Jeśli znudziły wam się wędrówki po Cyrodiil, a szybka podróż nie jest w waszym stylu, zawsze można wsiąść na rumaka i podziwiać okoliczności przyrody z siodła. To możliwe nawet z lotu ptaka, choć taka forma zazwyczaj kończy się potrzebą wymiany wierzchowca.
Gry Bethesdy zapisały się w branży gier wideo jako całkiem niezłe sandboxy. Tysiące godzin, jakie można spędzić w RPG-ach ze stajni Toda Howarda, to efekt otwartych i ciekawych światów, które stanowią żyzny grunt zarówno pod modyfikacje, jak i historie opowiadane w głównych wątkach fabularnych. Jest to jednak miecz obusieczny, ponieważ swoboda, jaką dają te gry czasami bywa zgubna.
Dobrym tego przykładem jest odświeżona wersja Obliviona, która pomimo swoich oczywistych zalet - byciem tak plastyczną grą, że możecie spędzać w niej długie godziny na samych immersywnych aktywnościach pobocznych, a jeśli czegoś wam w niej brakuje, zawsze mogą załatać to modyfikacje – ma też swoje wady. Jedną z nich, choć dość zabawną, jest stan, w jaki możecie wprowadzić swojego wierzchowca, jeśli za bardzo nakarmicie go magią.
Jeden z użytkowników Reddita - Bottlecap_riches, postanowił sprawdzić limity i określić „końską dawkę” magii, która mogłaby czasowo zwiększyć... liczbę koni mechanicznych jego wierzchowca. W efekcie jego czworonogi środek transportu osiągnął zawrotną prędkość i wystrzelił w powietrze jak rakieta, ale przy próbie lądowania pożegnał się z życiem w dość zabawny sposób.
By osiągnąć podobny rezultat, gracz najprawdopodobniej skorzystał z jednego z ołtarzy do pisania własnych zaklęć i powtarzał czynność rzucania czaru wielokrotnie, aż jego koń osiągnął maksymalne wartości prędkości, akrobatyki i wrażliwości na magię, co tylko zmaksymalizowało efekt.
Choć ostatnia jazda wierzchowca jest ciosem wymierzonym w policzek immersji, to społeczność graczy zdaje się nie być tym faktem specjalnie poruszona. Wskazują jednak, że podniesienie statystyki akrobacji mogłoby zwiększać odporność na upadki z wysokości, co znacząco zwiększyłoby przeżywalność „koni doświadczalnych”.
Podsumowując - „zaklęcie Pegaza” pokazuje, że w sandboxach granica między epicką przygodą a kompletną farsą jest wyjątkowo cienka. To niewinne doświadczenie z magią szybko przerodziło się w widowiskową lekcję fizyki z dość bolesnym zakończeniem, przynajmniej dla konia, ale to chyba cały urok tego typu gier.
GRYOnline
Gracze
Steam
OpenCritic
2

Autor: Jonasz Gulczyński
Kulturoznawca, który urodził się z padem od PSX-a w ręku. Z GRYOnline.pl współpracuje od października 2024 roku, gdzie głównie zajmuje się nowinkami z branży gier z apetytem na bardziej skomplikowane publikacje. Swoje najmłodsze lata spędzał w Górniczej Dolinie, a obecnie nie stroni od strategii turowych wszelkiej maści. Miłośnik prozy Lovecrafta, a także twórczości Quentina Tarantino i Roberta Eggersa. Prywatnie również fan uniwersum Warhammer Fantasy, w którym spędził niezliczoną liczbę godzin zarówno jako gracz, jak i mistrz gry w papierowym wydaniu.