym drążku sterowania w F-16. Jest on praktycznie nieruchomy i notuje tylko nacisk siły pilota. Komputer przekłada ten nacisk na wychylenie sterów. Coś takiego nie jest dostępne w tradycyjnych pecetowych joystickach, wciąż opartych na sprężynach i potencjometrach – z jednym wyjątkiem. Do nieprodukowanego już zestawu HOTAS o nazwie Cougar firmy Thrustmaster istniała specjalna przeróbka Vipergear Force Sensor. Jeśli miało się smykałkę do majsterkowania, to za dodatkową cenę 200 euro można było dzięki niej podmienić tradycyjne potencjometry na cyfrowe czujniki, z którymi joy stawał się nieruchomy i działał dokładnie tak, jak w prawdziwym samolocie. To ciekawe rozwiązanie i na pewno zwiększające realizm, ale ze względu na koszty i stopień skomplikowania dobre raczej dla osób, które budują w domu całe kokpity.
Pełną immersję i realizm znajdziemy za to, obsługując systemy pokładowe za pomocą przycisków w kabinie. Największe wrażenie robią małe detale i drobiazgi w awionice, jak choćby możliwość ustawienia kodu lasera dla bomb kierowanych w ten sposób bądź konkretnych odstępów w milisekundach i liczby wyrzucanych flar do obrony przed rakietami. Podstawowa funkcjonalność systemów lotu i uzbrojenia była bowiem już dostępna w Falconie 4.0 Allied Force z 2005 roku (czyli oryginalnym F4.0 wzbogacony o wszystkie patche i najpopularniejsze mody stworzone przez społeczność).
„Czy możemy mieć F-16 w domu?”
Jeśli sparafrazujemy słynnego mema: „Mamo, możemy mieć polskiego F-16 Jastrząb w domu?”, to okaże się, że obrazek „F-16 w domu” wcale nie będzie taki sarkastyczny. Wystarczy joystick i pecet, by poczuć się choćby trochę tak, jak piloci rzeczywiście trenujący przed komputerem. Czy takie latanie jest trudne? Nie trudniejsze niż próba pokonania bossa w Dark Souls. W sumie nawet prostsze, bo obsługa samolotu to lista z góry ustalonych czynności opartych na wciskaniu przycisków – tak jak praca z każdym komputerem. Poziom trudności rośnie tylko w sytuacji, gdy wszystko dzieje się szybko, a wrogie obiekty chcą nas zniszczyć. Wtedy trzeba błyskawicznie decydować, co zrobić, by przetrwać w powietrzu, jednocześnie unikając spotkania z ziemią – takie połącznie gatunków: gry zręcznościowej z taktyczną i strategiczną.
A czy jest w tym wszystkim jeszcze zwykła frajda i granie w grę komputerową? Jak najbardziej! Każda misja polegająca na dotarciu w dane miejsce, pokonaniu wroga i wróceniu do bazy to przecież wypisz, wymaluj typowy quest w grach, w którym zamiast samolotu i rakiet jest jakiś inny pojazd czy rumak oraz miecz albo spluwa. Moderzy i twórcy 3rd party dbają też o to, by zadania takie były wypełnione kwestiami dialogowymi i konkretnymi bohaterami. Być może nie ma szans na równie ciekawą produkcję, jaką kiedyś był Strike Commander, ale na pewno idzie ku lepszemu. Za jakiś czas zapewne pojawią się kampanie wykorzystujące udział i polskich F-16. Póki co jest na czym trenować, bo – z pominięciem paru detali – naprawdę mamy polskiego F-16 Jastrząb w domu.



