Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 27 kwietnia 2006, 11:16

autor: Emil Ronda

Dead Rising - zapowiedź

Wcielasz się w rolę fotoreportera, wolnego strzelca. Willamete Mall to z kolei centrum handlowe jakich wiele. Gdy więc pojawiają się informacje o niezwykłych wypadkach w okolicy, Mark bez wahania chwyta za aparat.

Zombi (ang. zombie). Pojęcie to istniało na długo przed słynnym filmem Johna Romero zatytułowanym Noc Żywych Trupów, a powstałym pod koniec lat 60. Słowo, które dość często w tym tekście się powtórzy, wywodzi się z kultu voodoo i starając się opisać je podręcznikowo, powiemy, że oznacza ono osobę zniewoloną, wykonującą ślepo czyjeś polecenia, najczęściej pod wpływem silnych środków odurzających.

Jednak to wspomniany film na stałe utrwalił w naszej świadomości postać zombi – czyli powstałego z grobu umarlaka (przewrotnie nazywanego nieumarłym), który za wszelką cenę dąży do zaspokojenia wiecznego głodu ludzkiego mięsa. Zombie to wdzięczny temat dla twórców filmów i gier. Od zawsze zombiaki wzbudzały duże emocje, stąd ich popularność w wielu grach; najlepszym przykładem – cała seria Resident Evil. Postacie straszne, bezmyślne, reagujące instynktownie, niczym zwierzęta. Czas na ich masowy show!

Dedukcja nieumarłego

Wcielasz się w rolę Marka Westa, zwykłego fotoreportera, wolnego strzelca. Willamete Mall to z kolei centrum handlowe jakich wiele – kilka poziomów, najróżniejsze sklepy mające zapewnić dostęp przeciętnemu klientowi do wszelkiego rodzaju asortymentu, parking podziemny, dużo wolnej przestrzeni dookoła. Gdy więc pojawiają się informacje o niezwykłych wypadkach w okolicy, Mark bez wahania chwyta za aparat i kieruje się w stronę hipermarketu w nadziei na niezwykły materiał. Sam nie zdaje sobie jeszcze sprawy z tego, że najprawdopodobniej zginie tragiczną, mało honorową śmiercią lub... zdobędzie materiał godny nagrody Pulitzera. Idea pełnego zaangażowania w pracę i dawania z siebie zawsze 100% nabierze tu jakże wyraźnego oblicza.

Darmowy, świeży bohater! Tyyylko u nas, tyyylko teraz!

Twórcą Dead Rising jest popularny ostatnio Kenji Inafune. Człowiek zyskał w ostatnim czasie rozgłos dzięki dwóm faktom: po pierwsze to „ojciec” Resident Evil 4 – jednej z najlepszych gier action-adventure roku 2005 (jedyny ówczesny rywal do nagród w tej kategorii to God of War) oraz po drugie: to z jego ust wypłynęła często przywoływana teza: „liczy się grywalność, zabawa, a nie fabuła”. O ile z ową rewelacją można by polemizować, o tyle z faktem, że RE4 to po prostu świetna gra – już nie. Po niej pojawia się bardzo udana, choć przydługa Onimusha: Dawn of Dreams i dochodzimy do stwierdzenia, że Infaune zasługuje na pewien kredyt zaufania. Chłopak robi po prostu dobre lub bardzo dobre gry. Można też zawczasu wysnuć pewne wnioski w ciemno, nawet nie patrząc na informacje o Dead Rising. Będzie dużo akcji? Ano będzie. Gra będzie opierać się na schemacie, ale ów schemat będzie rozbudowany i mocno zróżnicowany? Owszem, tak. Dedukcja naprowadza nas na dobry trop. Czas więc sprawdzić szczegóły.

„Miliony zombiaków zginą!”

Ideą gry jest walka, nieustająca walka o przetrwanie. Mark West wplątuje się w nie lada kłopoty, bo zombi wydają się nadciągać ze wszystkich stron w ilościach, jakich żadna gra o nieumarłych dotąd nie serwowała. Po dłuższej chwili wychodzi na jaw oczywisty talent chłopaka do posługiwania się w walce wszelkimi przedmiotami. I nieważne, czy to będzie melon z działu warzywnego, kij golfowy czy shotgun – Mark West wie doskonale, jak się z takimi sprzętami obchodzić. I ma pomysł na zastosowanie ich w śmiertelnej walce z nieświeżymi klientami. Wie, jak ich wszystkich solidnie sprać.

W Dead Rising gracz wykorzysta do walki wszystko, co nawinie się pod rękę. I mam na myśli dosłownie WSZYSTKO! Przy okazji wcześniejszych tytułów takie obiecanki miały miejsce nie raz, ale potem okazywały się wyssanymi z palca – zawsze na planszy była pewna liczba przeznaczonych do użycia przedmiotów. Tym razem możecie to sobie inaczej wyobrazić. Zamknijcie oczy... jesteście w wielkim hipermarkecie, w którym wszystkie sklepy stoją otworem, a wyjść z nich możecie z wszystkim bez wyjątku. Wiem o czym myślicie, ale tym razem nie wybiegniecie z centrum handlowego z panelem LCD pod pachą, a raczej wykorzystacie go do okładania nieumarłych. Wyobraźcie sobie, że oni nadchodzą w ogromnych ilościach, ale Wy możecie zagarnąć jako broń dowolną rzecz, która nawinie się pod rękę.

Autorów poniosło, ich wyobraźnia posunęła się bardzo daleko, dlatego też nie uda mi się wymienić wszystkich „narzędzi”, którymi będziemy się posługiwać. Zresztą zakładam, że przy jednorazowym przejściu gry sprawdzenie każdego w akcji jest po prostu niemożliwe. Jeśli myślicie, że w poszukiwaniu ekwipunku wejdziecie do sklepu sportowego i za broń służyć Wam będzie kij golfowy czy bejsbolowy – macie rację; właśnie takim tokiem myślenia trzeba w Dead Rising podążać. Sklep ogrodniczy zapewni Wam dobór roślin doniczkowych, łopat, szczypiec do cięcia żywopłotu (przecinamy delikwentów w pół jednym ciachnięciem!) czy pił łańcuchowych! Wybór jest ogromny – wbiegając do sklepu z antykami możecie być pewni, że miecze, antyczne meble, czy wazy są do Waszej dyspozycji.

Podprowadziłeś mi ogórka z koszyka, kotlecie jeden!

Niektórych zabawek będzie można użyć na kilka sposobów, np. kula do kręgli może posłużyć do walki na bliski dystans (solidne „dzwony”), ale można też nią rzucić korytarzem celem zwalenia z nóg zombiaków jak kręgli. Fani piłki nożnej ucieszą się zapewne z faktu, że Mark niczym Roberto Carlos sadzi potężne „wolne” i nie chodzi tu bynajmniej o strzelenie bramki, a o powalenie muru nieświeżych „obrońców”. Co powiecie na takie przedmioty jak miecz świetlny rodem ze Gwiezdnych Wojen czy otwarta parasolka (torowanie sobie przejścia poprzez przewracanie mas przeciwników)? Nie zabraknie w walce elementów humorystycznych – to pewne. Czy brutalnych? Oczywiście – również. Po środkach niwelujących zagrożenie, które wymieniłem, trudno się tego nie spodziewać. Dobijanie szpadlem w twarz leżących też się zdarzy – serio. Istotą przeżycia będzie odpowiedni dobór broni w zależności od sytuacji. Jednak na zastanawianie się nie będzie dużo czasu.

O urozmaicaniu banalnej rozgrywki

Historia rozgrywa się w ciągu 72 godzin, przy czym czas jest przyspieszony, a gra stara się być mało liniowa – często będziemy decydować, którą drogę wybrać, czy wykonać zadanie poboczne, czy też nie. Oprócz zadania wydostania się z centrum handlowego, nieliczni klienci którzy przeżyli zaszywając się w pozornie bezpiecznych miejscach, podsuną nam inne ambitne „zlecenia”. Pójdziemy poszukać męża przestraszonej paniusi, czy też nie mijając się z prawdą, odmówimy z powodu braku czasu (czas jest jednym z naszych głównych przeciwników)? Tego typu zadania będą dość różnorodne: ochrona, przedostanie się do jakiegoś punktu, znalezienie kogoś. Znajdą się też misje dziennikarsko-dochodzeniowe (cokolwiek miało by to znaczyć – brzmi groźnie).

Postacie poboczne nie tylko będą ślepo na nas polegać, ale czasem wezmą sprawy w swoje ręce; na jednym z filmów w destrukcji pomaga nam dwóch gości pomykających... jeepem – jeden prowadzi, podczas gdy drugi sieje ołowiem z zamontowanego miniguna. Takie urozmaicające grę patenty plus olbrzymia ilość broni (także palnej, nie zawsze możemy polegać na kijach, kaktusach czy mieczach – ulegają zniszczeniu) w połączeniu z kilkoma możliwymi drogami prowadzącymi do osiągnięcia celu powinny zabić – przynajmniej w założeniu – nudę. Prawdopodobnie przyczyni się do tego jeszcze jeden element – Prestige Points, na który osobiście bardzo liczę.

Fakt, że bohaterem jest fotoreporter, nie pozostaje jedynie mało znaczącym elementem fabuły. Mark trafił tu, by zebrać znakomity materiał i nawet w obliczu śmierci, potrafi chwycić za aparat i pstryknąć niesamowitą fotkę – czy będzie udana, zależeć będzie tylko od Was. Jeśli uchwycicie w kadrze ogromną ilość nadgnitych klientów lub zrobicie zbliżenie wściekle szarżującego na Was zombi – konto Punktów Prestiżu odpowiednio wzrośnie. A je z kolei wydacie bez wahania na nowe umiejętności, dzięki którym Mark stanie się nielichym zabijaką. Specjalne ciosy, chwyty, rzuty? Właśnie tak, włącznie z odbijaniem się od ścian! Przesada? Twórca tej gry często „przesadza” w swych produkcjach, ale nigdy jeszcze nie odbiło się to negatywnie na grywalności jego gier – czwartego Residenta czy Onimushy. Drugim sposobem na zdobycie Punktów Prestiżu jest wykonywanie wspomnianych zadań pobocznych. Odpowiednio wysokie umiejętności walki zapewne przydadzą się w pojedynkach z bossami, choć nie wiadomo, jak często będziemy ich spotykać. Zdradzę jednak, że szalony menedżer marketu spożywczego ganiający Cię po całym sklepie z wózkiem jest już faktem.

Sterowanie na pewno nikomu nie przysporzy kłopotów. Jednym przyciskiem zadajemy ciosy, możemy go też przytrzymać, co zaowocuje potężnym huknięciem; taki super-cios jest możliwy dla każdej „białej” broni. Dodatkowo trzymaną bronią można też rzucić w przeciwnika. Inny przycisk służy do podnoszenia rzeczy, a kolejny – do skakania; często przyjdzie nam wdrapywać się na wyższe partie plansz, czy to uciekając przed niebezpieczeństwem, czy też próbując dostać się do jeszcze żywych osób. Takim szczęściarzom każemy podążać za nami wciskając „Y” na padzie. Znane jest jeszcze zastosowanie przycisków kierunkowych na „krzyżaku” – nimi przełączymy broń lub przedmiot, którym z kolei np. odnowimy energię.

Ta scena powinna być dobrze udźwiękowiona. Flap... flap – czy coś w tym stylu.

Martwi powstają – gracze się szykują

Dead Rising to masowe przedstawienie dedykowane zombi. Jest ono możliwe do pokazania dzięki dużym możliwościom Xboxa 360. Idę o zakład, że w niektórych momentach na ekranie ruszy na nas kilkuset nieumarłych! Wszyscy doskonale animowani, podobnie jak główny bohater. Wszelkie ciosy czy reakcje truposzy na nie wyglądają bardzo sugestywnie. Fizyka obiektów jest trochę naciągana, ale efekty tego po prostu zwiększą radość z grania. Poziomy są pełne detali, posadzki lśnią, a przedmioty gotowe do użycia walają się dosłownie wszędzie, wcale nie odróżniając się graficznie od elementów zwykłego tła, jak to do tej pory bywało. Świetnie wygląda też odstrzeliwanie kończyn – choćby z tej przyczyny zapewne nie pozbędziecie się szybko shotguna czy innej broni palnej.

Trudno powiedzieć, czy Dead Rising to swoisty hołd Kenji Inafune dla Johna Romero i jego słynnego obrazu Noc Żywych Trupów. Jak jednak autor gry przyznaje – jest fanem takich klimatów, wspomnianego reżysera i jego najsłynniejszego filmu. Inspiracje widać gołym – nieuzbrojonym w żadne kaktusy czy piły łańcuchowe – okiem.

Najważniejsze, że posiadacze Xboxa 360 mogą liczyć na około 15 godzin świetnej rozrywki. Rozrywki może niezbyt ambitnej, ale – jak sądzę – wbrew pozorom, urozmaiconej, niezwykle wciągającej i diablo przyjemnej.

Emil „Samuraai” Ronda

NADZIEJE:

  • olbrzymie ilości broni i przeciwników powinny dostarczyć nie lada wrażeń;
  • Prestige Points, czyli elementy RPG;
  • świetne wizualna – olbrzymia ilość zombi + dobrze wyglądające efekty ciosów/strzałów.

OBAWY:

  • oby poboczne misje i różnorodne wykorzystanie broni faktycznie odgoniły nudę – w sumie gra sprowadzać się będzie prawie do samej walki.
Dead Rising

Dead Rising