LifeLine - zapowiedź
Pod względem fabularnym, graficznym, czy jakimkolwiek innym spośród klasycznych, „LifeLine” przełomem nie będzie. Jednak sterowanie postacią na ekranie tylko i wyłącznie za pomocą głosowych komend każe tej grze przyjrzeć się uważniej.
Krzysztof Bartnik
Jeżeli chodzi o sterowanie w grach video, to producenci coraz częściej odchodzą od standardowych rozwiązań. O ile na konsolach miejsce pada z powodzeniem wypierają: maty do skakania, mikrofony i kamerka EyeToy, o tyle na PeCetach duetowi klawiatura plus myszka wciąż udaje się bronić przed innymi rozwiązaniami. Nawet w wybitnie zręcznościowych pozycjach, lwia część graczy, zamiast chwycić za „bardziej przystosowany” kontroler, woli rozciągać palce w poszukiwaniu kombinacji Ctrl + Y, podczas gdy trzeba jeszcze zmieniać widok kamery za pomocą gryzonia. Każda platforma ma w końcu swoją specyfikę; to nie o wyższości jednej nad drugą miałem tutaj rozprawiać. Liczy się gra. Zapytam więc bez ceregieli: czy lubicie krzyczeć na swój komputer?
LifeLine to umożliwia! Może nie tyle chodzi o krzyczenie w stylu „włącz się wreszcie, ty głupi złomie!” (po 7 nieudanym restarcie i 14 formacie dysku), co o kierowanie wirtualną postacią za pomocą głosu. Idź tu, włącz ten przycisk, przekręć zieloną wajchę, zrób pięć przysiadów, kilka brzuszków na kondycję i przygotuj mi pyszny obiad. Ale po kolei...

Daleka przyszłość, hotel-stacja kosmiczna na orbicie Ziemi. Gracz będzie jednym z gości uroczystego otwarcia tejże placówki, połączonego ze świątecznym przyjęciem. Zanim zabawa rozkręci się na dobre, stację spotka jednak inwazja obcych (mało to odkrywcze czy zaskakujące). W ogólnej panice i zamieszaniu, z naszych oczu znika dziewczyna wirtualnego bohatera, Naomi. Po chwili postać gracza obudzi się zamknięta w pokoju kontrolnym gwiezdnego hotelu. Zero sposobu na wyjście, ale za to jedna nadzieja – możliwość obserwowania widoku praktycznie wszystkich kamer na stacji i otwierania wybranych drzwi. Tak odnajdziemy Rio, kelnerkę uwięzioną w barakach, próbującą odnaleźć dziennikarza, który był obecny na przyjęciu. Potem przyjdzie kolej na odszukanie ukochanej Naomi. Podjęcie decyzji o współpracy z Rio stanie się kwestią chwili. Zaczniemy zabawę: Ty i Rio kontra dziesiątki obcych na gwiezdnej stacji.
Jak już pisałem, otoczka fabularna gry nie rzuci na kolana. LifeLine wygląda na standardową pozycję przygodową z domieszką survival-horroru i pod tym względem nie należy spodziewać się niczego nadzwyczajnego. Poziomy do przejścia, krótkie dialogi i odnajdywanie ocalałych, strzelanie do przeciwnika, szukanie drogi ucieczki na Ziemię – znamy to już z innych tytułów. Siła gry będzie tkwić w nietypowym sterowaniu. Gracze usiądą wygodnie przed komputerem, nałożą na głowę specjalny headset (zestaw mikrofon + słuchawki), a po obejrzeniu intra przystąpią do rozgrywki. Jej schemat jest prosty: obserwujemy akcję na monitorze, kombinujemy, analizujemy i wydajemy komendy głosowe Rio. Dzięki tym ostatnim skierujemy ją w różne miejsca, pomożemy w poszukiwaniu broni czy użytecznych przedmiotów, włamiemy się do komputera pokładowego stacji itp.
Rio także będzie walczyć z obcymi najeźdźcami i uciekać w wybranym przez nas kierunku, gdy przewaga liczebna wroga będzie zbyt duża lub gdy pokonanie danej kreatury nie będzie możliwe. To wszystko tylko i wyłącznie za pomocą głosu! Unikatowa technologia, jaką opracowali twórcy programu, pozwoli bowiem na rozpoznanie ponad 5.000 słów czy 100.000 krótkich fraz (w stylu: „Shoot!”, „Run!” czy „Dodge and reload!”), dzięki czemu gracze mogą skupić się wyłącznie na pokonywaniu kolejnych poziomów bez konieczności przekopywania interfejsu i nerwowego szukania odpowiedniego klawisza. Brzmi nietypowo, nieprawdaż?

Wydarzenia mają być prezentowane z perspektywy wszechobecnych na orbitalnym hotelu kamer, zaś tylko momentami – jeżeli będzie działo się coś niepokojącego – widok przejdzie w bezpośrednie pobliże Rio. To wymusi na graczach duże skupienie i sumienne wydawanie komend. Pomylimy kierunek – Rio dopadnie potwór. Wydamy z siebie nieokreślony dźwięk zamiast konkretnej komendy – Rio dopadnie potwór. Tylko zdecydowanie w głosie, panowanie nad sytuacją, znajomość podstaw angielskiego (nakładek lokalizacyjnych z wiadomych powodów brak), a momentami wręcz „strzelanie” komendami zapewnią postęp w grze. Jestem ciekaw, jak autorzy rozwiązali problem pojawienia się fraz czy słów innych, niż zaimplementowane w produkcji. Czy Rio stanie w miejscu i będzie powtarzać do znudzenia, że nie rozumie? Czy może zrobi jakiś wyrzut grającemu? Nietypowe podejście do wirtualnych zmagań, to lubię.
Klimat gry mają budować nie tylko kolejne części scenariusza, ale i oprawa wizualna. W duecie z Rio będziemy przemierzać kolejne korytarze, luksusowe apartamenty nowoczesnej stacji oraz pomieszczenia techniczne. Wszystko wykonane na poziomie, co można zauważyć chociażby na obecnych w Sieci screenshotach. Do modelu poruszania Rio również nie da się przyczepić – zgrabne, płynne ruchy widać już na trailerach prezentujących program w akcji. Podobnie sprawa wygląda z dostępnymi typami broni (karabiny, pistolety etc.) i animacją wybuchów. Podczas zmagań trafimy na standardowy zestaw obcych do pokonania: zmutowane, paskudne i równie niebezpieczne kreatury praktycznie wszędzie będą czyhać na nasze zdrowie. Muzyka zejdzie w LifeLine na drugi plan. Dogadanie się z Rio i prowadzenie jej za rączkę po kolejnych poziomach to w końcu priorytet. A z naszą „action-women” rozmowa będzie o tyle milsza, iż jej głosu użyczy aktorka Kristen Miller, znana niektórym z telewizyjnego serialu She Spies (idealnie pasuje do roli młodej, ambitnej Rio).

Jakiś czas temu, LifeLine trafiło za oceanem na konsolę Sony PlayStation 2, dzieląc zachodnich recenzentów na zwolenników i przeciwników sterowania Rio za pomocą głosu. Jedni wychwalali za innowacyjne podejście, inni narzekali na problemy z przetwarzaniem wydawanych komend i realizowaniem ich na ekranach telewizorów. Wydanie PC nie zapowiada się na typową konwersję. Twórcy z firmy Konami dokładają obecnie wszelkich starań, by poprawić stworzony system oraz podrasować oprawę graficzną – wszystko z korzyścią dla gracza. O tym, jak gierczany eksperyment ze sterowaniem wypadnie na blaszakach, przekonamy się w ciągu najbliższych paru tygodni. Nawet jeśli całość nie będzie odznaczać się wybitnym poziomem wykonania, to w LifeLine zagram. Trzeba zbierać nowe doświadczenia. Skakałem już przed TV przy kamerce, pokrzyczę teraz na PeCeta. Zdziwionych min członków rodziny nigdy dość! ;-)
Krzysztof „ComCo” Bartnik