Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 29 grudnia 2008, 13:29

autor: Szymon Liebert

NecroVision - przedpremierowy test

Na gliwickiej Farmie 51, mieszczącej się w samym sercu pozornie sennego i leniwego Śląska, powstaje produkt niezwykły – prawdopodobnie jedna z najdynamiczniejszych gier akcji w całej historii pecetów.

Dotychczas Gliwice z grami komputerowymi kojarzone raczej nie były. Nawet pomimo faktu, że w okolicy mieści się Wydział Informatyczny renomowanej Politechniki Śląskiej, na którym przecież kształcą się kolejne pokolenia potencjalnych deweloperów. W końcu jednak coś się ruszyło. W usytuowanej właściwie w samym centrum miasta siedzibie studia Farm 51 zaprezentowano pierwszy pełnoprawny produkt ekipy. NecroVision, bo o tym tytule mowa, wygląda naprawdę ciekawie i oryginalnie, jednocześnie czerpiąc garściami z klasyki gier komputerowych oraz z kultury masowej. Warto zaznaczyć, że chociaż produkcja pozornie wpisuje się w popularny trend strzelanek osadzonych w realiach wojny, to sama tematyka została mocno i twórczo urozmaicona. Bowiem tutaj, Call of Duty spotyka bijatykę z combosami, Return to Castle Wolfenstein miesza się z Resident Evil, a całość mocno nawiązuje do bezpardonowej mechaniki zabawy prezentowanej przez takie tytuły jak Serious Sam czy polski Painkiller.

Od kontaktów z zombie krew człowieka zalewa.

W przygotowanej przez twórców kampanii fabularnej wcielamy się w Amerykanina Simona Bucknera, dla którego zbyt nudne staje siedzenie w Stanach w roku 1916. Bohater postanawia wstąpić do brytyjskiej armii i ruszyć na front I wojny światowej, żeby sprawdzić własne umiejętności i po prostu zabić nudę (i wrogów). Jednak już w ciągu kilku pierwszych minut obcowania z NecroVision gracz przekonuje się, że nie jest to typowa produkcja o losach żołnierzy. Nasz podopieczny, raniony w dzikim natarciu na pozycje wroga, doznaje urazu, traci przytomność i ma majaki – widzi demony, potwory i być może siebie samego w projekcji z przyszłości. Nierealne obrazy okazują się bardzo szybko prawdziwe – walczący ze sobą Brytyjczycy i Niemcy są tylko pionkami w rozgrywce znacznie potężniejszych sił. Mowa naturalnie o wampirach i demonach.

Od samego początku przygody z tym tytułem jesteśmy raczeni dość mroczną wizją świata, wypełnionego śmiercią, posoką, zaskakująco żywotnymi gnijącymi trupami i wszędobylskimi drutami kolczastymi. Autorzy otwarcie przyznają się do swoich popkulturowych inspiracji. Najważniejszą z nich są tutaj horrory, a przede wszystkim Deathwatch (2002). Wzorem świata wykreowanego przez reżysera Michaela Bassetta w polskiej produkcji zostajemy rzuceni w rzeczywistość, gdzie realna brutalna wojna miesza się z niewytłumaczalnymi zdarzeniami. Początkowych Niemców zastępują więc hordy żywych trupów, wampiry, mroczni czarodzieje, fruwające błyszczące ameby, a pod koniec przygody smoki i mechaniczne machiny kroczące.

Całość utrzymana jest więc w konwencji horroru, którego poszczególne karty odkrywamy w rozmowach, przerywnikach filmowych czy odnajdywanych przez nas listach żołnierzy (prezentowanych także podczas wgrywania poziomów). Te ostatnie, odczytywane są zresztą drżącymi głosami ich już nieżyjących autorów, co ciekawie buduje klimat. Tak naprawdę niuanse fabuły są tu jednak mocno drugorzędne czy raczej dobrowolne – sami autorzy podkreślają, że ich zignorowanie nie wpłynie negatywnie na jakość zabawy. Czasem jednak warto posłuchać, co mają do powiedzenia postacie i przeszukać dokładnie wszystkie dostępne pomieszczenia. W grze ukryto bowiem sporo dodatkowych przedmiotów, mocno zwiększających szanse gracza. Oprócz nich bardziej wprawieni poszukiwacze natkną się na mnóstwo niespodzianek i żartów. Żeby nie zdradzać zbyt wiele, wspomnę jedynie, że w grze można spotkać młodego Adolfa Hitlera, próba zgładzenia którego wyjawi pewną mroczną tajemnicę.

Jedna z nielicznych gier akcji, w której możemy śledzić cudzą korespondencję.

Twórcy z Farm 51 mocno zdynamizowali samą narrację. Już w pierwszych momentach gry nasz bohater przechodzi prawdziwe piekło, biegając, walcząc, czołgając się, doświadczając wspomnianych majaków, trafiając do niewoli, by 5 minut później się z niej wydostać. Chociaż początkowo rzeczywiście hasamy sobie po kilku polach bitew i okopach, walcząc zarówno z ludźmi, czołgami, jak i z pierwszymi napotkanymi demonami, to później akcja przenosi się do podziemi tych drugich, a nasz bohater otrzymuje przymusowe wsparcie wampirów, jednocześnie zyskując ich wyposażenie. Przebijając się przez lochy, docieramy do samego piekła. Można więc domyślić się, z kim przyjdzie nam stanąć w szranki w epickim finale. Warto tutaj zaznaczyć, że chociaż w tle snuje się pewien wątek fabularny, to jest on właściwie przede wszystkim pretekstem do walki, gdyż produkt ten raczej w małym stopniu przypomina survival horror, będąc głównie grą akcji.

Necrovision to produkcja przede wszystkim okrutnie dynamiczna, chociaż sami twórcy wielokrotnie podkreślają, że można grać w nią na co najmniej dwa sposoby. W tym drugim, sprawdzą się więc miłośnicy nieco wolniejszej i bardziej taktycznej zabawy – wciąż można chować się i wykańczać wrogów z daleka, chociaż – szczerze mówiąc po kilku godzinach testów – takie rozwiązanie nie zawsze jest możliwe. Produkt stworzony przez gliwicką ekipę jest bowiem całkiem niepowtarzalny w kwestii dynamiki akcji, którą często wymusza na graczu. W mało której grze walka z hordami różnych wrogów jest aż tak szybka i bezpardonowa, przy czym trudno tu o momenty wytchnienia – wrogowie w zdolności dyplomatyczne wyposażeni nie zostali i sensem ich wirtualnej egzystencji jest ściganie gracza. Wysokie tempo akcji osiągnięto nie tylko dzięki szybkości i zawziętości przeciwników, ale również za pomocą pewnych bardzo ciekawych rozwiązań w kwestii mechaniki.

Przede wszystkim w grze można wyprowadzać kombinacje ciosów. Brzmi to być może odrobinę dziwnie, bo w końcu to gra FPP, jednak w praktyce sprawdza się zupełnie nieźle. Motyw wynika także z pewnej dwoistości zamierzeń. Z jednej strony twórcy zaznaczają, że sporo elementów zostało odwzorowanych zgodnie z realiami (np. walka wręcz kolbą czy bagnetem), podczas gdy inne są oczywiście czysto abstrakcyjne. Podejście do realizmu ładnie podsumowuje pewna zasłyszana anegdota. Według niej po pokazaniu pierwszej wersji NecroVision grupie fanów część z nich wystosowała uwagę, że jeden z najpotężniejszych karabinów w grze jest zbyt ciężki, aby żołnierz mógł go jednocześnie nosić i zeń strzelać. Autorzy oczywiście przyznali rację i wyrazili ubolewanie nad własną pomyłką, po czym na przekór zaimplementowali możliwość używania dwóch takich karabinów jednocześnie. Stąd też mało realistyczne sekwencje ciosów nikogo nie powinny dziwić i naprawdę dobrze, że znalazły się w grze.

Strzelba wampirów na pewno się przyda.

Wspomniane kombinacje dzielą się właściwie na dwa typy. Pierwszy odpowiada za specjalne pojedyncze ataki – strzał w głowę, usmażenie wroga miotaczem itd. Drugi to już właściwe combosy – wyprowadzamy je przez wykonywanie sekwencji ciosów, przy czym często liczą się zarówno uderzenia „bronią białą” (kolbą, bagnetem) czy kopniaki, jak i strzały z pistoletów oraz karabinów. Możemy wiec odrzucić wroga kopem, po czym nafaszerować lecącego delikwenta ołowiem, co zostanie podsumowane odpowiednim komentarzem (krwisty napis na górze ekranu). Podstawowe kombinacje wykonamy, wciskając dwukrotnie jeden z klawiszy ataków. Chociaż poszczególne sekwencje mają dość zabawne nazwy, to ich funkcja nie jest czysto estetyczna – nabijają wskaźnik tak zwanej furii, dzięki której otrzymujemy dostęp do specjalnych umiejętności wampirów oraz chociażby spowolnienia czasu (wielokrotnie ratującemu sytuację).

Powyższa mechanika zabawy jest więc dość rozbudowana i na początku może sprawić pewne trudności w opanowaniu – wykonywanie niektórych sekwencji w sporej grupie wrogów bywa kłopotliwe. Z czasem przyswajamy jednak różne kombinacje i przedzieranie się przez hordy pomiotów z piekła rodem staje się przyjemnością. Oczywiście, o ile gramy na łatwym poziomie trudności. Normalny jest już sporym wyzwaniem, a wysoki, jak stwierdził jeden z twórców, istnym koszmarem. Tym samym produkcja zaoferuje wyzwanie nie tylko dla mniej utalentowanych zręcznościowo graczy, ale również dla prawdziwych wymiataczy. Ważne jest to, że będzie można na przykład przejść grę na łatwiejszym poziomie, odblokowując pewne plusy i bonusy, by później zmierzyć się z kampanią przy trudniejszych ustawieniach, wykorzystując już od początku zdobyte uprzednio dodatki.

Z zabawą wiąże się jeszcze wiele innych elementów. Po pierwsze, wspomniane wyżej kombinacje ciosów i specjalne ataki związane są często również z otoczeniem. Autorzy wskazali na kilka istotnych smaczków, dzięki którym możemy wykańczać wrogów na mnóstwo sposobów. Możemy miotać lampami naftowymi i podpalać wrogów lub używać ich do oświetlania pomieszczeń. Podwieszone pod sufitem lampy da się rozwalić, a nawet zestrzelić linkę na której wiszą. W różnych miejscach znajduje się sporo wybuchowych beczek, często korzystamy także z dynamitu, który można również podczepiać wrogom. Jeśli natomiast wybuch nie zranił przeciwnika, wystarczy wrzucić go do ognia kopniakiem. Oprócz tego w wielu momentach otrzymamy drobne poboczne zadania. Jedno z nich zaowocuje np. możliwością wykorzystania potężnej machiny kroczącej, wyposażonej w karabin i rakiety. Innym razem, odziani w maskę gazową przeszukamy szpital polowy. W pewnym momencie gry przeciwnicy, jak powiedział jeden z autorów, stają się zbyt duzi i potężni – wykorzystamy więc kroczącą machinę wyposażoną w rakietnicę, a nawet dosiądziemy smoka, na którym spędzimy dobrych kilkanaście minut (czasem zsiadając, by dezaktywować unieruchamiające go urządzenia elektryczne). Latając na nim, ale i chodząc na piechotę, trzeba będzie zebrać wiele różnych dodatków, jak chociażby przedmioty odnawiające życie czy zwiększające poziomy magii.

Taka rękawica przydałaby się i w kuchni do szatkowania warzyw.

Każdy fan gier akcji zapyta o broń. Wydaje się, że w kwestii arsenału NecroVision nikogo nie zawiedzie. Przede wszystkim w wielu przypadkach możemy nosić jej dwa różne egzemplarze jednocześnie – przeważnie broń białą w lewej dłoni i pistolet w prawej. W grze zawarto standardowe wyposażenie wojskowe z epoki I wojny światowej, znane w dużym stopniu z wielu innych gier o podobnej tematyce. Wśród nich wyróżnia się między innymi możliwość wykorzystywania bagnetu. Na dalszych poziomach otrzymamy także dostęp do technologii wampirów i demonów. Można spodziewać się więc wampirzej strzelby, karabinu czy miotacza kołków, podobnego nieco do sztandarowej broni z Painkillera. Zupełnie odrębną sprawą jest natomiast magiczna rękawica umożliwiająca wykorzystywanie magii i wyposażona w siekające wrogów wolverine’owe kolce. Gdy tylko nabijemy odpowiedni poziom mocy, oczywiście wykonując kombinacje ciosów, możemy łapą miotać mocarnymi kulami ognia czy chociażby zamrażać wrogów. Do powyższego arsenału należy dodać przedmioty użytku codziennego – chociażby tak zabójcze narzędzie jak łopatę.

Wykorzystywanie narzędzi zbrodni na Bogu ducha winnych przeciwnikach jest w NecroVision bardzo widowiskowe i przede wszystkim brutalne. Możemy naturalnie pozbawić wrogów poszczególnych członków – podobno w takiej sytuacji część z nich zmieni taktykę i sposób walki. Podczas licznych potyczek z mniejszymi przeciwnikami wielokrotnie rozpłatamy ich na pół, oderwiemy im część głowy, spalimy ich czy rozerwiemy na fragmenty. Gra na pewno nie nadaje się dla graczy o słabszych żołądkach – w NecroVision latające mięsko to podstawa. Wspominane już kombinacje ciosów także zachęcają do bardzo twórczego podejścia w kwestii mordowania demonów i zombie. W końcu za bardziej wymyślne rozwiązanie sytuacji otrzymamy bonusy. Naturalnie stylistyka gry jest daleka od realistycznej rzezi i bardziej sugestywne obrazy zobaczyć można w emitowanych pod wieczór programach „policyjnych”, więc raczej nie spodziewajmy się kontrowersji.

Osobną sprawą są bossowie, czyli po prostu wielcy, potężni i bardzo niedobrzy przeciwnicy, którym trzeba będzie dokopać. Chociaż przeważnie wystarczy po prostu nafaszerować ich ołowiem, to czasem trzeba będzie wykonać pewne dodatkowe zadanie. Przykładowym przeciwnikiem tego typu może być chociażby wielki mechaniczny skorpion, z którym w okolicach Stonehenge stoczymy naprawdę epicką walkę, siedząc za sterami machiny kroczącej i uprzednio przedzierając się przez hordy mniejszych bestyjek. Ten specyficzny wróg będzie wymagał indywidualnego podejścia i odnalezienia jego słabości. Warto także dodać, że w późniejszych etapach z niektórymi wcześniejszymi bossami spotkamy się ponownie, a z czasem staną się oni nawet regularnymi przeciwnikami, których będziemy rozwalać o wiele szybciej, dzięki naszym zwiększonym możliwościom siania zniszczenia.

Na wyższych poziomach trudności taki napis zobaczymy często.

Co ciekawe, po przejściu poszczególnych rozdziałów fabularnych otrzymamy dostęp do specjalnych minigier, oderwanych od głównego wątku, dzięki którym będziemy mogli sprawdzić nasze umiejętności i odblokować pewne dodatki. Wyzwania te mają stanowić swoisty bonus i przeważnie będą dość zabawne. W przykładowym musimy więc rozprawić się w określonym z góry czasie z grupą 50 zombie, wykorzystując jedynie łopatę i pistolet. Pod koniec tego poziomu brodzimy więc w stercie zwłok i miotamy wściekle łopatami, które przecinają ciała nieumarłych niczym rozgrzany nóż masło. Wygląda to naprawdę komicznie i sprawia sporo frajdy, stanowiąc bardzo miłe urozmaicenie fabularnej kampanii. Dodatkowo za poprawne wykonanie tego zadania, otrzymamy właśnie łopatę (wbrew pozorom nie przyda się do kopania). Wyzwań tego typu będzie około dziesięciu.

Podczas prezentacji była okazja do wypróbowania także zabawy sieciowej w Necrovision. Twórcy zapewniają, że ten tryb jest dla nich niezwykle ważny, chociaż nie było dość czasu, aby zawrzeć w grze wszystkie planowane elementy (projekt rozrósł się znacznie pod względem kampanii). Prawdopodobnie część nieuwzględnionych sposobów prowadzenia rozwałki w sieci zostanie udostępniona graczom później (w formie uaktualnienia). W finalnej wersji produktu skupimy się przede wszystkim na zabawie w pozbawionych opisywanych wyżej mocy żołnierzy. Do dyspozycji otrzymamy więc w miarę prawdziwe uzbrojenie, czasem tylko podrasowane na potrzeby dynamiki zabawy. Rozgrywkę będzie można toczyć w kilku standardowych trybach. Miłym dodatkiem będzie natomiast zabawa w Capture the Artifact, czyli autorska wariacja klasycznego Capture the Flag. W tym trybie zamiast standardowej flagi będziemy walczyć o potężne artefakty, wykorzystując także fantastyczną broń wampirów i demonów.

Szybkość toczonych pojedynków, podobnie zresztą jak w przypadku kampanii dla pojedynczego gracza, jest tutaj naprawdę ogromna i często 1-2 strzały kończą starcie dwóch uczestników. Wszystko za sprawą dość potężnej strzelby, granatnika oraz niektórych karabinów. Do tego dodać należy dość zawiłe i wypełnione wieloma elementami mapy, na których bardzo często od pierwszego kontaktu z innym graczem mamy zaledwie kilka sekund na jego usunięcie. W sieci nasza postać może biegać szybciej, jednak sprint uzależniony jest od poziomu wytrzymałości. Trzeba wiec nie tylko dobrze celować czy wykazać się refleksem, ale także strategicznie rozłożyć siły naszej postaci. Ważne są również leżące gdzieniegdzie i wypadające z wrogów apteczki. Całość prezentuje się naprawdę nieźle i bardzo klasycznie – szybka, ostra walka z mocarnymi pukawkami.

Problem z oczami czy najnowsze efekty graficzne?

Tytuł hula podobno na mocno podrasowanym silniku Painkillera, chociaż w porównaniu z tą produkcją NecroVision prezentuje się nieporównanie lepiej. Autorzy wspominają, że w pewnych aspektach technologicznych ich dzieło może być porównywalne choćby z Crysisem. Nie należy rozumieć tego jako fałszywe obietnice czy przechwałki. Polski produkt ma oczywiście znacznie mniejszy budżet, jednak w kwestii oświetlenia, cieniowania czy wykorzystania niektórych efektów ekipa z Farm 51 poszła na całość. Dzięki temu ich pierwsze dzieło wygląda naprawdę okazale, także pod względem stylistycznym. Gra jest wręcz naszpikowana efektami, wybuchami, rozmyciami, błyskami i wszystkimi innymi bajerami, które zapewne spodobają się znacznej rzeszy odbiorców. Do płynnej zabawy będzie potrzebny dość mocny sprzęt: Core 2 Duo, 2 GB pamięci operacyjnej i GeForce 8800 powinny gwarantować przyjemną zabawę w średnich detalach. Maksymalne ustawienia zarezerwowane będą natomiast dla posiadaczy najlepszych obecnie kart grafiki (np. GeForce GTX 280).

Wydaje się więc, że NecroVision ma szansę stać się kolejną polską produkcją naprawdę godną uwagi i bez cienia kompleksów stającą w szranki z tytułami bardziej zasobnych finansowo producentów i wydawców. Świetne wykonanie audiowizualne, oryginalne pomysły, sporo urozmaiceń i smaczków oraz szybki tryb sieciowy – to prawdopodobnie główne zalety dzieła firmy Farm 51. Do tego należy dodać ogromne pokłady nieprzerwanej akcji, która pozwala dać upust własnej fantazji w kwestii eksterminacji hord demonów z piekła rodem. Tak być może wyglądałby, przynajmniej w kwestii założeń ideologicznych, pierwszy Doom, gdyby jego producenci tworzyli go dzisiaj. Można więc mieć nadzieję, że debiutanckie dzieło gliwickiego studia stanie się, podobnie jak produkt id Software, początkiem wielkiej i udanej przygody z przemysłem rozrywki elektronicznej. O jakości samej gry będziemy mogli przekonać się już niedługo – na początku przyszłego roku powinno pojawić się demo dla pojedynczego gracza, a później sieciowe.

Szymon „Hed” Liebert

NADZIEJE:

  • dynamiczna akcja w widowiskowej oprawie;
  • zakręcony klimat;
  • sporo innowacji i smaczków.

OBAWY:

  • fabuła na siłę;
  • efekciarstwo;
  • nudna młócka.
NecroVision

NecroVision