Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

The Black Death Publicystyka

Publicystyka 22 kwietnia 2016, 13:32

Graliśmy w The Black Death - kapitalny setting, żenujące wykonanie

Do grona multiplayerowo-survivalowych projektów dołącza kolejny. The Black Death zabiera nas w mroki zadżumionej Europy z połowy XIV wieku.

THE BLACK DEATH W SKRÓCIE:
  1. mroczny okres połowy XIV wieku;
  2. możemy wcielić się w strażnika, kupca lub rolnika;
  3. w przyszłości dostępnych ma być kolejnych dziewięć profesji;
  4. zdecydowana większość mechanizmów rozgrywki nie jest jeszcze zaimplementowana;
  5. gra działa na czwartej iteracji silnika Unreal.

Połowa XIV wieku w Europie to bardzo nieciekawy okres. Przywleczona z Chin dżuma dziesiątkowała całe populacje – poczynając od słonecznej Italii, przez niemal całą środkową część kontynentu, aż po mroźne rejony Skandynawii. Wydawałoby się, że to idealne tło dla komputerowych RPG, w których bohater lub drużyna bohaterów przemierza te nieprzyjazne ziemie. Powstające obecnie Kingdom Come: Deliverance rozgrywa się, niestety, kilka dziesięcioleci po tych wydarzeniach, a zresztą – gdyby ściśle trzymać się historycznych faktów, północne Czechy od czarnej śmierci ucierpiały stosunkowo niewiele. Być może więc w grze pojawi się tylko jakieś odległe echo przeszłości.

Stały widok w świecie The Black Death.

Żałuję trochę, że tematu nie podchwycili deweloperzy zajmujący się w pierwszej kolejności przygotowywaniem produkcji pełnych atrakcji dla jednego gracza, ponieważ w dobie dziesiątków survivalowych projektów, które zazwyczaj pozostają wiecznie na etapie wczesnego dostępu na Steamie, pomysł na wykorzystanie „wielkiego pomoru” łatwo można spalić. Rach-ciach i oto znaleźli się ludzie, którzy postanowili dołożyć swoją cegiełkę do gatunku i wstrzelić się w zapotrzebowanie na średniowieczny świat zaludniony żebrzącymi zainfekowanymi, womitującymi wojakami i zdezorientowanymi graczami, których sesja po wejściu na dowolny z pustawych serwerów zazwyczaj kończy się po kilku lub kilkunastu minutach z powodu niezliczonej liczby błędów. Tak właśnie aktualnie prezentuje się The Black Death.

To nie żart. To Unreal Engine 4.

Być może zakończenie poprzedniego akapitu nie wygląda dla produkcji połączonych sił deweloperskich Syrin Studios i Small Impact Games najlepiej, ale pamiętajcie, że niniejszy tekst dotyczy bardzo wczesnej wersji kodu, a więc pozbawionej większości funkcjonalności, zabugowanej i – delikatnie rzecz ujmując – brzydkiej jak noc listopadowa. Choć na pierwsze dwa mankamenty należy na obecnym etapie przymknąć oko, niepokoi trochę jakość oprawy graficznej korzystającej z dobrodziejstw czwartej iteracji Unreal Engine’u. Korzystającej w sposób bardzo, ale to bardzo nieudolny. Niewielki zasięg widzenia, paskudna roślinność, grubo ciosane budowle z kamienia i woda, która wygląda tak źle, że uznana zostałaby za brzydką chyba jeszcze w czasach sprzed ery graficznych akceleratorów Voodoo. Dodajmy do tego kiepskie modele sklonowanych postaci, animacje rodem z „parku sztywnych” i wszechogarniającą, powtarzalną pustkę. Dawno już nie widziałem czegoś tak fatalnie wykonanego, za co ktoś chciałby dostać pieniądze.

W grze można kupić sobie dom.

Nieco lepiej prezentuje się mechanika, ale jak na razie przy jej omawianiu bardziej trzeba posiłkować się opisami i obietnicami autorów niż osobistymi doświadczeniami. W grze bowiem poza pochodzeniem po okolicy i bezsensownymi pogaduchami ze sklepikarzami i strażnikami miejskimi, które za każdym razem przebiegają identycznie, da się zrobić niewiele. Można oczywiście coś kupić, ale trzeba mieć za co. Tu w sukurs przychodzi możliwość okradania ludzi lub straganów, na co żaden strażnik nie zwraca najmniejszej uwagi. Według słów twórców miało być inaczej, świat miał dynamicznie reagować na nasze poczynania już we wczesnym dostępie, ale na razie na szumnych zapowiedziach się skończyło. Być może zmieni się to w którejś z kolejnych aktualizacji.

U kupca można zaopatrzyć się w niezbędne rzeczy.

Póki co do wyboru mamy tylko trzy profesje: strażnika, kupca i rolnika. W niedalekiej przyszłości mają do nich dołączyć kowal, mnich oraz myśliwy. W sumie rzeczonych profesji przewidziano co najmniej dwanaście, ale pozostałych sześciu jeszcze nie ujawniono. Co w zasadzie jest bez znaczenia, bo bez względu na podjętą w tej kwestii decyzję i tak na razie nic nie zdziałamy.

Na razie możemy wybrać tylko trzy dostępne profesje.

Twórcy snują jednak opowieść o serwerach pełnych zadowolonych graczy, którzy ochoczo wcielą się w przypisane im role społeczne. Rolnik będzie uprawiać pole i hodować zwierzęta, strażnicy mają uganiać się za bandytami, a z pomocą żołdakom przybędą mnisi wyposażeni w odpowiednie umiejętności leczące. Trzeba zabandażować uszkodzoną kończynę? Nie ma sprawy, ale pamiętaj, że na polu bitwy opatrunek jest tylko doraźny i aby skutecznie zabezpieczyć ranę, należy zakupić porządny bandaż. Oczywiście nic nie stanie na przeszkodzie, aby gracz o dowolnej profesji został bandytą i zamiast cierpliwie grabić siano, chwycił w dłoń miecz i wyruszył w świat, aby gwałcić, palić i rabować. Przynajmniej teoretycznie, bo o samych gwałtach autorzy do tej pory nic nie wspominali.

Dostępny świat jest całkiem sporej wielkości.

Biegająca czy walcząca postać się męczy, a za wytrzymałość odpowiada współczynnik staminy. Ta jednak ulega stałej redukcji w momencie zarażenia się czarną śmiercią. Przyznacie, że gra zatytułowana The Black Death nie miałaby większego sensu, gdyby nie wprowadzono do niej tytułowej zarazy. Przede wszystkim dżumę można złapać od chorych żebraków wyciągających rękę po jałmużnę w miastach. Także styczność ze złożonymi w trumnach trupami kończy się chorobą, ale będąc choć w minimalnym stopniu ostrożnym, da się takich kontaktów uniknąć. Co innego pozostali gracze. Choróbsko będzie przenosić się z postaci na postać, a w miarę czasu objawy mają się coraz bardziej nasilać. Wymioty i osłabienie, pokazane jako rozmazany obraz niczym w pijackim widzie, mogą skutecznie zachęcić do wizyty u mnichów. Śmierć, zresztą nie tylko ta z powodu dżumy, będzie bowiem permanentna. Z chwilą opuszczenia przez naszego bohatera wirtualnego padołu łez utracimy wszystkie jego dobra i umiejętności. Na tym wszakże polega survival.

Świat stoi przed tobą otworem, farmerze! Po drodze można na przykład zbierać suche gałęzie.

Walkę, jeżeli już do niej dochodzi, trudno na razie określić inaczej niż jako parodię. Fatalne animacje towarzyszą śmiesznym wymachom bronią, a trafienie oponenta to prawdziwa loteria. Niby mamy blok, niby są trzy rodzaje uderzeń, ale wobec tego, co się wyrabia na ekranie, trudno ten element na razie zaliczyć do dobrze rokujących. O jakości craftingu zapewne będzie można coś powiedzieć dopiero w przyszłości, kiedy program zostanie zaktualizowany.

Skrzyżowanie konia z... właściwie nie wiadomo czym. Ogon wskazuje, że to chyba jamnik.

W zasadzie nie wiem, po co powstają kolejne twory, które już na tak początkowym etapie produkcji próbuje się wcisnąć graczom w ramach wczesnego dostępu. Zapowiadane w filmikach promujących grę rzeczy albo nie działają jak należy, albo w ogóle nie zostały jeszcze zaimplementowane. Chwile spędzone z tym tytułem mocno zniechęciły mnie do dalszego kontynuowania owej znajomości. Przynajmniej na razie, bo nie jest wykluczone, że za jakiś czas, w miarę redukcji błędów i dołączania do rozgrywki kolejnych mechanizmów, okaże się, że The Black Death to przyjemna i wciągająca produkcja. Aktualnie jednak mój sceptycyzm szybuje gdzieś w górnych warstwach stratosfery.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

The Black Death

The Black Death