autor: Luc
Test wersji alfa Carmageddon: Reincarnation - najkrwawsze wyścigi w historii powracają zza grobu - Strona 3
Po kilkunastu latach wyczekiwań, fani totalnej, drogowej demolki, mają powody do nie lada radości. Wszystko za sprawą nadchodzącego Carmageddon: Reincarnation, nad którym właśnie pracuje nie kto inny, jak samo Stainless Games.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Carmageddon: Reincarnation - odrodzenie ciekawe, choć kulawe
Demolka niekontrolowana
Elementem, o którym wciąż wiemy najmniej, są same tryby rozgrywki. Póki co, gracze swoich sił mogą próbować jedynie w tzw. „Freeplay”, gdzie bez żadnych limitów przemierzamy wybrane trasy, a jedynym czynnikiem ograniczającym zabawę jest upływający czas. W bliżej nieokreślonej przyszłości, grono to poszerzy się także o multiplayer, w którym najprawdopodobniej ujrzymy doskonale znane z poprzednich odsłon wariacje, takie jak Car Crusher (ten, kto zdobędzie najwięcej punktów za niszczenie samochodów wygrywa), Carnage Accumulator (celem jest rozjechanie maksymalnej liczby przechodniów) czy choćby Fox ‘n’ Hounds (zwycięża osoba, która będąc „lisem”, jako pierwsza przez cztery minuty będzie unikała jakichkolwiek kolizji z innymi autami).

Zgodnie z zapowiedziami, w Carmageddon: Reincarnation pojawi się także możliwość gry na klasycznym splitscreenie oraz Kariera, o której do tej pory nie słyszeliśmy jeszcze niczego konkretnego. Biorąc jednak pod uwagę dotychczasową praktykę Stainless Games, najprawdopodobniej wcielając się w Maxa, przyjdzie nam pokonywać kolejne wyścigowe wyzwania i piąć się powoli po szczeblach wirtualnego rankingu. Nie lada ciekawostką jest także tzw. „CarMODgeddon”, który zapewne okaże się ukłonem w stronę społeczności modderskiej. Jeśli wierzyć twórcom na słowo, w kwestii dostępnych trybów, szykuje się dla nas jeszcze jedna niespodzianka – póki co, pozostająca ścisłą tajemnicą.
Hamowanie z (dużym) opóźnieniem
Całkiem pozytywne odczucia względem Reincarnation, chwilami skutecznie niweczy naprawdę tragiczna optymalizacja. Choć gra znajduje się dopiero w fazie pre-alpha i jest to w pewien sposób zrozumiałe (podobnie jak niezbyt imponująca grafika), drastyczne spadki w liczbie wyświetlanych klatek na sekundę potrafią niekiedy odebrać całą przyjemność z rozgrywki. Bez względu na to, czy tytuł odpalimy na maksymalnych detalach i w pełnej rozdzielczości czy też zdecydujemy się na wyłączenie wszystkich dostępnych efektów – w chwilach, w których na ekranie dzieje się zbyt wiele, Carmageddon przemienia się w wyjątkowo powolny pokaz slajdów. Szczęśliwie, twórcy są świadomi tego, jak ogromną frustrację rodzi ten problem i zapewnili, iż z każdym kolejnym patchem, gra powinna działać coraz płynniej.

Niczego zarzucić z kolei nie można samej oprawie dźwiękowej – zdecydowana większość odgłosów, oraz dotychczasowo udostępnione utwory, doskonale oddają klimat, za który gracze pokochali pierwsze odsłony serii. W niektórych przypadkach można wręcz mówić o nieomal bliźniaczym podobieństwie. Tyczy się to zwłaszcza głosów, które towarzyszą nam podczas rozjeżdżania przechodniów oraz rozbijaniu samochodu. W teorii to niewiele, ale fani pierwszej Carmy z pewnością uronią niejedną, sentymentalną łezkę.
Niszczyć, palić, demolować

Pomimo swoich oczywistych braków, Carmageddon: Reincarnation już teraz jest szalenie grywalne. Przed Stainless Games jeszcze sporo pracy nad poszczególnymi detalami, trzon całej rozgrywki można już jednak uznać za gotowy. Kilkunastoletnia formuła, wzbogacona o kilka pomniejszych nowinek, najwyraźniej wciąż ma rację bytu i nadal przykuwa do ekranu na długie godziny. Ci, którzy w pierwowzorze, z nieskrywaną satysfakcją demolowali wszystko w zasięgu wzroku, przy „czwórce” będą bawili się równie dobrze. Wprawdzie zdecydowanie zbyt wcześnie, aby wróżyć Reincarnation pełen sukces, wygląda na to, że twórcy są na jak najlepszej drodze do udanego wskrzeszenia kultowego hitu. Tylko czy w przypadku Carmageddonu, jakakolwiek droga ma w ogóle jeszcze znaczenie?