Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Total War: Arena Publicystyka

Publicystyka 15 grudnia 2014, 16:08

autor: Asmodeusz

Graliśmy w Total War: Arena - World of Tanks nawiedza starożytny Rzym

Przetestowaliśmy grę Total War: Arena, czyli produkcję sieciową osadzoną w realiach Rome II: Total War, nastawioną na szybkie starcia pomiędzy dwudziestoma graczami. Czy Creative Assembly uda się wyrwać kawałek z tortu free-to-play?

TOTAL WAR: ARENA TO:
  • połączenie gry MOBA z RTS-em;
  • dynamiczne starcia 10v10…
  • …w których dowodzimy tylko trzema oddziałami;
  • prosty system walki oparty na mechanizmie papier-kamień-nożyce.
  • model free-to-play;
  • tytuł skierowany na PC.

W ostatnich latach Creative Assembly stara się powiększyć wachlarz dostępnych gier wychodząc poza sztandarowego Shoguna, Medievala, Rome i Empire, w szczególności uderzając w rynek gier mobilnych (Total War Battles: Shogun oraz niedawno zapowiedziany Total War Battles: Kingdom). Najnowsze dzieło studia skierowane jest na rynek „darmówek”, na którym niepodzielnie rządzą tacy giganci jak League of Legends czy World of Tanks. Czy Total War: Arena ma szanse na wybicie się i zdobycie własnego grona zwolenników? Biorąc pod uwagę to, co widzieliśmy w wersji alfa gry – jak najbardziej.

Czym jest Arena?

Jest to szybka, drużynowa gra online, w której bierzemy udział w starciach 10 na 10 graczy, dowodząc niewielką grupką żołnierzy. Nie brzmi to zbyt skomplikowanie i... faktycznie takie nie jest. Ale zacznijmy od samego początku. Po rozpoczęciu gry wybieramy jednego z kilku dostępnych generałów (w wersji testowej do dyspozycji byli jedynie Rzymianie oraz Grecy, lecz można spodziewać się również barbarzyńców oraz dowódców z Bliskiego Wschodu), a wraz z liderem otrzymujemy trzy startowe oddziały. Jako, że na początku nie mamy zbyt dużego wyboru naciskamy żarzący się przycisk „play” i po chwili oczekiwania na innych graczy przenosimy się na pole walki.

Wybór generała wpływa zarówno na dostępne dla nas jednostki jak również ich umiejętności.

Podobnie jak w przypadku innych gier typu MOBA, walka jest całym sednem Total War: Arena. Zanim ruszymy w bój, mamy kilkadziesiąt sekund czasu, aby wybrać na mapie jedną z predefiniowanych pozycji startowych oraz omówić taktykę z pozostałymi graczami. Poza czatem, do dyspozycji oddano nam zarówno możliwość zaznaczania lokacji na mapie, jak również rysowania ścieżek ataku (i nie tylko, co pewnie udowodnią nam domorośli artyści już podczas trwania bety). Cel – przejęcie wrogiej bazy (flagi) lub pokonanie wszystkich przeciwników. 3, 2, 1… i ruszamy do boju!

Kontrolowanie kamery jak i oddziałów jest identyczne jak w przypadku każdej gry z serii Total War. Możemy przemieszczać nasze jednostki, ustawiać je w odpowiednim kierunku, ostrzeliwać przeciwnika za pomocą łuczników lub oszczepników, szarżować na flanki lub tyły wroga. Dodatkowo oddziały mogą używać zdolności specjalnych, takich jak skuteczniejsza szarża, porzucenie tarcz w celu przyspieszenia biegu czy też płonąca amunicja dla łuczników. Nihili novi sub sole („nic nowego pod słońcem”), jak mówi stare rzymskie powiedzenie.

Starcie w centrum mapy? Doskonała okazja do przejęcia bazy.

World of Tanks w starożytności?

I tu pojawiają się pierwsze różnice. W przeciwieństwie do pełnoprawnych Total Warów, dowodzimy zaledwie trzema oddziałami – pozostałe dwadzieścia siedem pozostaje w rękach innych graczy. Z jednej strony może wydawać się to zbyt małą liczbą, aby mieć realny wpływ na zmagania, z drugiej pozwala na znacznie większą kontrolę nad naszymi wojakami. Walka sprowadza się do sprawdzonego systemu papier-kamień-nożyce (piechota-strzelcy-kawaleria), stąd też niejednokrotnie będziemy krążyli naszymi oddziałami dookoła wrogiego zgrupowania szukając dogodnego miejsca do uderzenia. Jako, że po drugiej stronie znajdują się żywi gracze a nie sztuczna inteligencja możemy być pewni, że i oni będą próbowali znaleźć słabe punkty w naszym szyku. Najważniejsza jest jednak współpraca z reszta drużyny. Jeśli sojusznik zatrzymuje przeciwnika w miejscu, powinniśmy wspomóc go szarżą z flanki, zaś dowodząc łucznikami warto skupić nasz ogień na oszczepnikach nękających piechotę. Czasami warto poświęcić własne oddziały, aby zatrzymać wrogą odsiecz i kupić trochę czasu innemu graczowi, który akurat przejmuje flagę.

Poglądowa mapa pola walki pozwala na wyznaczenie zadań dla poszczególnych graczy.

Po zakończeniu starcia, wzorem innych gier free-to-play, otrzymujemy pewną ilość waluty i punktów doświadczenia, które możemy wydać na ulepszenie naszych oddziałów czy też rozwój naszego bohatera. Tutaj też pojawiają się największe podobieństwa do World of Tanks. Poszczególne oddziały zostały podzielone na poziomy. Grę zaczynamy posiadając jedynie trzy słabe jednostki pierwszego poziomu, uzbrojone w włócznie lub łuki. Każdy rozegrany mecz daje nam pewną pulę punktów doświadczenia, które możemy wydać na ulepszenie broni lub pancerza (nowe tarcze, miecze, hełmy), zaś po zdobyciu wymaganego sprzętu odblokowujemy oddział wyższego poziomu, o większej skuteczności w walce czy nowych zdolnościach specjalnych. Sam rozwój jest praktycznie identyczny jak w przypadku „czołgów”, stąd też przejście z nich do Areny nie powinno sprawiać żadnych trudności. Podobnie jak w World of Tanks możemy wykupić tutaj dodatkowe przedmioty jednorazowego użytku (nowe strzały, ostre miecze) oraz... oddziały premium, które skutecznością są zbliżone do zwykłych jednostek, lecz zdobywają większą ilość doświadczenia. Brzmi znajomo?

Pole walki to sporych rozmiarów arena; ukształtowanie terenu pozwala na wykorzystanie różnego rodzaju taktycznych zagrywek.

Warto poczekać

Na osobny akapit zasługują bohaterowie, przypominający postaci z Command and Conquer: Generals czy mechanikę doktryn z Company of Heroes. Nie biorą oni aktywnego udziału w walce, lecz jedynie zmieniają charakterystyki naszych oddziałów i odblokowują nowe, unikatowe zdolności. Przykładowo, jeden z Rzymskich generałów, Germanicus, specjalizuje się w ciężkiej piechocie: odblokowuje on formację żółwia (Testudo), zwiększa skuteczność szarży legionistów oraz ich wytrzymałość na ostrzał. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby grając nim posiadać trzy oddziały łuczników, lecz nie zyskają one żadnych dodatkowych bonusów. Zmieniając bohaterów w obrębie jednej nacji możemy nadal korzystać z ulepszonych oddziałów. W przypadku, kiedy zapragniemy zagrać np. Grekami zmuszeni będziemy do rozpoczęcia zabawy z jednostkami pierwszego poziomu.

Interfejs Areny jest bardzo prosty a zarazem przejrzysty; używanie umiejętności do złudzenia przypomina granie w League of Legends.

Po zaledwie godzinnej zabawie z Total War: Arena można stwierdzić, że Creative Assembly odrobiło lekcje – wzoruje się na najlepszych i największych produkcjach z gatunku free-to-play. Nowy tytuł nie tylko celuje w niezagospodarowaną niszę (gdyż połączenie MOBA z RTS-em jest dosyć rzadkim rozwiązaniem – pierwszą a zarazem ostatnią dobrze wykonaną grą tego typu był wiekowy Shattered Galaxy), lecz również wydaje się być przystępnym dla każdego gracza. Jedynymi niepewnymi elementami są system monetyzacji (gdyż nawet najlepsza darmówka może zostać przez niego zniszczona) oraz sami gracze. Nie od dziś wiadomo, że jeden „toksyczny” generał jest w stanie zepsuć każdy, nawet najlepiej dopracowany plan.

Total War: Arena

Total War: Arena