Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 25 lipca 2008, 13:12

King's Bounty: Legenda - testujemy przed premierą

Klon Heroes of Might and Magic? Nic bardziej mylnego. Klasyczna gra studia New World Computing, która zapoczątkowała słynny cykl turowych strategii, powraca - teraz w nowoczesnej oprawie audiowizualnej i z kilkoma innowacjami.

Dawno, dawno temu, kiedy wśród komputerów stojących w polskich domach rządziły ośmiobitowce, amerykańska firma New World Computing opublikowała grę King’s Bounty. Produkt zaprojektowany przez Jona van Caneghema pewnie przepadłby z czasem w pomroce dziejów, gdyby nie to, że właśnie na bazie tego tytułu powstała słynna seria turowych strategii o nazwie Heroes of Might and Magic, stworzona zresztą przez ten sam zespół. Popularny cykl przyćmił jednak swój pierwowzór do tego stopnia, że dziś mało kto zdaje sobie sprawę o istnieniu takiej gry. A przecież jeszcze osiemnaście lat temu cieszyła się ona sporą popularnością i doczekała konwersji na kilka platform sprzętowych.

Dziś King’s Bounty powraca na rynek za sprawą firmy Katauri Interactive, której pracownicy mają na swoim koncie m.in. udaną serię Space Rangers. Gra pojawiła się w rosyjskich sklepach w kwietniu tego roku i aktualnie przekładana jest na inne języki – w tym polski. My mieliśmy okazję zaznajomić się z angielską edycją prasową, pozwalającą zwiedzić jedną z kilkunastu dostępnych w programie krain.

Legenda jest w prostej linii przeróbką King’s Bounty i oferuje taki sam przygodowy charakter zmagań. Zważywszy jednak na fakt, że pierwowzór pamiętają już chyba tylko dinozaury, za to cały świat zna serię Heroes of Might and Magic, to właśnie do niej będę odnosił się w niniejszym tekście. Należy jednak cały czas mieć na uwadze, że to nie King’s Bounty jest klonem Heroesów, tylko na odwrót. Turowy system walki, eksploracja świata za pomocą bohatera na koniu oraz inne charakterystyczne elementy serii, to wszystko już było w klasycznej grze z 1990 roku!

Na tym ekranie możemy rozwijać umiejętności, sprawdzić cechy bohatera, zarządzać artefaktami i armią.

Zmagania w King’s Bounty: The Legend rozpoczynamy od wskazania bohatera, który będzie nam towarzyszyć podczas eksploracji fantastycznego świata. Dostępnych jest raptem trzech śmiałków (wojownik, paladyn i czarodziej), ale różnice pomiędzy nimi są na tyle duże, że z powodzeniem można ukończyć produkt trzykrotnie, za każdym razem rozwijając naszego podopiecznego pod innym kątem.

W grze obecne są punkty doświadczenia, które otrzymujemy w nagrodę za wykonywanie zadań i eksterminację stworów. Po osiągnięciu kolejnego poziomu, bohater sam zwiększa swoje główne współczynniki (atak, obrona i dowodzenie). Gracz decyduje jedynie o rozwoju dodatkowych cech, które podzielone są na trzy różne dyscypliny. Drzewko umiejętności nasuwa skojarzenia z Diablo II – aby uzyskać dostęp do najmocniejszych skilli, trzeba najpierw rozwinąć słabsze w ściśle określonym porządku.

Wszystkie umiejętności doskonalimy w King’s Bounty: The Legend za pomocą kolorowych run. Te ostatnie otrzymujemy po osiągnięciu kolejnych poziomów doświadczenia – ich liczba i rodzaj uzależnione są od klasy postaci (np. mag dostaje więcej niebieskich, a wojownik czerwonych). Runy można również znaleźć w trakcie przygody, eksplorując fantastyczną krainę. Generalnie warto zaglądać w każdy zakątek mapy i walczyć ze stworami o wszystkie świecidełka. Nie dość, że zdobywamy w ten sposób punkty doświadczenia, to jeszcze pozyskujemy interesujące przedmioty, np. artefakty trwale zwiększające poszczególne cechy.

W King’s Bounty: The Legend prowadzony przez nas bohater jest najważniejszą postacią na ekranie. W grze nie możemy przejmować zamków i zarządzać nimi, tak jak ma to miejsce w serii Heroes of Might and Magic – tuliczy się wyłącznie eksploracja. Cała zabawa polega na zwiedzaniu bajecznie kolorowego świata, wypełnianiu zadań zleconych przez bohaterów niezależnych i eksterminacji licznych wrogów, począwszy od niegroźnych, mięsożernych roślinek, na ogromnych stworach (np. smokach) skończywszy. Maniakom klasycznych Heroesów pominięcie sfery ekonomicznej może wydawać się zbyt wielkim uproszczeniem, ale nie dajcie się zwieść pozorom – Legenda to gra bardzo rozbudowana, tyle że prezentuje swoje główne walory w przygodowym aspekcie rozgrywki.

Sterowanie bohaterem niczym nie różni się od tego, co widzieliśmy wcześniej w serii Heroes of Might and Magic. Wszystkie komendy wydajemy naszemu podopiecznemu za pomocą myszy, klikając w interesujący nas obiekt. Bohater posłusznie udaje się we wskazane miejsce i w zależności od sytuacji, podejmuje odpowiednie działania. W tej części rozgrywki akcja toczy się w czasie rzeczywistym i nie ma tu jakichkolwiek punktów ograniczających mobilność prowadzonej przez nas postaci. Inaczej niż w Heroesach.

Walka. Fani Heroesów poczują się jak w domu.

Sytuacja diametralnie zmienia się, gdy dochodzi do walki. Wówczas czas zostaje zatrzymany, a dalsze zmagania odbywają się w turach. Pola bitew do złudzenia przypominają areny z ostatnich Heroesów. Same starcia również prezentują się bardzo podobnie, choć trzeba uczciwie przyznać, że autorom nie zabrakło nowych pomysłów i w ostatecznym rozrachunku należy je ocenić in plus. Co to za pomysły?

Po pierwsze, w trakcie walki nasze oddziały zbierają punkty furii (nagradzane są nie tylko sukcesy w ataku - w przypadku ponoszenia strat również otrzymujemy punkty), a te z kolei można wykorzystać do przyzwania potężnych istot, które dysponują fantastycznymi mocami. Nadprzyrodzone bóstwa mają tak duży potencjał, że w kilka chwil potrafią przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę, eksterminując naraz nawet kilkadziesiąt oddziałów wroga. Oczywiście najmocniejsze bonusy wymagają dużej liczby punktów furii, a tych w trakcie walki nie zdobędziemy znów tak wiele. Na szczęście bohater przez krótki czas po zakończeniu batalii nie traci uzyskanych wcześniej punktów, dzięki czemu może powiększać swój dorobek w kolejnym starciu. Warto o tym pamiętać przed potyczkami z bossami. Jeśli uda nam się naładować wskaźnik w kilku mniejszych bitwach, walki z najpotężniejszymi stworami mogą okazać się zdecydowanie łatwiejsze.

Drugą nowość stanowią skrzynie ze złotem, które czasem pojawiają się na polu bitwy. W King’s Bounty: The Legend gracz cierpi na nieustanny brak gotówki, dlatego możliwość łatwego pozyskania dodatkowych funduszy jest niezwykle kusząca. Problem polega na tym, że przejęcie kufra pełnego drogocennego kruszcu wymaga zużycia punktów akcji którejś z jednostek wchodzących w skład naszej armii. Gracz ma więc dylemat – czy skupić swoją uwagę na przeciwniku, czy też poświęcić któryś z oddziałów i zdobyć pieniądze.

Małe zmiany dotknęły też nasze jednostki. W grach z serii Heroes of Might and Magic tura danego oddziału kończy się w chwili wydania rozkazu na polu bitwy. W King’s Bounty: The Legend wojska mają do dyspozycji określoną liczbę punktów akcji, które w jednej rundzie można zagospodarować zarówno na ruch, jak i na atak. Dzięki takiemu rozwiązaniu jednostka strzelecka może na przykład uciec od stojącego obok niej przeciwnika jedno lub dwa pola dalej, a następnie strzelić w niego przy pomocy podstawowej broni. W Heroesach o takiej akcji nie ma mowy.

Pola bitew w King’s Bounty zostały zmniejszone, w efekcie czego pod względem rozmiarów wyraźnie ustępują arenom z ostatnich Heroesów. Tłoku na planszy, co prawda, nie ma, ale czasem robi się irytująco ciasno, zwłaszcza jeśli w starciu bierze udział więcej jednostek, a w okolicy znajdują się przeszkody, np. powalone drzewa. Parę razy zdarzyło mi się, że moje oddziały utknęły w martwym punkcie już na początku starcia i do momentu przerzedzenia szeregów wrogiej armii, nie mogły się nigdzie ruszyć.

W King’s Bounty: The Legend nasz bohater może kontrolować maksymalnie pięć wojsk różnego typu. Jakby tego było mało, liczba jednostek wchodzących w skład oddziału jest ściśle ograniczona przez współczynnik dowodzenia. Gracz nie może zatem wzmocnić w szybki sposób swojej siły bojowej, kupując wszystkie dostępne wojska. Jeśli marzymy o powiększeniu armii, musimy najpierw rozwinąć umiejętność dowodzenia, a to wiąże się z uzyskaniem kolejnego poziomu doświadczenia przez głównego bohatera. Umiejętność tę można również zwiększyć w specjalnych lokacjach, ale bonusy przyznawane tą drogą nie są, niestety, zbyt duże.

W grze można pływać statkami, a także wznosić się w powietrze za pomocą machin latających.

Opisane wyżej ograniczenie w znaczący sposób wpływa na rozgrywkę, utrudniając ją. W trakcie zmagań trudno dorobić się na tyle dużej i silnej armii, żeby z łatwością likwidować włóczących się po okolicy wrogów. Gracz jest zmuszony do ciągłego ciułania punktów doświadczenia – jeśli tego nie robi, może po prostu zapomnieć o sukcesach na polach bitew. Z tego właśnie względu na pierwszy plan wysuwają się w King’s Bounty: The Legend questy, które czasem pozwalają rozwinąć postać bez uciekania się do walki.

Wszystkie otrzymywane w grze zadania zlecane są przez bohaterów niezależnych. Questów jest po prostu mnóstwo i mają one różny charakter. Najczęściej trzeba kogoś zgładzić, ale trafiają się również misje eskortowe, polegające na doprowadzeniu danej postaci lub jednostki do wskazanego miejsca. Ponadto nie brak zleceń dotyczących dostarczania przedmiotów – zdarza się, że te ostatnie trzeba najpierw zdobyć, wyciągając je z flaków unicestwionych potworów. Przed przyjęciem zadania zawsze jesteśmy informowani, jaką nagrodę otrzymamy po zaliczeniu misji. To tak na wypadek, gdybyśmy potrzebowali dodatkowej zachęty do działania.

Questy są jednym z mocniejszych punktów omawianego programu i sprawiają, że grze blisko do produkcji z gatunku RPG. Fajne jest w nich jednak przede wszystkim to, że czasem można je wykonać na różne sposoby. Gdy mieszkańcy wnioski proszą o pomoc w zlikwidowaniu upierdliwej mięsożernej rośliny, możemy rozwiązać problem, niszcząc kłopotliwego sąsiada, ale możemy również dogadać się ze stworem i przesadzić go w inne miejsce, z dala od ludzkich włości. Testowany przez nas fragment gry był niestety zbyt krótki, żeby stwierdzić, jak wiele zadań posiada alternatywne rozwiązania, ale odnoszę wrażenie, że w pełnej wersji będzie ich całkiem sporo.

King’s Bounty: The Legend charakteryzuje się bardzo ładną, kolorową grafiką i świetną, nastrojową muzyką, idealnie pasującą do wydarzeń rozgrywanych na ekranie. Widać, że autorzy włożyli mnóstwo pracy nie tylko w mechanikę, ale również w oprawę wizualną swego dzieła – eksplorowane tereny są bardzo różnorodne i cieszą oko. Również doskonale animowane stwory i jednostki budzą respekt. Gdy wydamy naszej kawalerii rozkaz ataku, jeździec najpierw wycofa konia do tyłu, a następnie szarżując, dokona natarcia. To tylko mały, na pierwszy rzut oka nic nie wnoszący szczegół, a ileż sprawia radości. Tego typu wizualnych smaczków jest w tej grze po prostu mnóstwo. W oprawie można się zakochać.

W trakcie walki gracz może skorzystać z usług mitycznych stworów, o ile dysponuje odpowiednią liczbą punktów furii.

Wady? Jeśli mam być szczery, w tej chwili nie widzę żadnych, ale też nie miałem okazji zapoznać się z pełną edycją gry. Jedynym kulejącym elementem w prasowej wersji był angielski tekst – widać, że odpowiedzialni za lokalizację ludzie nie poradzili sobie zbyt dobrze z tłumaczeniem. Na szczęście w rodzimej edycji, która trafi na nasz rynek w październiku, nie powinno być żadnych problemów. Za polskim przekładem stoi zespół, który na swoim koncie ma m.in. Obliviona i BioShocka. O jakość tłumaczenia możemy być zatem spokojni.

Przyznam się szczerze, że ostatnio nowe gry nie cieszą mnie już tak bardzo – czuję wyraźny przesyt i niespecjalnie chętnie sięgam po nowości. Z King’s Bounty: The Legend jest jednak inaczej. To właściwie jedyny produkt, na którego polską premierę czekam z zapartym tchem, bo zapowiada się on wprost rewelacyjnie. Prasowa wersja tylko utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Jeśli jesteś fanem serii Heroes of Might and Magic, koniecznie zapamiętaj ten tytuł. Kupa radości gwarantowana.

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

King's Bounty: Legenda

King's Bounty: Legenda