Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Valorant Publicystyka

Publicystyka 2 marca 2020, 09:00

Niskie wymagania i brak cheaterów – Valorant to strzelanka twórców LoL, która może namieszać

Valorant, strzelanka od twórców League of Legends, zapowiada się niezwykle ciekawie. Niskie wymagania sprzętowe, brak lagów i cheaterów oraz sporo wzorów z CS GO sprawiają, że ten tytuł może mocno namieszać!

Firma Riot Games nie tylko ściąga do siebie pracowników Blizzarda, ale też pod pewnymi względami wzoruje się na swoim kalifornijskim konkurencie – na przykład przyjmując jego strategię niewymyślania koła na nowo. Po co tworzyć nowy gatunek czy rewolucyjny tryb, skoro można skopiować pomysł konkurencji, jednocześnie realizując go dużo lepiej? Warcraft naśladował Diunę, World of Warcraft czerpało garściami z Everquesta, a nowa strzelanka Riot Games to nic innego jak Counter Strike – tyle że z bohaterami. Czy takie podejście wystarczy, by pokonać legendarne dzieło Valve? Próbujemy znaleźć odpowiedź na to pytanie.

Bohater w strzelaniu cię nie wyręczy

Zdecydowanie największą różnicę między Counter Strikiem a Valorantem stanowią wspomniani wyżej bohaterowie. W wersji gry, którą mieliśmy okazję przetestować, dostępnych było 8 herosów, ale w dniu premiery możemy spodziewać się minimum 10 postaci. Każda z nich poza wyglądem różni się od pozostałych czterema posiadanymi umiejętnościami. Jedna podstawowa dostępna jest w każdej rundzie za darmo, dwie kolejne można kupić na początku starcia za posiadaną gotówkę. Dodatkowa, czwarta to zdolność specjalna, którą otrzymujemy po uzbieraniu odpowiedniej liczby zabójstw lub zebraniu sfer mocy dostępnych na mapie.

Przypomina to trochę Overwatcha? Może, ale w rzeczywistości wygląda zupełnie inaczej. Przede wszystkim zdolności są dużo słabsze i raczej jedynie pomagają w zastrzeleniu wroga, niż bezpośrednio przyczyniają się do jego zlikwidowania. Mamy więc dostęp do różnego rodzaju „czarów” obszarowych, które ograniczają widoczność niczym granat dymny czy jak koktajl Mołotowa powoli zadają obrażenia znajdującym się w ich zasięgu wrogom. Większość zdolności dostępnych w Valorancie to umiejętności wspomagające, a 90% fragów zdobędziemy dzięki klasycznej broni palnej.

Istnieją oczywiście zabójcze wyjątki, ale nawet one wymagają sporych umiejętności i dobrego planowania, żeby uśmiercić wroga. Najczęściej są to zdolności specjalne, których „ładowanie” trwa dużo dłużej niż w przypadku bohaterów Overwatcha i da się ich użyć tylko raz na kilka rund. Dobry przykład unaoczniający filozofię, którą kierowali się projektanci gry, stanowi nalot z powietrza, do jakiego ma dostęp jeden z bohaterów. Atak ten okazuje się bardzo potężny i może zlikwidować całą drużynę wroga, ale zanim trafi w cel, przeciwnik ma wystarczająco dużo czasu, żeby uciec z zagrożonego eksplozją miejsca. Dodatkowo gracz wzywający zrzut jest przez krótki czas bezbronny i łatwo go wtedy zabić.

Bohaterowie to żadna nowość w grach sieciowych, niemniej na pewno jeden z elementów, który może dać przewagę nad Counter Strikiem. Nie tylko dlatego, że gracze uwielbiają bawić się w kolekcjonerów. Bohaterowie stanowią również świetny substytut fabuły w pozycjach sieciowych. Nawet jeżeli nie interesujemy się szczególnie historią świata gry, dużo łatwiej przywiązujemy się do grania konkretną postacią niż bezimiennym terrorystą. Oprócz tego fantastyczne umiejętności pozwalają na dużo większą swobodę w rozwijaniu gry i wprowadzaniu nowych ciekawych pomysłów. Powolne zmiany w CS-ie można oczywiście uważać za dużą zaletę produkcji Valve (klasyczne sporty też radzą sobie całkiem dobrze bez comiesięcznych aktualizacji), ale dla graczy w LoL-a czy Fortnite’a częste nowości to już standard, bez którego twórcom trudno byłoby utrzymać zainteresowanie danym tytułem.

Chociaż umiejętności w Valorancie na pierwszy rzut oka nie wydają się bardzo potężne, na najwyższym poziomie rozgrywek mogą mieć olbrzymie znaczenie. Będzie to jednak wymagać sporych zdolności i koordynacji w drużynie. Jestem przekonany, że gdy grę dostaną w swoje ręce e-sportowi zawodnicy, to nieraz będę musiał zbierać szczękę z podłogi, oglądając ich efektowne akcje.

Trochę o tym, jak działają serwery i czemu w Valorancie nie będzie lagów

Drugi aspektem gry, którym Valorant ma zamiar konkurować z Counter Strikiem, są kwestie techniczne. W przeciwieństwie do Fortnite’a czy Apex Legends gra od początku była przygotowywana z myślą o profesjonalnych zawodnikach i zapewnieniu im jak najlepszych warunków. Wszystkie serwery będą działać z odświeżaniem 128 Hz, co w przypadku CSGO ma miejsce wyłącznie na serwerach prywatnych i podczas profesjonalnych turniejów.

W trakcie krótkiej prezentacji zademonstrowano również, jak twórcy Valoranta mają zamiar radzić sobie z graczami, którzy wykorzystują swoje słabe połączenie internetowe, żeby zdobyć przewagę nad przeciwnikiem. Mowa oczywiście o powszechnych w niektórych grach „teleportach”, które sprawiają, że lagujący gracz pojawia się i znika, uniemożliwiając trafienie go przez przeciwnika. W Valorancie problem ten ma rozwiązać synchronizacja animacji po stronie serwera. Na zaprezentowanym demie lagujący przeciwnik poruszał się u innych graczy zupełnie normalnie, dzięki czemu zabicie go przestawało być problemem.

Skoro już jesteśmy przy lagach, to tych w Valorancie ma być jak najmniej. Wszystko dzięki rozwijanej przy okazji League of Legends infrastrukturze sieciowej Riot Games. Mowa nie tylko o serwerach studia, ale również o jego własnych routerach czy kablach. Jak to będzie wyglądać w praktyce? Gdy siedzimy przy komputerze i klikamy jakiś przycisk, informacja o naszym kliknięciu musi trafić na serwer gry. To, jak szybko tam trafi, nie zawsze zależy wyłącznie od odległości od serwera. Bardzo często zdarza się, że dla naszego dostawcy internetu bardziej opłacalne okazuje się puszczenie sygnału przez kilka innych odległych punktów, bo jest to zwyczajnie tańsze. O ile w przypadku przeglądania internetu nie stanowi to dla użytkownika większego problemu, o tyle w trakcie gry wzrost opóźnienia z 80 do 300 milisekund potrafi być bardzo odczuwalny.

Dzięki własnej infrastrukturze i współpracy z dostawcami internetu Riot może wysyłać sygnały ze swoich gier krótszą i nowocześniejszą sieciową autostradą. Skutek? Już na starcie 75% graczy w Valoranta ma posiadać maksymalnie 35 milisekund opóźnienia, a liczba ta powinna w przyszłości jeszcze się zmniejszyć.

Może nie cudo, ale pójdzie na wszystkim

Inna ciekawa statystyka zaprezentowana na pokazie dotyczyła tego, na jakich maszynach będziemy mogli pograć w Valoranta. Żeby to zobrazować, twórcy odwołali się do danych uzyskanych od graczy w League of Legends. Według ich wyliczeń na minimalnych ustawieniach graficznych gra będzie płynnie działać na komputerze za 120 $ (ok. 500 zł). Taki lub lepszy sprzęt posiada 88% graczy w LoL-a. Zabawa w 60 klatkach i na średnich ustawieniach graficznych będzie wymagać sprzętu za 500 $ (ok. 2000 zł), którym dysponuje 66% graczy w LoL-a. Na granie na ultra będzie mogło natomiast pozwolić sobie 33% fanów League of Legends.

Jak widać, Valorant nie powinien być zasobożerny. Z tego też powodu nie ma jednak co liczyć na jakieś szczególne wodotryski graficzne pokroju ray tracingu. Gra ma być przyjemna dla oka, ale działać nawet na kalkulatorze – i tak właśnie jest. Stylem graficznym przywodzi na myśl zarówno Overwatcha, jak i Team Fortress, ale zdecydowanie nie wywołuje okrzyku „wow!” tak jak strzelanka Blizzarda po pierwszym uruchomieniu zaraz po premierze.

W Valorancie kolory wydają się dużo bardziej stonowane, co ma jednak swoje uzasadnienie. Twórcy kierowali się zasadą, że najważniejsza powinna być czytelność, i to widać. Mimo nieznajomości gry i mimo efektownych umiejętności niektórych postaci podczas rozgrywki nigdy nie miałem sytuacji, w której nie wiedziałem, co dzieje się na ekranie. Z drugiej strony po pierwszym dniu trudno było mi też przypomnieć sobie jakieś charakterystyczne elementy otoczenia czy map, na których grałem. Zdecydowanie nie były one tak ładne i zapadające w pamięć jak te z Overwatcha.

Łowcy cheaterów

Wszelkiego rodzaju cheaterzy to poważna plaga gier sieciowych, a walka z nimi najczęściej przypomina ulubione zajęcie słynnego jegomościa z La Manchy. Czy twórcom Valoranta uda się wyeliminować oszustów? Wątpię, ale na pewno bardzo utrudnią im życie. Jak dowiedziałem się w trakcie prezentacji, podczas tworzenia Valoranta niemal każdy element wprowadzany do gry był wcześniej konsultowany z zespołem odpowiedzialnym za walkę z cheaterami. Przykład? W grze nie znajdziecie celownika podświetlającego się po najechaniu na przeciwnika, bo byłoby to jak prezent urodzinowy dla programisty aimbota.

W Valorancie wszystkie obliczenia związane z poruszaniem się i strzelaniem będą odbywać się po stronie serwera. Zastosowana zostanie również tzw. mgła wojny. Klient gry nie otrzyma informacji o położeniu wroga, dopóki celownik gracza nie znajdzie się w bliskiej odległości od jego modelu. Jeżeli więc mamy zainstalowanego wall hacka, to możemy zobaczymy wroga chowającego się za rogiem, przy którym stoimy, ale gdy przeciwnik stanie kilka kroków dalej, nawet dla naszego cheata będzie zupełnie niewidoczny.

Do tych wszystkich pułapek przygotowanych przez twórców dojdą oczywiście jeszcze inne powszechnie stosowane rozwiązania. Zgłaszanie oszustów przez graczy, bany sprzętowe, wykorzystanie nauczania maszynowego czy walka z producentami cheatów. Ciekawe brzmi również automatyczne wyrzucanie oszustów jeszcze w trakcie trwania meczu oraz przekazywanie graczom informacji, że grali z kimś takim lub że ich zgłoszenie przyczyniło się do zbanowania nieuczciwego użytkownika.

W swoim tekście w dużej mierze skupiłem się na kwestiach technicznych, ale też właśnie o nich przede wszystkim mówili twórcy Valoranta podczas prezentacji. Nowe dzieło Riot Games nie spowoduje rewolucji. Nie wywróci gatunku taktycznych strzelanek do góry nogami. To głównie aspekty techniczne mają przekonać fanów konkurencyjnych tytułów do przesiadki na nowego konia. Świetne serwery, małe wymaganie sprzętowe i brak oszustów to często coś, o czym twórcy gier myślą na końcu procesu produkcji, jeśli nie nawet dopiero po premierze gry.

W przypadku Valoranta ma być inaczej. Jeśli dodać do tego ciekawych bohaterów i częste aktualizacje, wiele zacznie wskazywać na to, że mamy szansę otrzymać naprawdę dobry produkt. Czy to wystarczy, żeby pokonać starego i doświadczonego króla (CSGO) oraz młodego i coraz popularniejszego księcia (R6S)? Z pewnością nie będzie łatwo, ale kontynuując królewską analogię, myślę, że szykuje się nowy pretendent do tronu, a przynajmniej rywal, który może sporo namieszać. Premiera już latem tego roku.

ZASTRZEŻENIE

Koszty wyjazdu na pokaz gry pokryła firma Riot Games.

Michał Chwistek

Michał Chwistek

Lubi gry trudne, ładne lub z dobrą fabułą. Nie kończy ich przez LoL-a i Overwatcha. PS Vita FTW!

więcej

TWOIM ZDANIEM

Który typ rozgrywki wolisz?

40,5%
Overwatch
59,5%
CS:GO
Zobacz inne ankiety
Valorant

Valorant