Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 14 czerwca 2007, 12:47

autor: Bartłomiej Kossakowski

Naruto: Rise of a Ninja - przed premierą

Nie jest łatwo być nastoletnim ninja. Bo wiecie, samuraje to pozerzy, ale opanowanie ninjutsu to nie tylko nauka sztuki walki i akrobacji. To cała filozofia i sposób na życie.

Do tej pory sprawa była mniej więcej jasna. Japoński serial animowany o nastoletnim ninja, czyli Naruto, powstał na podstawie japońskiego komiksu, a kolejne, tworzone przez Japończyków gry z udziałem jego bohaterów, trafiały wyłącznie na japońskie konsole. Były już pozycje na GameBoy’a, DS-a, Wii, PS One, PS2 i PSP, a nawet WonderSwan Color (handheld firmy Bandai) – łącznie prawie 30 sztuk, a pamiętajmy, że pierwszy odcinek tej anime wyświetlono niecałe pięć lat temu. Tytuły te często docierały na inne kontynenty z niemal dwuletnim opóźnieniem, a niecierpliwi fani z innych części świata musieli je importować. A teraz – niespodzianka. Nową grę z serii Naruto tworzy kanadyjskie studio deweloperskie, dla francuskiego wydawcy, w oparciu o angielską wersję językową kreskówki i będzie to exclusive dla amerykańskiej konsoli. Bardzo możliwe, że tytuł ten w ogóle nie ukaże się w Kraju Kwitnącej Wiśni! Zszokowani? To pomyślcie, jak zareagują Japończycy.

Poznajcie Naruto. Twarz wcielonego demona mówi sama za siebie.

Opracowywane przez UbiSoft Montreal (twórcy m.in. Assassin’s Creed, Prince of Persia i gier z serii Splinter Cell) Naruto: Rise of Ninja trafi wyłącznie do posiadaczy Xboxa 360. W związku z zawirowaniami wokół licencji, nie jest na razie jasne, czy nasi skośnoocy bracia również dostaną tę pozycję. Póki co, potwierdzono, że głosów użyczą aktorzy pracujący nad angielską wersją kreskówki i wyznaczono datę premiery (końcówka tego roku) dla USA i Europy. Mimo, że gry nie tworzą Japończycy, będzie to największa i najładniejsza produkcja z bohaterami znanego anime. Ostatnie tytuły z Naruto to głównie gry walki. Tym razem dostaniemy rozbudowaną przygodówkę z elementami platformówki, bijatyki i RPG-a, a autorzy oddadzą do naszej dyspozycji wielki świat, w którym będziemy mieć pełną swobodę zwiedzania.

Naruto – diabeł wcielony

Głównym bohaterem gry, mangi i anime jest Naruto Uzumaki – młodzieniec, którego marzeniem jest zostanie Hokage (najpotężniejszym shinobi w wiosce). Nie jest łatwo być nastoletnim ninja. Bo wiecie, samuraje to pozerzy, ale opanowanie ninjutsu to nie tylko nauka sztuki walki i akrobacji. To cała filozofia i sposób na życie. Opiera się na dyscyplinie, samodoskonaleniu i ciągłym rozwoju – zaczynając od władania własnymi siłami witalnymi i mentalnymi, aż po różne techniki walki i manipulacji. To wymaga niemałej cierpliwości, a z tym u Naruto nie jest najlepiej. Co tu dużo mówić – chłopak jest lekko narwany, bardzo energiczny i wyjątkowo głośno krzyczy. Przyczyn takiego stanu jest kilka – warto wspomnieć choćby o tym, że gdy był niemowlęciem, w skutek dziwnych zbiegów okoliczności, w jego ciele uwięziono Lisiego Demona. Poza tym, wychował się bez rodziny, a mieszkańcy wioski, w której dorastał, raczej za nim nie przepadali. Przez całe życie próbował zwrócić na siebie uwagę i to akurat wychodziło mu całkiem dobrze, bo nadpobudliwy nastolatek potrafił zrobić niemałe zamieszanie. Naszym zadaniem będzie więc pokierowanie tym pełnym wigoru blondynem w charakterystycznym pomarańczowym kombinezonie i opanowanie wraz z nim technik ninjutsu. Niezłe wyzwanie.

Fabuła gry obejmuje okres od pierwszego do osiemdziesiątego epizodu serialu. Poznajemy więc bohatera, gdy jest jeszcze młodziutki. Zabawę zaczniemy w jego rodzinnej wiosce Kohona. Będziemy mogli zwiedzać ją do woli w poszukiwaniu kolejnych questów. Niektóre z nich to proste zadania, inne wymagają dalekich wypraw i stoczenia wielu walk. Samą wioskę znacie (lub nie) z serialu: została odwzorowana w najdrobniejszych szczegółach. Są tu setki budynków, dziesiątki uliczek. Jest akademia ninja, w której szkolą się młodzi wojownicy, a z niemal każdego miejsca widać przeniesiony do wirtualnej rzeczywistości, piękny monument Hokage (ten sam, który Naruto pomalował w pierwszym odcinku, by zwrócić na siebie uwagę). Trafimy nawet do ulubionej knajpki chłopca. Mimo że teren jest ogromny, twórcy gry obiecują, że będziemy go zwiedzać bez żadnych przerw na wczytywanie danych. Zawitamy także do okolicznych wiosek i innych lokacji znanych z serialu. Jeśli oglądaliście Naruto, na pewno nie raz widzieliście przeprawę bohaterów przez las z wielkimi drzewami, gdy skakali z jednego na drugie, nierzadko przez kilka minut, przyjemnie sobie przy tym konwersując. Tutaj zostało to zaprezentowane w formie ciekawej mini-gierki, polegającej na rytmicznym uderzaniu w odpowiedni przycisk i wskazywaniu analogiem kierunku skoku. Może to niezbyt skomplikowane, ale bardzo emocjonujące.

Naruto zamierza zostać najpotężniejszym z największych wojowników w wiosce.

Dzień z życia Naruto

Jedno z pierwszych zadań, które przedstawili twórcy gry podczas specjalnego pokazu dla dziennikarzy, polegało na odnalezieniu w wiosce zagubionego Konhamaru (to wnuczek trzeciego Hokage). Naruto skakał po linach rozwieszonych nad budynkami, obserwując teren. Ludzie chodzili ulicami, niektórzy siedzieli na ławkach, inni oddawali się codziennym zajęciom, na przykład sprzątaniu. Uzumaki pędził jak szalony, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Gdy trochę się uspokoił i zszedł na dół, przeprowadził wśród mieszkańców małe śledztwo. Nad głową każdego z NPC-ów pojawiał się symbol, mówiący o jego stosunku do bohatera. Jeśli ktoś go nie lubi – widać ikonę przedstawiającą fioletową twarz z groźnym grymasem. Dodatkowo oznaczeni są ci, którzy mogą udzielić mu jakiejś cennej informacji. No i ktoś w końcu to zrobił – jeden z mieszkańców wskazał swoim kunai (sztylet używany przez wojowników ninja) miejsce, w którym ostatnio widział Konhamaru. Na ekranie, tuż nad głową Naruto, pojawiło się ostrze zwrócone w kierunku, w którym powinniśmy podążać. A teraz najlepsze: jako że Naruto jest strasznie roztrzepany, to mamy tylko chwilę, by odnaleźć zgubę, bo bohater szybko zapomni wskazówkę. Pomysłowe i zabawne.

Inne zadanie polegało z kolei na uzbieraniu w wiosce odpowiedniej liczby piórek. Takie właśnie drobne wyzwania czekają na nas, by po wykonaniu każdego z mini-questów uzupełnić pasek symbolizujący potencjał chakry (energii) bohatera. Gdy jest pełny, wskakujemy na wyższy poziom doświadczenia i możemy udać się do mistrza, by nauczył nas nowej techniki walki. Ważne będzie także nawiązywanie kontaktów towarzyskich. Pamiętajmy, że Naruto nie jest zbyt lubiany przez mieszkańców wioski. Proces jego uspołeczniania jest niezbędny dla prawidłowego rozwoju chłopca.

Na naszej drodze pojawią się również postaci, które będą mieć dużo ważniejszy wpływ na rozgrywkę niż wskazanie drogi. W kreskówce przez lata wystąpiło wielu ciekawych bohaterów, nie zabraknie ich i tu. Na pewno możemy liczyć na cały skład siódmej drużyny. Spotkamy więc zimnego, przesiąkniętego smutkiem, wyalienowanego Sasuke Uchika, z którym Naruto rywalizował na początku pierwszej serii. Różowowłosa Sakura Haruno również zapowiedziała już swój występ w grze. Podczas pierwszej prezentacji było widać stojącego na jednej z uliczek, zajętego lekturą (zapewne jakiegoś romansidła) Katashi Hatake. To mistrz i wychowawca wspomnianych wyżej wojowników. Cieszący się szacunkiem w wiosce shinobi był jedną w ważniejszych postaci w serialu, niemałą rolę odegra też pewnie w grze. Wraz z rozwojem wątku fabularnego, poznamy także zawiłe relacje między bohaterami. Co ważne, mimo że gra przygotowywana jest poza Japonią, twórcy anime doglądają prac i zatwierdzają wszelkie decyzje studia UbiSoftu w Montrealu – zarówno te związane z samą rozgrywką, grafiką, jak i wątkiem fabularnym właśnie, bo podobno Rise of Ninja odkryje kilka nieznanych wcześniej faktów.

Poza tym, że efektownie wyglądają na zdjęciach, charakterystyczne gesty dłoni służą przywołaniu chakry.

Nowa generacja cel-shadingu

Tak się jakoś złożyło, że miałem ostatnio sporo do czynienia z pozycjami wykonanymi w technice cel-shadingu (czyli takiej, która ma w zamierzeniu sprawić, by świat gry wyglądał niczym w dobrym filmie animowanym). Po wielu godzinach spędzonych z Crackdownem i Okami, przeszedłem demo Eternal Sonata i przejrzałem sporo materiałów związanych z nadchodzącą The Simpsons Game. Gdybym miał porównać Naruto: Rise of Ninja do którejś z tych gier, umieściłbym ją pomiędzy pierwszym i drugim z wymienionych tytułów. Z jednej strony dostajemy wielkie, żyjące własnym życiem miasto z dużą liczbą obiektów, po których można skakać, wspinać się i biegać, z drugiej – czuć tu (choć w mniejszym stopniu niż w dziele Capcomu) japoński artyzm i piękno, którego brakowało w stylizowanym na amerykańskie komiksy Crackdownie. Oczywiście projekty postaci i lokacji to zasługa twórców anime, a nie ekipy z UbiSoft Montreal, ale tych drugich nie można się czepiać – wykonali kawał dobrej roboty, byśmy mogli poczuć się tak, jakbyśmy naprawdę przebywali w świecie znanym z serialu. No i możemy dowolnie obracać kamerą, co wbrew pozorom nie jest takie oczywiste (w typowym jRPG-u, jakim jest Eternal Sonata, pozbawiono nas tej możliwości).

Sami graficy UbiSoftu przyznali zresztą, że konsole nowej generacji sprawiły, że gry wykonane w technice cel-shadingu w końcu wyglądają tak, jak powinny. Widać tu ogromne przywiązanie do szczegółów (piękne oświetlenie, cienie itp.), ale i konsekwencję w realizowaniu wizji artystycznej. Fani anime są bezlitośni i nie wybaczają wpadek – wszystko musi wyglądać dokładnie tak, jak w znanym im obrazie. I uwierzcie, że będzie dużo lepiej niż dotychczas – w końcu to pierwsza gra z serii Naruto na konsole nowej generacji (Wii nie liczymy z wiadomych względów).

Gra przepełniona jest graficznymi smaczkami. Gdy zaczynamy rozmawiać z NPC-em, wysuwa się gruby (tak na jedną piątą ekranu) pasek z tekstem wypowiadanej przez postać kwestii i ładnym rysunkiem przedstawiającym zbliżenie twarzy. Często w samym środku akcji trafia się krótki, dosłownie kilkusekundowy film prezentujący na przykład reakcję osoby na konkretne wydarzenie. A że całość i tak wygląda jak kreskówka, przejścia są praktycznie niezauważalne. Ruchy postaci są przezabawne – nierzadko denerwujący się Naruto w co bardziej emocjonujących momentach łapie się za głowę, staje w rozkroku i przebiera nogami. Wygląda to doprawdy komicznie.

Narwany, ambitny i niedoceniany, Naruto na wioskę patrzy z góry.

Co ciekawe, gra korzysta z tego samego silnika co nowa odsłona Prince of Persia, King Kong i Open Season, ale właśnie dzięki cel-shadingowi prawie tego nie widać i Rise of Ninja wygląda dużo lepiej od wspomnianych produkcji. Być może, w porównaniu do najnowszych gier, nie były to wyjątkowo dopracowane – jeśli chodzi o grafikę – pozycje, ale za to mamy pewność, że pracownicy Ubisoft Motreal znają engine doskonale i wycisną z niego, ile się tylko da.

Tajniki chakry

Naruto zna wiele ciekawych technik walki. „Kage Bunshin no Jutsu”, którą poznał wykradając Zakazany Zwój, pozwala mu na tworzenie własnych klonów (cieni), z kolei dzięki „Kuchiyose no Jutsu” może przywoływać zwierzęta i demony. „Rasengan” to wytworzenie potężnego wiatru zamkniętego pod postacią kuli, którą można rzucać w przeciwnika. Pamiętajmy jednak, że zabawę zaczynamy na samym początku serii, więc wszystkiego trzeba będzie nauczyć się samemu i te, jak i inne techniki, będziemy poznawać z czasem. Twórcy gry nie zdradzili na razie, czy będzie można używać „Oiroke no Jutsu”, dzięki której Naruto zmieniał się w nagą, seksowną kobietę, ale jeśli tak, to dostaniemy naprawdę potężną broń.

Podobnie jak w anime, użycie specjalnych technik ataku i obrony poprzedza wykonanie odpowiedniego gestu dłoni. W Rise of Ninja trzeba będzie po prostu przytrzymać lewy trigger na padzie, a następnie za pomocą obu analogowych gałek kierować rękami (oczywiście niezbędne jest wcześniejsze zdobycie wystarczającego poziomu chakry i odbycie treningu pod okiem sensei). Same walki mają stanowić około czterdziestu procent gry. Pojedynki z potężniejszymi bossami odbywają się na typowych arenach, po których możemy poruszać się w trzech wymiarach. W trybie mutliplayer to właśnie takie potyczki mają być esencją rozgrywki. Będziemy mieć do wyboru kilkanaście postaci znanych z anime, choć w tym wypadku prawdopodobnie nie zaistnieje potrzeba rozwijania ich umiejętności, a jedynie opanowania kombinacji przycisków przypisanych ciosom i kombosom.

Podczas wspominanej wcześniej prezentacji, ekipa z UbiSoft Montreal pokazała, jak na arenie radzi sobie Neji – jeśli oglądaliście anime, pewnie go znacie (zadebiutował w dwudziestym pierwszym odcinku). Ten wojownik ma białe oczy, pozwalające mu na zobaczenie chakry przeciwnika. Po wprowadzeniu kombinacji przycisków odpowiedzialnej za cios specjalny, uaktywniła się mini-gierka, w której widok zmienia się na pierwszoosobowy, a Neji musi zaznaczyć odpowiednie punkty na ciele przeciwnika. Jeśli zrobimy to szybko, pojawi się animacja, na której widać, jak postać w otoczeniu kolorowych strumieni światła wykonuje tego zabójczego kombosa. Takich smaczków podobno będzie mnóstwo. Co ważne, za pośrednictwem Xbox Live będziemy mogli pojedynkować się z ludźmi z całego świata.

Podczas samej przygody, Naruto również jest całkiem sprawny – może biegać (normalnie i sprintem, zostawiając za sobą tumany kurzu), skakać (również podwójnie, wybijając się w powietrzu), wspinać po dachach, rzucać przedmiotami i atakować. Podstawowych ruchów nauczy nas sensei podczas krótkiego toturiala w lesie.

Kage Bunshin no Jutsu – replikacja cienia – jedna z potężniejszych technik opanowanych (nielegalnie) przez młodego ninja.

Fenomen Naruto

Naruto to prawdziwy fenomen, a pod względem popularności dorównuje już słynnemu Dragon Ball. Oba dzieła zadebiutowały zresztą w formie komiksowej w tym samym magazynie, czyli Shonen Jump. To japoński tygodnik publikujący mangi dla nastoletnich chłopców, ukazujący się w trzymilionowym nakładzie (choć zdarzały się i wydania, których sprzedano ponad dwa razy więcej). Kreskówka doczekała się już ponad 200 epizodów, powstały cztery filmy pełnometrażowe, a o dużym zainteresowaniu serią poza Japonią może świadczyć fakt, że jest najchętniej oglądanym anime w popularnej amerykańskiej stacji Cartoon Network. Od lutego serial jest nadawany także w Polsce przez stację Jetix.

Co spowodowało, że seria osiągnęła taki sukces? Na pewno jedną z przyczyn jest to, że Masashi Kishimoto (twórca Naruto) zdołał przełożyć realia świata wojowników ninja na język popkultury, atrakcyjny również dla młodzieży. Występujący w serii wojownicy nie przypominają tych z czasów feudalnej Japonii – nie przejmują się zbytnio ważnym dla ninja maskowaniem – ubierają się, jak im się podoba. Jedynym stałym elementem, który ich charakteryzuje jest opaska z symbolem (która zresztą szybko trafiła do masowej produkcji i jest popularnym nie tylko wśród japońskiej młodzieży gadżetem). Świat ninja ubarwiono również licznymi elementami fantasy, co zapewne uczyniło opowieść bardziej atrakcyjną.

Historia o walce jest tu tak naprawdę tłem dla przedstawienia samych bohaterów. Jak się okazuje, ninja – jak wszyscy młodzi ludzie – bywają wrażliwi, mają problemy, poszukują akceptacji. Dokładnie pokazano tu, jaki wpływ na ich osobowość mają wydarzenia z przeszłości. W innych opowieściach wojownicy ninja ukazywani są raczej jako tajemnicze postaci bez charakterów, tutaj odsłaniają oni swoje mocne i słabe strony. W pokonywaniu trudności raczej nie pomaga im przypadek, ale konkretne decyzje i działania. To opowieść o przyjaźni, współpracy i lojalności. Może czasami nieco naiwna, jeśli chodzi o treść i efekciarska w formie, ale mimo wszystko poruszająca.

Co ważne, twórcom udało się wrzucić do każdego odcinka także potężną dawkę humoru. Utrzymanie równowagi między komedią, dramatem i akcją to nie lada sztuka, a całość jest na dodatek bardzo atrakcyjna wizualnie. Wszystkich zainteresowanych fenomenem Naruto zapraszam na oficjalną stronę magazynu Shonen Jump – pod tym adresem znajdziecie udostępniony przez wydawcę za darmo pierwszy odcinek komiksu.

Cierpliwości, ninja

Niestety, sukcesu serialu nigdy nie udało się przenieść na gry video – do tej pory dostawaliśmy raczej marne bijatyki, które dobrą sprzedaż zawdzięczały wyłącznie znanym bohaterom. Jeśli pamiętacie przywołaną przeze mnie przy okazji zapowiedzi gry Transformers zasadę „maniacy łykną wszystko”, wiedzcie, że maniacy z Japonii łykają jeszcze chętniej niż ci z innych części świata.

Jasne i pewne spojrzenie: Naruto kilka lat później.

Jest duża szansa, że tym razem będzie inaczej – kanadyjska produkcja może zarządzić i zapewnić długie godziny intensywnej, wypełnionej akcją i przygodami zabawy. Osobiście żałuję jedynie, że wybrano akurat ten okres z historii Naruto – późniejsze odcinki są mroczniejsze, a bohater dojrzalszy, więc gra mogłaby na tym zyskać. Ale ma to też i dobre strony: po pierwsze, nie trzeba znać szczegółów fabuły, więc grą będą mogli cieszyć się również ci, którzy nie czytali mangi i nie oglądali serialu. Po drugie, jest szansa, że wspomniany przeze mnie okres załapie się do jeszcze lepszego i bardziej dopracowanego sequela.

Jeśli gra naprawdę nie ukaże się w Japonii, dojdzie to przedziwnej sytuacji, w której to mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni będą musieli importować ją z innych części świata. Co ciekawe, nie tylko oni są tutaj poszkodowani, ale i Microsoft, bo Naruto: Rise of Ninja to tytuł, który poważnie podniósłby sprzedaż Xboxa 360 w Japonii. Ale to już nie nasze zmartwienie – my musimy tylko wytrzymać do listopadowej premiery. Obyśmy byli bardziej cierpliwi niż Naruto.

Bartłomiej Kossakowski

NADZIEJE:

  • ogromny teren gry, znany już z serialu;
  • piękny cel-shading;
  • wątek fabularny zaczerpnięty z mangi i anime, uzupełniony o nowe fakty;
  • niezwykle barwne postaci;
  • elementy RPG;
  • ciekawy system walki z wplecionymi mini-gierkami i potyczki za pośrednictwem Xbox Live.

OBAWA:

  • ewentualny brak znanej z anime zabójczej techniki walki „Oiroke no Jutsu”.
Naruto: Rise of a Ninja

Naruto: Rise of a Ninja