Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Batman: Arkham Origins Publicystyka

Publicystyka 22 sierpnia 2013, 18:27

autor: Krzysztof Chomicki

Mroczny Rycerz uderza po raz trzeci - graliśmy w Batman: Arkham Origins

Twórcy ujawnili kolejnego superprzestępcę, zaprezentowali nowe gadżety oraz pozwolili nam przetestować kultowego Deathstroke'a w nowym trybie gry.

Kiedy ogłoszono, że nad nową odsłoną przygód Batmana nie pracuje Rocksteady, fanów serii ogarnęły obawy co do jakości Arkham Origins. Na szczęście szybko okazało się, że WB Games Montreal również zna się na swoim fachu i nic nie wskazuje na to, aby trzecia część serii miała w jakikolwiek sposób odstawać od swoich świetnych poprzedniczek. Równocześnie jednak nowa ekipa ewidentnie woli nie podejmować niepotrzebnego ryzyka – do sprawdzonej formuły dodano zaledwie kilka większych usprawnień i nowości.

Pod względem rozgrywki szykuje się nam powtórka z Arkham City, co w tym wypadku ciężko akurat uznać za wadę. Siłą rzeczy jednak dla weteranów cyklu najważniejsza będzie fabuła, a ta jak dotąd prezentuje się całkiem ciekawie. Jak powszechnie wiadomo, akcja Origins rozgrywa się na długo przed wydarzeniami z Asylum, w pierwszych latach działalności Batmana. Black Mask, boss kryminalnego podziemia w Gotham City, postanawia wyznaczyć nagrodę za głowę Człowieka Nietoperza, o którą zabiega ośmioro najlepszych zabójców świata.

W Gotham wszystko po staremu - graliśmy w Batman: Arkham Origins - ilustracja #2

W ramach pokazu na targach gamescom ujawniono właśnie kolejnego z nich, funkcjonującego pod pseudonimem Firefly. „Świetlik” to szalony piroman, którego marzeniem jest spalenie całego Gotham. Polując na Batmana, złoczyńca łączy przyjemne z pożytecznym i podkłada bomby na jednym z mostów, starając się zwabić Mrocznego Rycerza w pułapkę. Żeby było zabawniej, w tym momencie policja nie ufa jeszcze Batmanowi, zatem powinien on zneutralizować Firefly'a jak najszybciej, aby uniknąć konfrontacji z jednostką dowodzoną przez komisarza Gordona, która również chce rozbroić groźne ładunki.

W Gotham wszystko po staremu - graliśmy w Batman: Arkham Origins - ilustracja #3

Zanim jednak dojdzie do spotkania z superprzestępcą, Batman musi przebić się przez szereg pomniejszych bandziorów, a motywem przewodnim całej prezentacji były nowe gadżety, którymi można się posłużyć w walce. Najwięcej czasu poświęcono tak zwanym shock gloves, czyli rękawicom, które da się naładować prądem. Aktywują się one po wyprowadzeniu odpowiednio długiej kombinacji ciosów, po czym każdy atak wymierzony w standardowego przeciwnika kończy się nokautem (lub ogłuszeniem, jeżeli zasłania się on tarczą). Rękawice te umożliwiają również blokowanie naelektryzowanych pałek, których Batman musiał zawsze unikać jak ognia, a teraz z chęcią wykorzystuje do naładowania swojego nowego gadżetu. Podobnie jak reszta ekwipunku, przyda się on nie tylko do szybkiej eliminacji wrogów, ale też do rozwiązywania niektórych zagadek – wszak wiadomo, że najlepszym sposobem na uruchomienie dowolnego urządzenia jest wywołanie krótkiego spięcia za pomocą naelektryzowanej pięści.

Zawarcie w Origins nowych zabawek, którymi Batman ewidentnie nie posługiwał się w chronologicznie późniejszych odsłonach może się wydawać co najmniej dziwne. Dowiedziałem się od jednego z twórców, iż wzięli oni pod uwagę tę kwestię i większość gadżetów stanowi albo wczesną wersję tych znanych z Arkham Asylum/City, albo też w ramach fabuły poznajemy powód, dla którego Mroczny Rycerz przestał z czasem używać danego sprzętu. Dla przykładu pokazywany już wcześniej remote claw to nic innego jak prototyp wyrzutni liny – przemieszczanie się z pomocą obu wygląda całkiem podobnie, więc niewątpliwie ma to jakiś sens.

W Gotham wszystko po staremu - graliśmy w Batman: Arkham Origins - ilustracja #1

Główna część prezentacji zakończyła się w momencie, w którym Batman dołapał w końcu Firefly'a, co uruchomiło całkiem efektowną scenkę poprzedzającą walkę z bossem. Sam jej przebieg zobaczymy niestety dopiero w pełnej wersji gry, ale na otarcie łez twórcy pozwolili nam własnoręcznie wypróbować nowy tryb Stu do jednego. Jak sama nazwa wskazuje, samotny gracz staje w nim naprzeciw setki przeciwników i zabawa kończy się dopiero po pokonaniu ich wszystkich – brak tu podziału na mniejsze fale, a więc walka trwa bez ustanku, dopóki nie znokautujemy ostatniego wroga.

W Gotham wszystko po staremu - graliśmy w Batman: Arkham Origins - ilustracja #2

W praktyce jest to po prostu wariacja na temat klasycznego trybu wyzwań, a więc nic przełomowego. Znacznie ciekawsza była za to postać, którą oddano nam do dyspozycji – po raz pierwszy mogliśmy nie tylko zobaczyć, ale i samemu sprawdzić Deathstroke'a w akcji. Ogólne zasady walki wyglądają tak samo, jak w przypadku wszystkich grywalnych postaci, które przewinęły się już przez cały cykl, czyli większość czasu spędzamy na rytmicznym wymierzaniu ciosów i kontrowaniu ataków wrogów. Ruchy Slade'a Wilsona są jednak o wiele bardziej statyczne niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni – czuć po prostu, że najlepszy najemnik świata zadaje każdy cios z chirurgiczną precyzją i nie traci czasu ani energii na zbędne tańce i wygibasy. Większość gadżetów, które miałem okazję przetestować, pokrywała się niestety z tymi używanymi przez Batmana, więc postać Deathstroke'a, chociaż niewątpliwie urokliwa, nie jest przesadnie odkrywcza. Fani Slade'a powinni być zadowoleni, ale jeżeli ktoś nie załapie się na deathstroke’owe DLC dodawane do preorderów, raczej nie będzie miał powodu do płaczu.

W Gotham wszystko po staremu - graliśmy w Batman: Arkham Origins - ilustracja #3

Gamescomowa prezentacja utwierdziła mnie w przekonaniu, że Batman: Arkham Origins będzie równie dobrą produkcją, co jej poprzedniczki, ale faktem jest, iż wprowadzi ona do serii stosunkowo niewiele nowości. Można tutaj pokusić się o porównanie do Assassin's Creed: Brotherhood, które pod względem kampanii było bliźniaczo podobne do „dwójki”, a powiew świeżości zapewniał przede wszystkim innowacyjny tryb multiplayer. Wszystko wskazuje na to, że sytuacja z Origins będzie niemalże identyczna. Mam tylko nadzieję, że nie jest to początek rozmieniania marki na drobne.

Batman: Arkham Origins

Batman: Arkham Origins