Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 26 sierpnia 2005, 13:05

autor: Patrycja Rodzińska

Castlevania: Curse of Darkness - przed premierą

Pierwsza Castlevania ukazała się z końcem 1986 roku. Od tej pory Konami oficjalnie wydało blisko dwadzieścia tytułów opowiadających o zmiennych kolejach losów członków rodu Draculi i Belmont. Oto najnowszy z nich.

Przywiązanie. Więź i nawyk. Nie tylko w relacjach międzyludzkich, ale również w relacji towar-konsument. Żeby nie szukać daleko, dla przykładu, moja stryjenka, tak przywiązała się do pewnego serialu, że od przeszło 10 lat nieprzerwanie śledzi losy jego bohaterów. I choć rodzina mniej lub bardziej jawnie dworuje z jej upodobań, starsza pani nic sobie z tego nie robi. Oto siła przywiązania. Skąd ten wywód? Przywiązanie do tytułu – to było moje pierwsze skojarzenie na wieść, że Konami szykuje premierę kolejnej gry z serii CastlevaniaCurse of Darkness, serii, która istnieje na rynku od 19 lat!

Pierwsza Castlevania ukazała się z końcem 1986 roku. W Japonii funkcjonowała pod tytułem Akumajo Dracula. Od tej pory Konami oficjalnie wydało blisko dwadzieścia tytułów opowiadających o zmiennych kolejach losów członków rodu Draculi i Belmont.

Nad postacią Hrabiego nie muszę się specjalnie roztkliwiać. Aby jednak formalności stało się za dość... jednym tchem: postać Vlada Draculi – dystyngowanego arystokratę z malowniczej Transylwanii z trącającym o perwersję zamiłowaniem do pozostawiania krwawych malinek na ludzkich szyjach, do życia powołał w swojej gotyckiej powieści urodzony w Irlandii Bram Stoker. Pierwowzorem powieściowego wampira był oczywiście hospodar wołoski Vlad zwany Vlad Ţepes (co znaczy Palownik, a wzięło się to nie skądinąd jak ze względu na upodobanie do nabijania ludzi na pal), bądź Dracula (ten przydomek jest związany z Zakonem Smoka, do którego należał wołoski władca). Od chwili ukazania się książki, tj. 1897 roku, mroczny Hrabia niezmiennie fascynuje, inspiruje oraz napędza business literatom, filmowcom, muzykom, producentom gier i halloween’owych kostiumów.

Tak jakoś się złożyło, ze zawsze tam, gdzie pojawia się krwiopijny jegomość, tam też nie może zabraknąć tych, którym obecność Hrabiego staje kołkiem w gardle i nie spoczną, póki tenże kołek nie znajdzie się w godnym dla niego miejscu.

Nie mogło być inaczej i w serii Konami.

Członkowie rodziny Belmont, łowcy wampirów, pochodzą z miejscowości Warakiya w Rumunii, która miała bodaj znajdować się gdzieś na południe od Transylwanii. Są obdarzeni magicznymi zdolnościami pomocnymi w wypełniania misji w imię szeroko rozumianego dobra. Dracula też ma swoją misję, zatem konflikt interesów jest nieunikniony.

Z powodu szczególnej sympatii wobec Castlevanii 3: Dracula’s Curse, do jakiej Koji „Iga” Igarashi – producent serii – przyznaje się, historia Curse of Darkness rozegra się 3 lata po wydarzeniach, które miały miejsce w C3. Podobno w Curse of Darkness pojawi się Trevor Belmont, ale na razie jest to tylko zakulisowa plotka.

Warto przybliżyć sytuację. W 1476 rok, Trevor Belmont wspierany przez pirata Granta Danasty’ego, czarodziejkę Sylphię Belnades oraz swojego ojca Alucarda, będącego jednocześnie synem Draculi (koligacje rodzinne w Castelvanii bywają zaskakujące), zabija Hrabiego. Jednak moc klątwy Draculi pogrąża Europę w chaosie. Kontynent tonie w bezmiarze okrucieństwa i trawiącej go zarazy.

Rok 1479. Główni bohaterowie Curse of Darkness to Isaac i Hector. Żaden z nich nie jest związany z rodziną Belmont. Wręcz przeciwnie. Służyli Draculi i nabywali pod jego okiem umiejętności w sztuce tworzenia demonów. Jednak Hector miał dosyć bycia po ciemnej stronie i zapragnął czegoś innego. Spokojnego życia u boku ukochanej. Lecz nie w smak taka metamorfoza okazała się jego staremu przyjacielowi Isaacowi. Ten snuje intrygę, w wyniku której dziewczyna Hectora zostaje oskarżona o czary, osądzona i skazana na śmierć. Mamy rok 1479, zatem czas, który jak najbardziej sprzyja paleniu na stosie.

Po cóż tyle zachodu z jego strony? Otóż Isaac ma nadzieje zawrócić Hectora z „dobrej drogi” budząc w nim najgorsze emocje. I faktycznie Hector, oszalały z żalu i wściekłości, rusza w podróż do zamku Hrabiego, aby odnaleźć Isaaca i zemścić się na nim. Czyżby plan Isaaca miał powieść się tak gładko?

Dwie nowości. Po pierwsze, akcja gry wychodzi poza zamki. Oprócz nich, Hector poprowadzi gracza przez góry, mokradła, miasteczka, lasy.

Do niektórych miejsc nie dostaniemy się dopóty, dopóki nasz bohater nie uzyska odpowiednich umiejętności i doświadczenia.

A propos zamków. Artystom pracującym nad kolejnymi odsłonami Castlevanii, inspiracji dostarczała bezpośrednio europejska architektura – np. niemiecki zamek Neuschwanstein, francuski klasztor na Wzgórzu Świętego Michała, czy rumuński zamek Bran należący według legendy do Draculi. Ciekawe, co zobaczymy tym razem.

A wszystko to w trzech wymiarach. Nie, to już nie nowość. Od 2003 roku, zgodnie z duchem czasu, seria przechodzi w 3D. Jednak Lament of Innocence w takiej formie nie zrobił, aż tak dużej furory. Fani, a nawet sam Igarashi z nostalgią wspominają dwa wymiary.

Po drugie, oprócz konwencjonalnego uzbrojenia jak miecz, włócznia czy topór, Hectorowi będą pomagały kontrolowane przez niego stworki zwane Innocent Devils. W sumie Hector będzie mógł wyczarować 30 różnych demonów, lecz naraz zdoła kierować tylko jednym z nich. Dla pomocników Hectora przewidziano trzy tryby zachowania. W trybie defense, jak nazwa wskazuje, demon ma za zadanie chronić siebie i Hectora przed wrogiem. W trybie auto, demon sam atakuje najbliższego przeciwnika, z kolei support pozwala, by to gracz wyznaczył demonowi cel ataku.

Isaac i Hector.

Dzięki swoim indywidualnym zdolnościom, Innocent Devils będą pomocne nie tylko w walce. Feniks będzie w stanie przenosić Hectora z miejsca na miejsce, inne stwory będą zdolne podnosić czy kruszyć ciężkie obiekty, inne uzdrawiać. Zdarzyć się może i tak, że bez odpowiedniego demona, Hector utknie w jakimś punkcie gry. I klops.

W miarę doświadczenia, jakiego nabędzie ich Mistrz, również Innocent Devils będą rosły w siłę, zwiększały umiejętności, a nawet ewoluowały.

Widok będzie ukazany z perspektywy trzeciej osoby (TPP), kamera ma być bardzo dynamiczna. Twórcy zapowiadają, że będzie się nią można bawić dowoli.

Warto poświecić kilka słów ludziom pracującym nad Curse of Darkness, bo całkiem to zgrabny team. Znaleźli się w nim m.in.: odpowiedzialna za ścieżkę dźwiękową kompozytorka Konami Michiru Yamane, znana już graczom ilustratorka Ayami Kojima, ekipa z Lamment of Innocence, Silent Hilla, zaś gdy potrzeba swoją samurajską brew podnosi producent Koji Igarashi.

Można mieć nadzieję, że obietnice Konami nie zawisną na kołku. Przywiązanie do tytułu to wartość, którą trudno przeliczać na pieniądze. Castlevania znajduje się niewątpliwie właśnie w takiej komfortowej sytuacji. Jednak oczekiwania wiernych graczy przez te blisko 20 lat nie zmalały. Czy Castlevania: Curse of Darkness dorówna Symphony of the Night i wypełni niedosyt po Lamment of Innocence? Spełni oczekiwania fanów i zainteresuje tych, którzy o serii nigdy wcześniej nie słyszeli?

O tym będzie można się przekonać już całkiem niedługo. Konami zapowiada premierę swojej nowej Castlevanii w Europie i w Stanach na listopad. Pozostaje poczekać.

Patrycja „Soleil Noir” Rodzińska

Castlevania: Curse of Darkness

Castlevania: Curse of Darkness