Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 29 września 2008, 12:11

autor: Marcin Łukański

Gears of War 2 - już graliśmy!

Gears of War 2 zapowiada się na solidny sequel, który usatysfakcjonuje wszystkich fanów pierwszej części i zapewne zainteresuje grą nowe osoby.

Gears of War to jeden ze sztandarowych tytułów firmy Microsoft. Przerośnięci żołnierze COG wkroczyli z hukiem na rynek i do tej pory rządzą i dzielą na usłudze Xbox Live. Gra nie tylko posiada świetny i efektowny tryb dla pojedynczego gracza, ale przede wszystkim genialnie zrobioną rozgrywkę sieciową, która cały czas przyciąga do pierwszej części Gears of War nowe osoby.

Marcus Fenix i jego wesoła gromadka powrócą już w listopadzie bieżącego roku w drugiej części Gears of War. Na specjalnym pokazie zorganizowanym w Warszawie miałem okazję zagrać we fragment kampanii dla pojedynczego gracza oraz przetestować nowy tryb współpracy. Po dwóch godzinach spędzonych z Gears of War 2 mogę powiedzieć, że jest jeszcze lepiej, jeszcze efektowniej i jeszcze ładniej. Marketingowe powiedzonko Cliffy’ego „bigger, better and more badass” sprawdza się w całej rozciągłości.

Kampanii dla pojedynczego gracza smak

Na samym początku mogliśmy zagrać we fragment misji z kampanii dla pojedynczego gracza i stłuc po drodze kilku Locustów. Już na wstępie warto zaznaczyć, że w tym zakresie rewolucji żadnej nie ma. Znalazlo się jednak kilka miłych usprawnień i drobnych ulepszeń, które może nie wpływają w znaczny sposób na rozgrywkę, ale na pewno sprawiają, że zabawa jest lepsza i ciekawsza.

Wyraźnie spięta atmosfera…

Pierwsza rzecz, która się rzuca w oczy, to lekko zmieniona oprawa graficzna. Gra oczywiście wygląda niemal identycznie jak pierwsza część, ale tym razem nabrała żywszych barw, przybyło też więcej drobnych szczegółów. Zniknął specyficzny szary „filtr”, który dominował w pierwszej części. Tym razem oświetlenie jest mocniejsze, a co za tym idzie, świat wypełniony jest większą ilością kolorów. W misji, z którą miałem styczność, szczególnie dużo było pomarańczowych odcieni. Gra nie jest już tak „smutna” i spowita półmrokiem. Mocniejsze i bardziej charakterystyczne oświetlenie pozwala na zaprezentowanie większej ilości drobnych detali (np. na zbroi Marcusa) oraz ciekawszej gry świateł. Większość zmian jest stricte kosmetyczna, ale nie ukrywam, że wpływają bardzo pozytywnie na odbiór gry.

Sam styl rozgrywki nie uległ zmianom. Nadal mamy krótkie przerywniki filmowe na silniku gry, nadal przedzieramy się przez armie Locustów, nadal słyszymy cięte i warkliwe riposty Marcusa, nadal używamy klawisza Y, aby oglądać spektakularne wydarzenia na polu walki i nadal w powietrzu latają kawałki rozszarpywanych przeciwników. Akcja jest szalenie efektowna i jeśli komuś podobała się kampania z pierwszej części, na pewno nie będzie zawiedziony.

Na uwagę zasługuje fakt, że do gry dodano pewne elementy fizyki. Niektóre rzeczy można strącić lub zniszczyć. Gdy rzucimy granat na środek pomieszczenia, w powietrze wzlecą nie tylko fragmenty Locustów, ale również części elektroniki leżące na stołach. Prowadząc wymianę ognia, możemy wywrócić niektóre meble i użyć ich jako skutecznej osłony. Strzelając z wyrzutni rakiet, zobaczymy odrywające się fragmenty ścian i latające w powietrzu odłamki.

Elementy fizyki nie ominęły również samych Locustów. W Gears of War 2 przeciwnicy w pewien sposób reagują na pociski, które wbijają się w ich ciało. Na przykład, gdy przyjemniaczków trafimy w nogi, to przestają na chwilę strzelać i lekko się kulą. Jest to kolejna kosmetyczna zmiana, ale znacznie wpłynęła na rozgrywkę – zabawa jest… łatwiejsza. Grając w kampanię, wybrałem poziom trudności „hardcore” (najwyższy, czyli „insane” był niestety zablokowany) i dość szybko zauważyłem, że z Locustami walczy się o wiele łatwiej niż w pierwszej części. Nie tylko tracimy troszkę wolniej energię życiową, również wprowadzenie „reakcji na trafienie” wpływa w pewnym stopniu na zabawę. Pozostaje mieć nadzieję, że najwyższy poziom trudności będzie stanowił prawdziwe wyzwanie.

Nowy tryb współpracy, nowi przeciwnicy, nowa broń, nowe Gearsy…

Poza kampanią dla pojedynczego gracza miałem okazję sprawdzić nowy tryb online. Bazowy tryb współpracy znany z pierwszej części pozostał niestety bez zmian – nadal możemy grać tylko w dwie osoby. Epic dodał natomiast nowy tryb przeznaczony do zabawy z maksymalnie pięcioma znajomymi, czyli tak zwany „Horde”.

W trybie Hordy trzymanie się w grupie to klucz do sukcesu.

Całość polega na odpieraniu w maksymalnie pięć osób kolejnych ataków Locustów. W sumie czeka na nas aż 50 napływających fal potworów. Po każdym z ataków otrzymujemy finalną punktację, statystyki, a następnie rozpoczynamy dalszą walkę. Pierwsze fale składają się jedynie z kilku bardzo słabych przeciwników, ale kolejne stanowią coraz większe wyzwanie. Już w trakcie dziesiątej rundy trzeba się ostro napocić, aby przetrwać.

Muszę przyznać, że zabawa w trybie Horde jest wyśmienita. O ile pierwsze fale nie stanowią większego wyzwania, o tyle im dalej w las, tym gorzej. Zwiększa się ilość oraz rodzaje atakujących nas przeciwników i niejednokrotnie musimy równocześnie bronić i „frontu”, i swoich pleców. Często zostajemy przyparci do przysłowiowego muru i ostrzeliwując się jak szaleni, próbujemy przedrzeć się przez armię Locustów. Kluczem do sukcesu w późniejszych rundach jest trzymanie się ze znajomymi w jednej grupce. Jeśli ktoś zostanie sam w jakimś budynku lub – co gorsza – na całkowicie otwartym terenie, zostanie natychmiast osaczony ze wszystkich stron przez przeciwników, którzy bynajmniej nie przywykli okazywać litości swym ofiarom.

Na mniejszych mapkach mnogość wybuchów, latających w powietrzu ciał i ryków Locustów jest niemalże przytłaczająca. Co warto zaznaczyć, gra ani razu nie zwalnia i cały czas animacja jest bardzo płynna.

W czasie mojej przygody z „Hordą” zobaczyłem w akcji kilka nowych rodzajów broni i kilku nowych Locustów, u których wyraźnie obrodziły unikalne „gatunki”. Do gry zostały dodane nie tylko zwykłe rodzaje broni, ale też potężne działa, które sieją nie lada spustoszenie w szeregach wroga. Miałem okazję użyć dwu z nich: mortara oraz miotacza ognia.

Obydwa są na tyle potężne, że – nosząc je – nasza postać znacznie zwalnia, a co za tym idzie, jest o wiele bardziej narażona na ataki. Mortar na początku musimy przytwierdzić do ziemi (co powoduje, że nie możemy się ruszać), następnie wycelować (co wcale nie jest takie proste), nacisnąć spust i… obserwować zagładę. W wyznaczonym miejscu z nieba spada kilka rozpędzonych rakiet i z hukiem uderza we wskazane punkty, rozszarpując wszystko i wszystkich. Po pokazie fajerwerków najlepiej szybko pozbyć się niewygodnej broni i uciekać, gdyż możemy być pewni, że „na plecach” siedzi nam już cała armia rozwścieczonych Locustów.

Miotacz ognia to kolejna większa broń, która jest naprawdę zabójcza. Wystarczy kilka sekund podpalania przeciwnika, aby odesłać go na tamten świat. Niestety działa to w dwie strony – jesteśmy tak samo wrażliwi na tę zabawkę, jak Locusty (a potwory w późniejszych falach zadziwiająco często miotacz ognia posiadają).

Dodatkowo na placu boju możemy znaleźć ogromne tarcze, które spełniają rolę ruchomych osłon. Niestety, trzymając tarczę, poruszamy się bardzo wolno i możemy korzystać jedynie z pistoletu. Za potencjalną osłonę mogą też posłużyć powaleni przeciwnicy. Zamiast efektownej egzekucji bez problemów podniesiemy rannego Locusta i użyjemy go jako tarczy.

W grze spotkamy wielu nowych przeciwników. Temu panu coś wyraźnie sterczy z głowy.

Aby gra była jeszcze bardziej efektowna, specjalnie dla online’owych sadystów dodano nowe rodzaje egzekucji. Poza standardową egzekucją znaną z pierwszej części (tak zwanego „curb stomp”), możemy przeciwnika dobić, „lejąc” go po twarzy (bardzo romantyczne) lub kończąc jego żywot za pomocą broni. Każda z niebezpiecznych zabawek ma inny rodzaj egzekucji, jednak wszystkie są tak samo krwawe i brutalne. Używanie snajperki jako kija bejsbolowego, a łuku jako narzędzia do zgrabnego usunięcia głowy jest na porządku dziennym. Oczywiście wszystkie egzekucje wyglądają szalenie efektownie (o ile tego typu kategoria oceniania krwawego pozbawiania życia jest na miejscu).

Grając w tryb „Hordy”, miałem okazję zobaczyć kilku nowych przeciwników, z którymi z pewnością zmierzymy się również w czasie kampanii dla pojedynczego gracza. Ekipa z Epic dodała kilku „dużych” Locustów w stylu potężnego Boomera z pierwszej części gry. Tym razem wielkie potwory będą atakowały nas nie tylko z wyrzutni rakiet, ale także z normalnej broni, z miotaczy ognia lub z milutkich maczug umieszczonych na łańcuchach. Aby pokonać takiego cwaniaczka, trzeba opróżnić kilka magazynków ze zwykłego karabinu. W późniejszych „falach” atakuje nas kilku wielkich Locustów naraz i pokonanie ich stanowi nie lada wyzwanie – tym bardziej, że zazwyczaj pojawiają się otoczeni chmarą mniejszych przeciwników.

Nie zabrakło też nowego mięsa armatniego. Czasami pojawiały się niewielkie, szybkie stwory, które podbiegają do nas, podpalają się i po chwili wybuchają z siłą granatu. Dodatkowo napadały mnie wysokie poczwary z postrzępionymi skrzydłami (lub płaszczami – trudno dokładnie ocenić) oraz Locusty z trójkątnymi hełmami, które przywodziły na myśl „piramidogłowego” z Silent Hill.

Niestety, więcej nowych przeciwników nie udało mi się zobaczyć, gdyż nasze starania w trybie „Hordy” kończyły się zazwyczaj w okolicach dziewiątej fali. Zabawa w tym trybie jest wyśmienita i wymaga nie lada zgrania. Sam przeszedłem pierwszą część Gearsów na poziomie Insane, a na Xbox Live spędziłem wiele miesięcy, ale muszę przyznać, że tryb „Hordy” to prawdziwy wycisk. Już teraz widać, że trzeba mieć naprawdę zgraną grupkę znajomych, aby myśleć o dotarciu do połowy tego trybu, nie mówiąc już o przejściu wszystkich 50 fal.

Dodatkowo w trybach gry online zostało udostępnione narzędzie do robienia zdjęć. W pierwszej części Gears of War, gdy nieszczęśliwie zginęliśmy, mogliśmy jedynie obserwować rozgrywkę z odgórnie przygotowanych kamer. Tym razem możemy dowolnie zwiedzać plac boju i robić zdjęcia, które potem udostępnimy innym. Drobna rzecz, a cieszy.

Bigger, better i tak dalej…

Gears of War 2 zapowiada się na solidny sequel, który usatysfakcjonuje wszystkich fanów pierwszej części i zapewne zainteresuje grą nowe osoby. Lekko ulepszona oprawa graficzna, zastosowanie elementów fizyki, ciekawe tryby online, nowi przeciwnicy, nowa broń, nowe rodzaje egzekucji. Dodatkowo bardziej spektakularna i bardziej efektowna rozgrywka.

Rewolucji w porównaniu z pierwszą częścią nie ma, ale – tak naprawdę – po co zmieniać coś, co sprawdza się idealnie? Jest więcej, jest lepiej, jest bardziej wybuchowo. Na listopad szykuje się murowany hit.

Marcin „Del” Łukański

NADZIEJE:

  • ładniej, lepiej, więcej;
  • nowe, potężne rodzaje broni;
  • dużo nowych przeciwników;
  • nowe tryby gry;
  • Gears of War z większą dawką sterydów.

OBAWY:

  • może być zbyt prosta.
Gears of War 2

Gears of War 2