Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Medal of Honor: Warfighter Publicystyka

Publicystyka 20 kwietnia 2012, 10:00

autor: Amadeusz Cyganek

Pierwsze spojrzenie na Medal of Honor: Warfighter

Lepszy, bardziej efektowny i obłędnie wyglądający – tak w założeniach twórców ma przedstawiać się kolejna odsłona serii Medal of Honor. Czy starzy znajomi z poprzedniej części odnajdą się w nowych wojennych realiach?

Medal of Honor to marka, która niezależnie od okoliczności zawsze będzie działała na wyobraźnię graczy, zwłaszcza w czasach, gdy w segmencie FPS-ów dominują takie tuzy jak Call of Duty czy Battlefield. Wielki powrót cyklu w 2010 roku okazał się sukcesem połowicznym, ale ekipa Danger Close nie zamierza składać broni. Twórcy chcą udowodnić, że uczą się na błędach, a Warfighter spełni wszystkie oczekiwania fanów, które po ostatniej odsłonie serii z pewnością są niemałe.

Wodne gry wojenne

Głównym bohaterem Medal of Honor: Warfighter będzie stary znajomy z poprzedniej części, czyli Preacher (w polskiej wersji dumnie zwany Klechą). Jak podkreślają autorzy, fabuła zostanie oparta na faktach, a cała intryga będzie kręcić się wokół PETN – wyjątkowo niebezpiecznej substancji, szeroko wykorzystywanej przez terrorystów do (jak na razie) nieudanych zamachów. W pogoni za bezwzględnymi przeciwnikami odwiedzimy m.in. Somalię, Jemen, Bośnię czy Filipiny – i właśnie do ostatniego z wymienionych rejonów przenieśliśmy się podczas krótkiego pokazu.

Wraz z pozostałymi członkami drużyny, doskonale znanymi zresztą z poprzedniego Medal of Honor, trafiamy do Isabela Bay – miasta, które zostało znacznie zdezorganizowane na wskutek szalejącego tajfunu. Niecodzienną sytuację skrupulatnie wykorzystują separatyści z organizacji Sayyaf, natychmiast zajmując jeden z największych budynków i więżąc kilkunastu bezbronnych cywilów. Sytuacji nie ułatwia powódź, która doszczętnie zniszczyła wnętrze budowli i znacznie utrudnia prowadzone operacje.

Już od pierwszej sekundy zabawy z ekranu telewizora uderzają niesamowite wręcz pokłady dynamiki – początkowe fragmenty rozgrywki skupiają się głównie na eliminacji za pomocą snajperki ukrytych za filarami na górnym piętrze wrogów, ale myli się ten, kto spodziewa się żmudnego przeskakiwania od osłony do osłony i wyczekiwania momentu, w którym nieprzyjaciel wychyli głowę. Przeciwnicy nie próżnują – praktycznie z każdej strony prowadzony jest zaporowy ostrzał, a podmyte betonowe przeszkody po jednej serii z karabinu maszynowego nie nadają się praktycznie do niczego. Dodatkowo w wysokiej wodzie co chwilę pluskają granaty, a natrafienie na jeden z nich w tych warunkach naprawdę nie okazuje się wielką sztuką. Trzeba przyznać, że komputerowi wrogowie zachowują się bardzo sprytnie – w tym wypadku robią doskonały użytek z przewagi liczebnej, okrążając Klechę oraz resztę ekipy i pilnując strategicznych dla powodzenia akcji miejsc. Opór stawiany przez terrorystów w końcu jednak słabnie, a akcja przenosi się do kolejnego pomieszczenia. Oczywiście nie przebiega to bezproblemowo – już na samym wejściu wita nas oskryptowana eksplozja, dająca możliwość szybkiej kontry ze strony grupy terrorystów. Twórcy otwarcie przyznają, że takich momentów będzie zdecydowanie więcej – gra dzięki nim ma jeszcze lepiej przekazać emocje i brutalność na polu walki. Reżyserowane wstawki w zaprezentowanym fragmencie robią naprawdę dobre wrażenie – są widowiskowe i nieźle zrealizowane, a przede wszystkim bardzo dobrze umiejscowione, co pozwala trzymać opowiadaną historię w ryzach.

Bezkompromisowa kompania braci

Nie sposób również narzekać na pracę reszty elitarnego oddziału – podczas rozgrywki doskonale widać, że gracz nie jest osamotniony w swoich poczynaniach, a pozostali członkowie ekipy stanowią rzeczywiste wsparcie i aktywnie uczestniczą w przełamywaniu linii wroga. Już po chwili prowadzący pokaz napotyka na zamknięte drzwi, pokazując kolejną interesującą nowinkę – twórcy zaimplementowali w grze panel szybkich wejść. Po zgromadzeniu całej ekipy przed zamkniętym przejściem możemy dostać się do następnego pomieszczenia za pomocą kilku efektownych posunięć – wyłamując drzwi soczystym kopniakiem, wrzucając do środka granat błyskowy lub podkładając ładunek wybuchowy. Po wyjątkowo głośnym entrée pozostaje kilka sekund na to, by błyskawicznie oczyścić pomieszczenie pełne wrogów – czas w tym momencie ulega spowolnieniu, a gracz spokojnie eliminuje kolejnych przeciwników. Choć nie jest to nowatorskie rozwiązanie (mieliśmy okazję podziwiać je chociażby w Call of Juarez: The Cartel), doskonale wpisuje się w dynamiczny charakter nowego MoH-a – szybkie wejścia prezentują się bardzo efektownie i zapewne będą często wykorzystywane przez twórców na przestrzeni całej kampanii.

Po chwili akcja przenosi się na ulice zalanego miasta – ekipa dowodzona przez Klechę rozpoczyna ewakuację zakładników za pomocą motorówek, choć oczywiście po drodze nie brakuje rozmaitych atrakcji. Tak naprawdę w trakcie obserwowania tego fragmentu nietrudno odnieść wrażenie, że twórcy na jego przykładzie chcą udowodnić, iż potrafią ujarzmić potężną bestię, jaką niewątpliwie jest nowy silnik graficzny Frostbite 2, wykorzystany już chociażby w trzecim Battlefieldzie. Ulice Isabela Bay zniszczone wskutek powodzi robią piorunujące wrażenie – zrujnowana przestrzeń miejska, mimo ogólnego zniszczenia, jawi się wręcz kapitalnie, a ilość detali i pieczołowitość, z jaką wykonano praktycznie każdy element mapy, budzi spory podziw. Na każdym kroku czuć, że bierzemy udział w niezwykle gorącym i efektownym wojennym przedstawieniu – o obecności na polu walki co rusz przypominają świszczące wokół głów kule, które po zetknięciu z taflą wody mocno zachlapują ekran, a także trupy wrogów gęsto pokrywające zgliszcza okolicznych budynków. Nasz ostrzał z pokładu motorówki również nie pozostaje bez wpływu na rzeczywistość – betonowe ściany i pozostałości wielkich konstrukcji rozpadają się na dziesiątki mniejszych części, co znacznie utrudnia precyzyjne trafienie w przeciwników. Frostbite z powodzeniem prezentuje swoje wyjątkowe możliwości również w zamkniętych pomieszczeniach – dynamiczne wymiany ognia na przestrzeni kilku metrów oddają całą skalę emocji z nimi związanych, a pieczołowita i płynna animacja dopełnia obrazu całości. Wygląda na to, że niewidzialne ściany z poprzedniego Medal of Honor pozostaną tylko i wyłącznie koszmarem z przeszłości.

Realizm przede wszystkim

Twórcy przyznają, że w swoim nowym dziele stawiają głównie na autentyczność rozgrywki. Oprócz oparcia fabuły kampanii na faktach, ekipa Danger Close chce również jak najdokładniej odtworzyć działania na polu walki praktycznie w każdym aspekcie zmagań. Właśnie dlatego zespół deweloperów wzmocniła grupa byłych żołnierzy i ekspertów mających we współpracy z autorami dopracować z dbałością o każdy najmniejszy detal wszystkie elementy gameplayu, czyniąc pole walki w Warfighterze jak najbardziej realistycznym.

Na pokazie znalazło się także miejsce na króciutką zapowiedź trybu multiplayer, który w założeniach wygląda naprawdę bardzo ciekawie. Do rywalizacji w sieci wykorzystamy 12 grup najlepszych sił specjalnych świata, wśród których oprócz amerykańskich SEAL czy brytyjskich SAS znajdzie się również polski GROM. Co ciekawe, rodzima ekipa żołnierzy była przedstawiana przez twórców jako jedna z najważniejszych jednostek w grze, odgrywająca również epizodyczne role w scenariuszach zawartych w tradycyjnej kampanii. Osią rozgrywki wieloosobowej okażą się oczywiście pojedynki pomiędzy wspomnianymi siłami, a każdy zespół otrzyma charakterystyczną dla niego jednostkę, odróżniającą go od pozostałych ekip. Niestety na więcej szczegółów musimy jeszcze trochę poczekać.

Warfighter będzie najlepszą odsłoną serii Medal of Honor w całej historii” – tak brzmiały pierwsze słowa jednego z twórców prowadzących pokaz nowego dzieła Danger Close. Trudno na tym etapie stwierdzić, czy nadchodząca gra sprosta legendzie najstarszych produkcji z tego cyklu, ale niewątpliwie jedno jest pewne – najnowszy Medal będzie kawałkiem niesamowicie efektownego i dynamicznego FPS-a, okraszonego na dodatek rewelacyjną oprawą wizualną. Autorzy zdają się pewnie podążać obraną przez siebie ścieżką, a Warfighter w założeniach zapowiada się naprawdę przyzwoicie. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że twórcy w całym tym technicznym przepychu nie zapomną o najważniejszym, czyli wciągającej i dobrze zaplanowanej rozgrywce.

Medal of Honor: Warfighter

Medal of Honor: Warfighter