Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Borderlands: The Pre-Sequel! Publicystyka

Publicystyka 16 kwietnia 2014, 13:06

Borderlands: The Pre-Sequel – za mało na kontynuację, za dużo na dodatek

Dwa lata po premierze Borderlands 2 świat ujrzy nie trzecia odsłona serii, lecz The Pre-Sequel – swoisty spin-off umiejscowiony między „jedynką” a „dwójką”. Sprawdzamy, czy księżyc planety Pandora zaoferuje nam tak samo ciekawe atrakcje, jak ona sama.

BORDERLANDS: THE PRE-SEQUEL W SKRÓCIE:
  • Gra wyraźnie większa niż Borderlands, ale też mniejsza niż Borderlands 2;
  • Fabuła osadzona między pierwszą a drugą częścią, skupiona na postaci Handsome Jacka – głównego antagonisty w „dwójce”;
  • Akcja przeniesiona z planety Pandora na jej skalisty księżyc, Elpis;
  • Nowości w mechanice: kontrolowanie ilości tlenu, wyższe skoki, plecaki rakietowe, broń laserowa i zamrażająca;
  • Cztery nowe postacie do wyboru, w tym bojowe wcielenie maskotki serii - robota Claptrapa.

Borderlands 2 to dla firm Gearbox Software i 2K Games twardy orzech do zgryzienia. Deweloper stworzył sequel niemal doskonały, który zawiesił poprzeczkę niezwykle wysoko – nie dla konkurencji (bo tej, zważywszy na oryginalność cyklu, w zasadzie nie ma), lecz dla samych twórców, którzy mieliby prędzej czy później przygotować część trzecią. Niemniej półtora roku po premierze „dwójki” Gearbox deklaruje, że w ogóle nie dłubie nad Borderlands 3, a wkrótce potem dowiadujemy się, że seria jednak nie jest martwa, bo studio 2K Australia pod czujnym okiem ekipy Randy’ego Pitchforda szykuje... No właśnie, w sumie nie wiadomo do końca, jak to określić. Bo The Pre-Sequel nie jest ani dodatkiem do poprzedniej odsłony, ani sequelem z prawdziwego zdarzenia – twórcy nie godzą się też na użycie terminu spin-off. Czym w takim razie jest? Rzućmy okiem na to, co będzie miał nam do zaoferowania, i spróbujmy odpowiedzieć sobie na to pytanie.

Próbowałeś zabić Jacka? Odpracuj to!

Jeśli chodzi o chronologię wydarzeń, „przed-sequel” wrzuci nas między Borderlands a Borderlands 2. Trafimy pod skrzydła Handsome Jacka (znanego może lepiej polskim fanom jako Przystojny Jacek) – tak, to ten sam jegomość, którego upolowanie było ostatecznym celem w części drugiej. Czy oznacza to zatem, że przejdziemy na ciemną stronę mocy? Mimo że w The Pre-Sequel Jack będzie jeszcze raczej porządnym facetem, znajdującym się bliżej właściwego końca w skalach zdrowia psychicznego i praworządności, to odpowiedź na powyższe pytanie w zasadzie brzmi: „tak”. Wcielimy się bowiem w członka „ekipy sprzątającej” pracującej na żołdzie naszego ulubionego szwarccharakteru w serii i poznamy z pierwszej ręki jego drogę do potęgi.

Jak widać, księżyc Pandory wcale nie jest tak martwy, jak mogłoby się wydawać. Jest fauna, jest flora - słowem, jest do czego strzelać.

Fakt ten w ciekawy sposób koresponduje z miejscem, w którym ma toczyć się akcja gry. Porzucimy bowiem dobrze nam znaną Pandorę, wydeptaną naszymi stopami wzdłuż i wszerz, i przeniesiemy się na Elpis, księżyc owej planety, w poprzednich grach będący jedynie malowniczym widokiem na nieboskłonie. Ci z Was, którzy przypatrywali się temu satelicie, z pewnością zwrócili uwagę na widocznego nad jego powierzchnią stalowego kolosa w kształcie litery „H”. Jest to baza korporacji Hyperion – jej przejęcie będzie kluczowym punktem w przemianie Przystojnego Jacka z interesującego się technologią Erydian przeciętnego programisty w człowieka, który zatrzęsie całą Pandorą i doprowadzi do sytuacji, w której bohaterowie Borderlands 2 postawią sobie za cel ukatrupienie go.

Igraszki w stanie nieważkości

Zatem jakie atrakcje czekają nas na powierczhni Elpis? Jak widać choćby na pierwszym zwiastunie Borderlands: The Pre-Sequel, mamy do czynienia z ciemną, posępną i pozbawioną atmosfery skałą. Niemniej nie należy obawiać się samych monotonnych lokacji – skaliste pustkowie zostanie urozmaicone chociażby rzekami lawy czy różnymi zabudowaniami i innymi śladami działalności człowieka (a zwłaszcza korporacji). No i pozostaje jeszcze wspomniana wcześniej gigantyczna siedziba Hyperiona. Co więcej, brak atmosfery w połączeniu z niższą niż na Pandorze grawitacją przekłada się na ciekawe innowacje w mechanice rozgrywki. Po pierwsze, protagonista będzie uzależniony od posiadanych zasobów tlenu – kurczące się powietrze trzeba będzie uzupełniać (chociażby z ciał wykończonych przeciwników) bo inaczej czeka nas śmierć przez uduszenie się. Po drugie, niewielkie przyciąganie sprawi, że nasze skoki będą bardzo wysokie, co pozwoli nam prawie latać.

Kapitan Athena i jej tarcza w akcji.

Borderlands: The Pre-Sequel – za mało na kontynuację, za dużo na dodatek - ilustracja #2

Poprzednie spotkanie z Przystojnym Jackiem okazało się najwyraźniej niewystarczająco, skoro studio Gearbox postanowił dopisać wcześniejszy rozdział jego opowieści.

A propos latania – bohater zostanie wyposażony w plecak rakietowy, dający mu sposobność do spędzenia nad powierzchnią gruntu jeszcze większej ilości czasu. Nie zdołamy jednak dzięki niemu polecieć aż na Pandorę, jako że do jego napędzania zostanie wykorzystany tlen z tej samej butli, która zapewnia nam oddychanie. Z innych ciekawostek – w każdej chwili będziemy mogli przerwać lot poprzez naciśnięcie przycisku odpowiedzialnego za kucanie, by z wielką mocą przygrzmocić w ziemię, rażąc falą uderzeniową wrogów w określonym promieniu. Nasze możliwości w tym zakresie ulegną nieznacznemu modyfikowaniu poprzez dopasowywanie nowego rodzaju przedmiotów do umieszczania w oknie ekwipunku (Oz kit). Ponadto problem z tlenem będzie dotyczył również naszych przeciwników, toteż „headshoty” nabiorą strategicznego znaczenia – w wielu wypadkach strzał w szybkę będzie mógł zakończyć żywot celu. Innowacje nie ominą także dostępnego arsenału – do efektów żywiołów dodane zostanie zamrażanie (nieprzyjaciela, którego uda się skuć lodem, łatwo będzie roztrzaskać na kawałki), a w dodatku między głównymi rodzajami oręża znajdzie się broń laserowa, odznaczająca się tak efektownością, jak i efektywnością w działaniu.

Technologia Borderlands 2 może i nie jest pierwszej świeżości, ale wciąż potrafi robić wrażenie.

Fantastyczna czwórka

Wróćmy jeszcze myślami do początku przygody, jaka czeka nas z The Pre-Sequel, czyli okna wyboru klasy postaci. Wciąż nie wspomniałem bowiem o być może najważniejszej nowości: studio 2K Australia odda do naszej dyspozycji czworo niedostępnych wcześniej bohaterów. Pierwszy z nich to Wilhelm (The Enforcer), wysoce zcybernetyzowany i ciężko opancerzony typ, dysponujący potężną siłą ognia, która zapewnia mu zarówno to, co aktualnie dzierży we własnych dłoniach, jak i działka wysuwające się z jego zbroi. Osoby, które grały w Borderlands 2, być może właśnie przypominają sobie osobnika o takim imieniu... i być może właśnie trochę się krzywią na to wspomnienie. Kolejna grywalna postać to Athena (The Gladiator), quasi-antyczna wojowniczka uzbrojona w miecz plazmowy i tarczę kinetyczną. Ta druga okaże się szczególnie użyteczna, jako że absorbuje część obrażeń, a także da się korzystać z niej na sposób Kapitana Ameryki – czyli ciskać niczym dyskiem. Tę postać mogliśmy przedtem spotkać jako jednego z NPC-ów zlecających misje w dodatku The Secret Armory of General Knoxx do pierwszej części Borderlands.

Trzecią postacią – ponownie płci żeńskiej – jest Nisha (The Lawbringer), kosmiczna „kowbojka” z prawdziwego zdarzenia, mająca wśród swoich atrybutów kapelusz z szerokim rondem i parę rewolwerów. Znawcy Borderlands 2 mogą znać ją pod mianem Szeryfa Lynchwood (The Sheriff of Lynchwood) i również niemiło spotkanie z nią wspominać. Natomiast na koniec prawdziwa gratka: czwarta grywalna postać to Claptrap. Tak, mający podejrzanie ludzkie usposobienie robot o pudełkowatym kształcie i specyficznym poczuciu humoru – maskotka całej serii – będzie mógł chwycić karabin w rękę (?) i ruszyć do boju pod imieniem Fragtrap. I żeby nie było niedomówień: mówimy tutaj dokładnie o tym samym modelu robota, który wita nas u progu przygody w obu dotychczasowych odsłonach serii. Niestety, na tę chwilę nie znamy jeszcze pełnego zakresu umiejętności poszczególnych postaci (braki dotyczą zwłaszcza Nishy i Claptrapa).

Wypluwanie ton ołowiu, walka na ziemi i w powietrzu.

Australijska krew

Skoro cofnęliśmy się już do początku gry i ekranu wyboru postaci, zróbmy jeszcze parę kroków w tył i powiedzmy kilka słów na temat genezy Borderlands: The Pre-Sequel. Jak twierdzi Randy Pitchford, tytuł ten jest wynikiem mnogiej liczby pomysłów, które kłębiły się w głowie deweloperów z Gearbox Software a których nie można było zrealizować w formie kolejnych DLC do drugiej części. Wtedy na scenę wkroczyło studio 2K Australia (było to w marcu 2013 roku), przyjmując prośbę Pitchforda o sklecenie nowej gry z serii Borderlands, wraz z kodem drugiej odsłony cyklu i napędzającym ją silnikiem.

Jednak zespół z krainy kangurów nie miał jedynie za zadanie słuchać poleceń napływających z teksańskiej siedziby Gearbox – sporo dołożył też od siebie. Jak twierdzą redaktorzy serwisu Eurogamer, którzy mieli przywilej uczestnictwa w imprezie poświęconej ujawnieniu omawianej gry, wpływy Australijczyków uwidoczniają się chociażby w akcencie mieszkańców Elpis i w niektórych żartach, wyśmiewających pewne zjawiska charakterystyczne dla najmniejszego kontynentu świata.

Niestety, w tym wypadku strzał przeciwnikowi w szybkę raczej nie zakończy walki.

Trójkę wybierz, trójkę, panie!

Takie a nie inne pochodzenie The Pre-Sequel jest jedną stroną medalu, jeśli chodzi o wyjaśnienie, dlaczego nie zdecydowano się na zrobienie jakościowego kroku naprzód, oferując grafikę i interfejs wzięte żywcem z Borderlands 2 oraz wsparcie tylko dla sprzętu starej generacji. Druga sprawa to opory dewelopera przed zbyt szybkim angażowaniem się w rywalizację na polu next, a właściwie już currentgenów. Według słów prezesa Gearbox Software, przygotowanie wersji na PlayStation 4 i Xboksa One jest jeszcze zwyczajnie nieopłacalne – bo na świecie wciąż znajduje się znacznie mniej egzemplarzy obu konsol niż sprzedanych kopii ostatniej odsłony serii.

Niemniej, Borderlands 3 bez wątpienia kiedyś powstanie – biorąc pod uwagę popularność marki, jest to więcej niż pewne. Obecnie Gearbox Software w dalszym ciągu dłubie przy swoich tajemnych projektach, więc na kolejną przygodę na „pograniczu” przyjdzie nam poczekać jeszcze ładnych parę lat. Randy Pitchford przewiduje, że rentowność konsol nowej generacji objawi się na trzecią lub czwartą Gwiazdkę od premiery tych urządzeń, więc może pełnoprawna trzecia część trafi w nasze ręce nie wcześniej niż w 2016-2017 roku?

Elpis nie ma tak malowniczych krajobrazów jak na Pandorze, ale wciąż jest na czym zawiesić oko.

„Przed-sequel” lepszy niż nic?

Jednak wróćmy do tematu Borderlands: The Pre-Sequel i podsumujmy zebraną wiedzę. Dość wyraźnie widać, że będziemy mieli do czynienia z projektem przeznaczonym przede wszystkim dla tych, którzy mieli już styczność z serią i są jej entuzjastami. Jeśli do tej pory nie polubiliście Borderlands, to The Pre-Sequel raczej tego nie zmieni. Osobiście, mimo pewnego rozczarowania, jakie budzi zatrzymanie się dewelopera przy siódmej generacji i starzejącej się technologii, dostrzegam w tym tytule atuty, które czynią go dla mnie wartościowym wkładem w całość. Nie wiem jak Wy, ale my chętnie wskoczymy w buty (?) Claptrapa, by pobawić się w zmniejszonej grawitacji i poznać bliżej Handsome Jacka. O ile tylko znajdziemy czas i pieniądze w natłoku wielu większych hitów zapowiedzianych na ten rok.

Krzysztof Mysiak

Krzysztof Mysiak

Z GRYOnline.pl związany od 2013 roku, najpierw jako współpracownik, a od 2017 roku – członek redakcji, znany także jako Draug. Obecnie szef Encyklopedii Gier. Zainteresowanie elektroniczną rozrywką rozpalił w nim starszy brat – kolekcjoner gier i gracz. Zdobył wykształcenie bibliotekarza/infobrokera – ale nie poszedł w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni. Zanim w 2020 roku przeniósł się z Krakowa do Poznania, zdążył zostać zapamiętany z bywania na tolkienowskich konwentach, posiadania Subaru Imprezy i wywijania mieczem na firmowym parkingu.

więcej

Borderlands: The Pre-Sequel!

Borderlands: The Pre-Sequel!