Dragon Age: Początek - GC 2008
O ile nie zdarzą się jakieś nieprzewidziane opóźnienia, to w marcu przyszłego roku będziemy cieszyć się jedną z najlepszych produkcji w historii gier RPG.
Od kiedy w 1998 roku Bioware na zawsze zmieniło rynek gier RPG, tworząc niezapomnianego Baldur’s Gate, minęło już dziesięć lat. W ciągu tego czasu na świat przyszło bardzo wiele tytułów z tego gatunku, jednak to gry Kanadyjczyków zawsze stawiane były na piedestale jako wzór doskonałego wykonania i niesamowitej grywalności. Niemniej trudno oprzeć się wrażeniu, że firma prowadzona przez dwóch lekarzy, Raya Muzykę i Grega Zeschuka, niezależnie od wydawanego tytułu, wciąż serwuje bardzo podobne pomysły, co najwyżej poddane drobnemu recyclingowi. Jedni powiedzą, że Bioware przez lata wypracowało sobie pewien styl, którego teraz się trzyma, inni, że panowie się już po prostu wypalili i nie są w stanie niczym zaskoczyć. No cóż, wygląda na to, że w przypadku Dragon Age: Origins, rację będą mieli i jedni, i drudzy.
Wkraczając do niewielkiej, ciemnej salki, w której miała odbyć się około półgodzinna prezentacja najnowszego dzieła Bioware, nie spodziewałem się ujrzeć wiele. Wcześniej oczywiście zapoznałem się z podstawowymi informacjami dotyczącymi Dragon Age i dostępnymi w sieci filmikami, które prawdę mówiąc, jakoś specjalnie mnie nie porwały. Dlatego też spokojnie zasiadłem jakieś dwa i pół metra od ogromnego telewizora i spokojnie czekałem, aż prowadzący prezentację Dan Tudge zajmie swoje miejsce i wprowadzi zebranych w całkowicie nowy świat Wieku Smoka.
Dragon Age: Origins jest kolejną grą RPG studia Bioware, której akcja rozgrywa się w przygotowanym przez specjalistów tej firmy zupełnie od podstaw, nowym świecie. Ale o tym, z pewnością wiedzą już wszyscy zainteresowani tą produkcją. Co najważniejsze jednak, wykreowane uniwersum będzie zdecydowanie bardziej przeznaczone dla dojrzałych użytkowników. Koniec z przesłodzonymi do granic niemożliwości Forgotten Realms. O ile, nie licząc Jade Empire, Mass Effect był pierwszą próbą wejścia w nieco bardziej dorosły klimat (choć założenia te moim zdaniem nie do końca się udały i gra chwilami potrafi wręcz zamroczyć infantylnością i patetycznością), o tyle w Dragon Age mamy do czynienia z przegniłym do samych trzewi światem, w którym zamiast pomocnej dłoni łatwiej otrzymać kosę pod żebro, a krew tryska na wszystkie strony nieprzebranymi strumieniami.

Ponadto, co podkreślane jest niemal w każdym tekście o Dragon Age (a więc i w tym nie może tego zabraknąć), nowa gra jest powrotem do korzeni Bioware. Do stylu, który gracze doskonale znają z Baldur’s Gate. Tyle tylko, że nie będzie to powrót do staroszkolnych metod przedstawiania akcji. Co to, to nie. Mamy rok 2008, a data zobowiązuje, wobec czego Wiek Smoka nie porzuca nowoczesnych rozwiązań wypracowanych przez ostatnie produkcje Kanadyjczyków.
Oglądając pokaz na Games Convention, miałem wrażenie, że całość wygląda jak doskonały miszmasz wszystkich poprzednich gier Bioware. Widoczki z poszczególnych kamer, aktywna pauza pozwalająca na spokojne wydanie podległym postaciom rozkazów, sposób przedstawienia dialogów, wszystko to mieliśmy okazję oglądać już podczas zabawy w Baldur’s Gate, Neverwinter Nights czy Jade Empire. Jednocześnie jednak, pomimo kalki poprzednich pomysłów całość wydaje się być zadziwiająco świeża. Być może po prostu przejadło mi się nowoczesne, co wcale nie znaczy, że lepsze, podejście do tematu. Pomimo tego, autorzy nie zrezygnowali z filmowego klimatu prezentowanej historii, co na pewną skalę udało się już przy okazji prac nad Mass Effect. W trakcie pokazu zebranym dziennikarzom zaprezentowano jedynie fragmenty pierwszych dwu-trzech godzin zabawy, ale jeżeli w dalszej części gry nie spuszczono z tonu i Bioware uda się utrzymać podobny styl prezentacji, to właśnie o Dragon Age będziemy mogli mówić jako o zupełnie nowym doświadczeniu.
W grze nie znajdziemy tak modnej ostatnio opcji kooperacji. Opowiedziana historia przeznaczona jest tylko i wyłącznie dla jednego gracza i ma za zadanie całkowicie pochłonąć jego uwagę, bez konieczności odwoływania się do sztuczek zwiększających popularność programu. Co najważniejsze jednak, to właśnie sposób, w jaki poradzimy sobie z rozwiązywaniem zadań w ciągu tych pierwszych godzin zabawy, definiować ma po części późniejsze tło fabularne. Stąd też wziął się podtytuł gry, czyli Origins, bowiem właśnie mnogość wyborów i ich wpływ na przedstawiony w grze świat będą najważniejszym spoiwem łączącym poszczególne elementy Dragon Age.
Dla przykładu, wybierając pewien typ postaci, możemy w ogóle nie zobaczyć części dialogów z bohaterami niezależnymi lub mogą się one całkowicie różnić od pozostałych. Wszak szlachetnie urodzonego wojownika niekoniecznie muszą interesować te same sprawy co elfiego maga. I vice versa. A i duma oraz ponoszone konsekwencje wcześniejszych wyborów nie będą te same. Na pokazie autorzy zaprezentowali sposób rozgrywki i zachowań na podstawie dwu wymienionych wyżej klas postaci i muszę przyznać, że niezwykle spodobało mi się to, co zobaczyłem na ekranie telewizora.

Dragon Age ma zahaczać o tzw. oldschool, ale w żadnej mierze nie zamierza trącić myszką. Graficznie może jeszcze nie jest idealnie i całość prezentuje się gdzieś na poziomie drugiego Neverwinter Nights, należy jednak pamiętać, że to, co miałem okazję zobaczyć, pochodzi jeszcze co najmniej z początków lipca, a więc autorzy mają sporo czasu na dopracowanie szczegółów. Raził przede wszystkim brak jakichkolwiek efektów post processingu, ale możemy spać spokojnie – HDR czy innych podobnie zaawansowanych technik obróbki obrazu w grze nie powinno zabraknąć. Dała się zauważyć także olbrzymia jeszcze fluktuacja obrazu, co zapewne spowodowane jest wczesną wersją kodu.
Zupełnie nową jakość zapewnią Dragon Age wszelkie czary. Otóż będą one miały na siebie bezpośredni wpływ i połączone w śmiercionośne comba mogą uczynić klasę magów niezwykle potężną. Na ogólnie dostępnym filmiku widać, jak postać przy pomocy zaklęcia Tempest (wir powietrzny) ugasza szalejący w komnacie ogień. Ale co powiecie na wystrzelenie w kierunku grupy przeciwników kwasowego pocisku, który po trafieniu w jednego z bohaterów rozlewa się w postaci mazi po podłodze, następnie ta - podpalona przez maga przy pomocy zaklęcia ognistej kuli - zamienia się w śmiertelną pułapkę więżącą w płonącym piekle całą grupę wrogów? Pomysłowe, a to tylko jeden z przykładów wykorzystania tej techniki. Być może dzięki takiemu rozwiązaniu, spora grupa osób preferujących do tej pory zabawę typowo walczącymi klasami postaci, zechce spróbować czegoś nowego i wdzieje długie szaty czarodzieja?
Nie mogę również nie wspomnieć o fantastycznym udźwiękowieniu gry i znakomicie dobranych głosach występujących w grze wirtualnych osób. Całości obrazu dopełnia idealna wręcz synchronizacja ust z mówionym tekstem i mimika twarzy postaci dość mocno przypominająca to, co mieliśmy okazję oglądać w Mass Effect.
Po pół godzinie spędzonej z Dragon Age wyszedłem z pokazu wręcz zachwycony. Recycling w wydaniu Bioware trwa na całego, ale chciałoby się życzyć, aby choć kilka procent firm zajmujących się produkcją gier potrafiło w ten sposób przetwarzać własne pomysły. Jeżeli w którymś miejscu Kanadyjczykom nie powinie się noga, to możemy spać spokojnie. O ile nie zdarzą się jakieś nieprzewidziane opóźnienia, to w marcu przyszłego roku będziemy cieszyć się jedną z najlepszych produkcji w historii gier RPG.
Przemek „g40st” Zamęcki