Graliśmy w The Forest - produkt, który na nowo zdefiniuje survival horrory - Strona 3
Rozkładamy na czynniki pierwsze wczesną wersję ambitnej produkcji niezależnej mającej szansę przedefiniować znaczenie słowa „survival” w survival horrorach.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Kolejną nie działającą jeszcze funkcjonalnością jest ryzyko wdania się infekcji, gdy przez zbyt długi czas biegamy umorusani krwią. W takim wypadku receptę stanowi kąpiel w wodzie. Mówiąc o kąpielach, warto dodać, że wizyta w bagnie sprawia, że brudzimy się błotem zapewniającym lepszy kamuflaż przed tubylcami... przynajmniej zdaniem niektórych graczy, by osobiście nie zaobserwowałem większych różnic prócz estetycznych. W finalnej wersji przebranie stworzymy również z liści, być może także z piór, gdyż gra umożliwia ich zbieranie. Do ciekawszych, już działających funkcji należy możliwość używania patyków do „dłubania” w ziemi i wyszukiwania w niej rozmaitych skarbów, takich jak monety czy do rozłupywania kamieni na mniejsze.
Wrogowie
Tym, co budziło moje największe zainteresowanie w pierwszych zapowiedziach gry, byli rdzenni mieszkańcy, plemię kanibali. Nie mają to być zwyczajni przeciwnicy nastawieni wyłącznie na zabicie gracza, ale indywidualni wrogowie obdarzeni własnymi wierzeniami, emocjami i więzami rodzinnymi. Na razie pełnią jedynie funkcję mięsa armatniego – małymi grupkami patrolują konkretne rewiry, gdy spostrzegą gracza albo ten zaalarmuje ich rozpalając ognisko bądź robiąc za dużo hałasu, skrzykują się w większą grupę i atakują. Czasem też zdarzy się, że któraś z przebywających z nimi kobiet spanikuje i zacznie uciekać gdy narobimy zbyt dużo bałaganu. Indywidualizmu prócz różnych modeli postaci nie stwierdziłem, zaś jedyną aktywnością, jakiej oddają się prócz mordowania gracza jest okazyjne klękanie i modlenie się w miejscach kultu oraz ciąganie ze sobą martwych ciał. Niewielki wpływ ma też na nich pora dnia – za dnia mieli spać stając się łatwą zwierzyną dla gracza, tymczasem noc zmienia jedynie natężenie ich patroli.
Pochwalić mogę natomiast walkę z nimi. O ile nie korzystamy z niezbalansowanych jeszcze, zbyt skutecznych broni opartych na ogniu, starcia potrafią być emocjonujące. Kanibale są niezwykle silni, diabelnie wytrzymali i starają się nas osaczać. O ile załatwienie jednego czy dwóch toporem jest po nabraniu wprawy stosunkowo proste, tak przy większych grupach jedyną szansą jest ucieczka bądź wykorzystanie pułapek. Ponoć potrafią też poruszać się po drzewach, wypatrywać niczego niespodziewającego się gracza i atakować z góry, ale „moi” kanibale jakoś się do tego nie kwapili. Cóż, nie byłby to jedyny z błędów związanych z nimi w alfie – mają tendencję do zawisania w powietrzu, zadawania ciosów, których efektem jest kilkunastometrowy lot naszej postaci i całkowitego znikania ze świata gry po kilku dniach zabawy. W pierwszej wersji gry potrafili też ignorować takie drobiazgi jak koniec lądu i radośnie hasać po dnie zbiorników wodnych jak gdyby nigdy nic. Twórców czeka jeszcze dużo pracy, zanim staną się faktycznie niebezpiecznymi przeciwnikami.
The Forest skrywa też bardziej niebezpiecznych antagonistów. Mutantów można znaleźć w jaskini i jak na razie udało mi się „spotkać” trzy ich typy – standardowego, o humanoidalnym wyglądzie i w zachowaniu nieróżniącym się niczym od kanibali, oraz większe, będące zlepkiem kilku ciał, wyglądem przypominające ośmiornice i pająki. Aktualnie są praktycznie niegroźne, nie zaimplementowano im jeszcze sztucznej inteligencji, zwiastuny pokazują jednak, że będą to zabójczy przeciwnicy, zdolni nawet do niszczenia stworzonych przez gracza struktur. Wszystkich przeciwników łączy natomiast jedno – ich wygląd jest rzeczywiście niepokojący i gdy już zaczną zachowywać się adekwatnie do swej roli, mają spore szansę na przyspieszenie bicia serca.