autor: Szymon Liebert
Graliśmy w Castlevania: Lords of Shadow 2 - różnorodność i rozmach w ostatniej przygodzie Gabriela Belmonta - Strona 3
Castlevania: Lords of Shadow 2 zaskakuje na każdym kroku – różnorodnością, rozmachem i wykonaniem. Graliśmy w czterogodzinne demo i chcemy jak najszybciej wrócić do roli Drakuli.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Castlevania: Lords of Shadow 2 - zmarnowany potencjał
Ciekawe jest to, że warto będzie wracać do raz zbadanych lokacji, bo pojawią się w nich potwory – na zasadzie losowości. Jak zdradził producent, w odwiedzonych wcześniej miejscach „czasami pojawią się inni przeciwnicy lub inne kombinacje wrogów, a czasami nawet nowy boss albo przerywnik filmowy”. W ten sposób MercurySteam chce pozbyć się z gry nudy. Na nią narzekać raczej nie będzie można, bo jeśli tempo serwowania nowości z pierwszych godzin zabawy zostanie utrzymane do końca, martwiłbym się raczej o inną rzecz. Że niektórzy nie wytrzymają takiego natłoku nowinek…

Bogate życie krwiopijcy

Tym, co zaskoczyło mnie w demie Lords of Shadow 2 jest wspomniana już nietuzinkowa mieszanka stylów i motywów – to właśnie przez nią kilka razy miałem mentalny wytrzeszcz oczu, próbując wszystko ogarnąć wzrokiem. W pierwszej części połączono mroczniejsze odcienie fantasy, transcendentalizm gotyku i nutkę tolkienowskiej zamaszystości. W drugiej odsłonie serii zostanie to wzbogacone o science-fiction, steampunk, grecką mitologię i akcenty rodem z Vampire The Masquerade. Ten klimat jest na swój sposób intrygujący, bo gwarantuje poczucie, że nie zawsze wiemy, co wydarzy się za moment. Chcemy stworzyć przekonywujący, gęsty i zróżnicowany świat. Co pięć minut ma dziać się w nim coś nowego – wyjaśnił David Cox. Czy takie tempo da się utrzymać do końca? Deweloper przekonuje, że tak. Ja mogę dodać tylko, że tak właśnie wyglądały pierwsze cztery godziny rozgrywki i dotyczy to zarówno stylu, jak i mechaniki walki.
Wymienię teraz kilka rzeczy, które pojawiły się w Lords of Shadow 2 – Wam pozostawiam ocenę, czy to elementy godne tej produkcji. Zacznijmy od tego, że we współczesnym świecie Drakula musi przedostać się do siedziby pewnej korporacji, by namierzyć sługusów Szatana. W tym celu korzystamy z umiejętności przemiany w hordę szczurów. Gryzonie mogą obejść przeciwnika albo przegryźć kable. Kierując nimi musimy też omijać pewne niebezpieczeństwa i uważać na to, żeby nie zostać rozdeptanymi przez nieprzyjaciół. Gabriel potrafi również przejmować kontrolę nad innymi istotami, np. pracownikiem technicznym albo używać nietoperzy w celu odwracania uwagi strażników (przypominających coś na kształt bezmózgiej wersji Kosmicznych Marines). To właśnie w tych scenach czułem się jak w uproszczonym Bloodlines, kultowej grze RPG o wampirach.

Wymienione przykłady zróżnicowania rozgrywki Lords of Shadow 2 to dopiero wierzchołek góry lodowej. W ciągu zaledwie czterech godzin rozwiązywałem też nieźle zaprojektowane łamigłówki polegające na wysuwaniu ograniczonej liczby platform. Walczyłem z gigantycznym tytanem - machiną stworzoną przez siły niebios, paladynem zakutym w złotą zbroję i wyposażonym w łuk, a na samym końcu – meduzą, trzygłową gigantyczną bestią. Korzystałem z zamrażającej mocy miecza do torowania sobie drogi. Wspinałem się przy pomocy uproszczonego systemu, wskazującego dość czytelne ścieżki. Zbierałem relikwie, klucze, kamienne serca, fragmenty opowieści i kilka innych przedmiotów, których funkcji nawet nie mam siły przybliżać. W prezentacji późniejszej części kampanii widziałem kupców z przedmiotami, proste minigierki, które można zaliczać w ramach rozrywki i scenkę układania teatralnej scenografii… Słowem, gra pęka w szwach od pomysłów i na każdym kroku zaskakuje.