Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Mad Max Publicystyka

Publicystyka 6 marca 2015, 16:10

autor: Luc

6 powodów, dla których warto czekać na grę Mad Max od twórców Just Cause

Mad Max to kinowa legenda, która ma szansę przeżyć drugą młodość. Efektowna, szalona akcja oraz bardzo oryginalny świat zapewniły serii ogromny sukces 30 lat temu – teraz deweloperzy ze studia Avalanche próbują przenieść atuty filmu do świata gier wideo.

Postapokaliptyczne klimaty obecnie nikogo specjalnie nie szokują, ale nie zawsze tak było. Współczesna wizja rzeczywistości po nuklearnej wojnie w dużej mierze opiera się na tym, co swego czasu mogliśmy zobaczyć na kinowych ekranach, a prym wiodła wówczas właśnie trylogia Mad Max. Powstała na przełomie lat 70. i 80. nie była wprawdzie pierwszym dziełem poruszającym tę tematykę, ale to właśnie filmy z Melem Gibsonem rozpowszechniły ideę Pustkowi, którą podłapali inni reżyserzy... oraz twórcy gier wideo. Zaskakujące w tym wszystkim jest to, że mimo ogromnej popularności przygody Maxa Rockatansky’ego nie doczekały się zbyt wielu konwersji na komputery czy konsole, a jeśli już podejmowano jakieś próby, zwykle kończyły się one w mało spektakularny sposób. O grach na podstawie świata wykreowanego przez George’a Millera nikt dziś nie pamięta, ale niedługo może się to zmienić. Choć po zapowiedziach w 2013 roku produkcja określana po prostu jako Mad Max wzbudziła ogromne nadzieje, na pewien czas słuch o niej całkowicie zaginął. Wraz ze zbliżającym się zmartwychwstaniem filmowej serii (Mad Max: Na drodze gniewu zawita do kin już w maju) rozpędu nabrała także promocja samej gry. Okazuje się, że pomysłu nie tylko nie zarzucono, ale całość zapowiada się wręcz lepiej, niż moglibyśmy się spodziewać. Dzięki dziennikarzom Game Informera, którzy rozmawiali niedawno z twórcami z Avalanche Studios, dowiedzieliśmy się wielu niezwykle interesujących szczegółów.

SKĄD SIĘ WZIĄŁ MAD MAX?

6 powodów, dla których warto czekać na grę Mad Max od twórców Just Cause - ilustracja #2

W nadchodzącą wielkimi krokami produkcję zapewne nigdy byśmy nie zagrali, gdyby nie zapoczątkowana ponad 30 lat temu filmowa seria. O co jednak w ogóle chodziło w kinowej trylogii? W pierwszej części, która ukazała się w 1979 roku, Max Rockatansky jest policjantem – mimo że postapokaliptyczna rzeczywistość nie należy do najbardziej przyjaznych, wykonuje swoją pracę wzorowo, regularnie chwytając przestępców. Podczas jednego z pościgów za niejakim Night Riderem (liderem miejscowego gangu) dochodzi jednak do okropnego wypadku, w którym opryszek ginie na miejscu. Jego pobratymcy w akcie zemsty najpierw zabijają przyjaciela Maxa, a gdy ten ostatni próbuje porzucić służbę i stara się nie pakować więcej w kłopoty – także jego rodzinę. Nie zastanawiając się długo, Rockatansky postanawia pomścić śmierć bliskich i wyeliminować tych, którzy zrujnowali mu życie. Po osiągnięciu celu przekonuje się jednak, że wciąż nie przyniosło mu to ukojenia i decyduje się wyruszyć w nieznane – o jego kolejnych przygodach opowiada drugi, jak się okazało, jeszcze bardziej udany film, wyprodukowany już dwa lata później. Sequel, noszący nazwę Mad Max II: The Road Warrior, skupiał się na dalszym rozprawianiu z panoszącymi się na Pustkowiach gangami – tym razem główny bohater mierzył się z grupą kierowaną przez Lorda Humungusa, która regularnie terroryzowała ludność zamieszkującą okolice jednej z ocalałych rafinerii. Film zrealizowano z jeszcze większym rozmachem, a że zdobył wielkie uznanie fanów pierwszej części, zachęciło to twórców do stworzenia trzeciej odsłony, zatytułowanej tym razem Mad Max pod Kopułą Gromu. Produkcji tej jednak nie przyjęto już równie ciepło jak jej poprzedniczek. A jak będzie w przypadku kolejnej, czwartej już, odsłony? Na kontynuację czekaliśmy równe 30 lat – Mad Max: Na drodze gniewu pojawi się w kinach jeszcze w tym roku i choć za reżyserię ponownie odpowiada George Miller, a główne role powierzono prawdziwym gwiazdom (m.in. Tom Hardy jako tytułowy bohater), wciąż nie wiadomo, czego spodziewać się po owym powrocie serii.

Max Rockatansky już na pierwszy rzut oka wygląda na kogoś, z kim lepiej nie zadzierać.

Jeszcze lepiej poznamy samego Maxa

Kiedy w 2013 roku zapowiadano grę, wszyscy sądzili, że będziemy mieć do czynienia ze stosunkowo wierną adaptacją filmowych przygód Rockatansky’ego. Szybko jednak okazało się, że twórcy mają odrobinę inne plany i własną wizję tego, jak powinny przedstawiać się losy Wojownika Pustkowi. Oznacza to, że zobaczymy całkowicie nowy rozdział z jego historii zamiast odtwarzania tego, co już znamy. W Mad Maxie nasz bohater już na początku znajdzie się w sytuacji nie do pozazdroszczenia – jego legendarny Interceptor zostanie skradziony i rozebrany na części, zaś sam Max, ciężko ranny, pozostawiony na pewną śmierć na pustyni. Walcząc o przeżycie, postaramy się dotrzeć w jedyne miejsce, w którym być może nareszcie odnajdziemy spokój i przestaniemy pakować się w tarapaty – do niemal mitologicznego regionu nazywanego Równinami Ciszy. Są one jednak niezwykle daleko i bez odpowiednio szybkiego auta nigdy tam nie trafimy.

W Mad Maxie zdobycie nowego samochodu będzie zresztą jednym z naszych pierwszych i najważniejszych zadań. Strata Interceptora jest bolesna, ale to przecież nie koniec świata – zbudujemy bowiem nową „bestię”, dzięki której nie tylko dotrzemy do ostatecznego celu podróży, ale też przy okazji zemścimy się na tych, którzy niedawno nas ograbili. Wiadomo zresztą, kto stoi za tym niecnym występkiem – to banda niejakiego Scrotusa, która od dłuższego już czasu terroryzuje pobliskie rejony i traktuje Pustkowia jak swoją własność. Motywy działania bohatera będą więc zbliżone do tego, co widywaliśmy do tej pory w filmach, ale to, z kim i w jaki sposób się zmierzymy, to już całkowicie odrębna historia. Dla fanów uniwersum musi być to nie lada gratka – w przeciągu kilku miesięcy, po trzech dekadach czekania, otrzymają dwa nowe, odrębne rozdziały przygód swojego ulubionego bohatera.

Świat będzie szalenie klimatyczny

Postapokaliptycza wizja wykreowana w filmowej serii od samego początku była czymś wyjątkowym. Połączenie klimatów steampunkowych z niemalże plemiennymi zasadami wydaje się dość specyficzną mieszanką, ale – jak się okazało – ludzie właśnie to pokochali. Co nie powinno nikogo szczególnie zdziwić, w Mad Maxie ujrzymy jeszcze więcej tego samego. Pomijając już tak oczywiste kwestie jak charakterystyczne stroje postaci, możemy liczyć także na całą masę miejsc, które nie tylko przypomną to, czym fani serii się zafascynowali, ale też zaoferują mnóstwo oryginalnych i niewidzianych wcześniej elementów. Podczas rozmowy z dziennikarzami Game Informera twórcy wspomnieli o kilku lokacjach, które odwiedzimy w trakcie podróży. Będzie to m.in. zniszczony statek, zamieszkany przez grupkę osób głęboko wierzących w rychły powrót wody (ta w obecnej rzeczywistości jest niezwykle rzadka i cenna), natrafimy także na zrujnowane zameczki pełne dziwaków oraz tzw. Gastown, przypominające wiecznie płonące rafinerie – tu swoją siedzibę ma gang samego Scrotusa.

Świat, który odwiedzimy, nie tylko będzie mieć specyficzny klimat, ale zaoferuje także mnóstwo możliwości.

Sporą część z tych miejsc da się niejako „wyzwolić” – zlikwidowanie wpływów bandytów w danym regionie i zajęcie tzw. „twierdzy” będzie przypominać to, co widzieliśmy niedawno chociażby w Far Cry 4. Co ciekawe, Pustkowia, na które trafimy, nie mają żadnych twardych granic. Na otwartej mapie nie zobaczymy konturów, poza które nie będzie można pójść czy pojechać – nie oznacza to jednak, że świat jest nieskończony. Po dotarciu do pewnego pułapu okaże się, że w niektórych strefach nie da się normalnie funkcjonować – szalejące burze, dziwne elektryczne wyładowania oraz różne zabójcze pułapki nasilą się do tego stopnia, że przeżycie w tym regionie ma graniczyć z cudem... Choć nie będzie niemożliwe. Twórcy zdradzili, że ci, którym się to uda, mogą liczyć na specjalne nagrody, takie jak unikatowe elementy do wykorzystania przy ulepszaniu samochodu.

Mnóstwo ciekawych i intrygujących postaci

Już dla samego Maxa Rockatansky’ego warto byłoby poświęcić tej pozycji odrobinę czasu, a to nie jedyna interesująca postać na Pustkowiach. Podczas naszych podróży niemal na każdym kroku natrafimy na oryginalnych bohaterów, wykreowanych przy udziale ekipy filmowej – o ich jakość i wierność kanonowi uniwersum martwić się więc nie należy. Podczas rozmowy z Game Informerem twórcy sporo czasu poświęcili niejakiemu Chumbucketowi – lekko zwariowanemu, ale jednocześnie szalenie utalentowanemu mechanikowi, który będzie najbliższym towarzyszem Maxa. Dwójka ta pozna się w dość nietypowych okolicznościach (o ile można mówić o takowych w postapokaliptycznej rzeczywistości) – Rockatansky niedługo po wypadku na pustyni spotka psa, z którym spróbuje dotrzeć do najbliższego miejsca, gdzie dałoby się uzupełnić zapasy.

Niektórzy nigdy się nie nauczą – zadzieranie z Maxem musi się źle skończyć.

Wierny zwierzak szybko jednak wpadnie w sidła zastawione przez Chumbucketa. Ten, kompletnie wygłodzony, już będzie szykować się do konsumpcji tego jakże rzadkiego rarytasu, na szczęście po rozmowie z protagonistą zrezygnuje z posiłku na rzecz czegoś istotniejszego – realizacji własnych marzeń. Mianowicie stworzenia absolutnie najlepszego auta, jakie kiedykolwiek piasek pustyni widział. Otaczający silniki i technikę wręcz religijną czcią Chumbucket przystanie na propozycję wspólnego podróżowania i w ten oto sposób poznamy pierwszą z wielu unikatowych postaci. Choć nie ostatnią – natrafimy także na Jeeka, cierpiącego na dziwne bóle głowy, które „leczy” poprzez okaleczanie swojego ciała w innych miejscach, czy choćby Gutgasha stojącego na czele wyznawców kultu wody, którzy – aby przeżyć – karmią się częściami własnego ciała.

Będziemy siać postrach na Pustkowiach za kółkiem

Utracony Interceptor to wielka tragedia, nie oznacza to jednak, że Max zrezygnuje z posiadania własnych czterech kółek. Doskonale zdając sobie sprawę, że w postapokaliptycznej rzeczywistości szanse na przeżycie ma się znacznie większe, gdy siedzi się za kierownicą, wspólnie ze wspomnianym Chumbucketem zbuduje kolejne cacko aspirujące do miana legendy Pustkowi. Ochrzczone jako Magnum Opus początkowo nie odegra zbyt wielkiej roli, ale wraz z postępem rozgrywki oraz odszukiwaniem kolejnych części zmieni się w prawdziwą bestię. To, w jaki sposób ulepszymy nasz pojazd, ma całkowicie leżeć w gestii gracza – do dyspozycji otrzymamy m.in. kolce zakładane na koła, wyrzutnię harpunów, dodatkowe wydechy plujące na goniących nas przeciwników ogniem czy chociażby drut kolczasty, którym da się opleść maskę. Dodajmy do tego masę takich elementów jak inny silnik, system hamulców oraz całe bebechy, a okaże się, że każdy z graczy będzie dysponować odmiennym samochodem, w zależności od tego, czego użyje do jego konstrukcji.

Wygląd Magnum Opus będzie zależeć wyłącznie od nas.

Modyfikacje nie odegrają zresztą tylko kosmetycznej roli – wpłyną bezpośrednio na osiągi samochodu, należy jednak pamiętać, że nie wszystkie usprawnienia idą ze sobą w parze. Mocniejszy silnik to w teorii świetne rozwiązanie, ale bez dobrych hamulców szybko pożałujemy, że w niego zainwestowaliśmy. Ciekawe jest także to, że Magnum Opus nie będzie jedynym autem, którym pokierujemy. Nic nie stanie na przeszkodzie, by chwilowo zasiąść za kółkiem innego pojazdu, ale należy liczyć się z tym, że mało co będzie w stanie dorównać temu, co stworzy Chumbucket! Wygląd oraz moc naszego głównego samochodu będziemy mogli zaprezentować innym graczom – Mad Max nie otrzyma wprawdzie trybu multiplayer, ale twórcy chcą udostępnić opcję oglądania dzieł pozostałych osób, a to powinno dodatkowo zmobilizować do ciągłego ulepszania czterech kółek, nawet po osiągnięciu miażdżącej przewagi nad przeciwnikami.

6 powodów, dla których warto czekać na grę Mad Max od twórców Just Cause - ilustracja #2

Zdradzono także co nieco na temat tego, jak wyglądać będzie walka poza samochodem. Od czasu do czasu przyjdzie nam zmierzyć się w bezpośrednich pojedynkach z różnymi oponentami – choć otrzymamy do dyspozycji broń palną, to z uwagi na niezwykle rzadką amunicję znacznie częściej będziemy wymierzać sprawiedliwość za pomocą pięści. System ma przypominać ten znany chociażby z serii o Batmanie, stworzonej przez studio Rocksteady. W Mad Maxie także będziemy wyprowadzać kombinacje ciosów dzięki odpowiednio skoordynowanym w czasie atakom, blokom oraz kontrom.

Rozgrywka została zaprojektowana z myślą o tym konkretnym uniwersum

Studio Avalanche zna się na robieniu sandboksów jak mało kto – seria Just Cause jest tego najlepszym przykładem, nie oznacza to jednak, że w przypadku Mad Maxa postanowiono po prostu wziąć sprawdzoną formułę i opakować ją w postapokaliptyczną otoczkę. Gra filmową trylogię ma przypominać nie tylko wyglądem, ale także sposobem zaprojektowania najistotniejszych mechanizmów rozgrywki. A te wbrew pozorom bardzo mocno będą rzutować na klimat tytułu. W czym to wszystko ma się przejawiać? Chociażby w tak trywialnym aspekcie jak regenerowanie życia. Z racji tego, że Max nie zamierza unikać walki, nie raz i nie dwa podupadnie na zdrowiu. Zamiast grzecznego wyczekiwania, aż to „odnowi się samo”, albo klikania na znajdujące się w ekwipunku miksturki, trzeba będzie odrobinę się namęczyć, aby zdobyć wodę oraz pożywienie stawiające nas z powrotem na nogi.

Świat będzie pełen smaczków, przypominających o tym, w jakiej rzeczywistości się znaleźliśmy.

Przykładowo, aby zdobyć pokarm, będziemy musieli uważnie obserwować niebo – widząc krążące w oddali stado sępów, zorientujemy się, że w tamtym rejonie znajduje się jakaś padlina. Z samego gnijącego truchła użytku jednak nie zrobimy, ale Max być może wygrzebie z niego jakoweś robaki – a te w końcu jak najbardziej należą do jadalnych. Podobnie jak pałętające się tu i ówdzie gryzonie, na które zapewne zapolujemy za pomocą prymitywnych narzędzi. Wszystko to oznacza, że pozyskanie jakichkolwiek surowców czy przedmiotów potrzebnych do przeżycia, będzie wymagać sporych nakładów pracy. Dokładnie tak, jak powinno to wyglądać w postapokaliptycznej rzeczywistości. Wyjątkiem ma być samo paliwo, do którego z oczywistych względów otrzymamy nieograniczony dostęp – gdyby faktycznie miało kończyć się po chwili, większość czasu spędzilibyśmy chodząc, zamiast pędzić przez Pustkowia w naszym Magnum Opus.

Przy produkcji gry Mad Max aktywnie pomagał sam George Miller

To być może największy atut, jakim grywalny Mad Max może się poszczycić. Ciekawa, emocjonująca i intrygująca rozgrywka to jedno, ale fakt, że nad projektem czuwał nie kto inny, tylko twórca filmowej serii, praktycznie gwarantuje, że będziemy mieć do czynienia z pozycją wierną uniwersum niemal w każdym calu. Z racji kręconego w tym samym czasie Mad Max: Na drodze gniewu reżyser oczywiście nie uczestniczył w całym procesie produkcji, ale brał aktywy udział w fazie kreowania głównych bohaterów oraz zasad, jakie mają obowiązywać na wirtualnych Pustkowiach. To, jakie osobowości nadano Maxowi, Chumbucketowi i całej reszcie, w dużej mierze zależało więc od tego, w jaką stronę ich rozwój skierował Miller. Później większość procesów kreacyjnych oddano już całkowicie w ręce studia Avalanche, ale filmowy zespół wciąż miał wgląd w to, co dzieje się z fabułą oraz poszczególnymi lokacjami. W rozmowie z Game Informerem, twórcy gry powiedzieli wprost:

W pewnym momencie produkcji, gdy ustaliliśmy już historię, główne postacie, zaś samo uniwersum wręcz „wpleciono” w nasze DNA, pozwolono nam na samodzielną pracę nad pozostałymi elementami rozgrywki – czyli umieszczeniem tego wszystkiego w wybuchowej, sandboksowej formule, którą tak dobrze znamy. Podczas gdy my obudowywaliśmy koncept odpowiednią mechaniką, George Miller pracował już intensywnie nad filmem – od tego momentu nie mógł już aktywnie uczestniczyć w rozwijaniu poszczególnych pomysłów, ale na bieżąco informowaliśmy jego zespół o tym, jak idą nasze prace.

Bez nutki szaleństwa żadna produkcja spod znaku Mad Maxa nie mogłaby się obejść. - 2015-03-06
Bez nutki szaleństwa żadna produkcja spod znaku Mad Maxa nie mogłaby się obejść.

Z uwagi na różnice między kinową a wirtualna rozrywką nie wszystkie elementy gry będą więc idealnym odwzorowaniem filmowej rzeczywistości, ale nie oznacza to, że gdzieś w trakcie prac zagubiono duszę i klimat Mad Maxa. Zresztą fakt, że cały projekt zyskał ostatecznie akceptację George’a Millera, świadczy o tym chyba najlepiej.

Mad Max

Mad Max