Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Lost Ark Publicystyka

Publicystyka 12 września 2016, 17:00

Analizujemy grę Lost Ark – pogromcę Diablo III z gwintem na pokładzie

Gdy Blizzard zasypia i spowalnia rozwój Diablo III, hack’n’slashowa konkurencja podnosi głowę. Przed Wami Lost Ark – najbardziej efektowna gra typu „siecz i rąb”, jaką widział świat.

LOST ARK W SKRÓCIE:
  • MMORPG w konwencji hack’n’slasha, szykowane z myślą o modelu free-to-play;
  • dzieło koreańskiego zespołu Tripod, które doczeka się również wersji anglojęzycznej;
  • produkcję wyróżnia bardzo efektowna, dynamiczna akcja i śliczna grafika na silniku Unreal Engine;
  • nacisk na kooperacyjne wyzwania PvE, ale nie brakuje też zmagań PvP;
  • akcja toczy się w otwartym świecie fantasy, w którym funkcjonuje i magia, i dość zaawansowana technologia;
  • do wyboru 18 zróżnicowanych klas postaci;
  • gra powstaje wyłącznie na PC;
  • obecnie trwają zamknięte beta-testy w Korei Południowej.

Ostatnimi czasy na rynku klasycznych hack’n’slashy zapanowała pewna stagnacja. Od „poważnej” premiery w tym gatunku – gry Grim Dawn stworzonej przez ludzi, którzy wcześniej dali światu Titan Questa – minęło ponad pół roku. Jednocześnie Blizzard wyhamował z rozwijaniem Diablo III (choć to pewnie tylko cisza przed jakąś większą zapowiedzią), więc entuzjaści sieczenia i rąbania obecnie nie bardzo mają się czym ekscytować. Jedno obiecujące Wolcen: Lords of Mayhem to trochę mało – zwłaszcza że o tej grze ostatnio również jakoś cicho – sytuacji nie poprawiają znacząco zapowiedzi takich pozycji jak Vikings: Wolves of Midgard czy Book of Demons. Wobec powyższego warto nieco poszerzyć horyzonty i zajrzeć do Korei Południowej, gdzie powstaje właśnie kilka ciekawych gier sieciowych, które powinny przypaść do gustu miłośnikom hack’n’slashy. W niniejszym tekście zajmiemy się bodaj najbardziej interesującym spośród tych tytułów – Lost Ark studia Tripod.

Gdy zielony pasek dojdzie do końca i atak się naładuje, po tej grupce przeciwników nie zostanie nawet mokra plama.

Diablo dobra grafika

Co takiego przyciąga do Lost Ark? Może zabrzmi to banalnie, ale w dużej mierze chodzi o szeroko pojętą oprawę wizualną. Nie oszukujmy się, o sile gry w omawianym gatunku decyduje nie tylko poziom dopieszczenia mechaniki czy różnorodność i obfitość wyzwań, ale również to, czy całość odpowiednio okazale prezentuje się w akcji. W końcu fundamentem hack’n’slashy jest walka, a ta dostarcza większej satysfakcji, gdy towarzyszy jej wykonywanie spektakularnych ataków oraz efektowne unicestwianie przeciwników i dewastowanie otoczenia, prawda? Dlatego warto podkreślić, że dzieło Koreańczyków będzie mieć to wszystko. W dodatku starcia okażą się emocjonujące, bowiem twórcy stawiają na zręczność gracza i dynamikę. Z tego, co można wywnioskować z udostępnionych fragmentów gameplayu, umiejętności specjalne przeładowują się stosunkowo szybko, ale korzystać z nich trzeba precyzyjnie, ponieważ przeciwnicy nacierają na bohatera dziesiątkami, a celowanie odbywa się ręcznie (nie przewidziano automatycznego namierzania wrogów). Mało tego, możemy wzmacniać swoje ataki i/lub łączyć je w kombinacje, aktywując kolejne zdolności w odpowiednim momencie. Nie muszę chyba tłumaczyć, iż nie jest to wcale łatwa sztuka, zważywszy na zamieszanie, jakie panuje na ekranie – zwłaszcza że przy tym wszystkim należy jeszcze chronić własną skórę i uskakiwać przed niebezpieczeństwami.

Wielkie bitwy to zaledwie wierzchołek góry lodowej epickości.

Jednak efektowna grafika i obiecująca mechanika walki to tylko część atrakcji. Równie istotne jest, jak w ogólnym zarysie prezentuje się rozgrywka w produkcji studia Tripod – a to, co dzieje się na ekranie, deklasuje wszystko, co do tej pory widzieliśmy w hack’n’slashach. Rozgrywce towarzyszą cut-scenki na silniku gry, jakich nie powstydziłby się rasowy slasher z widokiem trzecioosobowym, a dodatkowo atrakcyjności zabawie przydają skrypty.

Świetnie zilustrowano to w powyższym zwiastunie (z sierpnia), rozpoczynającym się od wbijających w fotel scen szturmu na twierdzę. Bohater zbliża się do murów na wieży oblężniczej w asyście setek żołnierzy, a kamera swobodnie „pływa” po polu bitwy – nie odbierając jednak graczowi kontroli nad postacią – i np. pokazuje, jak pociski z armat niszczą sąsiednie wieże. Słowem, takiego spektaklu nie powstydziłoby się nawet For Honor – a w toku przygód podobne efekciarstwo wystąpi, jak się zdaje, na każdym kroku. Dotyczy to zwłaszcza potyczek z bossami, które formą również przypominają wspomniane slashery. W zwiastunach omawianej gry deweloper pokazuje widowiska, podczas których gracze np. pomagają sobie rozstawionymi na arenie balistami, walcząc z potworem atakującym spod powierzchni zamarzniętego jeziora, albo manipulują otoczeniem, by utorować sobie drogę na szczyt wieży, podczas gdy po piętach depcze im rozszalała bestia, zawalając schody rumowiskiem.

Sieciowe Diablo z gwintem na pokładzie

Niby akcja toczy się w realiach fantasy, ale nie brakuje tu zdobyczy dość zaawansowanej technologii, jak karabiny maszynowe czy nawet mechy.

Zaprezentowawszy największe atuty Lost Ark, wypadałoby wreszcie określić, czym tak właściwie ten tytuł jest. Chociaż na pierwszy rzut oka wygląda jak mniej więcej klasyczny hack’n’slash, dzieło studia Tripod w istocie stanowi grę MMORPG z prawdziwego zdarzenia, wykorzystującą dla niepoznaki rzut izometryczny (który notabene robi się w tym gatunku coraz popularniejszy). Przekłada się to na obecność gigantycznego otwartego świata do eksploracji, rozbudowanego systemu rzemiosła, licznych opcji personalizacji postaci, a także różnorakich aktywności poza uczestnictwem w „zwykłych” wyprawach po skarby i doświadczenie. Te ostatnie obejmują takie atrakcje jak żeglowanie po morzach na pokładach własnych statków, łowienie ryb, branie udziału w zawodach picia piwa, a nawet rozgrywanie pojedynków w wirtualnej karciance (niczym zabawa w gwinta w Wiedźminie 3). Najważniejsze są jednak, rzecz jasna, interakcje z graczami. Lost Ark stawia przede wszystkim na rozgrywkę PvE, co w tym przypadku oznacza nacisk na przemierzanie świata i wykonywanie zadań do spółki z innymi użytkownikami (dotychczasowe materiały wideo sugerują, że preferowane są czteroosobowe grupy). Co ciekawe, bohaterowie będą pomagać sobie nie tylko w walce, ale także w eksploracji – na podobnej zasadzie jak np. w platformówkach z serii LEGO.

Jak przystało na grę MMO, w Lost Ark nie może zabraknąć aktywności takich jak łowienie ryb.

Szczytową formą kooperacji mają być tradycyjnie rajdy, podczas których zdobywaniu najcenniejszych skarbów towarzyszyć będą największe – i najbardziej emocjonujące – niebezpieczeństwa. Do tego dochodzi okazjonalne mierzenie się ze „światowymi bossami” (World Boss), którym może stawiać czoła nawet kilkunastu graczy naraz, a także Cube Mode, w którym grupki użytkowników odpierają fale wrogów na zamkniętych arenach. Nie zabraknie też atrakcji dla entuzjastów zabawy PvP. Wprawdzie jak dotąd studio Tripod ujawniło tylko istnienie Colosseum, gdzie bohaterowie staną do walki w formatach 1 na 1 lub 3 na 3, ale można oczekiwać, że z czasem ujrzymy więcej form aktywności tego rodzaju.

Ocean możliwości

Walki z bossami nierzadko będą wymagały korzystania z pomocy, jakie oferują elementy otoczenia.

Czas wrócić do mechaniki rozgrywki, bo do omówienia została jeszcze jedna cecha szczególna Lost Ark. Mianowicie w grze ma znaleźć się aż 18 klas postaci – i sądząc po tych siedmiu, które zostały ujawnione do tej pory, będą one na tyle zróżnicowane, że wybór okaże się diablo trudny. Mamy tu m.in. devil huntera, który korzysta naprzemiennie z trzech rodzajów broni palnej (pistoletów, karabinów i strzelb), ciężko opancerzonego warlorda, walczącego czymś na kształt wielkiego miecza połączonego z ręcznym działem, arcanę, która aktywuje losowe efekty, odkrywając magiczne karty z ręki, a także korzystającego z pomocy przywoływanych stworzeń summonera. Co więcej, gracze będą mogli dopasować poszczególne umiejętności postaci do własnych preferencji, modyfikując je na trzech płaszczyznach w ramach systemu Tripod.

Nie takie azjatycki, jak się wydaje

Lost Ark wygląda jak tradycyjny hack'n'slash, ale w istocie jest to rasowe MMORPG.

A co Lost Ark ma do zaoferowania od strony fabularnej? Na tym akurat polu raczej nie powinniśmy oczekiwać rewelacji. Oto trafimy do magicznej krainy, której grozi zagłada ze strony niejakiego Kazerosa i jego armii demonów, a jedynym sposobem na ocalenie tego świata jest złożenie z rozrzuconych po uniwersum gry części potężnego artefaktu – tytułowej Zaginionej Arki. Może jednak wyświechtaną historyjkę zrekompensują wspomniane wcześniej efektowne cut-scenki, jak również jakieś ciekawe wątki poboczne przeplatające się z główną osią wydarzeń? Obiecująco brzmią też zapewnienia, że wszystkie klasy postaci będą mieć indywidualny rys biograficzny – byłoby miło, gdyby przełożyło się to na unikatowe zadania dla każdej z nich.

Przygodę czasami będzie przerywała konieczność utorowania sobie dalszej drogi, np. poprzez zbliżenie do siebie lewitujących wysp.

Na koniec warto podkreślić, że mimo koreańskiego rodowodu stylistyka Lost Ark nie jest zanadto „azjatycka”. Owszem, nie brakuje wielkich mieczy i wydumanych zbroi, a po sylwetkach mężczyzn i kobiet (bardziej tych pierwszych, o dziwo) widać, że postacie stanowią owoc wyobraźni mieszkańców Dalekiego Wschodu, ale w ogólnym zarysie klimat nie odbiega znacząco od tego, do czego przyzwyczaiło nas „zachodnie” fantasy. Największe odstępstwo od stylu Diablo III stanowi chyba kolorystyka, która w omawianej grze jest wyraźnie jaśniejsza, oraz obecność wspomnianej wcześniej dość zaawansowanej technologii. Nawet występujący tu ładunek przemocy jest mniej więcej taki sam jak w dziele Blizzarda.

Analizujemy grę Lost Ark – pogromcę Diablo III z gwintem na pokładzie - ilustracja #3

Co bardziej zorientowani gracze na pewno wiedzą, że w Korei powstaje także trzecia odsłona serii Lineage, która w ogólnym zarysie mocno przypomina Lost Ark. Studio Tripod zdaje sobie sprawę z tego podobieństwa, ale zapewnia, że jego dzieło będzie znacznie bogatsze w zawartość, a do tego przeznaczone jest wyłącznie na pecety, podczas gdy Lineage Eternal: Twilight Resistance ma być grą multiplatformową.

Czekamy na hit

Na zbliżeniach grafika może nie powalać szczegółowością, ale pamiętajmy, że siła Lost Ark tkwi w tym, jak gra wygląda w ruchu - i w rzucie izometrycznym.

Podsumowując, dzieło studia Tripod zapowiada się nadzwyczaj smakowicie. Choć sam nie przepadam ani za gatunkiem MMO, ani za dalekowschodnimi produktami, zapis rozgrywki z Lost Ark momentalnie przykuł moją uwagę i przyprawił mnie o szybsze bicie serca. Mimo wszystko jednak trzeba brać poprawkę na to, że tytuł ten wciąż skrywa przed nami sporo tajemnic. Czy w parze ze zjawiskową oprawą wizualną będzie szła równie dopracowana i wciągająca rozgrywka? Czy model free-to-play nie zostanie zaimplementowany wraz z inwazyjnymi mikropłatnościami, przeradzając się w pay-to-win? Czy 18 klas to nie za dużo do wyważenia (dla dewelopera) i do wyboru (dla graczy)? Przynajmniej część tych wątpliwości powinna rozwiać się, gdy dostaniemy szansę wypróbowania Lost Ark. Obecnie w zamkniętych beta-testach biorą udział Koreańczycy, a po nich następni w kolejce są Chińczycy, ale możemy oczekiwać, że w przyszłym roku do poszukiwań Zaginionej Arki zostaną zaproszeni również Amerykanie i Europejczycy. Nie wiem jak Wy, ale ja na pewno postaram się być jednym z nich.

Krzysztof Mysiak

Krzysztof Mysiak

Z GRYOnline.pl związany od 2013 roku, najpierw jako współpracownik, a od 2017 roku – członek redakcji, znany także jako Draug. Obecnie szef Encyklopedii Gier. Zainteresowanie elektroniczną rozrywką rozpalił w nim starszy brat – kolekcjoner gier i gracz. Zdobył wykształcenie bibliotekarza/infobrokera – ale nie poszedł w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni. Zanim w 2020 roku przeniósł się z Krakowa do Poznania, zdążył zostać zapamiętany z bywania na tolkienowskich konwentach, posiadania Subaru Imprezy i wywijania mieczem na firmowym parkingu.

więcej

Lost Ark

Lost Ark