Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 26 marca 2002, 10:03

autor: Krzysztof Szulc

Hitman 2: Silent Assassin - przedpremierowy test

Hitman 2: Silent Assassin to sequel znakomitej gry akcji Hitman: Codename 47, gdzie ponownie wcielamy się w rolę płatnego mordercy z wytatuowanym tajemniczym numerem z tyłu głowy.

Trzy miesiące temu Krzysiek „Hitman” Żołyński miał przyjemność zakomunikować, że od jakiegoś czasu trwają prace nad kontynuacją gry „Hitman: Codename 47”. Informacja ta z pewnością wzbudziła entuzjazm wielu fanów wirtualnej rozrywki, zwłaszcza tych, którzy niejedną noc zarwali wcielając się w rolę płatnego mordercy Tobiasa Riepera. Niestety mnie przypadła w udziale niewdzięczna rola podzielenia się złymi wiadomościami. Nieoficjalnie wiadomo już, że co prawda sequel przeboju sprzed roku z pewnością ujrzy światło dzienne, ale nie w kwietniu, jak zapowiadano od dłuższego czasu, lecz dopiero we wrześniu tego roku. Na podjęcie takiej decyzji wpłynęły liczne krytyczne uwagi testerów oraz recenzentów, którzy zetknęli się z wersją beta. Ja także miałem okazję zapoznać się z pierwszą odsłoną gry, a miało to miejsce w siedzibie polskiego dystrybutora „Hitman 2: Silent Assassin” – firmy IM Group.

Zanim jednak podzielę się wrażeniami, kilka słów przypomnienia. „Hitman 2: Silent Assassin” jest kontynuacją gry „Hitman: Codename 47”, która weszła na rynek pod koniec 2000 roku. Produkt młodej duńskiej firmy IO Interactive mógł wzbudzić kontrowersje – w końcu po raz pierwszy dane nam było wcielić się w prawdziwego płatnego mordercę, który niczym Bruce Willis w „Szakalu” albo Sylwester Stalone w „Specjaliście” przy pomocy laptopa odbiera zlecenia, przez internet kupuje broń, a następnie z walizeczką zawierającą karabin snajperski udaje się na drugi koniec świata, by zrealizować zadanie, czyli zlikwidować konkretną osobę. Do naszej dyspozycji oddano nie tylko cały szereg realistycznego uzbrojenia, począwszy od Beretty z tłumikiem, a na karabinie MP5 SD skończywszy, ale i nieodłączny element wyposażenia każdego zabójcy, czyli garotę, zwaną popularnie struną. Gra, mimo iż zawierała kilka błędów, cechowała się dużą grywalnością i była innowacyjna nie tylko pod względem fabuły. Już sam sposób kierowania postacią był nietypowy. Bohater ukazany był z perspektywy trzecioosobowej, ale nie w pełnej okazałości, jak na przykład w „Tomb Raider”, ale od pasa w górę. Sterowanie przez to mogło sprawiać na początku pewne kłopoty, ale po dłuższym obcowaniu z grą okazywało się całkiem wygodne. Poza tym do atutów pierwszej części z pewnością można było zaliczyć świetne odwzorowanie poruszania się przeciwników (ach te zwłoki zsuwające się ze schodów), ciekawe zadania, które można było realizować na wiele sposobów oraz możliwość przebierania się w różnego rodzaju ubrania, konieczność ukrywania ciał zabitych itd.

W „Hitman 2: Silent Assassin” ponownie wcielamy się w postać Tobiasa Repiera i ponownie przyjdzie nam wykonywać zlecenia w różnych częściach świata. Tym razem jednak, to czym kieruje się główny bohater, to nie chęć zysku, lecz konieczność, gdyż powrót do fachu płatnego mordercy okazuje się być jedynym sposobem na uratowanie bliskiej osoby. Otóż, jak już mogliście przeczytać w zapowiedzi drugiej części gry, Tobias postanowił rozliczyć się z grzechami swojego życia dożywając sędziwej starości w klasztorze na Sycylii. Jak to jednak zwykle bywa, nie tak łatwo jest zerwać z przeszłością, zwłaszcza z taką, która wyraźnie została naznaczona krwią. Ojciec Vittorio – przyjaciel Hitmana, który był w stanie dostrzec w nim dobro pomimo wiedzy o tym czym zajmował się on wcześniej, został uprowadzony. W całą sprawę zamieszana jest rosyjska mafia, która znalazła dość oczywisty sposób na to, by zmusić naszego bohatera do powrotu do zawodu. Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że jako Tobias Repier nie tylko będziemy musieli polować na kolejne ofiary, ale i sami stajemy się potencjalną ofiarą, gdyż naszym śladem podąża inny płatny morderca – były zabójca specnazu.

Pierwsza część gry składała się z 12 epizodów, mniej lub bardziej ze sobą powiązanych. Było to o wiele za mało. Przy odrobinie samozaparcia można było zakończyć całą zabawę po trzech albo czterech dniach. W drugiej części przyjdzie nam pokonać 21 etapów, przy czym pierwszy - obejmujący obszar klasztoru – ma charakter treningu i po prostu wprowadza nas w fabułę gry. Wersja beta umożliwia zagranie w połowę z dostępnych misji, ale tak, że możemy zobaczyć każdą z przewidzianych lokacji: Sycylię, Rosję, Japonię, Malezję, północną Afrykę i Indie. Obszar gry został zwiększony – etapy są wielkie, co widać już na pierwszy rzut oka. Skoro już jesteśmy przy etapach, należy wspomnieć o grafice. To co raziło w pierwszej części, to zbytnie przejaskrawienie. Kolorystyka niektórych elementów otoczenia była tak wyrazista, że aż nienaturalna. Niestety w drugiej części, przynajmniej w wersji beta (a nie przypuszczam by to akurat zmieniono), wnętrza pomieszczeń cały czas są przekoloryzowane (chociaż nie wszystkie), a poza tym miejscami wydają się zbyt sterylne. Zupełnie inaczej przedstawia się sprawa z otwartymi przestrzeniami. Tutaj już nic grafikom nie można zarzucić. Budowle są monumentalne, a jeżeli jeszcze uświadomimy sobie, że większość z nich możemy zwiedzić pomieszczenie po pomieszczeniu, to efekt jest wręcz niesamowity. Największe wrażenie robi St. Petersburg. Padający śnieg, majaczące w oddali zarysy wielkich kamienic i rezydencji – to po prostu trzeba zobaczyć. Do tego wszystkiego dochodzą rewelacyjne wręcz efekty świetlne i cieniowane poszczególnych obiektów. Niewiele można także zarzucić oprawie muzycznej. Odgłosy wydawane przez strzelającą broń, dźwięki otoczenia, kwestie wypowiadane przez poszczególne postacie, muzyka skomponowana przez orkiestrę symfoniczną – wszystko to prezentuje się naprawdę bardzo dobrze.

Co w takim razie sprawia, że wersja beta spotyka się z tak krytycznymi uwagami w branży, a premiera gry została przesunięta o pół roku? Otóż największe problemy sprawia engine, który został opracowany na nowo od początku do końca. Niestety krótko mówiąc – gra jest bardzo toporna. Sterowanie głównym bohaterem jest niekomfortowe i wymaga dużo cierpliwości. Niewygodne jest obracanie kamerą, a o bieganiu to już nawet nie wspomnę. No dobra, wspomnę – bohater czasami w ogóle nie chce biegać. Nagminne jest także przenikanie przez ściany i gubienie nóg aż do połowy ud w ziemi. Nasz płatny morderca wygląda wtedy niczym bohater filmu „Willow”. Fatalnie została także rozwiązana sprawa interakcji z elementami otoczenia. W pierwszej części podchodziliśmy do przycisku w windzie, naciskaliśmy prawy klawisz myszy, a następnie scrollem wybieraliśmy konkretną funkcję. Teraz RMB przenosi nas do ekranu ekwipunku, a żeby użyć scrolla, trzeba podejść naprawdę blisko przykładowo zwłok i nielicho się namęczyć żeby zamiast zmiany ubrania uaktywnić funkcję przeciągania ciała w wybranym kierunku.

Co więcej w większości przypadków, gdy nie mamy wyjętej żadnej z broni, a przeciwnik zaczyna do nas strzelać, za nic w świecie nie możemy dostać się do ekwipunku by wyposażyć się w odpowiednie uzbrojenie, które może ocalić nam życie. Nie rozumiem też dlaczego nie działa tryb obserwowania otoczenia przez lornetkę, a przecież w pierwszej części był on dopracowany wręcz rewelacyjnie. Na domiar złego gra niemiłosiernie zwalnia nawet na P4 1,6 GHz z 512 MB RAM i „wywala się” do Windowsa z godną pożałowania częstotliwością.

Jak widać podstaw do krytyki jest naprawdę wiele, ale nie możemy zapominać, że mamy do czynienia z wersją beta. Gra od bólu nadaje się do grania i panowie z IO Interactive mogli wypuścić ją na rynek publikując w krótkim czasie ze dwa tuziny łatek. Na szczęście mamy do czynienia z firmą, której zależy na dobrej opinii wśród graczy i która wie jak dbać o własny wizerunek. Tak więc na „Hitman 2: Silent Assassin” przyjdzie nam poczekać jeszcze pół roku, ale jestem przekonany, że finalny produkt będzie stał na najwyższym poziomie.

Należy jeszcze wspomnieć o kilku nowościach, których na pewno nie zabraknie, a które można zauważyć już w wersji beta. Po pierwsze widać, że opracowano lepszy skrypt AI. Teraz nie wystarczy już przebrać się w strój ochroniarza, by minąć spokojnie każdego z ludzi ochrony. Poza tym oprócz standardowego trybu TPP, możemy obserwować otoczenie oczami bohatera, ale jest to tak samo niewygodne i nieprzydatne, jak tryb trzecioosobowy dostępny w niektórych grach FPP (vide: „No One Lives Forever”). Do tego dochodzi możliwość zaglądania przez dziurkę do klucza, lepiej dopracowana mapa terenu i szereg nowego uzbrojenia, chociaż w wersji beta dostępna jest tylko jego część. Nie możemy także zapomnieć, że wreszcie będziemy mieli możliwość zapisywania stanu gry w dowolnym momencie (niedostępne w wersji beta), co z pewnością ucieszy wielu potencjalnych nabywców, którzy niejednokrotnie klęli na brak funkcji „save” w poprzednim wydaniu „Hitmana”.

Na koniec słowo do tych, którzy nie mieli przyjemności zagrać w pierwszą część gry: oglądaliście „Leona Zawodowca”? Podobał się? No to czekajcie na wrzesień z utęsknieniem.

Krzysztof „Sukkub” Szulc

Hitman 2: Silent Assassin

Hitman 2: Silent Assassin