Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Tom Clancy's The Division 2: Warlords of New York Publicystyka

Publicystyka 11 lutego 2020, 20:30

Grałem w The Division 2: Warlords of New York – kosztowny powrót do Nowego Jorku

Agenci wracają do Nowego Jorku! Trochę nadkładając drogi, przez Waszyngton, ale lepiej późno niż wcale. Czy Warlords of New York będzie dodatkiem, na jaki czekaliśmy od premiery pierwszej części The Division?

The Division 2: Warlords of New York w skrócie:
  1. pierwszy płatne rozszerzenie do The Division 2;
  2. nowy obszar do eksploracji obejmujący teren dolnego Manhattanu;
  3. 5 głównych misji;
  4. 8 pobocznych misji;
  5. 8 punktów kontrolnych;
  6. brak nowej Strefy Mroku;
  7. wymagające starcia z bossami;
  8. “żyjący” świat gry z losowymi wyzwaniami;
  9. wzrost maksymalnego poziomu postaci do 40;
  10. nowe bronie i elementy kosmetyczne.

I’m in the New York state of mind.

„Jestem w nowojorskim nastroju”. Pod słowami znanej piosenki mogłoby się chyba podpisać wielu fanów The Division grających w sequel swojej gry, co można było wywnioskować z naprawdę wielu komentarzy w sieci. Waszyngton letnią porą jakoś nie dorównał zimowej aurze w Nowym Jorku, zarówno pod względem budowanego klimatu, jak i atrakcyjności samej zabudowy i lokacji. Nie uszło to uwadze twórcom z Massive Entertainment, bo w najnowszym dodatku – Warlords of New York – zamiast dalej zwiedzać stolicę USA, wracamy tam, gdzie wszystko się zaczęło – do Wielkiego Jabłka!

W Nowym Jorku ponownie spotkamy starych znajomych – Faye Lau, Paula Rhodesa i innych. Zmierzymy się z „zaktualizowaną” (w pewnym sensie) wersją frakcji Czyścicieli oraz Rikersów, tropiąc innego znajomego – Aarona Keenera. Patrząc na te powroty, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że autorzy podążają dokładnie tą samą drogą, co studio Bungie przy Destiny 2. Tam również po słabszym przyjęciu kontynuacji w kolejnych dodatkach zaczęły pojawiać się lokacje, bohaterowie czy bronie z pierwowzoru, z misją zachęty i obudzenia miłych wspomnień u największych fanów.

Niestety, również podobnie jak w Destiny 2, Warlords of New York będzie pierwszym płatnym rozszerzeniem, choć przez ostatni rok zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że nowe misje i lokacje do The Division 2 były udostępniane w darmowych aktualizacjach. Czy warto więc będzie zapłacić połowę ceny podstawki, by wrócić do walki na ulicach Nowego Jorku?

Agenci z Wall Street

Na to pytanie będę mógł odpowiedzieć oczywiście dopiero w recenzji całego dodatku. Póki co, podczas krótkiej prezentacji gry w siedzibie Massive Entertainment w Malmö, mogłem jedynie sprawdzić ogólny klimat i niektóre z wprowadzonych zmian. I muszę powiedzieć, że jest bardzo znajomo, tylko że… znajomo, bo tak samo jak w „dwójce”. Na razie jakoś nie znalazłem tej nowojorskiej magii z pierwszego The Division.

Na pewno spory wpływ ma na to fakt, że do Nowego Jorku wracamy osiem miesięcy po wydarzeniach z „jedynki”, a więc w środku lata. Nie ma już mglistych poranków i prószącego śniegu, tylko bujna zieleń w parkach i ulewne deszcze. Budynki są wyższe, widać wszechobecne schody przeciwpożarowe i dominującą z każdego miejsca srebrną wieżę One World Trade Center, ale atmosfera jest dokładnie taka, jak w Waszyngtonie.

Grałem w The Division 2: Warlords of New York - kosztowny powrót do Nowego Jorku - ilustracja #3

Prorocza wizja czy sprytny easter egg?

W The Division 2 w Waszyngtonie można trafić do pewnej ciekawej lokacji. To muzeum, w którym przygotowano wystawę o nazwie „NYC After Dark – a return to the Big Apple – January”, czyli „Nowy Jork po godzinach – powrót do Wielkiego Jabłka – Styczeń”. Na dodatek na części plakatów promujących wystawę widać mapkę Dolnego Manhattanu!

Trzeba przyznać, że początek lutego, jako zajawka Nowego Jorku podczas wizyty na Coney Island i pierwsze dni marca, kiedy wylądujemy na Dolnym Manhattanie to dość niewielki poślizg, biorąc pod uwagę styczeń z plakatu muzeum. Czyżby dodatek Warlords of New York był zapowiedziany w grze już w momencie jej premiery? Według jednego z reżyserów gry, Yannicka Bancherea, to czysty przypadek!

„Nie sądzę, by była to jakaś wskazówka… Może raczej wymysł jednego z grafików? Zawsze chcieliśmy powrócić do Nowego Jorku, spotkać jeszcze raz tamtych bohaterów, zbadać zagrożenie jakie niesie Aaron Keener, domknąć wszystkie rozpoczęte wątki. To było zawsze nasze marzenie wrócić w fabule do Nowego Jorku, ale nie wydaje mi się, żeby było to zamierzone działanie.”

Cóż… Jeśli to naprawdę był czysty przypadek, to trzeba przyznać, że Massive entertainment ma proroczych grafików. Warto uważnie zerkać na ich prace!

Trochę zdziwiłem się, że eksplorując kawałek mapy, nie znalazłem w mieście żadnych śladów łączących obie części gry. Liczyłem na te same billboardy, plakaty, reklamy, ale nic z tego. Nowy Jork w The Division 2 wydał mi się miastem z zupełnie innego wymiaru niż w części pierwszej. Tyle narzekamy na lenistwo twórców i wielokrotne korzystanie z tych samych materiałów, a w tym konkretnym przypadku, gdy graficzny recycling jest wręcz wskazany, akurat go zabrakło. Lub po prostu nie widziałem tyle miasta, ile trzeba.

Plusem jest natomiast wybór nowej lokacji. Południowa część wyspy, czyli Lower Manhattan, pozwoli zwiedzić takie rejony jak Battery Park z widokiem na Statuę Wolności, Two Bridges z wejściem na most Brooklyński, chińską dzielnicę Chinatown czy Financial District ze słynną Wall Street. Nigdzie nie znajdziemy za to nowej Strefy Mroku do walk PvP. Lower Manhattan będzie tzw. Light Zone wyłącznie z komputerowymi przeciwnikami, a twórcy wytłumaczyli to fabularnie huraganem, który przeszedł nad Nowym Jorkiem i uszkodził ściany ograniczające wszelkie zamknięte strefy. Cały obszar ma być wykonany tak jak Waszyngton, czyli w dokładnej skali 1:1 z działającą geolokalizacją.

Wirus – decydujące starcie

Oprócz kolejnych dzielnic Nowego Jorku, największą zaletą płatnego dodatku do The Division 2 ma przede wszystkim być o wiele bardziej rozwinięty wątek fabularny niż w poprzednich aktualizacjach. W pięciu głównych misjach i ośmiu pobocznych skupimy się na tropieniu dobrze znanego, zbuntowanego agenta pierwszej fali – Aarona Keenera, który dostał w swoje ręce jeszcze groźniejszy szczep wirusa. Na drodze do Keenera staną nam tytułowi Warlords of New York – czterej wierni porucznicy agenta w roli minibossów oraz, jak to ujęli twórcy, „przeprojektowane, ulepszone” frakcje Czyścicieli oraz Rikersów. Powrócą także bohaterowie, z którymi budowaliśmy razem bazę w budynku poczty w The Division, czyli Faye Lau, Roy Benitez, Paul Rhodes i inni.

Trudno jeszcze powiedzieć, jak ciekawy będzie wątek fabularny, a może nawet zwieńczenie wszystkiego, co rozpoczęło się w pierwszej części. Na pokazie nie widzieliśmy żadnych scenek przerywnikowych, a jedynie standardowe, odblokowywane w świecie gry audiologi z rozmowami znanych bohaterów. Od razu jednak rzuca się w oczy, że Warlords of New York powstawało w czasie przed ogłoszonymi ostatnio, wielkimi zmianami w projektowaniu gier Ubisoftu, bo szkielet scenariusza fabuły to przecież wypisz, wymaluj dokładna kalka większości ostatnich tytułów francuskiego wydawcy. Pojedynki z kilkoma minibossami w ich odrębnych rewirach do podboju, zanim spotkamy głównego antagonistę, mieliśmy już w pierwszej części The Division, w Far Cry 5, Ghost Recon: Wildlands i Assasssin’s Creed: Origins. Niby to pasujący do konwencji i logiczny ciąg zdarzeń, ale po tylu powtórkach ciśnie się na usta tylko „no ileż można…!”

Mapa Nowego Jorku za to aż prosi się o rozwiązanie z Ghost Recon: Breakpoint, czyli eksplorację tylko na podstawie informacji udzielanych przez postacie NPC, a nie prowadzący za rękę interfejs ekranu. Świetnie sprawdziło się to w The Sinking City, gdzie dostawaliśmy jedynie adres lokacji i zdecydowanie powinno się znaleźć w Warlords of New York, zwłaszcza że każdego bossa musimy najpierw wytropić, prowadząc małe śledztwo. Niestety, na pokazie widziałem jedynie standardowe ikonki, do których szło się „po sznurku”. Oby w finalnej wersji to się zmieniło. Rozgrywka mocno by na tym zyskała.

Jak duża jest mapa w porównaniu do tych, z głównych odsłon The Division?

Ciężko porównać wielkość mapy do tej z pierwszej części, bo wraz z technologią, jaką stworzyliśmy dla The Division 2, tym razem mapa Nowego Jorku odpowiada realnej w skali 1:1. Czegoś takiego nie było w „jedynce”. Mapa była tam bliska realnej skali, ale nie do końca. Trudno jest więc je porównywać ze względu właśnie na tę wierność skali i, jeśli mam być szczery, nie znam dokładnych liczb. Mamy cztery główne strefy na mapie, co oczywiście nie jest aż tyle, jak w pierwszej części, gdzie było ich chyba 12, ale są to strefy naprawdę bardzo duże. Jeśli trochę po nich pobiegasz, zobaczysz, że to całkiem ogromne partie terenu. Jest tam mnóstwo rzeczy do eksploracji, punkty kontrolne, aktywności. Jest gęsto, ale wciąż sporo do zobaczenia i zrobienia.

Yannick Bancherea, game director

„Widać mnie, nie widać” – magiczni bossowie i inne zmiany

Mechaniki rozgrywki zostaną za to wzbogacone w pojedynkach z bossami. Nie będą to już zwykłe „gąbki na pociski”, tylko przeciwnicy wymagający pewnej metody działania, podobnie, jak we wspomnianym już Destiny. Metody zwykle odrobinę łatwiejszej przy graniu w kooperacji. Na pokazie mogłem sprawdzić zamysły autorów, przechodząc jedną z misji głównych. Porucznik Theo Parnell miał zdolność stawiania swoich hologramów, przez co nie było wiadomo, gdzie tak naprawdę się znajduje. Końcowa walka polegała na testowym ostrzeliwaniu wielu takich projekcji, aż metodą prób i błędów odkryliśmy pozycję wroga z krwi i kości. Boss zazwyczaj szybko po ujawnieniu chował się ponownie, więc walka tylko mocno się przedłużała, nie oferując żadnych wariacji. Całe doświadczenie wydało mi się bardziej nużące niż ciekawe, ale może pozostałe będą jakoś lepiej zaprojektowane.

Oprócz hologramu zyskamy łącznie cztery nowe umiejętności specjalne. Powróci m.in. znany z „jedynki” gadżet sticky bomb. Twórcy zapowiadają spore przebudowanie w mechanikach RPG, by zapewnić atrakcyjność każdego zdobytego sprzętu, intuicyjność statystyk oraz jednocześnie ich złożoność dla hardkorowych graczy. Jak to wyjdzie w praniu – zobaczymy. Warto też podkreślić, że mapa w Warlords of New York będzie pozbawiona tzw. level gatingu, czyli w każdym rejonie będziemy mogli skutecznie walczyć bez względu na posiadany poziom. Nowości zawitają również do Strefy Mroku, choć tej już znanej, w Waszyngtonie. Ma ona „wrócić do swoich korzeni”, czyli interakcji między ludźmi, a gracze mają być odgórnie zachęcani zarówno do przeszkadzania, jak i pomagania innym graczom. Brzmi tajemniczo, ale jakoś nie mam złudzeń, że i tak będzie sporo strzelania innym w plecy.

Wciągająca gra singlowa w świecie The Division?

Korzystając z okazji, spytałem Yannicka Bancherea o możliwość powstania wciągającej gry singlowej w świecie The Division, bez tego całego endgame’u, lootu i coopa, a bardziej w stylu The Last of Us w apokaliptycznym Nowym Jorku. Niestety, raczej pozostaje nam czekać na film:

Jest sporo ciekawych historii, jakie moglibyśmy opowiedzieć w świecie The Division. Ale to nie jest to, na czym zależy naszemu zespołowi, do czego został on stworzony. Nasza ekipa uwielbia tworzyć endgame, raidy, mechaniki RPG – to jest nasza prawdziwa pasja. Kiedyś może dałoby się coś pozmieniać, stworzyć coś innego, jakiś spin-off, bo wszystko jest możliwe, ale wtedy trzeba by stworzyć zespół od nowa. Jesteśmy skupieni na multiplayerze i coopie i na razie to się nie zmieni.

Yannick Bancherea, game director

Ratowanie świata na pełen etat

Trzecim filarem Warlords of New York po nowej mapie i zmianach w mechanikach RPG jest oczywiście endgame i tutaj, jak można się spodziewać, gra-usługa uderza z podwójną siłą dwóch miast. Co trzy miesiące będą pojawiać się kolejne sezony z dokładną rozpiską kalendarzową poszczególnych aktywności podpartych wątkiem fabularnym. W misjach pojawią się różne modyfikatory, każdy gracz będzie piął się w górę ze swoją sezonową rangą, zdobywał nagrody, nowy sprzęt, wyposażenie, elementy kosmetyczne, a zepnie to wszystko klamra w postaci opcjonalnej przepustki bitewnej Battle Pass! Brzmi znajomo i chyba już przyzwyczailiśmy się do takiego rynkowego standardu. Jeśli ktoś się mocno zaangażował w The Division 2 to nie powinien mieć powodów do narzekań na brak aktywności. Aaa, i jeszcze coś! Endgame’ową wisienką na torcie będzie nowy raid – The Foundry – i nie będzie trzeba piąć się do maksymalnego poziomu postaci, by wziąć w nim udział. Twórcy przygotowali dwie wersje trudności: dla levelu 30 i 40.

Lepiej późno niż wcale?

W czasach świeżości pierwszej części The Division taki dodatek jak Warlords of New York był czymś wymarzonym przez społeczność skupioną wokół gry. Wtedy najbardziej wszystkim zależało właśnie na rozszerzaniu mapy i większej ilości misji fabularnych. Rozczarowującą zawartość ówczesnej przepustki sezonowej ratował jedynie klimatyczny tryb Przetrwanie. W The Division 2 nowej wersji Survivalu zabraknie, będzie za to więcej Nowego Jorku, tyle że nie do końca w tym samym klimacie, co wtedy. To, co powinno być w pierwszej części, dostajemy w drugiej.

Może to nie do końca perfekcyjna kolejność, ale chyba „lepiej późno niż wcale”. Jestem bardzo ciekaw, co pokaże zakończenie fabuły i jak wypadnie powrót do Nowego Jorku. Tyle, że to akurat łatwiejsze zadanie. Największym sprawdzianem Warlords of New York będzie endgame. Ten w Waszyngtonie nie wciągnął mnie w ogóle, pomimo podejść do wszystkich dodatków i nowych lokacji. Trzymam kciuki, by po rozprawie z Keenerem wpaść znowu w „New York state of mind”.

ZASTRZEŻENIE:

Wyjazd na pokaz gry pokrył wydawca, firma Ubisoft.

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej

Tom Clancy's The Division 2: Władcy Nowego Jorku

Tom Clancy's The Division 2: Władcy Nowego Jorku