Widziałem, słyszałem i czułem 50-tonowy dowód na pozytywny wpływ gier na świat - i długo tego nie zapomnę
Powiedzieć, że gry wideo są popularne, to nic nie powiedzieć. Ale są takie momenty, gdy ta popularność przynosi zaskakujące efekty. Jak wtedy, gdy zapełnia muzeum czy pomaga wyremontować zabytkowy czołg.

Czasami gry naprawdę zmieniają świat. Czasami to wirtualna rzeczywistość wpływa na tę realną, a nie na odwrót. Wiecie, jak wtedy, gdy naukowcy badali rozprzestrzenianie się epidemii, posiłkując się słynną plagą z World of Warcraft. Ale trudno o bardziej dobitny przykład takiej sytuacji od ważącego 50 ton stalowego potwora, którego silnik ryczy jak tysiąc dovahkiinów naraz, a spaliny śmierdzą mocniej niż Biedna Pier**lona Piechota po 25 kilometrach marszu w czerwcowym upale. Chcę Wam bowiem opowiedzieć o tym, jak miłość do gry wypełniła tłumami brytyjskie Muzeum Czołgów, a memiczny pojazd z tej samej produkcji spowodował, że pamięć historyczna zyskała jeden potężny eksponat więcej.
Ryk historii
Jest rok 2010, ruszają pierwsze wersje World of Tanks, sieciowej strzelanki, w której sterujemy drugowojennymi czołgami. To nisza, która do tej pory przyciągała głównie miłośników historii czy modelarzy, a teraz powoli dołączają do nich gracze. Przez lata wirtualne czołgi stale się zmieniają – ulepszany jest silnik graficzny, do gry trafiają setki pojazdów. Nie zmienia się tylko jedno – miłość fanów do stalowych potworów, głównie tych historycznych, bo to na nich skupia się WoT.
Gdzieś tam w tle tej opowieści jest sobie brytyjskie Muzeum Czołgów, które założono w 1947 roku w Bovington, bazie wojskowej w południowej Anglii. The Tank Museum, bo tak brzmi jego nazwa, posiada bardzo bogate zbiory, bodaj największe na świecie, a wśród nich taką drugowojenną klasykę jak M4 Sherman, Tiger I oraz Tiger II czy T-34. Co więcej, owo muzeum nie tylko te maszyny posiada, ale też wiele z nich utrzymuje w dobrej kondycji – obecnie aż 50 różnych czołgów jest w stanie jeździć. Nic więc dziwnego, że od wielu lat Muzeum Czołgów organizuje doroczny Tankfest, czyli imprezę dla miłośników stalowych bestii, w trakcie której największą atrakcją jest właśnie pokaz jeżdżących czołgów na specjalnej arenie, znajdującej się przed głównym gmachem The Tank Museum.

Kiedy popularność World of Tanks stale rosła, a twórcy z Wargamingu powoli przestawali już mieć pomysły, co zrobić z zalewającymi ich konta pieniędzmi, pojawiła się idea, żeby nawiązać kontakt z Bovington. Nie jest to zresztą jedyna tego typu placówka, z którą ów deweloper wszedł w kooperację, ale na pewno najbardziej znana. I od wielu lat ta współpraca przynosi korzyści obu stronom. Jak powiedzieli mi przedstawiciele muzeum, publiczność Tankfestu to w coraz większym stopniu fani gry, a miejsca na tegoroczną imprezę po raz pierwszy w historii w całości się wyprzedały (a to znaczy, że sprzedano aż 24 tysiące biletów).
Najnowszym efektem współpracy The Tank Museum z Wargamingiem jest rekonstrukcja czołgu FV4005, który mogłem zobaczyć i usłyszeć (na Tankfeście – nie bez powodu – można kupić zatyczki do uszu), a także poczuć jego spaliny. Pokaz brytyjskich czołgów na arenie, jedną z kilku prezentacji w trakcie dnia, uświetnił właśnie ten „chonky boi”, którym jest FV4005. Naszą redakcję do Bovington zaprosił Wargaming, który co roku współorganizuje ten event, a także celebruje go wirtualnie w grze. I powiem Wam, że ujrzenie tych jeżdżących stalowych potworów to niesamowite doświadczenie dla każdego miłośnika militariów i pancernej wojskowości.
A co to w ogóle za czołg?
W World of Tanks już lata temu znalazły się wszystkie mniej lub bardziej znane czołgi z czasów drugiej wojny światowej. Chcąc więc rozwijać swoją grę, Wargaming był zmuszony wprowadzać do WoT-a przeróżne prototypy czy wręcz sam projektować czołgi na bazie pojedynczych rysunków technicznych – dobrym tego przykładem jest wiele polskich czołgów, w tym szczególnie drzewko czołgów ciężkich, którego szczyt oparto na projektach z inżynierskich prac dyplomowych. Wiele osób na to narzeka albo z tego żartuje, ale mnie to czołgowe SF się podoba. Wargaming robi wiele, żeby trzymać się jakichś szczątkowych źródeł historycznych, więc nawet jak powstają tzw. „czołgi UFO”, to przynajmniej mogą być dla największych miłośników militariów inspiracją do poszerzania wiedzy. A poza tym pamiętajmy, że to tylko gra, a nie książka naukowa – ma przede wszystkich sprawiać frajdę.
No i jednym z takich prototypów, które Wargaming wstawił do WoT-a, jest FV4005, czyli brytyjska awangardowa konstrukcja powojenna, która miała być odpowiedzią na ciężkie sowieckie czołgi. Rosja tuż po wojnie z byłego sojusznika w walce z Hitlerem szybko przekształciła się w śmiertelnego wroga z czasów zimnej wojny. Szukając kontry dla najpotężniejszych pojazdów Stalina (nazwanych, tak na marginesie, od jego imienia), brytyjscy inżynierowie stworzyli ciekawy prototyp. Na podwoziu udanego czołgu Centurion zamontowali ogromną wieżę, a do niej wsadzili jeszcze większe działo o kalibrze 183 mm (dla porównania – słynne niemieckie działo z tygrysa to 88 mm). Ostatecznie tak wielkie armaty okazały się ślepą ścieżką rozwoju broni przeciwpancernej. A 70 lat później z tego prototypu została tylko wieża...

Przy czym musicie wiedzieć, że FV4005 to w World of Tanks czołg memiczny. Wielki jak stodoła, a więc łatwy do dostrzeżenia i trafienia. Od tej stodoły (po ang. barn) otrzymał zresztą od społeczności graczy swój niezbyt chlubny pseudonim: shitbarn. A czemu shit? Bo z jednej strony zadaje ogromne obrażenia (wiele czołgów może zdmuchnąć raptem jednym trafieniem, co jest oczywiście szalenie wkurzające dla ich właścicieli), z drugiej zaś ma wyjątkowo niecelne działo, co oczywiście denerwuje samych grających FV4005. Więc to taka wkurzająca maszyna, z którą wielu graczy ma skomplikowaną relację. Trudno w każdym razie przejść obok niej obojętnie. Rozumiecie już zapewne, że to nie przypadek, iż to właśnie ten pojazd został zrekonstruowany i pokazany z trakcie Tankfestu. To nie jest jakiś tam czołg z WoT-a. To TEN czołg. To shitbarn.
To zresztą nie pierwszy taki bezpośredni wpływ popularności nietypowych pojazdów z World of Tanks na Muzeum Czołgów. TOG II to inny czołg-mem – o ile jednak FV4005 da się osiągać niezłe wyniki, o tyle TOG II jest tak kiepski, że aż zabawny. Nie bez przyczyny zresztą bywa nazywany piniatą: może i jest ogromny, ale przy tym powolny, a na dodatek ma słaby pancerz – no po prostu idealny przeciwnik. Trudno się nie uśmiechnąć, gdy ujrzy się kogoś w tym czołgu. No i ten okropny TOG II stał się swego rodzaju maskotką graczy, a w efekcie Muzeum Czołgów wyeksponowało go na swojej wystawie (jak w każdym muzeum wiele zbiorów, tutaj akurat stalowych maszyn, przechowywanych jest w magazynie – na szczęście dostępnym dla każdego).
No i tak wygląda ten wpływ gry na The Tank Museum – a jego efekty są namacalne, głośne i potrafią ważyć 50 ton.

A co dobrego na GOL-u?
Rekonstrukcja i pokaz FV4005 to niejedyne dobre wiadomości związane ze światem gier z ostatniego tygodnia. Fani Wiedźmina 3 nie próżnują – dzięki moderom Dziki Gon wzbogacił się o wyścigi łódek. Była to poboczna aktywność, którą CD Projekt RED skasował jeszcze w trakcie tworzenia gry. A teraz, wykorzystując REDkit, udało się te wyścigi odtworzyć.
Dowiedzieliśmy się też, że Nintendo chce, aby gry robili ludzie, a nie sztuczna inteligencja. Japońska korporacja co prawda zamierza trzymać rękę na pulsie, ale wcale nie marzy się jej, żeby AI zastępowało homo sapiens. Nintendo zawsze uchodziło za firmę bardzo konserwatywną pod wieloma względami (choć akurat nie awangardowych projektów swoich konsol) i tutaj ta jego specyficzna ostrożność stanowi miłą odmianę po tych wszystkich huraoptymistycznych wypowiedziach na temat AI, które najczęściej, o czym warto pamiętać, wygłaszają ludzie z rozwojem sztucznej inteligencji związani.
A jeśli szukacie ciekawego tekstu, to polecam Wam bezbłędnego jak zawsze Adama Bełdę, który bardzo szczegółowo i bardzo merytorycznie analizuje „triggerujący” wielu temat trigger warningów. Jako że lipiec to miesiąc bez większych premier, w wolnej chwili rzućcie też okiem na ten recenzencki rodzynek, w którym Zbigniew Woźnicki ocenia najnowszy dodatek do Final Fantasy XIV. Na koniec chciałem Wam natomiast polecić dwa materiały wideo – jeden to Pecetowe Dziady, w których Łosiu i T_bone dzielą się swoją miłością do czeskiego gamingu. A drugi to nasz cykliczny Przegląd tygodnia, w którym opowiadam trochę więcej o Tankfeście – możecie tam też zobaczyć moje nagrania z tej imprezy.

GRYOnline
Gracze
Steam
Komentarze czytelników
Marky Konsul

Byłem 6 lat temu i Tank Museum, polecam bardzo każdemu miłośnikowi militariów, nie tylko w trakcie imprezy, ale też normalnie. Zbiory rzeczywiście mają największe na świecie, jeśli o czołgi chodzi, bo jeśli liczyć inne rodzaje pojazdów to są większe.
Poza nim jeśli chodzi o tego rodzaju muzea to warto zobaczyć Deutsches Panzermuseum w Munsterze w Niemczech, Muzeum Czołgów w Kubince w Rosji (obecnie z wyjazdem może być problem, ale może kiedyś..., a warto bo mają między innymi jedynego zachowanego Mausa, Kugelpanzera czy Moździerz Karl-Gerät 040) , Muzeum Techniki Wojskowej Lešany w Czechach, Försvarsfordonsmuseet Arsenalen w Szwecji, Wehrtechnische Studiensammlung w Kobalencji no i nasze Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu.
stud3nciq Pretorianin
Ta gra to czyste P2W z bardzo dobrze ukrytymi mechanizmami typowymi dla gier hazardowych.
Wargaming w tym roku zamknął forum WoTa, a dwa miesiące temu całkiem usunęli do niego dostęp - lata aktywności graczy po prostu zostały wywalone w błoto. Zostawili tylko Discorda, który jest znacznie mniej funkcjonalny.
Rozegrałem tu ponad 30 tysięcy bitew. Nowym mogę powiedzieć jedno: nie warto było. Oddając tu strzał tak naprawdę obstawiasz zakład. Losujesz:
- rozrzut, który jest taki że z 300 m na pełnym skupieniu możesz w ogóle nie trafić w stojący czołg, oczywiście celując w sam środek wrogiej maszyny. Tyle dobrego, że pocisków nie "rzuca" po całym kółku, bo wtedy nikt by w to nie grał. Wartość sigmy rozrzutu jest ustawiona tak żeby większość strzałów lądowała w centrum. Ale i to wystarczy, żeby gracze rwali włosy z głowy ze złości.
- penetrację, która może uzyskać wartość do 25% wyższą lub niższą od podawanej przy pocisku. Jeśli Losowość zechce, to stuprocentowo pewny strzał po prostu się odbije;
- obrażenia czołgu - też 25%. Może się okazać, że czołg który teoretycznie jest "na strzała" jednak przetrwa trafienie i się odwinie.
- w przypadku przebicia - szansę na uszkodzenie modułu (33%) i zranienie załoganta (chyba 25%, nie pamiętam)
- w przypadku uszkodzenia silnika - szansa na pożar. Zniszczenie zbiorników = gwarantowany pożar.
Od razu odpowiem: tak, w innych grach też występuje losowość. Ale tutaj jej wpływ jest tak GIGANTYCZNY, że po prostu nie da się tego zignorować. A jeśli ktoś spróbuje to zbagatelizować, to ja nie mam nic dobrego do powiedzenia o jego intelekcie.
Gra oferuje moduły i materiały eksploatacyjne, które można zamontować na czołgu i poprawić swoje szanse:
- pociski premium o dużo większej penetracji, co znacząco zwiększa szansę na zadanie obrażeń przeciwnikowi. Tyle, że takie pociski kosztują dużo. Zwykły pocisk 120 mm do czołgu T110E5 (258 mm penetracji) kosztuje 1060 kredytów. Pocisk premium (340 mm peny) - 4400 kredytów. A w bitwie wystrzeliwuje się średnio 10-20 pocisków. Różnice potrafią być jeszcze wyższe. Zwykły pocisk 150 mm do E-100 (246 mm penetracji) kosztuje 1260 kredytów. Pocisk premium (334 mm penetracji) - 6000.
- duże racje bojowe - zwiększają umiejętności załogi o 10%, co przekłada się na większą celność, szybsze przeładowanie, większy zasięg widzenia i ogólnie lepsze zachowanie maszyny - ale jeden taki zestaw kosztuje 20 000 kredytów. Ich praktyczna użyteczność jest bardzo duża - mimo że to tylko 10%, potrafią bardzo mocno zwiększyć celność, znacznie większa ilość pocisków ląduje w środku kółka.
- duże apteczki i zestawy naprawcze, które przyspieszają czas naprawy, skracają ogłuszenie i naprawiają od razu wszystkie moduły lub leczą całą załogę - kosztują 20 000 kredytów/sztuka.
- specjalne moduły - fioletowe (do kupienia tylko za obligacje, ew. do zdobycia w specjalnych eventach) albo czerwone ("z nagród") które mają lepsze statystyki od zwykłych modułów kosztujących nawet 600 000 kredytów za sztukę. Co ważne: zwykłe moduły są "stopniowane" (mają trzy poziomy), co oznacza że modułu kupionego na poziomie VI nie przeniesiesz do czołgu na poziomie X.
Do czego to prowadzi? Pooglądajcie sobie np. Twitcha. Gracze, którzy umiejętnościami wgniatają w ziemię takich jak ja grają na takich właśnie bogatych zestawach i złotej amunicji. Mają włączone rezerwy zwiększające zarabianie kredytów w bitwie - rezerwy osobiste dają 50% bonusu, do tego rezerwy klanowe 30%.
I nawet oni, mimo że wykręcają w bitwie fantastyczne wyniki (co przekłada się na spory przychód) wychodzą ostro na minus, tj. tracą duże ilości kredytów w każdej bitwie. Bo i co z tego że zarobią 80 000 kredek i więcej, skoro same zestawy eksploatacyjne zeżrą 60 000 kredytów, naprawa 15 000, a amunicja - patrz wyżej.
Zwykły gracz, który nie osiąga takich wyników i ma jeszcze mniejsze przychody - dostaje po portfelu jeszcze mocniej.
Jeszcze kilka lat temu (tak do ok. 2018-2019) nie było to takim wielkim problemem. Dawało się spokojnie grać bez tych wspomagaczy, używając złotej amunicji tylko wtedy gdy naprawdę było trzeba. Przeciętny gracz (a takim jestem) zarabiał bez problemu na tierze X - nie były to duże sumy, ale nie było też tornada w portfelu. Niestety, od dłuższego czasu czołgi i rozgrywka są tak balansowane, że bez racji bojowych i amunicji premium gra się coraz trudniej. W grze można zobaczyć, czym do ciebie strzelają - na X poziomie często się zdarza, że obrywam wyłącznie złotymi pociskami. Nawet na niższych poziomach gracze szaleją. Nie ma w tym nic dziwnego, skoro nawet słabe punkty maszyn są tak małe, że bez racji bojowych trudno w nie trafić - albo tak dobrze opancerzone, że zwykłym pociskiem trudno jest je przebić.
Ale nie martwcie się - jest rozwiązanie: czołgi premium. Zerknijcie na listę maszyn w grze (nie wiem - może tanks.gg/list). Czołgów premium na 8 poziomie jest tyle, że trzeba sporo się naszukać żeby znaleźć zwykłą maszynę. Bitwy na 8 poziomie składają się prawie wyłącznie z maszyn premium - odrabianie strat po bitwie na wyższych poziomach i farmienie kredytów w celu zakupu czegoś lepszego to w tej grze norma. Dobry czołg premium kosztuje grubo powyżej 100 zł. Oczywiście konto premium (44 zł miesięcznie) to obowiązek - samo w sobie daje to +50% do zarobków i doświadczenia w bitwie, bez tego gra na wyższych poziomach to jeszcze większa katorga.
Do tego dochodzą oskarżenia o manipulacje ukrytymi statystykami typu rozrzut - radzieckie maszyny wydaja się znacznie celniejsze niż inne nacje mimo iż statystyki mówią inaczej. Ale to jest niemożliwe do udowodnienia - wyliczenia odbywają się na serwerze.
cenzura Pretorianin

"Ostatecznie tak wielkie armaty okazały się ślepą ścieżką rozwoju broni przeciwpancernej. " - dlaczego?
MatPL1122 Pretorianin

Jak ktoś chce postrzelać z fv4005 czy jak niektórzy mówią z lodówy to polecam bardziej War Thundera niż WoTa, mniej p2w przez mechanikę gry, a i zabijanie na strzała Mausa bawi bardziej.
Asmodeus Senator
W tym roku nie dalem rady na Tankfest (przeprowadzka itp, przewalilem terminy i biletow juz nie bylo) - FV4005 widzialem w zeszlym roku jeszcze w garazu/warsztacie (tam, gdzie trzymaja tone unikatów na skale swiatowa). Fajnie, ze "jezdzi". Chociaz mimo wszystko wolalbym zobaczyc kiedys Jagdtigera na chodzie :P