Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

The Last of Us Publicystyka

Publicystyka 20 lutego 2013, 12:00

Graliśmy w The Last of Us - survival horror od twórców Uncharted

Postapokaliptyczny obraz Ameryki w dwadzieścia lat po katastrofie będącej wynikiem infekcji zabójczych grzybów. Książki Droga Cormacka McCarthy'ego i Bastion Stephena Kinga, gry Enslaved i I Am Alive, serial Revolution - wszystko to w The Last of Us.

THE LAST OF US TO:
  • prawdziwy survival horror;
  • skradanie się, ciche eliminowanie wrogów, przemykanie za plecami;
  • zniszczony świat, gdzie każdy nabój jest na wagę złota;
  • realistyczny sposób eksploracji i mechaniki walki;
  • nagradza przeczesywania wszystkich kątów;
  • uproszczony system craftingu;
  • wyśmienita oprawa dźwiękowa;
  • wyraziści bohaterowie.

Za dwadzieścia lat zostaną po nas tylko zgliszcza cywilizacji. Ludzie walczący o przetrwanie w świecie, który natura postanowiła nam odebrać, zaczną tworzyć enklawy i ustanowią własne prawa. Niektórzy będą starać się radzić sobie w inny sposób. Dwie dekady to mnóstwo czasu, żeby spaść na dno, ale tak to już jest w drodze. Albo ty zabijesz, albo zabiją ciebie. No i są jeszcze zainfekowani. Bestie w ludzkich ciałach, którym życie, to prawdziwe, odebrał pasożytniczy grzyb. Chwila nieuwagi i padasz ich ofiarą. Nie wiadomo, co gorsze. Zapomnienie się w ich objęciach czy próba łapania z trudem oddechu w walce z rzeczywistością każdego dnia. Tak, grałem już w The Last of Us. Mam pełne spodnie. I wiecie co? Nie mogę doczekać się powtórki.

Zacinający deszcz w ruchu wygląda o wiele atrakcyjniej niż na tym obrazku. - 2013-02-20
Zacinający deszcz w ruchu wygląda o wiele atrakcyjniej niż na tym obrazku.

Pada rzęsisty deszcz, kiedy brodaty Joel zbliża się do miasta wraz z towarzyszącymi mu Tess i czternastoletnią Elly. Tess jest dla naszego zarośniętego bohatera kimś w rodzaju zawodowego partnera. Wspólnie parają się przemytem. Tym razem „towar”, który szmuglują, jest dość nietypowy. Jest nim Elly, harda pannica, która już w pierwszej minucie dema rzuca mięsem niczym żulik spod budki z piwem. O ile w zniszczonych Stanach Zjednoczonych gdzieś takowe budki się znajdują, bo przedmieścia Bostonu, do którego zmierzają nasi wędrowcy, są w opłakanym stanie. Spomiędzy betonowych płyt wyrasta zielsko, budynki są zniszczone, a widoczne w oddali dwa wieżowce w centrum miasta wyglądają, jakby miały za chwilę runąć, grzebiąc w tonach gruzu i kurzu co najmniej kilkanaście przecznic. Warunki nie do pozazdroszczenia.

Przedzierając się przez miasto, Joel często jest świadkiem interesujących rozmów toczonych przez obie towarzyszki. Od czasu do czasu sam w nich uczestniczy, co zarówno pomaga tworzyć nastrój opowieści i zyskiwać wiedzę na temat różnych wydarzeń, jak i pozwala poznać osobowość bohaterów.

Graliśmy w The Last of Us - survival horror od twórców Uncharted - ilustracja #3

Populację w The Last of Us niszczy grzyb, tworzący z ludzi odrażające monstra. U Stephena Kinga, w znakomitej książce zatytułowanej Bastion, Amerykanie wymierają masowo z powodu wirusa grypy nazywanego „Kapitanem Tripsem”. King napisał swoje dzieło w 1978 roku. W dwadzieścia osiem lat później Cormac McCarthy spłodził nagrodzoną Pulitzerem Drogę, która doczekała się także bardzo dobrej adaptacji filmowej z Viggo Mortensenem w roli głównej. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ekipa Naughty Dog pełnymi garściami czerpała z tych dzieł współczesnej kultury.

Eksplorowanie zburzonych częściowo budynków nie wymaga specjalnie rozbudowanego zmysłu orientacji. Gra sprawia wrażenie bardzo liniowej. Co jakiś czas pojawiają się jednak nieco obszerniejsze pomieszczenia, zaprojektowane w taki sposób, by pozwalały na poczucie większej swobody, niezbędnej w przypadku kontaktu z przeciwnikami. Fragment gry, który miałem okazję ukończyć, jasno dawał do zrozumienia, że o otwartych działaniach wojennych i świszczących na prawo i lewo kulach możemy zapomnieć. W odróżnieniu od serii Uncharted, The Last of Us będzie prawdziwym i niezwykle wymagającym survival horrorem, w którym poza wszechobecną atmosferą zagrożenia i zaszczucia istotne okaże się przynajmniej trzykrotne zastanowienie się przed każdym wystrzałem, czy umieszczony w magazynku pocisk nie przyda się czasem bardziej za pięć minut.

Samo sterowanie Joelem za pomocą pada jest dość podobne do kierowania Nathanem Drake'em. Tyle tylko, że przemytnik nie przemieszcza się po lokacjach niczym książę Persji. Joel bowiem ledwie ma siłę podciągnąć się wyżej i czasem takie wygibasy będą wymagać wsparcia drugiej osoby, która poda pomocną dłoń. Pod tym względem gra jest znacznie bardziej realistyczna i raczej nie pozwala (a przynajmniej ja w udostępnionym fragmencie tego nie widziałem) wykonywać ewolucji, z którymi w rzeczywistym świecie nie poradziłby sobie typowy czterdziestolatek. Od czasu do czasu bohater co najwyżej zmuszony jest przesunąć jakąś cięższą szafkę, by przedostać się dalej.

Ostatnia sekunda życia Joela. - 2013-02-20
Ostatnia sekunda życia Joela.

Joel ma za to coś w rodzaju szóstego zmysłu lub też namiastki trybu detektywistycznego z Batmana: Arkham Asylum. Przystając na chwilę, może się tak dokładnie wsłuchać w otoczenie, że widzi sylwetki przeciwników nawet przez ściany, co pozwala zaplanować kolejne ruchy. The Last of Us ma bowiem w sobie znacznie więcej ze skradanki niż z typowej gry akcji. Przyklejanie się do ścian i cierpliwe czekanie jest kluczem do zwycięstwa, o czym przekonałem się dość boleśnie, próbując likwidować wrogów w mniej elegancki sposób. Możliwe też, że patent na rozprawianie się z grupami przeciwników zależy od ich rodzaju. W zaprezentowanym demie mogłem stawić czoła jedynie dwóm typom zainfekowanych przez grzyba – runnerom i clickerom.

Bohaterowie często będą zmuszeni sobie pomagać. - 2013-02-20
Bohaterowie często będą zmuszeni sobie pomagać.

Szczerze mówiąc, nie wiem, którzy są gorsi i bardziej przerażający. Runnerzy zawdzięczają swoje miano umiejętności błyskawicznego atakowania przeciwnika. I to najczęściej w kilkuosobowej grupie. Na szczęście można sobie z nimi poradzić, uderzając wielokrotnie pięścią lub za pomocą znajdowanych tu i ówdzie przedmiotów w rodzaju deski czy gazrurki. Kilka walnięć i kłopot z głowy. Stwory mogą dopaść Joela, by wbić mu zęby w szyję, i wtedy ratuje nas rytmiczne uderzanie w odpowiedni przycisk pada. Wyrwać się z łap zainfekowanych da się także poprzez wciśnięcie klawisza sprintu i salwowanie się ucieczką na drugi koniec lokacji, po czym można rozpocząć polowanie od nowa. Najlepiej zachodzić oponentów od tyłu. Szybki chwyt i duszenie lub wbicie ostrego przedmiotu w szyję kończą sprawę.

Chyba jednak gorsi są clikerzy. Nie widzą, grzyb rozerwał im mózg i niemal całą czaszkę oraz przejął wszystkie funkcje motoryczne. Poruszają się sztywno, wydając co chwilę przerażające odgłosy klikania, będące formą echolokacji. Jeżeli nie będziemy się ruszać, stwór przejdzie tuż obok. Do odwracania uwagi zainfekowanych służą też puste butelki lub cegłówki, którymi można rzucić w dowolne miejsce, robiąc tam hałas i zwabiając wrogów. Tak, clicker jest zdecydowanie straszniejszy. Kiedy już dopadnie Joela w bezpośrednim kontakcie, ten nie ma żadnych szans. Bezgłośne załatwienie stwora od tyłu też nie jest takie proste, bo wymaga ostrego przedmiotu. Te możemy wytwarzać jedynie poprzez system craftingu.

Dopóki clicker nie zbliży się bardziej, Joel nie jest bez szans. - 2013-02-20
Dopóki clicker nie zbliży się bardziej, Joel nie jest bez szans.

Na sukces bądź porażkę w The Last of Us w największym chyba stopniu wpłynie aspekt eksploracji. Tylko w ten sposób odnajdziemy przedmioty niezbędne do powstania jednego z co najmniej kilku bardziej zaawansowanych narzędzi. W zgliszczach domostw po kątach walają się baterie, szmaty, nożyczki, butelki z alkoholem czy cukier i to właśnie z ich połączenia ze sobą lub z innym przenoszonym w plecaku ekwipunkiem tworzymy coś, co może być pomocne w przeżyciu. Baterie przydają się oczywiście do latarki, a ze skrzyżowania szmaty i alkoholu zmajstrujemy koktajl Mołotowa. Opanowanie mechaniki craftingu nie wydaje się trudne. Gra sama podpowiada, co da się sklecić z aktualnie posiadanych przedmiotów.

Poczucie zagrożenia potęguje świetna oprawa dźwiękowa. Przy dobrej jakości sprzęcie, to, co wydobywa się z głośników, niejednokrotnie przyprawia o gęsią skórkę. Szczególnie charakterystyczne klikanie i jęk stworów. Kiedy tylko gra ukaże się w pełnej wersji, będzie to zachwycająca masakra dla uszu.

Strzelić, czy nie strzelić? Oto jest pytanie. - 2013-02-20
Strzelić, czy nie strzelić? Oto jest pytanie.

Ekipa Naughty Dog przyzwyczaiła graczy, że spod jej ręki nie ma prawa wyjść kiepski produkt. Owszem, może pojawić się nieco słabsza końcówka danej serii (Jak 3 czy Uncharted 3), ale nadal studio z Santa Monica potrafi przywalić prosto między oczy. Nie inaczej będzie z The Last of Us, tytułem z jednej strony technologicznie zbliżonym do cyklu o Nathanie Drake'u, a jednocześnie tak od niego różnym, jak tylko się da w obrębie gatunku gier akcji rozgrywanych z perspektywy trzeciej osoby. Demo, które miałem okazję wypróbować, kładło nacisk na eksplorację i ciche podejście do przeciwnika. Jak będzie prezentować się reszta tego dzieła? Przekonamy się już w czerwcu.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

The Last of Us

The Last of Us