- Czy ludźmi naprawdę da się sterować przy użyciu technologii?
- Eksperymenty CIA
- CEO entrepreneur born in 1964
- Co wiedzą o nas algorytmy?
- Wychował mnie Facebook (i ulica, ale Facebook bardziej)
- Manipulacja w służbie polityki
- Trolling jest biznesem
- Average russian troll vs ukrainian enjoyer
Manipulacja w służbie polityki
Ochrona przez Facebooka profilu rozpowszechniającego teorie spiskowe na temat Hilary Clinton była prawdopodobnie powodowana chęcią zysku. Tego rodzaju treści po prostu lepiej się klikają, a więc i przynoszą potencjalnie większe dochody z reklam. Jakkolwiek jest to działalność społecznie szkodliwa i moralnie naganna, trudno posądzić Zuckerberga o to, że chciał w ten sposób obniżyć poparcie kandydatki.
Wpływanie na wyniki wyborów nie jest jednak w świecie mediów społecznościowych – a także i tradycyjnych – rzeczą nową. Od dawna istnieje przecież pojęcie „czwartej władzy”, mające podkreślić to, jak wielką rolę odgrywają w społeczeństwach media, również w aspekcie decyzji politycznych. Poza wspomnianym wyżej tworzeniem baniek informacyjnych i nasilaniem podziałów, środki masowego przekazu same w sobie mają możliwość stymulowania lub obniżania wyborczej mobilizacji.
Obserwacje pokazują, że udostępnienie informacji o wzięciu udziału w głosowaniu zwiększa szansę na to, że znajomi, którzy taką relację zobaczyli, również pójdą głosować. Efekt wydaje się marginalny, ale w skali całego kraju potrafi doprowadzić do aktywizacji dodatkowych kilkudziesięciu czy nawet kilkuset wyborców, co przy bardziej wyrównanych sporach przesądzić może o wygranej jednej ze stron. Jakkolwiek samo zachęcanie do głosowania wydaje się inicjatywą ze wszech miar szlachetną, tak wymierzenie akcji mobilizacyjnej bądź demobilizacyjnej w określony elektorat (na przykład wzmocnienie chęci udziału w wyborach popleczników jednego kandydata, a zniechęcenie wyborców jego konkurenta) nie będzie już krzewieniem wartości obywatelskich, a włączaniem się w kampanię wyborczą.
Dowodem na skuteczność i powszechność takich praktyk może być afera związana z pozyskaniem od Facebooka danych przez firmę analityczną Cambridge Analytica. Przedsiębiorstwo zajmowało się między innymi kampanią promującą Brexit jak i kampanią wyborczą Donalda Trumpa w 2016 roku. W ciągu swojej działalności w prawdopodobnie nielegalny sposób uzyskało dostęp do prywatnych informacji z około 50 milionów profili użytkowników Facebooka. Firma Zuckerberga wiedziała o wycieku i utrzymywała sprawę w tajemnicy – jej pracownicy mieli kontaktować się z Cambridge Analytica i prosić o usunięcie danych. Oczywiście nie mieli możliwości sprawdzić, czy prośba została spełniona, a służb uprawnionych do takiej interwencji nie powiadomiono.

CAMBRIDGE ANALYTICA
Cambridge Analytica Ltd (CA) była brytyjskim przedsiębiorstwem zajmującym się konsultingiem politycznym. Założona została w 2013 roku jako jednostka zależna od SCL Group. SCL Group było z kolei prywatną agencją badawczą definiującą się jako „światowa agencja zarządzania wyborami”. Firma, podobnie jak SCL Group, zamknięta została w 2018 roku, co było pokłosiem skandalu związanego z nielegalnym pozyskaniem informacji od Facebooka. Co ciekawe, nadal istnieją przedsiębiorstwa mniej lub bardziej powiązane z założycielami i udziałowcami Cambridge Analytica.
Po wyjściu sprawy na jaw rzecznik Facebooka stwierdził, że co prawda mogło dojść do „poważnego naruszenia zasad Facebooka”, ale stanowczo sprzeciwił się nazywaniu tego „wyciekiem”. Jest to o tyle zręczna manipulacja, że korporacja stawiała się w ten sposób w pozycji ofiary, której zasady ktoś „poważnie naruszył”, a nie nieodpowiedzialnego podmiotu, który doprowadził do ujawnienia poufnych informacji.
Sam fakt nieuprawnionego pozyskania danych jest dość bulwersujący, jednak jeśli przyjrzeć się działalności – także tej całkowicie legalnej – Cambridge Analytica, można dojść do wniosku, że to tylko wierzchołek góry lodowej. Przedsiębiorstwo zupełnie jawnie oferowało usługi polegające na wpływaniu na wynik wyborów. W nieoficjalnych rozmowach ze swoimi klientami – co ujawniło śledztwo dziennikarskie – przedstawiciele firmy szli jeszcze dalej.
Cambridge Analytica bazowało bowiem na skądinąd słusznym, aczkolwiek podkopującym całą ideę demokracji, założeniu, że kampania wyborcza oparta na faktach, dyskusji i prezentacji programu nie ma sensu, powinna ona bowiem przede wszystkim wzbudzać emocje. I tak, przedsiębiorstwo oferowało na przykład wyszukiwanie i rozpowszechnianie kompromitujących faktów na temat przeciwników politycznych oraz organizowanie „zasadzek” takich jak próby nagrania wręczenia łapówki lub spotkania z podstawioną prostytutką. Oczywiście wszystkie nieetyczne działania miały być niemożliwe do powiązania z osobą zlecającą, a pracownicy Cambridge Analytica mieli posługiwać się fałszywymi tożsamościami czy występować w roli przedstawicieli podstawionych firm.
Trudno oszacować, jak duży był zasięg oddziaływania tej firmy, jej pracownicy chwalili się jednak poza pracą na rzecz wystąpienia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej oraz wygranej Donalda Trumpa także bliżej nieokreślonymi udanymi akcjami w Meksyku, Malezji, Brazylii, Chinach i Australii, a także „bardzo, bardzo udanym projektem we wschodniej Europie”. Biorąc pod uwagę, że Polska zwykle uznawana jest przez Brytyjczyków za kraj wschodnio- a nie środkowoeuropejski... cóż, bardzo zastanawiające.