Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 17 lipca 2022, 11:55

autor: Karol Laska

Blizzard zabił najlepszą grę w swoim gatunku i nigdy mu tego nie wybaczę

Ostatnio światem powinna wstrząsnąć wiadomość o tym, że Blizzard kończy wspierać Heroes of the Storm aktualizacjami. Tak się jednak składa, że nie wstrząsnęła. Pewnie dlatego, że gra była w stanie agonalnym od lat. Całkowicie niezasłużenie.

Heroes of the Storm nie żyje. Jeden rabin by się z tym zapewne nie zgodził, w końcu serwery gry dalej działają i działać będą, do śmierci im daleko. Drugi rabin odrzekłby natomiast, że Ameryki nie odkryłem, bo MOBA ta umiera w męczarniach od paru dobrych lat – zresztą na życzenie Blizzarda.

Tym razem jednak moja niegdyś ulubiona firma przypieczętowała los HOTS-a, całkowicie ucinając jakiekolwiek nadzieje dotyczące nie tylko nowych treści, ale i aktualizacji balansujących rozgrywkę. Jeden rabin powie, że to dobra wiadomość, gracze w końcu mogą sobie pograć bez obaw o inwazyjne dla gameplayu zmiany, a tych kilkunastu nieszczęśników oddelegowanych przez „Zamieć” do opieki nad grą w końcu ma szansę na przełamanie wypalenia zawodowego. Drugi rabin z kolei uzna to za tragiczny i nieunikniony moment w historii istnienia produkcji i wzgardzi dotychczasowymi poczynaniami Blizzarda. Tym drugim rabinem jestem ja.

Przyznam bez lania wody, że piecze mnie tyłek. Oficjalnie zakopano bowiem grę, którą uważam za najlepszą i najoryginalniejszą w swoim gatunku. O potencjale ogromnym, oczywiście w pełni niespożytkowanym. Mówię to z pozycji osoby, która przepaliła po tysiąc godzin w League of Legends i DOTA 2 – mam więc porównanie z czołowymi tytułami na rynku. Równie świetnymi, o wiele lepiej rozwijanymi, ale mimo to nie tak unikatowymi jak HOTS.

Blizzard zabił najlepszą grę w swoim gatunku i nigdy mu tego nie wybaczę - ilustracja #1

Bo mowa o MOB-ie, w której gra zespołowa to nie pusty slogan, tylko faktyczny wymóg ku zwycięstwu. Jedna osoba nigdy nie będzie w stanie ponieść na swych barkach całego teamu, nie znajdziecie tu „nafeedowanych” Masterów Yi czy Axe’ów wygrywających starcia jeden na pięciu. Tu każdy mord, zniszczenie budynku czy miniona to wydarzenie wzmacniające kolektyw. Dosłownie, ten sam pasek doświadczenia dzieli cała drużyna.

Bo mowa o MOB-ie niebojącej się implementacji nowych mechanik, map czy bohaterów całkowicie wychodzących poza gatunkowy szablon. Możliwość korzystania z wierzchowców na polu bitwy, walka o punkty kontrolne wszelkiej maści, wcielanie się w bossów o szczególnych zdolnościach czy pchanie wagonika bez skrupułów zapożyczone z Overwatcha (bo kto Blizzardowi z własnego podwórka kraść zabroni). Poza tym gdzie indziej zagracie jedną postacią sterowaną przez dwóch graczy, jedną postacią o sile trzech postaci czy trzema postaciami sterowanymi przez jednego gracza? No dobra, ten ostatni punkt odhacza dość wyczerpująco również DOTA 2, ale tak wszystko wszędzie naraz? Na tak wielu obszarach o tak odmiennych mechanikach? Na nudę tu narzekać nie można. Nawet teraz, w czasach pośmiertnych gry.

Bo mowa o MOB-ie będącej spoiwem wszystkich światów i marek autorstwa Blizzarda. Tą bezpieczną przystanią dla najważniejszych miejscówek i bohaterów z Diablo, StarCrafta, Warcrafta i Overwatcha. No i nie zapominajmy o Zaginionych wikingach. „Zamieć” stworzyła swoje własne multiwersum w ramach HOTS-a, a ja i wielu innych zapaleńców mogło się cieszyć z wyrównanych starć Tyraela z… Męcikiem. Irytujący mały murlok, tyle Wam powiem.

Blizzard zabił najlepszą grę w swoim gatunku i nigdy mu tego nie wybaczę - ilustracja #2

Tak więc stoję tu teraz obnażony, dzieląc się publicznie ciepłymi wspomnieniami z tej wieloletniej przygody, nie szczędząc jej miłych słów. Bo jako MOBA to produkt idealny, świeży, spełniający wszystkie standardy gatunku, a i odważnie je łamiący. Nie będę więc ściemniał, że to nic osobistego, bo „that sh*t is very personal”. Wiele rzeczy mnie jak dotąd w tym nowym, gorszym Blizzardzie od dawna wkurza. Zdążył mi obrzydzić Hearthstone’a, pozwolił mi zapomnieć o Overwatchu, a po żałosnej, o wiele za długiej, a przede wszystkim pozornej próbie podtrzymywania życia HOTS-a, wpędził go po cichu do grobu. I próbował to zrobić naprawdę bezszelestnie, media społecznościowe milczą, a rozgorzały tylko fanowskie, redditowe fora. I tego braku szacunku względem własnej perełki wybaczyć Blizzardowi nie zamierzam.

Jasne, prawo konsumenckie może nie zostało tutaj złamane, firma ma możliwość ucinania swoich projektów, ale po to właśnie jako odbiorca mam układ limbiczny, aby móc swój absmak, rozczarowanie i wściekłość w głośny sposób wyrażać. Czuj się więc przegrany, Blizzardzie, straciłeś grę, której stracić nie powinieneś. Udźwignąłeś ciężar gatunkowy, ale dla ciebie „długożyjąca” to może być wartość pieniądza, a nie gra online. Tym bardziej nie powinieneś był doprowadzić do sytuacji, by Heroes of the Storm stało się tworem „długoumierającym”. Bo nawet najgorszy kat gilotyny używa szybko i pewnie, a każdy szanujący się lekarz nie pozwala pacjentowi cierpieć na próżno.

PS Activision celowo nie zostało przywołane w powyższym tekście, ale duchowa forma wspomnianego hegemona będzie ciążyła nad owym artykułem już po wsze czasy.

O AUTORZE

Przegrał dużą część swojego życia na produkcjach Blizzarda. Warcraft 3 na kodach, Diablo 2 na dyskietce, Hearthstone na wiecznym farcie i HOTS na „tryhardzie”. Czeka na Diablo IV, pewnie trochę pogra w Overwatcha 2, szykuje się na pożegnalne parę partii z Heroes of the Storm.

Ból, smutek i irytacja? To definicja połowy moich twitterowych postów. Kliknij „follow” po więcej!

ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA

Ten tekst powstał z myślą o naszym newsletterze. Jeśli Ci się spodobał i chcesz otrzymywać kolejne felietony przed wszystkimi, zapisz się do newslettera.

Karol Laska

Karol Laska

Swoją żurnalistyczną przygodę rozpoczął na osobistym blogu, którego nazwy już nie warto przytaczać. Następnie interpretował irańskie dramaty i Jokera, pisząc dla świętej pamięci Fali Kina. Dziennikarskie kompetencje uzasadnia ukończeniem filmoznawstwa na UJ, ale pracę dyplomową napisał stricte groznawczą. W GOL-u działa od marca 2020 roku, na początku skrobał na potęgę o kinematografii, następnie wbił do newsroomu, a w pewnym momencie stał się człowiekiem od wszystkiego. Aktualnie redaguje i tworzy treści w dziale publicystyki. Od lat męczy najdziwniejsze „indyki” i ogląda arthouse’owe filmy – ubóstwia surrealizm i postmodernizm. Docenia siłę absurdu. Pewnie dlatego zdecydował się przez 2 lata biegać na B-klasowych boiskach jako sędzia piłkarski (z marnym skutkiem). Przesadnie filozofuje, więc uważajcie na jego teksty.

więcej