autor: Szymon Liebert
Graliśmy w Dying Light - w mroku czai się... najlepsza gra Techlandu? - Strona 2
Graliśmy w Dying Light w siedzibie firmy Techland, w tym demo koncentrujące się na rozgrywce nocnej. Jak wrażenia? Wystarczy chyba powiedzieć, że w mroku czai się... być może najlepsza gra w historii tego dewelopera.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Dying Light - poważniejsze, lepsze i ładniejsze Dead Island
Pułapki nocy
Sceny nocne bazują na kilku pomysłach. Najważniejszym jest mechanika ukrywania się przed wrogami, w ramach której musimy unikać kontaktu wzrokowego i raczej nie hałasować. Najłatwiej zrobić to, pozostając na dachach i uważnie monitorując ruchy przeciwnika. Agresywność zombie wzrasta też wprost proporcjonalnie do tego, jak bardzo narozrabiamy. Deweloperzy porównywali to wcześniej do systemu gwiazdek policyjnych z serii Grand Theft Auto – przy maksymalnym poziomie ruszą na nas najgroźniejsi rywale. Czy wobec tego gra nocą będzie trudna? Generalnie nasi przeciwnicy stanowią wyzwanie – tłumaczy Tymon i dodaje, że polega ono przede wszystkim na tym, jak danego wroga pokonać i czy w ogóle chcemy z nim walczyć. Ponieważ mamy ambicję, żeby dotrzeć do jak największej liczby odbiorców, sądzę, że gracz o średnich umiejętnościach nie powinien mieć kłopotu z ukończeniem gry – zapewnia producent. Z drugiej strony Techland wie, że są osoby oczekujące prawdziwego wyzwania, i zamierza zadowolić je w pewien sposób.
Uciekając przed zombie w nocy, zwykle kierujemy się do schroniska – miejsca, w którym przebywają ocalali. To nie zawsze jest łatwe, bo nie wszyscy chcą lub mogą nas przygarnąć. Podczas mojego biegu grupa ocalałych zamknęła mi drzwi przed nosem. Na szczęście w paru punktach pomogły rozstawione wcześniej pułapki elektryczne. Przebiegając obok, można je aktywować i w ten sposób zatrzymać na chwilę przeciwników, których mamy na karku. Udało mi się na przykład usmażyć kilkunastu zombie stłoczonych w wąskim korytarzu. W demie uruchamianie pułapek było jednym z celów zadania, ale w finalnej wersji będziemy mogli robić to także poza misjami, by w ten sposób przygotować się na nadejście nocy. Dowiedziałem się, że w pewnym momencie gry być może zostaniemy zmuszeni do zignorowania dotychczasowych ostrzeżeń i podjęcia walki po zmroku – wtedy elektryczne sidła powinny być nieocenione.

Deus Ex z zombie
Tym, co Techland chce osiągnąć w swojej produkcji, jest rozgrywka, którą gracz sam sobie tworzy. Rozmawiając z Tymonem, wykazałem się przenikliwym zrozumieniem tego faktu i zapytałem, czy w Dying Light będzie coś więcej oprócz radosnego mordowania przeciwników. Nie chodzi tu o to, żeby zabawnie zabijać zombie – odparł deweloper. Smektała przekonuje, że produkt oferuje mnóstwo swobody także w wypełnianiu misji. Może zabrzmi to na wyrost, ale to będzie takie Deus Ex z zombie – stwierdził producent. To oznacza, że wiele sytuacji da się rozwiązać w odmienny sposób, przy czym nie będą to tylko drogi ustalone z góry przez dewelopera. Przykładem jest scenka, w której mogłem uratować człowieka zaatakowanego przez umarlaki – zamiast walczyć z każdym z nich, wystarczyło podpalić rozlaną nieopodal kałużę benzyny. Inną sprawą są same zdechlaki, które podlegają prawom fizyki i nieraz nas zaskoczą. Czy wobec tego gra będzie hitem na YouTubie i Twitchu? Bardzo na to liczę – powiedział Smektała i zdradził, że już teraz pracownicy studia rozsyłają sobie filmiki ze śmiesznymi zajściami.
Jedną z cech charakterystycznych Dying Light jest system „natural movement”, czyli swobodnego poruszania się postaci. Przypomina to motyw płynnego wspinania się i skakania w Mirror’s Edge. W grze Techlandu rozwiązanie to sprawdza się świetnie i nie przysparza raczej żadnych problemów – dość szybko można nauczyć się wykonywać efektowne ewolucje. Część z nich da się wykorzystać w walce, np. by przeskoczyć nad głową przeciwnika lub powalić go kopniakiem z rozbiegu.