Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 2 lutego 2011, 09:59

autor: Marcin Serkies

LEGO Piraci z Karaibów - już graliśmy!

LEGO: Pirates of Carribean zabierze nas na pokłady pirackich okrętów, do tętniących życiem portów, na wyspy pełne zagadek i ukrytych skarbów. Premiera nowej gry dopiero w maju, ale my już teraz serwujemy Wam pierwsze wrażenia z rozgrywki.

Wraz z pierwszą częścią filmu, która pojawiła się na ekranach kin w 2003 roku, Piraci z Karaibów podbili serca widzów na całym świecie. Dotychczasowe próby przeniesienia przygód kapitana Jacka Sparrowa na ekrany komputerów czy telewizorów nie były niestety już tak udane. W tunelu pojawia się jednak jasno świecące światełko. Premiera czwartego filmu przyniesie również i grę, i to grę nie byle jaką.

Studio Traveller’s Tales współpracowało już z Disneyem przy okazji gier towarzyszącym Kronikom Narnii. Tak się jakoś stało, że obie strony prawie w tym samym momencie pomyślały o tym samym. Dzięki temu przy okazji premiery czwartych Piratów otrzymamy grę, która scali wszystkie części filmu. Lego: Piraci z Karaibów zbiera to, co najlepsze z całej serii gier ze słynnymi klockami w roli głównej oraz z serii obrazów kinowych. Połączenie wygląda na naprawdę udane, o czym mieliśmy okazję osobiście się przekonać.

Gra zaczyna się dokładnie w tym samym momencie co pierwszy film. Na czubku masztu niewielkiej łodzi, do Port Royal wpływa znany i uznany pirat, kapitan Jack Sparrow. Sposób, w jaki dokonuje lądowania, od razu wywołuje uśmiech na twarzy gracza, a żartobliwe nawiązanie do sceny z filmu może ten uśmiech tylko powiększyć. Pamiętacie zapewne, jaki widok powitał Sparrowa, kiedy wpływał do portu – szkielety piratów powieszone, żeby zgniły, wyschły i ostrzegały innych przed tym pieskim losem. W grze natomiast nie witają nas szkielety, autorzy powiesili za nogi dwóch piratów, machających do Jacka, oraz małpkę, trzymającą mapę skarbu. Wydźwięk może nie ten sam, ale znający film otrzymali dodatkowy smaczek, a są i inne konsekwencje takiego przedstawienia stanu rzeczy.

Morskie bitwy będą wymagały nie tylko zręcznych palców,ale też i kombinowania.

Kolejny film w wersji LEGO

Po obejrzeniu scenki lądowania Jacka i wyłowienia Elizabeth Swann z wody, gra zabiera nas do kolejnego znanego z filmu miejsca, kuźni, w której pracuje Will Turner. Towarzyszy nam kowal, współdziałając z którym doprowadzamy miejsce do stanu używalności i wtedy pojawia się Sparrow, a my mamy okazję wziąć udział w pierwszym pojedynku. Trzeba przyznać, że ten element wykonano bardzo fajnie. Chociaż nie mamy wielkiego wpływu na walkę, to, co widzimy na ekranie, wygląda naprawdę efektownie – wymiana ciosów szablami, zadawanie sobie ran dodaje tej produkcji pirackiego charakteru. Podczas pojedynku z Jackiem odkrywamy kilka nowych elementów w grze. Przede wszystkim plansze stały się bardziej trójwymiarowe, akcja może toczyć się na kilku poziomach – w przypadku potyczki w kuźni walczymy zarówno na podłodze, jak i na podwieszonych pod sufitem drewnianych belkach. Tego typu atrakcje przewijają się przez całą grę, dzięki czemu Piraci są dziełem bardziej rozbudowanym. Nie nazwałbym tego rewolucją, ale na pewno poprawia odbiór całości. Pojedynek to okazja do przetestowania kolejnej nowości, czyli tak zwanych „lego walls”. W wielu miejscach z rozsypanych klocków możemy zbudować ścianę, która pomaga dostać się w rejony wcześniej niedostępne. Znów nie jest to rewolucja, ale postęp względem poprzednich tytułów na pewno.

Jak kończy się pojedynek, wiadomo (a jeśli nie wiecie, nie będę psuł niespodzianki), kolejna część etapu rozgrywa się w więzieniu. Tu kombinujemy tak, jak wcześniejsze gry z serii LEGO nas do tego przyzwyczaiły. Działając dostępnymi postaciami, musimy wydostać się na zewnątrz. Tym razem pomaga nam kolejna nowość, czyli pies. Kiedy tylko dostanie kość, zaczyna pracować na naszą rzecz. Burek bywa przydatny, nie tylko bowiem przechodzi przez tunele do miejsc dla normalnych postaci niedostępnych, ale potrafi też kopać. W przypadku tego poziomu kopanie umożliwia rozwój akcji. Co ciekawe, w wersji na Nintendo DS etap ten wygląda nieco inaczej, np. cele więzienne zbudowano tak, że do jednej z nich może dostać się tylko pies, w wersji na Xboksa 360 tego nie ma.

Dalej powinniśmy przedostać się na zakotwiczony w porcie okręt, a żeby tego dokonać, trzeba oczywiście działać wspólnie i w porozumieniu. I znów trafiamy na moment, w którym osoby dobrze pamiętające film uśmiechną się, a ci którzy go nie znają, też będą mieli powód do radości. Pamiętacie scenę, w której Jack i Will poruszają się pod wodą ukryci w łodzi? W wersji LEGO są to beczki, a efekt jest oczywiście taki sam. Po paru chwilach kombinowania dostajemy się – po piracku, za pomocą lin – na pokład łajby i ruszamy dalej, aby poznać kolejne losy bohaterów.

Wrażenia i zmiany – dobre

Taki fragment gry udało się przetestować na konsoli Microsoftu i przenośnej konsolce Nintendo. Pomijając wszelkie kwestie związane z roboczą wersją tytułu, grało mi się naprawdę fajnie, szczególnie na dużej konsoli. Wersja na Nintendo zawiera oczywiście te same lokacje, postacie i przedmioty, ale graficznie niestety mocno odstaje od wydania na większą konsolkę. Widać to szczególnie w zamkniętych pomieszczeniach, gdzie wyświetlanie szwankuje i nie zawsze dokładnie wiadomo, o co chodzi. Niemniej, jeśli przymknąć na to oko, kolejna odsłona serii LEGO na konsole przenośne sprawi graczom wiele radości. W wersji na dużą konsolę mamy całkiem inną jakość. Zarówno fizyka przedmiotów, jak i grafika stoją na znacznie wyższym poziomie. I mimo że sami twórcy przyznają, iż brak tu rewolucyjnych zmian, tytuł znów wygląda nieco lepiej od poprzedników i gra się w niego przyjemniej. Scena, w której kamera zjeżdża pod wodę, żeby śledzić bohaterów kryjących się w beczkach, wypada po prostu rewelacyjnie. Ciekawie zrealizowano też tryb podzielonego ekranu. Podział ten nie jest stały, linia przebiega raz poziomo, raz pionowo, a jeszcze kiedy indziej – ukośnie. Zależy to od ustawienia postaci i kierunku, w którym się poruszają. Początkowo trudno się do tego przyzwyczaić, ale z czasem rozwiązanie to daje radę. Popracowano też dość mocno nad sztuczną inteligencją bohaterów z naszej drużyny, dzięki czemu wykonują oni swoje zadania znacznie sprawniej i dokładniej niż w poprzednich częściach. Nie trafiłem na sytuację, w której prowadzona przez konsolę postać zacięła się i nie chciała np. przenieść przedmiotu, niezbędnego do dalszej zabawy.

W filmie była łódź, tu są beczki po śledziach.Grunt, że można dzięki nim przejść po dnie.

Oczywiście na poprawie grafiki i sztucznej inteligencji zmiany się nie kończą. Ponieważ LEGO: Pirates of the Carribean jest grą o korsarzach, nie brakuje w niej elementów typowo pirackich. Zjazdy po linach i skoki to tylko nieliczne z nich. Bardzo istotną częścią gry będą bitwy morskie, które uwzględnią obsługę armat, strzelanie, abordaż, pojedynki na rejach, słowem wszystko, za co kochamy pierwowzór. Niestety, ten etap widzieliśmy jedynie na filmach, ale z tego, co dało się zauważyć, będzie ciekawie. Statki wystąpią nie tylko w trakcie normalnych zmagań. Wykonując różne czynności i zbierając różne przedmioty, będziemy odblokowywać kolejne okręty, które wykorzystamy w trybie wolnej rozgrywki.

Nad tym ostatnim wariantem popracowano dość mocno. Celem było stworzenie wrażenia, że w grze ciągle jest coś do zrobienia. Także zwiedzanie wcześniej odwiedzonych lokacji, celem dokładniejszej ich penetracji, plus swobodne pływanie i bitwy morskie przyniosą dodatkowe godziny zabawy. Żeby nie było nudno, grę skonstruowano tak, byśmy musieli korzystać z umiejętności różnych bohaterów.

Piraci z Karaibów zaoferują ponad siedemdziesiąt postaci – oczywiście część z nich będzie dostępna dopiero po ich odblokowaniu. Wzorem poprzedników, każdy z bohaterów zostanie wyposażony w specjalną zdolność, która uczyni ją nie tylko unikalną, ale i niezbędną, by móc dokładnie zwiedzać niektóre poziomy w trybie swobodnej rozgrywki. Z postaci, które widzieliśmy, Jack Sparrow dysponuje umiejętnością szukania skarbów za pomocą kompasu, Will Turner rzuca toporkiem – dokładnie w wybrany cel, co w niektórych miejscach jest potrzebne, żeby ruszyć dalej. Elizabeth skacze dwa razy wyżej niż pozostali bohaterowie. Do tego dochodzi pies, o którym już była mowa. Każdy z klockowych herosów został oczywiście odwzorowany tak dokładnie, jak model ludzika LEGO na to pozwala. W przypadku Jacka Sparrowa kluczowe są animacje, które są bardzo udane. Wystarczy jeden szybki rzut oka, żeby go rozpoznać. Każdy jego krok, każdy gest został oddany wręcz genialnie – co zresztą autorzy gry postawili sobie za cel. A przyznać trzeba, że dobrze zrealizowany Jack może naprawdę pomóc grze, wszak filmu bez niego by nie było. Z rozmów z twórcami wynika, że bardzo dbali o to, by w ich produkcie nie zabrakło żadnej postaci istotnej dla filmu i nie mówimy tu tylko o rolach pierwszoplanowych. Jeśli macie jakiegoś ulubieńca, pojawiającego się w którejkolwiek części Piratów, istnieje ogromna szansa, że w grze też go ujrzycie.

Piękna panorama Port Royal i kapitan Jack Sparrowchwiejnym krokiem skaczący po palach.

Jak przeniesiono Piratów do gry i co dalej

Sama adaptacja filmów na potrzeby gry nie była prosta. Przeniesienie wydarzeń z kinowych Piratów na konsole wiązało się z obejrzeniem wszystkich odcinków dziesiątki razy i wyłapaniem elementów i momentów, które sprawdzą się w grze. Nad czwartą częścią pracowano w trochę inny sposób, deweloperzy dostali dokładnie rozpisany film i niektóre ujęcia w formie wideo. Na tej podstawie tworzyli grę, a wyniki tegoż pokazywali ludziom, którzy znają już najnowszą odsłonę Piratów. W sumie należałoby pisać w czasie teraźniejszym, bo prace cały czas trwają, do premiery zostało jeszcze trochę czasu i wiele elementów wciąż można dopieścić. Phil Ring – producent LEGO: Pirates of the Carribean – z uśmiechem na twarzy opowiada o tytanicznym wręcz wysiłku, jakiego wymagało przeniesienie do gry dowcipów i humoru z filmu. Nie można było zrobić tego bezpośrednio – seria z założenia jest produkcją rodzinną, oznaczenie PEGI zobowiązuje, dlatego wiele elementów trzeba było złagodzić. Jednak należało to zrobić tak, żeby gracz znający film wiedział, o co chodzi i nie czuł się urażony zmienieniem tego, co zna i lubi. Poprzednie gry z cyklu LEGO pokazały, że pod tym względem pomysłowość osób pracujących w Traveler’s Tales jest spora i z tego, co widzieliśmy i tym razem inwencji im nie zabrakło (choćby wspomniana wcześniej scena, w której nie wiszą szkielety, a żywi ludzie). Z tych samych powodów jednak Phil nie spodziewa się zrobienia gry LEGO: Saw, chociaż kiedy go o to zapytaliśmy, nieźle się uśmiał i stwierdził, że wyzwanie byłoby ogromne. Przy okazji dowiedzieliśmy się też, że nie ma na razie planów uruchomienia w tej serii rozgrywki online, bo są to gry rodzinne i nie ma takiej potrzeby. Nie jest także raczej planowane wykorzystanie nowych kontrolerów typu Kinect czy Move, chociaż mina Phila sugerowała, że takie wyzwanie mogłoby się zespołowi spodobać.

Przy tym wszystkim LEGO: Pirates of the Carribean jest z krwi i kości grą należącą do tego lubianego i popularnego cyklu. Każdy, kto grał w poprzednie produkcje, poczuje się od razu jak ryba w wodzie. Niszczenie otoczenia, zbieranie małych klocków, szukanie różnych ukrytych skarbów i znajdziek, budowanie większych obiektów z rozsypanych elementów, to wszystko znamy i ku zdziwieniu autorów, lubimy. Ku zdziwieniu, bo tworząc pierwszą grę z tej serii, spodziewali się, że głównym jej odbiorcą będą chłopcy w wieku około 7-10 lat, ewentualnie ich tatusiowie, wskakujący do gry na parę minut, żeby się rozerwać. Tymczasem w LEGO grają wszyscy, miłośnicy przygodówek, pozycji logicznych, strzelanin, karcianek itp.

A zatem seria doczeka się już w maju godnej kontynuacji, a co będzie dalej, dowiemy się, kiedy autorzy uznają to za stosowne (mimo dobrze zakamuflowanych pytań nie udało się nam wyciągnąć żadnych informacji odnośnie tego, na jakiej marce oprze się kolejna gra z cyklu Lego). Na razie jednak nie ma się co nad tym zastanawiać, czeka nas około dwudziestu poziomów, mnóstwo filmików przerywnikowych i tryb swobodnej rozgrywki – co oznacza wiele godzin pierwszorzędnej zabawy.

Marcin „yasiu” Serkies

LEGO Piraci z Karaibów

LEGO Piraci z Karaibów