Indiana Jones and the Emperor's Tomb - zapowiedź
Indiana Jones and the Emperor's Tomb to przygodowa gra akcji z widokiem z perspektywy trzeciej osoby. Gracz staje się bohaterskim archeologiem i tym razem musi odnaleźć potężny starożytni artefakt, czarną perłę zwaną Serce Smoka.
Piotr Deja
Będąc zewsząd atakowanymi przez rzeszę coraz to nowszych i – niestety – niewiele różniących się od siebie kolejnych części przygód słynnej pani archeolog, Lary Croft, można wręcz przyjąć, iż to ona jest największą i najlepszą, jedyną właściwie ekspertką od przeszukiwania starożytnych grobowców i rozwiązywania wiekowych tajemnic. A to nieprawda, o czym wszyscy doskonale wiedzą. Pierwszym był niewątpliwie znakomity Indiana Jones, bohater wielu oglądanych z wypiekami na twarzy przygodowych filmów. „On był tu pierwszy, i nikogo nie prosił, i niech go zostawią z jego grobowcami, które nie lubią, jak im się przeszkadza” (menhir dla tego, kto wie, skąd ten tekst :). Nie ma mowy nawet, abym jego sylwetkę przedstawiał bliżej – dość powiedzieć, że bez Indy’ego nie byłoby i Lary. Teraz natomiast PAN (nie pani) archeolog wyrusza na spotkanie nowej niebezpiecznej przygody w najnowszej grze produkcji Collective’u – Indiana Jones and the Emperor’s Tomb.
O ile części Tomb Raiderów było pięć, o tyle gier z Indym w roli głównej znacznie mniej - jeśli nie liczyć old-schoolowych przygodówek, Last Crusade, Temple of Doom i The Fate of Atlantis, to na placu boju pozostaje tylko Indiana Jones and The Infernal Machine – jedyna gra, która może, a raczej mogła równać się z przygodami dobrze znanej nam heroiny. Wydała ją jakiś czas temu firma Collective, znana m.in. z gry Deep Space Nine: The Fallen, teraz pracująca nad nowymi projektami – adaptacją Buffy: Postrach Wampirów oraz bliżej nie znaną grą Wrath. No i oczywiście nad ostatnim projektem – omawianą tu właśnie grą.
Nowa produkcja ma trochę zmienić spojrzenie na przygody Indiany Jones’a. Pamiętamy, jak poprzednia część była bardzo bliska przygodom Lary – skakanie, bieganie, przesuwanie dźwigni, układanie puzzli itp. Teraz nowy Indy będzie miał więcej klimatu z filmów, w których gra pierwsze skrzypce. Autorzy stawiają przede wszystkim na to, aby gracz czuł się jak Indiana Jones, aby zidentyfikował się z postacią – tą z filmów, a nie tamtą, wymuszoną przez ówczesny rynek (boom na platformowe TPP’y). Dlatego też pierwszym i najważniejszym zarazem urozmaiceniem będzie walka wręcz. Bezpardonowa bijatyka, nie ma wszak nic przyjemniejszego niż bohaterską ręką przyłożyć swemu przeciwnikowi (tylko na ekranie komputera oczywiście). Ciosy proste i sierpowe, uppercuty, nie będzie problemów ze złapaniem przeciwnika, wytłumaczeniem mu wzoru F=m*v za pomocą pięści, a następnie wyrzuceniem go przez okno. Łapanie za szyję, skręcanie karku, lub szybkie załatwienie sprawy poprzez uderzenie kolankiem w krocze. Dużo rzutów, a nawet możliwość użycia jako broni zwykłej nogi od stołu, krzesła lub przejechanie po facjacie przeciwnika znalezioną łopatą! O tulipanach zrobionych z butelek czy znalezionych w grobowcach mieczach nawet nie wspominam. Czegóż można chcieć więcej? Podobnie jak w ONI, tak i tutaj za walkę odpowiadać będą dwa przyciski, a wciśnięta seria utworzy combos, który zniesie natręta z nóg.
Tyle, jeśli chodzi o walkę bezpośrednią. Lecz tematu walki ogólnej wcale to nie wyczerpuje. Gra rozgrywa się wszak w latach trzydziestych, a wtedy broń palna była powszechnie używana. Mamy więc do wyboru wszelkiego rodzaju pistolety (zwykłe i maszynowe), karabiny, dubeltówki, ładunki wybuchowe (dynamit, miny podwodne). O czymś zapomniałem? A jakże – nie wspomniałem przecież o jednej z najbardziej charakterystycznych broni/narzędzia Indiany, mianowicie jego biczu. W nowej części możliwości tegoż „narzędzia” będą rozszerzone. Oczywiście pozostawiono elementy przedostawania się dzięki niemu przez zdradliwe miejsca i niebezpieczne pułapki, lecz teraz poziom zastosowania bicza wzrośnie w czasie walki. Otóż bez problemu można (trzeba tylko celnie trafić...) szybkim śmignięciem wytrącić broń przeciwnika z ręki, obwiązać go i przyciągnąć do siebie! Amatorzy S/M już mogą zacierać ręce :).
Chronologicznie akcja Emperor’s Tomb rozgrywa się przed Temple of Doom. Tamta część zaczynała się w Chinach, ta się też tutaj zakończy. Autorzy, opierając się na własnej wyobraźni i nie chcąc zrzynać z ekranowych przygód Indy’ego, musieli wybrać kraj lub obszar, gdzie bohater spędził najmniej czasu – wybór padł właśnie na Chiny i Daleki Wschód. Nie myśl jednak graczu, że tylko tam spędzisz czas gry. Akcja kręci się wokół legendarnego Serca Smoka, klejnotu o magicznych właściwościach. Jest on poszukiwany zarówno przez Indianę (a raczej jego pracodawcę – marszałka Ka’i), a także Triadę Czarnego Smoka (taka azjatycka niby-mafia) oraz sprzymierzonych z nią nazistów. Klejnot jest głęboko ukryty w grobowcu, a dodatkowym utrudnieniem jest klucz do niego, a raczej jego brak. Jakby tego było mało, dla bezpieczeństwa klucz podzielono na trzy części i rozesłano po świecie. Naszym zadaniem będzie oczywiście tych kawałków odnalezienie.
Grę zaczynamy na wyspie Cejlon, przeszukując głęboko ukrytą wśród dżungli świątynię. Potem podróż się rozkręca, odwiedzimy m.in. zamek w Pradze, stamtąd udamy się do meczetu w Istambule, skąd potem przyjdzie nam wybrać się do Hong Kongu, aby wreszcie zakończyć przygodę w Xian, gdzie znajduje się grobowiec pierwszego cesarza Chin (a Serce Smoka wraz z nim). Fabuła obfitować będzie w szybkie i niespodziewane zwroty akcji, choć liniowa, jednak w grze tego typu w niczym to nie przeszkadza. Niektóre z elementów spowodują bardzo szybkie wydzielanie adrenaliny – choćby pogoń z udziałem riksz po ulicach Hong Kongu, czy też walka na szczycie wirujących gondol na Morzu Południowochińskim – widać, iż autorzy naprawdę postarali się, aby ich dzieło jak najbardziej przypominało film. Na drodze spotkamy m.in. niemieckich żołnierzy, wojowników Triady itp. Oprócz walki, jak zwykle, będziemy wspinać się (i spadać – a o odpowiednie obrażenia zadba dopracowany model fizyczny), pływać, biegać, przesuwać dźwignie itp. Zagadki doskonale współgrać będą z akcją – problemy typu jak przedostać się z jednego miejsca w drugie, problemy z używaniem kluczy i artefaktów do otwarcia drzwi... Nie ominą nas także pułapki – ślepe zaułki wypełnione śmiercionośnymi kolcami, czy też korytarze z wyskakującymi piłami będą często umilać nam rozgrywkę. Jeśli podupadniemy na zdrowiu, na wykorzystanie czeka bukłak z cudowną wodą (ognistą?), która szybko zregeneruje nasze siły – podobną funkcję pełnić będą znajdywane tu i ówdzie fontanny. Aby jeszcze bardziej nas zadowolić, autorzy umieścili w grze szereg mini-gierek, komponujących się z fabułą (choć nic jak na razie o nich nie wiadomo, a także o innych aspektach – np. prowadzeniu pojazdów). Aby nie poczuć się samotnym w tych strasznych podziemiach, Collective przydziela nam partnera – partnerkę raczej, piękną Mei Ying. Autorzy przebąkiwali nawet coś o wątku romantycznym, lecz nic na 100% na razie nie wiadomo. Nie będzie natomiast trybu multiplayer – producenci chcą jak najwięcej uwagi poświęcić rozrywce dla pojedynczego gracza.
Collective korzysta z własnego silnika, zamiast wykupywać licencję na inny. Można się wiele po nim spodziewać (choć autorzy nie wdawali się w szczegóły) nawet z racji tego, iż Indiana Jones and Emperor’s Tomb wydany zostanie, oprócz PC, także na konsole nowej generacji – Xbox i PSX2. Twórcy chcą, aby wszyscy gracze mieli dostęp do nowych przygód Indy’ego (poszczególne wersje gry nie mają się niczym różnić).
Rzeczą, którą autorzy chwalą się najbardziej, jest doskonałe zbalansowanie elementów zręcznościowych i logicznych. Akcja, odkrywanie terenu, walka i zagadki stworzą mix, który na pewno się nie znudzi, co więcej – nie pozwoli nam oderwać się od monitora. Obecnie Indiana Jones and Emperor’s Tomb jest w fazie testów, niektóre rzeczy (choćby AI postaci, większość poziomów) są już ukończone. Prace trwają nad tym, aby grę uczynić jak najbardziej atrakcyjną i grywalną – chodzi tu np. o rozmieszczenie przedmiotów.
Gra ukaże się na początku 2003. Nowa gra, zgodnie z zapewnieniami Collective, ma być tak samo dobra, jak nowy film z Indianą Jones’em. Oby tylko dotrzymali słowa.
Piotr „Ziuziek” Deja