18 powodów, by kupić Switcha 2 na premierę. Nintendo przygotowało najmocniejszy line-up w historii
Podczas zamkniętego pokazu mogłem pograć w nowe tytuły zmierzające na Nintendo Switcha 2 i już wiem, które z nich kupię w dniu premiery. Uważam też, że wiele osób, które nie miały konsol Nintendo, może sięgnąć po Switcha 2.

Dzięki uprzejmości firmy Conquest, dystrybutora Nintendo w Polsce, miałem możliwość przetestować Nintendo Switcha 2 przed premierą i zapoznać się z nadchodzącymi nań grami. Przez cztery godziny pograłem zarówno w tytuły na wyłączność, jak i porty z innych konsol.
Uważam, że nawet jeśli do tej pory nie interesowały Was gry Nintendo, w tej generacji może się to zmienić. Ograniczenia techniczne, które mogły odrzucić wiele osób od Switcha, nie są tu tak widoczne, a i biblioteka tytułów na start zapowiada się bardzo obiecująco.
Nie bójcie się Mario Karta i Donkey Konga
Często czytam w internecie, że Mario jest dla dzieci, a produkcji Nintendo nie da się traktować poważnie, bo nie są to trzecioosobowe gry akcji, w których tylko główny bohater może uratować świat. Ten prześmiewczy opis pasuje do wielu pozycji AAA, które taśmowo trafiają na pecety i „duże” konsole. Wiele z nich jest nawet bardzo udanych, ale nie o to tu chodzi. Kiedy patrzycie na produkcje Nintendo, pewnie wydają się Wam „inne”, może nawet dziwne. Z tym, że one właśnie mają być inne, a ich cechą charakterystyczną jest to, że są nastawione na zabawę, i to taką, którą trudno poczuć, tylko oglądając zwiastun.
Podczas wydarzenia miałem okazję wypróbować grę Mario Kart World i krótko mówiąc – jestem zachwycony. To jest taki Mario Kart, o jakim zawsze marzyłem. Twórcy przygotowali największą w historii liczbę postaci jednocześnie obecnych na torze, bo aż 24. Dzięki temu każdy wyścig to prawdziwa walka o przetrwanie, i to czasem dosłownie, gdyż poza klasycznym wyścigiem można też wziąć udział w Knockout Tour. Mnie udało się doświadczyć tego trybu w najlepszej możliwej opcji, bo wraz z 23 innymi zawodnikami byliśmy rozstawieni w jednym miejscu. W dużym skrócie: po każdym kolejnym punkcie kontrolnym odpada kilku uczestników – aż do momentu, gdy dojedziemy do mety, którą będzie mógł przekroczyć tylko jeden, najlepszy, gracz. Nie jest to jakiś nowy patent w świecie gier wyścigowych, ale emocje, które towarzyszyły każdemu kolejnemu punktowi kontrolnemu, były ogromne i już czuję, że podczas zabawy online nie będą dużo mniejsze.
Spore zmiany wprowadzono też w kluczowych mechanikach gry. Ze zwiastunów wiecie już pewnie, że w trybie Grand Prix trzeba będzie jeździć od planszy do planszy, a nie „teleportować” się z jednej do drugiej, jak to miało miejsce do tej pory. Nieco inaczej działają też power upy rozrzucone po lokacjach. Te defensywne będą same „przyklejać” się do pojazdów podczas jazdy (do tej pory trzeba było trzymać je za sobą, żeby się bronić), a z kolei grzybków dających chwilowe zastrzyki turbo (coś jak nitro w serii Need For Speed) nie będzie można ukraść rywalowi, wjeżdżając w niego. W grze Mario Kart World w ogóle pojawią się nowe power upy i niektóre z nich będą wyłącznie kosmetyczne, pozwalając na odblokowywanie nowych strojów postaci.
Takich małych, ale całkiem istotnych nowości jest zresztą więcej. Po raz pierwszy w historii serii będzie można swobodnie kontrolować kąt kamery w trakcie wyścigu. Dodano opcję pływania na powierzchni wody, niczym w kultowym Wave Race 64. Nie będzie natomiast szansy szczegółowego dostosowywania kartów, tylko klasycznie wybierzemy je spośród gotowych projektów.
Bardzo ciekawie zapowiada się też otwarty świat, który da się swobodnie zwiedzać i trochę na modłę Forzy Horizon wykonywać w nim różne misje oraz odkrywać sekrety. Niestety, podczas wydarzenia nie mogłem go dobrze sprawdzić, bo grałem jedynie na wycinku mapy wybranym przez Nintendo. Stawiam jednak dość duże pieniądze na to, że twórcy przygotują mnóstwo mniej i bardziej oczywistych znajdziek, a sama eksploracja będzie odpowiednio nagradzana.
Kong Niszczyciel
Bardzo interesująco zapowiada się też Donkey Kong: Bananza, choć nim zainteresowanych jest pewnie znacznie mniej graczy niż grą Mario Kart World. Podczas pokazu mogłem sprawdzić całkiem długie i dopakowane akcją, 20-minutowe demo i już wiem, że zagram w to na premierę.
To platformówka 3D z nastawieniem na dosłowne rozbieranie poziomów na czynniki pierwsze. Nie ma ona w zasadzie nic wspólnego z poprzednim trójwymiarowym Donkey Kongiem 64 z 1999 roku ani tak naprawdę z żadną inną grą Nintendo z ostatnich lat. To właśnie sprawia, że rozgrywka jest bardzo świeża i nie przypomina niczego, w co ostatnio grałem.
Naszym głównym zadaniem jest oczywiście ukończenie poziomu. Po drodze trzeba pokonać kilkunastu przeciwników, wspiąć się na różne platformy – wiecie, klasyczna, platformowa zabawa, jak w Super Mario Odyssey. Do tego dodano jednak praktycznie niczym nieograniczoną destrukcję otoczenia i możliwość wykorzystywania jego elementów do budowania nowych platform oraz atakowania wrogów, np. głazem wyrwanym z ziemi. Dzięki temu, że Donkey Kong potrafi całkiem nieźle kopać, sekrety poukrywano dosłownie „w środku” poziomów i żeby znaleźć niektóre z nich, trzeba np. przekopać się przez jakąś górę niczym w Minecrafcie.
Nie sądziłem, że polubię Metroida 4
Do stanowiska z grą Metroid Prime 4: Beyond podszedłem pełen sceptycyzmu, bo do tej pory żadna część tej serii mnie nie porwała. Po prostu jakoś nie mogłem wciągnąć się w ten klimat, a sama rozgrywka w takim Metroid Prime Remastered wydawała mi się zbyt powtarzalna.
Wielkie było jednak moje zaskoczenie, gdy po odpaleniu Metroid Prime’a 4: Beyond zostałem rzucony w środek sceny rodem z Halo czy Mass Effecta, gdzie naprawdę roiło się od różnych rodzajów wrogów, plansza była pełna zawartości, a na końcu etapu czekał na mnie boss. Walka z nim to w ogóle najjaśniejszy punkt tego dema, bo bardzo spodobało mi się to, jak dużo mechanik twórcy zawarli w jednej potyczce. Musiałem skakać, unikać pocisków, celować w słabe punkty, wykorzystywać w zasadzie wszystkie atuty Samus, żeby go pokonać. Kiedy ostatecznie mi się to udało, czułem satysfakcję porównywalną z zabiciem bossa w Elden Ringu czy Sekiro.
Imponująco Metroid Prime 4: Beyond prezentuje się też od strony technicznej. Na Switchu 2 mamy dwa tryby rozgrywki – wydajności i jakości. Ten pierwszy pozwala na zabawę w 120 fps i rozdzielczości 1080p, a drugi w 60 fps i rozdzielczości 4K. Oba działają świetnie, nie odczułem żadnych spadków płynności animacji ani skalowania rozdzielczości. Co więcej, zaskakująco dobrze grało mi się Joy-Conami 2 w trybie myszy. Celowanie było dużo bardziej naturalnie niż w przypadku pada, choć pod koniec dema nieco bolał mnie prawy nadgarstek.
Te gry powinny tak działać i wyglądać od początku
Chyba największą bolączkę „dużych” tytułów na wyłączność Switcha stanowiła kiepska wydajność samej konsolki. Takie gry jak The Legend of Zelda: Breath of the Wild czy The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom działały w 30 klatkach na sekundę w rozdzielczości poniżej 1080p w docku. Nie będę ukrywał, że ograniczenia mocy pierwszego Switcha dawały mi się we znaki szczególnie w Tears of the Kingdom podczas używania specjalnych zdolności Linka. W trybie Ultrahand liczba klatek na sekundę potrafiła spadać nawet do 15!
W trakcie pokazu udało mi się zagrać w obie części serii The Legend of Zelda na Switchu 2 – zarówno w trybie przenośnym, jak i w docku – i muszę przyznać, że jest fantastycznie. Obie gry działają teraz w płynnych 60 klatkach na sekundę oraz rozdzielczości 1080p (handheld) lub 4K (w docku, ze wsparciem upscalingu DLSS). W niektórych momentach wygląda to niemal jak zremasterowana wersja, bo tekstury są wyświetlane w zdecydowanie wyższej jakości niż pierwotnie, zasięg rysowania jest większy, a rozdzielczość renderowania znacznie wyższa, co czuć. Jeśli do tej pory nie chcieliście grać w nowe „Zeldy”, bo odstraszało Was niestabilne 30 fps i niska rozdzielczość, po premierze Switcha 2 spokojnie możecie dać szansę tym wybitnym grom.
Moc portów, która mnie cieszy
Wydaje mi się, że dla tej szerszej, mniej „nintendowej” publiki dobrą wiadomością będzie to, że na premierę i krótko po niej Switch 2 otrzyma całą masę portów popularnych gier.
Jak na razie miałem okazję zagrać w Cyberpunka 2077, Hogwarts Legacy i Civilization VII i muszę przyznać, że moje doświadczenie różniło się dość mocno w zależności od tego, w co grałem. Wspólnym mianownikiem tych wszystkich tytułów jest jednak fakt, że działają mniej więcej tak jak na PS5 czy Xboksie Series X/S. To nie są gry okrojone w tak znaczny sposób jak Wiedźmin 3 czy Hogwarts Legacy na pierwszego Switcha, które miejscami trudno było rozpoznać. Porty na Switchu 2 używają dokładnie tej samej bazy, co wersje z „dużych” konsol, tylko często działają w niższych rozdzielczościach, w nieco niższych ustawieniach graficznych lub z ograniczeniem liczby klatek na sekundę.
Moje doświadczenia z rozgrywki w Cyberpunka 2077 na Switchu 2 opisałem szerzej w tym artykule. W dużym skrócie mogę jednak powiedzieć, że jest dobrze, lepiej niż na Steam Decku i raczej nie powinno być większych problemów na premierę. Akcja zaprezentowanego mi dema działa się w Dogtown, czyli najbardziej wymagającym miejscu w grze, i wszystko funkcjonowało naprawdę dobrze.
Przypadek Hogwarts Legacy jest dość podobny: dostajemy grę, która wygląda mniej więcej jak na Xboksie Series S, działa w 30 klatkach na sekundę i rozdzielczości 1080p (z upscalingiem DLSS). To ważne, bo nie jest to ani podrasowany kod ze Switcha, ani konwersja gry ze starej generacji konsol (PS4 i Xbox One), tylko aktualna wersja gry z obecnej generacji. W trakcie rozgrywki nie zauważyłem większych spadków wydajności, nawet latając na miotle w okolicy Hogwartu, co wymusza na sprzęcie naprawdę intensywną pracę i ładowanie dużej ilości zasobów. Jakość oprawy graficznej nie stoi co prawda na poziomie tej z PS5, ale jest na tyle dobra, że spokojnie mógłbym przejść grę na Switchu 2 od początku do końca.
Civilization VII to z kolei tytuł strategiczny, który ma najbardziej skorzystać na obsłudze trybu myszy w Switchu 2 i trudno mi się z tym nie zgodzić. Pograłem kilkanaście minut i muszę powiedzieć, że sterowanie Joy-Conami 2 w rzeczonym trybie było całkiem wygodne i intuicyjne. Może nie aż tak przyjemne jak w Metroidzie 4, ale dało się tak grać.
Jeśli chodzi o porty gier, które ogłoszono, ale nie wiadomo jeszcze nic o tym, jak będą działać i wyglądać na Switchu 2, zdecydowanie najbardziej czekam na Elden Ringa. Takich otwartych światów na pierwszym Switchu mi brakowało, a przy okazji jestem niesamowicie ciekawy, jak Elden Ring będzie sprawować się na konsolce Nintendo, bo nawet na PS5 miał spore problemy z utrzymaniem 60 klatek na sekundę w trybie wydajności. Z ciekawszych tytułów, które zamierzam wypróbować na Switchu 2 w tym roku, wyjdą jeszcze m.in. Tony Hawk’s Pro Skater 3+4, Star Wars: Outlaws, Hollow Knight: Silksong i Split Fiction.
Na premierę będzie w co grać
Zdaję sobie sprawę, że w Polsce sytuacja z konsolami i grami Nintendo jest dość skomplikowana. Nie mamy tradycji grania na sprzęcie Japończyków i nie czujemy tej nostalgii, co duża część Europy Zachodniej czy Ameryka. U nas triumfy święcił w latach 90. Pegasus, czyli tak naprawdę konsola będąca klonem słynnego NES-a. Później próżno raczej szukać jakichś większych sukcesów GameCube’a, Wii czy NDS-a. W związku z tym nasze gamingowe gusta są dość specyficzne, zazwyczaj raczej dalekie od tych typowych dla „zachodniego” konsumenta.
Uważam jednak, że w okresie premierowym Switch 2 dostarczy naprawdę mnóstwa ciekawych tytułów do pogrania. Jeśli chodzi o gry ekskluzywne, razem z konsolą do sprzedaży trafi Mario Kart World oraz ulepszone wydania The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom i Breath of the Wild, w lipcu dołączy do nich Donkey Kong Bananza, w sierpniu zadebiutuje DLC do świetnej platformówki 3D Kirby and the Forgotten Land, a przed końcem 2025 roku dostaniemy jeszcze Pokemon Legends: Z-A, Metroid Prime’a 4: Beyond, Hyrule Warriors: Age of Imprisonment i kolejne wyścigi w postaci Kirby Air Riders. No a w przyszłym roku gratkę dla wszystkich fanów soulslike’ów, czyli The Duskbloods. Moim zdaniem zdecydowanie jest na co czekać.