Niedawno mogłem zagrać w Vampire: The Masquerade – Bloodlines 2 raz jeszcze, ale tym razem musiałem zmierzyć się z pewną niekonsekwencją i dość wymagającym bossem.
Po przejściu samego początku gry w domowym zaciszu na gamescomie miałem okazję raz jeszcze wypróbować Vampire: The Masquerade – Bloodlines 2, kontynuując opowieść Phyre’a oraz detektywa Fabiena dokładnie od momentu, w którym skończyłem. Dodatkowa godzina rozgrywki nie zmieniła diametralnie mojego zdania, ale za to pozwoliła zwrócić uwagę na kilka nowych rzeczy, które nie znalazły się w demie udostępnionym wcześniej prasie. Jeśli jednak nie pamiętacie tamtego tekstu, przypomnę tylko, że świat przedstawiony i sama historia wydawały się intrygujące, ale walka była bardzo drewniana i monotonna, co negatywnie wpływało na rozgrywkę.
Fragment gry, który przyszło mi poznać na targach, rozpoczął się przeskokiem w czasie do Seattle z lat 20. XX wieku i wcieleniem się w drugą grywalną postać produkcji The Chinese Room – detektywa Fabiena. Znalazłem się nagle w pubie, gdzie miałem zbadać sprawę brutalnego morderstwa dokonanego na zapleczu. Samo przeniesienie akcji wydaje się dość ciekawym zabiegiem, dającym szansę na ujrzenie danej miejscówki z innej perspektywy i wczucie się w ten specyficzny klimat noir, potęgowany przez specjalny, szary (a jakże) filtr oraz dym papierosowy wydobywający się z ust każdego rozmówcy.
Dzięki specjalnym zdolnościom detektywa byłem w stanie wyciągnąć od niektórych postaci więcej informacji. Umiejętności te ograniczały się wyłącznie do opcji dialogowych; jestem ciekaw, czy w dalszej części gry dostaniemy szansę na ich rozwój i czy będą przydatne również poza konwersacją.
Natomiast bardzo rozczarował mnie brak konsekwencji przy wyborze wypowiadanych przez bohatera kwestii. Podczas przesłuchiwania jednego ze świadków specjalnie kliknąłem opcję, która mogła mieć oczywiste negatywne następstwa, ale gra, zamiast faktycznie zaserwować mi jakieś przykre skutki złego wyboru, pozwoliła odbyć całą konwersację raz jeszcze, od nowa, jak gdyby nic się nie stało, a czas sam magicznie się cofnął. Rozmowa ta była oczywiście oskryptowana, ale wolałbym, żeby tak jak w każdym dobrym RPG pozwolono mi na granie w moim własnym stylu, nawet jeśli moje decyzje będą nieoptymalne. Podkreślę jeszcze, że nie udało mi się doprowadzić do drugiej takiej sytuacji, ponieważ demo przeniosło mnie z powrotem do ciała Phyre’a, by kontynuować wątek morderstwa już w czasach bardziej nam współczesnych. Tutaj nie przyszło mi już dokonywać ważnych wyborów, a jedynie decydować o tym, czy dana postać będzie do mnie mniej lub bardziej przychylnie nastawiona.
Żeby znaleźć sprawcę, musiałem odwiedzić kilka lokacji i zbadać ślady, które jeden po drugim prowadziły mnie do rozwiązania zagadki. Rzecz jasna, każdy napotkany trop był skrupulatnie komentowany przez Fabiena, który – przypominam – z niewyjaśnionych jeszcze powodów siedzi w głowie naszego bohatera. Przeprowadzanie tego śledztwa wymagało przemieszczania się po dachach Seattle, co okazało się całkiem przyjemnie zrealizowane dzięki specjalnym umiejętnościom Phyre’a pozwalającym na sprint, powolne opadanie w powietrzu i szybkie wspinanie się – oczywiście po przeznaczonych do tego rurach znajdujących się na ścianach budynków. Alternatywą dla takiego sposobu poruszania się było po prostu zachowywanie się jak przykładny obywatel i chodzenie po chodnikach Szmaragdowego Miasta, pamiętając przy tym, by nie naruszać zasad Maskarady, bo inaczej spotkają nas niemiłe konsekwencje.
Po dotarciu do finału dema czekał na mnie spory fragment polegający na dłużącej się walce z falami przeciwników. Wrażenia z samych starć już opisywałem; teraz dodam tylko, że nic się w tym elemencie gry nie zmieniło i nadal jest to dla mnie najsłabsza strona Bloodlines 2. Na samym końcu lokacji czekał na mnie boss – nie będę tutaj niczego spoilerował, dodam tylko, że był on typem osiłka, który zadawał bardzo duże obrażenia i miał kilka ciekawych asów w rękawie, a samo starcie obejmowało trzy fazy, które jednak dość szybko stawały się monotonne. Moja strategia na wszystkich etapach polegała na zbiciu paska zdrowia przeciwnika, wyssaniu jego krwi i odpowiednim zarządzaniu umiejętnościami specjalnymi, które stanowiły klucz do sukcesu. Potyczka ta okazała się dość wymagająca, ale mam wrażenie, że wynikało to z trochę zbyt przydługiego paska zdrowia bossa.
Pomimo mojego narzekania nadal uważam, że Bloodlines 2 ma kilka ciekawych rozwiązań. Fabuła i intryga wokół głównych bohaterów napawają optymizmem, a głosy postaci i oprawa wizualna wypadają naprawdę dobrze. Oczywiście na tego typu pokazach gra się na potężnych pecetach, więc nie jestem w stanie powiedzieć za dużo na temat optymalizacji – liczba klatek na sekundę była bardzo stabilna, nawet kiedy podczas walki coś wybuchało w tle. Nie natrafiłem też na poważne bugi – ot, czasem wyrzucony za pomocą telekinezy pistolet rozpływał się w powietrzu.
Bloodlines 2 zapewne nie będzie miało łatwego startu, ale koniec końców, wydawca zdaje się zwracać uwagę na głosy społeczności i zrezygnował z antykonsumenckiego pomysłu zamknięcia dwóch klanów za "paywallem" płatnego DLC. Jak obroni się sama produkcja – zobaczymy po premierze, czyli 21 października.
Data wydania: 21 października 2025
GRYOnline
Gracze
Steam
OpenCritic
2

Autor: Maciej Bogusz
Absolwent Filologii Angielskiej na Uniwersytecie Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie. Jego praca magisterska dotyczyła analizy lokalizacji gry The Last of Us. Z GRYOnline.pl związany od 2023 roku – pracuje jako tłumacz w serwisie Gamepressure.com. Przygodę z grami wideo rozpoczął na Pegazusie, a z czasem przeszedł do obozu Sony. Fan RPG-ów, strategii, soulslike’ów i innych wymagających produkcji, a także tytułów oferujących angażujące opowieści. Uważa, że Wiedźmin 3: Dziki Gon to najlepsza gra na świecie. Ponadto uwielbia książki historyczne (analizowanie przebiegu bitew to dla niego chleb powszedni) oraz filmy i seriale animowane.