Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 26 września 2005, 09:55

autor: Piotr Bielatowicz

Conflict: Global Storm - test przed premierą

Conflict: Global Terror jest kolejną, czwartą już grą z popularnej serii gier taktycznych strzelanek. W przeciwieństwie jednak do poprzednich odsłon ta część przenosi nas w fikcyjny świat przyszłości.

Conflict: Global Terror jest kolejną, czwartą już grą z popularnej serii gier taktycznych strzelanek. W przeciwieństwie jednak do poprzednich odsłon, Desert Storm 1 i 2, opartych na irakijskich operacjach Pustynna Burza, oraz Vietnam, opartej na wiadomej wojnie, ta część przenosi nas w fikcyjny świat przyszłości. Przyszłości w wydaniu czarnych przewidywań prezydenta Busha, należałoby dodać: pełnej szalejącego na całym świecie terroryzmu i z dzielnymi amerykanami broniącymi pokoju. W tej grze mamy szansę przejąć właśnie ich rolę. Rodzina będzie dumna.

Już na wstępie, po krótkim filmiku prezentującym w ciekawym montażu każdego członka drużyny i skrawki cut-scenek, wita nas nowoczesne, utrzymane w niebieskiej tonacji menu. Wespół z bardzo współczesną muzyką, o elektronicznym brzmieniu i żwawym tempie, zapowiadają nam udział w grze wielu nowoczesnych gadżetów i zaawansowanych technologii.

Dla początkujących autorzy przygotowali na rozpoczęcie zabawy dwa tryby treningowe – podstawowy i rozszerzony. W tym pierwszym uczymy się krok po kroku wykonywania najprostszych czynności, w rodzaju wspinania się po drabinach i przeszkodach, czołgania się i kucania (bardzo ważna w grze pozycja, zmniejszająca szanse trafienia nas przez przeciwnika oraz ułatwiająca celowanie) czy strzelanie.

To ostatnie odbywa się domyślnie z widoku z pierwszej osoby, podczas gdy przemieszczamy się z reguły w trybie TPP, z przyklejoną sztywno i idealnie za plecami głównego bohatera kamerą. Jeśli zechcemy, możemy jednak przez całą rozgrywkę używać wybranej perspektywy. Podczas strzelania mamy możliwość włączenia jednostopniowego przybliżenia, a także dość wygodny dostęp do zmiany broni, przypominający nieco ten z serii MGS. Można także przełączyć ich tryb działania – przykładowo, z tej samej giwery jesteśmy w stanie jednym razem strzelać seriami ołowiu, by następnym wypuszczać pociski z zamontowanego w niej granatnika. Postać może nieść ze sobą dwa większe karabiny oraz jedną broń krótką. Miłym detalem jest fakt wrzucania na plecy wszystkich pukawek, zamiast chowania ich w figurze postaci, co spotykamy nagminnie w innych grach.

Strzela się naprawdę przyjemnie, czemu sprzyja łatwe sterowanie. Dużą zasługę ma też w tym dobre oddanie uczucia towarzyszącemu obcowaniu z prawdziwą bronią. Granaty wystrzeliwane są z przytłumionym, głuchym dudnieniem, a eksplodują na małym obszarze odłamkami i ziemią, zamiast efektownego wybuchu. Po każdym strzale ze snajperki mamy zaś mocny odrzut i ponowne namierzanie celu. Oczywiście, o pełnym realizmie nie ma tutaj nawet co wspominać, autorzy – ku mojej uciesze i rozpaczy ortodoksyjnych militarystów – skupili się na wrażeniach płynących z gry, a nie technicznych detalach wojennego rzemiosła. Tak więc granaty dymne działają błyskawicznie (i bardzo krótko), a założone miny, zależnie od naszego widzimisię, detonują zdalnie lub reagują na zbliżenie się przeciwnika.

Trening zaawansowany uczy nas z kolei taktycznej walki zespołowej. Jest nam w miarę przystępny sposób wytłumaczone, jak zarządzać swoją drużyną, przełączać się pomiędzy jej członkami, ustawiać zasadzki (przydaje się tutaj możliwość rozstawiania kompanów i wydawanie im rozkazu z opóźnioną komendą jego egzekucji). Bawimy się także trybami wizyjnymi, których mamy dostępne dwa – nocnej wizji oraz termo-optyczny. Przede wszystkim jednak poznajemy wszystkich 4 członków Red Teamu, do którego należymy, oraz ich cechy charakterystyczne, takie jak na przykład preferowana metoda walki. Pomiędzy wszystkimi ludźmi możemy się bardzo szybko przełączać w dowolnym momencie.

Właściwa rozgrywka to tryb scenariuszowy, rozpoczynający się naprawdę ciekawie. Po desancie w dżungli, w pobliżu kryjówek wroga, zostajemy natychmiastowo otoczeni i porwani. Zdrada wisi zarówno w powietrzu, jak i tytule pierwszego levelu. Szczęśliwie jednak dla nas, podczas umieszczenia nas w celi, strażnik odwraca się do nas na sekundę tyłem, aby zamknąć drzwi. Po rozbrojeniu go zaczynamy pierwszą misję, podczas której musimy uwolnić resztę zespołu i wyrwać się z uwięzienia.

Podczas gry przyjdzie nam walczyć w diametralnie różnych otoczeniach – od tropikalnej dżungli, przez mroźne, pokryte śniegiem tereny, aż po urbanistyczną zabudowę. Trafiają się także nocne misje, bardzo klimatyczne, ze świetnie wykonanym oświetleniem (i częstą koniecznością wykorzystywania wspomnianych już trybów wizyjnych).

Utylizacja poległych ułatwia życie graczowi. Gra pozwala nam podnosić bronie z martwych przeciwników, a także leczyć naszych „zabitych”. Wystarczy dostać się do dogorywającego żołnierza innym, w ciągu minuty-dwóch, i przywrócić go do stanu używalności. Jeśli stracimy nieodwołalnie choćby jednego żołdaka (lub wszystkich na raz), restartujemy od ostatniego checkpointu. Gra nie jest jednak specjalnie trudna, maksimum za drugim podejściem powinno nam się udać przejść nawet co trudniejsze momenty.

Nowy Conflict prezentuje się naprawdę dobrze. Jest płynniutki przez 99% czasu gry (niestety, w paru momentach zupełnie niespodziewanie gra krztusiła się niemiłosiernie – możliwe jednak, że to wina nieukończonej jeszcze wersji). Także ilość detali, mając na uwadze wiek leciwej już Playstation 2, jest na przyzwoitym poziomie. Tekstury może i mają tendencję do częstego powtarzania się, ale są na tyle schludnie i schematycznie zrobione, że wywołują pożądany efekt, tj. z prostych brył wyczarowują rozpoznawalne elementy otoczenia. Dźwięk także idzie w parze z grafiką, jeśli idzie o poziom. Wszelkie odgłosy są nieco stłumione, co pozwala się skupić na grze bez podskakiwania przy każdym wybuchu, i nie męczy słuchu przy głośniejszym słuchaniu.

Reasumując, gra zapowiada się bardzo dobrze. Widać stały rozwój serii i jej rosnący poziom. Także zmiana formuły i wynikające z niej urozmaicenie terenów wyszło jej na dobre. Interesująca fabuła oraz wygoda obsługi zdecydowanie działają na rzecz dłuższego przykucia gracza do pada. Gra pozwala zarówno na taktyczną zabawę z masą planowania i wydawanych poleceń, jak i zdanie się w dużej mierze na AI konsoli i skupienie na prowadzeniu jednej postaci przez większość czasu. Bardzo przyjemna pozycja, śmiało można będzie po nią sięgnąć w oczekiwaniu na gwiazdkowe tytuły AAA.

Piotr „CCT” Bielatowicz

Conflict: Global Storm

Conflict: Global Storm