Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Mirror's Edge Catalyst Publicystyka

Publicystyka 18 czerwca 2015, 15:15

Graliśmy w Mirror's Edge Catalyst – Faith w otwartym świecie

Pierwsza odsłona Mirror’s Edge okazała się wielkim sukcesem, zdobywając szturmem serca fanów. Po kilkunastu minutach z kontynuacją możemy powiedzieć jedno: druga odsłona ma spore szanse przebić pierwowzór!

Spodziewałem się, że po ubiegłorocznej, dość kiepskiej konferencji firmy Electronic Arts gigant branży elektronicznej rozrywki zechce się zrehabilitować, ale mimo wszystko nie sądziłem, że wśród zaprezentowanych na E3 tytułów znajdzie się Mirror’s Edge. Tymczasem Elektronicy nie tylko uraczyli nas w Los Angeles obszerną prezentacją nowych przygód Faith, ale także pozwolili sprawdzić ów produkt w akcji. Catalyst stanowił mocny punkt wśród propozycji targowych EA, o czym najlepiej świadczy dość duża liczba dostępnych stanowisk na stoisku koncernu. Takich okazji się nie przepuszcza, więc czym prędzej pognaliśmy na miejsce, aby organoleptycznie przekonać się, czy DICE udało się stworzyć sequel co najmniej tak dobry jak darzony estymą przez fanów pierwowzór.

Studio DICE do małych nie należy, ale gdzieś tam w podświadomości krył się niepokój, że Catalyst będzie dla Szwedów takim samym eksperymentem jak wydana w 2008 roku „jedynka”. Pochodzący ze Skandynawii deweloperzy mają aktualnie na głowie świetnie zapowiadającego się Battlefronta, dlatego istniały poważne obawy, że ich drugi projekt nie zostanie potraktowany z należytym szacunkiem. Nie, żeby pierwsze Mirror’s Edge było produktem specjalnie wybitnym, niemniej zostało całkiem nieźle przyjęte przez graczy, być może ze względu na oryginalną oprawę wizualną i nietypową mechanikę rozgrywki. Na szczęście wszelkie lęki odnośnie kontynuacji okazały się zupełnie nieuzasadnione. Wszystko wskazuje na to, że kolejna odsłona cyklu spełni pokładane w niej nadzieje, a więc poprawi też mankamenty, które doskwierały w pierwowzorze.

Otwarty, choć podzielony świat

Pierwsze zdziwienie nastąpiło, gdy zobaczyliśmy mapę. Catalyst zaoferuje otwarty świat, choć podzielony na nieco mniejsze lokacje. Ciężko powiedzieć, skąd wziął się taki, a nie inny pomysł, ale raczej nie należy uważać tego rozwiązania za z gruntu złe. Pamiętajmy, że Faith biega głównie po dachach wysokich budynków, a przesadnie duża liczba tego typu obiektów nie uczyniłaby z nowego Mirror’s Edge produktu różnorodnego, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę tak ascetyczną oprawę wizualną.

No dobra, mamy otwarty świat, ale co można w nim robić? Okazuje się, że całkiem sporo. Oprócz standardowych misji z głównego wątku fabularnego w „mieście szkła” występują również markery odpowiedzialne za drobne zadania poboczne. W targowym demie takowe znalazły się w sumie trzy. Pierwsze polegało na przeniesieniu paczki kurierskiej z punktu A do punktu B, w drugim zajęliśmy się zlokalizowanym nieopodal bilbordem, z kolei trzecie stanowiło wyścig na czas, w którym należało osiągnąć jak najlepszy rezultat. W mieście nie brakuje też rozmaitych znajdziek, które na ogół zdobywa się w trakcie wykonywania różnych akrobacji. Tylko w jednej dzielnicy było ich ponad osiemdziesiąt, co sugeruje, że fani marzący o „setce” będą musieli spędzić z Catalystem dodatkowe kilka lub kilkanaście godzin.

Oczywiście misje poboczne są zwykłym zapychaczem w stosunku do starannie zrealizowanych zadań fabularnych z kampanii. Już pierwsze sceny z głównego wątku, które również znalazły się w demie, potwierdziły, że studio DICE bardziej przyłożyło się do tego aspektu gry. Wszystkie przerywniki nadal podziwiamy z perspektywy pierwszej osoby, ale same dialogi wydają się bardziej rozbudowane. Mało tego, w Catalyście nie pojawią się fragmenty stworzone na modłę filmów animowanych. Ten aspekt był dość mocno krytykowany po premierze „jedynki” i w sumie dobrze się stało, że Szwedzi postanowili z niego zrezygnować, bo cut-scenki średnio korespondowały ze sterylną resztą.

Faith zwinna jak nigdy

Wyznam, że trochę obawiałem się powrotu do Mirror’s Edge. Czasu na ogranie dema było bardzo niewiele, więc konieczny okazał się pośpiech. Moje lęki dotyczyły jednak sterowania postacią Faith – bałem się, że po tak długiej przerwie nie będę w stanie utrzymać się w biegu podczas pokonywania kolejnych przeszkód. Te obawy również okazały się płonne. W Catalysta na początku grało mi się zdecydowanie łatwiej niż w „jedynkę” podczas pierwszego z nią kontaktu. Efekt ten był zamierzony przez autorów, o czym sami wspomnieli podczas krótkiego wprowadzenia. Z ich słów wynikało, że w Faith może wcielić się ktoś, kto na oczy nie widział pierwowzoru, i będzie się bawić równie dobrze jak starzy wyjadacze.

Dziewczyną steruje się bardzo sprawnie, ruchy wydają się niezwykle naturalne, a całość jest wzorowo wręcz płynna. Do doskonale znanych przeszkód autorzy wprowadzili sporo nowych elementów, więc nie można narzekać na monotonię. Mocno poprawiono walkę, która poprzednio kulała – jeśli Faith będzie biec swoim tempem bez przestojów, możliwe stanie się wyprowadzenie wielu ciosów nokautujących rywali. Nieuzbrojonej kobiecie łatwiej jest jednym uderzeniem wyłączyć oponenta ze starcia, zamiast okładać się z nim po twarzy w tradycyjny sposób. Nic tak zresztą nie cieszy oka jak solidna porcja efektownych finiszerów.

Kilkanaście minut z Mirror’s Edge wystarczyło, żeby być dobrej myśli przed premierą, która planowana jest na luty przyszłego roku. Odniosłem wrażenie, że Catalyst jest zdecydowanie bardziej poukładany od swojego pierwowzoru. Nie byłoby w tym zresztą niczego dziwnego. Pierwsze przygody Faith stanowiły miłą odskocznię od typowych dla studia DICE strzelanin, nie był to jednak produkt realizowany z takim samym rozmachem jak szwedzkie shootery. Catalyst to tytuł z nieco innej, wyraźnie wyższej półki. Deweloperzy bardzo się postarali, aby demo działało jak należy i robiło jak najlepsze wrażenie. To chyba dobrze, przecież takich właśnie produktów oczekujemy.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Mirror's Edge Catalyst

Mirror's Edge Catalyst