Immersja w domu – VR czy monitor?. Polski „Jastrząb” - jak się lata F-16C w domu
- Polski „Jastrząb” w grze i w realu - jak się lata F-16C w domu
- Immersja w domu – VR czy monitor?
- Latanie nie jest trudne
Immersja w domu – VR czy monitor?
Jak się więc lata F-16 w warunkach domowych? Zupełnie tak, jak robią to piloci sił powietrznych niektórych państw, również wykorzystujący symulatory na pecetach (w tym DCS World) podczas ćwiczeń w bazach. Wszyscy używają takich samych joysticków i siedzą przed monitorem lub w coraz bardziej popularnych goglach VR. Wśród fanów symulatorów i na stanowiskach treningowych najczęściej widać zestaw Warthog firmy Thrustmaster, który zawiera wierną replikę drążka samolotu F-16C. W przypadku Jastrzębia to najlepszy wybór, bo joystick ma już domyślnie przypisane identyczne funkcje, co „w realu”. Przepustnica do kompletu powstaje obecnie w innej firmie i na razie przechodzi testy wewnętrzne.
Kwestia monitora lub gogli VR to obecnie w obu przypadkach wybór typu „coś za coś”. Przy tradycyjnym monitorze można ustawić ultradetale, wysoką rozdzielczość i niezależnie od misji i sytuacji uzyskać bardzo płynny obraz. Takie latanie „dwuwymiarowe” nie różni się jednak za bardzo od tego, co znamy od początków symulatorów na domowych komputerach. Pozwala sprawnie obsługiwać systemy samolotu, ale nie oddaje w odpowiedni sposób realiów samego latania – oczywiście tylko od strony wizualnej, bo nawet symulatory za 30 milionów dolarów nie umożliwiają doznawania przeciążeń czy fizycznego czucia samolotu.

Symulatory, w których siedzi się w miejscu i tylko rusza głową dookoła, są za to wręcz stworzone do technologii VR. Latanie w goglach VR podnosi immersję do niesamowitego poziomu, który zmienia sposób patrzenia na gry na domowym PC. Wrażenie robi zwłaszcza poczucie właściwej skali, gdy po raz pierwszy spojrzymy w tył i zobaczymy podczepiony pod skrzydłem pocisk JSOW wielkości kajaka albo gdy zbliżymy się do innego samolotu, lecąc w formacji. VR pozwala też odrobinę poczuć to, o czym często mówią piloci F-16 – że to samolot, w którym siedzi się jak na samolocie, a nie w samolocie, a to dzięki pozbawionej ramek kroplowej osłonie kabiny i przechyleniu fotela do tyłu.
Niestety w obecnych czasach chyba żadna konfiguracja peceta nie jest w stanie zapewnić w trybie VR tak wyraźnego, płynnego obrazu w ultradetalach, jak przy płaskich monitorach. Latanie w VR to ciągłe szukanie kompromisu pomiędzy akceptowalną płynnością i zejściem z jakością obrazu do niższego poziomu szczegółów. W sytuacjach, gdzie często liczy się sokoli wzrok, by wypatrzeć małą kropkę jako potencjalny cel, jest to dużą wadą.

Wydaje się, że w kwestii VR pecetowe symulatory cofnęły się do lat 90., kiedy to każdy kolejny tytuł podnosił poprzeczkę w oprawie graficznej i nie działał płynnie nawet na najnowszych procesorach 486DX czy Pentiumach. Z czasem sytuacja powinna się poprawić, bo – jak twierdzi sam producent symulatora, studio Eagle Dynamics – wydajność w trybie VR jest dla nich priorytetem i wymagają tego od nich nie tylko gracze, ale i odbiorcy z sektora militarnego. Przy braku ultramocnego peceta pewną alternatywą zostaje urządzenie do śledzenia ruchów głowy typu TrackIR.

VR w prawdziwym szkoleniu pilotów
W amerykańskich siłach powietrznych USAF latanie w goglach VR na pecetach to etap wdrożonego w 2018 roku nowego programu Pilot Training Next. Piloci ćwiczą w ten sposób podstawy pilotażu, latania w formacji i na niskich wysokościach, zanim wsiądą do prawdziwych maszyn szkolnych typu T-6 Texan. Komputery z goglami pozwalają stworzyć wiele stanowisk treningowych i szkolić pilotów znacznie szybciej, za ułamek kosztów, jakie pochłania eksploatacja prawdziwych samolotów czy zakup symulatora opartego na realnym kokpicie.
VR to nie tylko metoda uczenia żółtodziobów, ale i sposób na trening dla zaawansowanych pilotów. 355 Dywizjon z Arizony wykorzystuje w tym celu właśnie symulator DCS World i moduł z samolotem A-10C II, przygotowany specjalnie dla nich, i niemal w takiej samej postaci dostępny dla każdego na Steamie i oficjalnej stronie wydawcy. Na komputerach przygotowanych przez firmę Volair Sim piloci wykorzystują znane graczom gogle Oculus Rift S, Oculus Quest oraz zestawy joysticków firmy Thrustmaster.
VR nie zastąpi całkowicie pełnowymiarowych symulatorów z prawdziwym kokpitem, który w przypadku myśliwca F-35 kosztuje aż 30 milionów dolarów. Na nich ćwiczy się przede wszystkim procedury awaryjne, w których bardzo ważne jest wyrabianie pamięci mięśniowej przy wykonywaniu różnych czynności w kokpicie. Tego właśnie żadna rzeczywistość wirtualna nie jest w stanie zapewnić, choć w przyszłości zapewne powszechna stanie się technologia „mixed-reality”, czy też „augmented reality”, gdzie użycie gogli VR i obserwacja wirtualnego świata jest połączona z widokiem rzeczywistego kokpitu.

