Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 17 sierpnia 2016, 17:32

Graliśmy w grę FIFA 17 – futbol na silniku Frostbite nie zachwyca

Podczas targów gamescom mogliśmy rozegrać kilka meczów oraz jedno spotkanie z trybu fabularnego w grze FIFA 17. Niestety – choć EA Sports postarało się w tym roku o spory powiew świeżości, nie każda ze zmian została dopracowana...

Zacznijmy od pozytywów. Trudno nie cieszyć się, widząc, że EA Sports zdecydowało się na ciekawe zmiany w swojej piłkarskiej serii. Po rocznej stagnacji, jaką zaserwowała nam FIFA 16 – bo nie oszukujmy się, dodanie dwunastu kobiecych drużyn rewolucją bynajmniej nie było – „Elektronicy” w dwudziestej czwartej już odsłonie cyklu zaproponowali naprawdę sporo nowości. Gra powstaje na innym silniku, po raz pierwszy w historii marki otrzymamy tryb fabularny pełną gębą i nawet dobrze znane opcje zabawy, takie jak kariera czy Ultimate Team, mają w zanadrzu coś świeżego. A jednak, mimo wszystkich tych modyfikacji, po ograniu „siedemnastki” na Xboksie One na targach gamescom w Kolonii trudno mi znaleźć powód, by paść na kolana.

FIFA 17 jest promowana jako debiut kompletnie nowego silnika – używany w trzech poprzednich edycjach Ignite został zastąpiony przez Frostbite, który wcześniej napędzał takie hity jak Star Wars: Battlefront i Battlefield 4. Jak ta technologia sprawdza się w symulatorze piłki nożnej? Niestety, bez fajerwerków. Oprawa wizualna jest naprawdę nierówna – pierwsze wrażenie robi bardzo kiepskie, bo stadiony, murawa oraz publiczność momentami wypadają gorzej niż w poprzedniej edycji. Animacje, modele oraz twarze zawodników też wywołują mieszane uczucia. Niektórzy piłkarze prezentują się fenomenalnie, inni zaś tak, jakby zostali zaprojektowani na kolanie. I nie mówię wyłącznie o mniej znanych graczach – taka sława jak Zlatan Ibrahimović wygląda zwyczajnie brzydko. Spośród pozytywów warto wyróżnić za to fakt, że w przeciągu kilku meczów silnikowi nie przydarzyła się żadna spektakularna wpadka – co w stosunku do poprzednich gier, w których zabawne błędy były stałymi bywalcami wirtualnych stadionów, stanowi zdecydowaną poprawę.

Nowy silnik wpłynął oczywiście nie tylko na to, jak FIFA się prezentuje. Zmiany w mechanice są odczuwalne od pierwszej minuty pierwszego meczu i osobom, które przyzwyczaiły się do poprzednich edycji, przywyknięcie do „siedemnastki” na pewno nie przyjdzie bezproblemowo. Podania na krótki dystans wydają się znacznie mniej intuicyjne: często sterowany przeze mnie gracz z niewiadomych powodów oddawał „łaciatą” ostatniemu obrońcy, zamiast koledze stojącemu kilka metrów dalej, innym zaś razem coś, co planowałem jako mocną piłkę na dobieg, okazywało się leciutkim zagraniem do najbliższego zawodnika. Warto za to zauważyć, że piłkarze grający w ofensywie są zdecydowanie bardziej aktywni: non stop szukają wolnego miejsca na polu karnym, pokazują się do rozegrania i umożliwiają wyprowadzanie zabójczych kontr – choć z drugiej strony trudno pozbyć się wrażenia, że to po części także zasługa nieco mniej aktywnych obrońców.

Ogólnie po kilku meczach wydaje mi się, że FIFA 17 znalazła złoty środek między edycjami opartymi wyłącznie na utrzymaniu futbolówki i atakach pozycyjnych a tymi z błyskawicznymi wymianami akcji po obu stronach. Jest tu miejsce zarówno na spokojne rozegranie piłki na własnej połowie, jak i na puszczenie szybkiego podania do skrzydłowego i przerwanie jednym zagraniem defensywy rywala. Zdecydowanie poprawiły się walki w powietrzu – czuć, że mając odpowiednio zbudowanego gracza, możemy zawsze wygrać główkę.

Inna sprawa, że ta „fizyczność” czasami potrafi doprowadzić do szewskiej pasji. Piłkarze odbijają się od siebie jak opętani nawet przy najmniejszym kontakcie, co boli szczególnie wtedy, gdy chcemy w angielskim stylu przepchnąć kogoś barkiem. Zresztą agresywna gra to w „siedemnastce” szybka droga do klęski – sędziowie wyciągają żółte kartki nawet za niezbyt poważne przewinienia. Kiepsko działają też nowe stałe fragmenty gry. W porównaniu z poprzednią edycją wykonywanie rzutów wolnych jest znacznie mniej intuicyjne, z kolei rożnych – aż nazbyt proste. W tym drugim przypadku zwyczajnie celujemy żółtym punktem tam, gdzie chcemy posłać piłkę, i liczymy na to, że któryś z naszych graczy dobiegnie do niej na czas.

TRYB KARIERY

Choć bardzo popularny wśród graczy preferujących samotną zabawę tryb kariery rewolucji się nie doczekał, także i w nim znalazło się parę zmian. Przede wszystkim pojawiły się dodatkowe cele na sezon od zarządu (np. rozwinięcie szkółki młodzieżowej), gra uwzględnia też różne źródła przychodów oraz wydatków. Nowością – choć czysto kosmetyczną – jest także możliwość wyboru wyglądu naszego menadżera.

Zmian w rozgrywce nastąpiło więc dość sporo, ale nowości występują także w trybach gry. Jedną z istotniejszych jest zupełna świeżynka – „Droga do sławy”, swoista kampania fabularna w symulatorze piłki nożnej. Miałem okazję wypróbować ją w akcji i... cóż, na razie nie robi powalającego wrażenia. Przede wszystkim dlatego, że EA Sports przywiązuje taką wagę do historii, iż nieszczególnie chce ją przerywać samą grą. Zanim po raz pierwszy wybiegłem Aleksem Hunterem na boisko, musiałem obejrzeć scenkę tak długą, że gdyby zastąpić Jose Mourinho Solid Snakiem, można by sprzedać cały tryb jako Metal Gear Football. W trakcie jej trwania pojawiły się kółka dialogowe a’la BioWare – i tak jak chociażby w Mass Effekcie, tak tu również otrzymujemy punkty, które budują reputację naszego zawodnika jako albo boiskowego dżentelmena na miarę Gary’ego Linekera, albo agresywnego, aroganckiego gwiazdora typu Mario Balotelliego. Gdy już przebrniemy przez przerywniki, przychodzi czas na rozgrywkę, podczas której mamy do wykonania pewne zadania – np. osiągnąć ocenę meczową 7,0, wykonać 10 celnych podań czy zdobyć zwycięskiego gola – a sukces lub niepowodzenie rzutują na dalszy ciąg fabuły. W całości widać inspiracje filmami z serii Gol!, co absolutnie nie przeszkadza – nikt chyba nie oczekuje, że „Droga do chwały” zaoferuje oscarowy scenariusz – to, co dotychczas prezentuje, jest zupełnie wystarczające.

Nowości pojawią się też w szalenie popularnym trybie Ultimate Team, chociaż tu również obejdzie się bez rewolucji. Przede wszystkim otrzymamy wyzwania, polegające na budowaniu różnych składów – deweloperzy wyznaczą pewne wytyczne (np. minimalne zgranie, minimalna ilość złotych kart piłkarzy, maksymalna liczba graczy o różnych narodowościach itp.), a osoby, które sformują pożądaną jedenastkę, mogą ją potem wymienić na rzadkie karty, monety czy paczki. Regularne wykonywanie tego typu zadań da miejsce w ligach weekendowych, w których z kolei można zdobyć punkty do miesięcznych tabeli. Najlepsi w tych rankingach będą mieć okazję zmierzenia się ze sobą w FIFA 17 Ultimate Team Championship Series – prestiżowych zawodach z pulą nagród sięgającą aż 1,3 miliona dolarów!

Wraz z „siedemnastką” jesienią na rynek trafi także FIFA Mobile, przeznaczona na urządzenia mobilne. W produkcji tej znajdzie się m.in. możliwość rozgrywania meczów turowych (!): gracze po kolei przeprowadzą natarcia na sztuczną inteligencję, starając się strzelić jak najwięcej bramek – na defensywę nie będą bowiem mieć wpływu. Poza tym pojawią się tryby Ultimate Team i Live Events, ten ostatni inspirowany wydarzeniami ze świata prawdziwego futbolu, oraz ponad 650 zespołów z 30 lig.

Kilka spotkań w nowej edycji symulatora kopanej autorstwa EA Sports pozostawiło mnie z mieszanymi uczuciami. Silnik Frostbite wcale nie oferuje spektakularnej poprawy wizualnej, w niektórych aspektach wypadając nawet gorzej niż poprzedni engine. Tryb fabularny to zdecydowanie ciekawy dodatek, trudno jednak spodziewać się, że przyciągnie graczy na dziesiątki godzin. Zmiany w mechanice rozgrywki są po części trafione (aktywniejsza ofensywa, większe poczucie „cielesności” gry), po części zaś – fatalnie chybione (stałe fragmenty!). Z drugiej jednak strony takie same odczucia mam niemalże rok w rok, gdy tylko przerzucam się na kolejną odsłonę serii – i kto wie, może do tej także się przekonam. Ale odnoszę wrażenie, że zanim EA Sports do końca dopieści wszystkie te elementy, doczekamy się już FIF-y z osiemnastką w tytule.

Jakub Mirowski

Jakub Mirowski

Z GRYOnline.pl związany od 2012 roku: zahaczył o newsy, publicystykę, felietony, dział technologiczny i tvgry, obecnie specjalizuje się w ambitnych tematach. Napisał zarówno recenzje trzech odsłon serii FIFA, jak i artykuł o afrykańskiej lodówce low-tech. Poza GRYOnline.pl jego materiały na temat uchodźców, migracji oraz zmian klimatycznych publikowane były m.in. w Krytyce Politycznej, OKO.press i Nowej Europie Wschodniej. W kwestii gier jego zakres zainteresowań jest nieco węższy i ogranicza się do wszystkiego, co wyrzuci z siebie FromSoftware, co ciekawszych indyków i tytułów typowo imprezowych.

więcej

FIFA 17

FIFA 17