autor: Grzegorz Bobrek
Testujemy wersję beta gry Battlefield 4 - rzeź w Szanghaju - Strona 2
Choć do premiery Battlefielda 4 pozostał niemal miesiąc, to otwarta beta już pozwala sprawdzić pewne nowości w trybie multiplayer. Pora rozpocząć oblężenie Szanghaju!
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Battlefield 4 - wkraczamy na pole walki nowej generacji
Problem tylko w tym, że o zapowiadanej rewolucji w destrukcji otoczenia nie ma mowy. Kule pięknie ryją otynkowane ściany, słabsze osłony rozpadają się pod ostrzałem z granatnika, eksplozje wzbijają w powietrze śmieci i kurz, ale względem Battlefielda 3 można mówić jedynie o zwiększonej efektowności i częstotliwości takich wizualnych smaczków. W rzeczywistości wpływ tych fajerwerków na rozgrywkę okazuje się zaskakująco mały – przy Oblężeniu Szanghaju cała para poszła najwyraźniej w opcję wysadzenia centralnie usytuowanego wieżowca. Widok walącego się molocha robi kolosalne wrażenie, a opadający pył przykrywa okolicę grubą warstwą, znacznie zmieniając oprawę mapy. Zapomnijcie jednak o przekształceniu całego miasta w gruzowisko – mniejsze budynki są często całkowicie odporne na obrażenia. A to odpadnie fragment muru, a to fasada sklepu na parterze rozpadnie się w szklanej eksplozji. Nie zrozumcie mnie źle – w stosunku do konkurencji EA DICE jest daleko w przodzie, ale po hucznie zapowiadanej „Levolution” można było spodziewać się więcej. Ciekawe też, jak to będzie wyglądać na mapach pozamiejskich, które nie są tak obciążające dla procesora.
Istotniejsze zmiany widać za to w systemach rządzących rozgrywką. Balistyka pocisków jest bardziej realistyczna, tzn. kule opadają wolniej niż w poprzedniej części. Daje się to szczególnie odczuć przy karabinach snajperskich. Uwzględnienie grawitacji ma sens – na oko – dopiero przy strzałach na odległość powyżej 200 metrów. Tym bardziej dziwi pozostawienie dotychczasowej trajektorii pocisków armatnich. Na tle broni ręcznej operowanie czołgiem przypomina teraz raczej prowadzenie katapulty. Pancerniakom życie utrudnia również nowy sposób zarządzania amunicją. Ładowniczy ma w rezerwie ledwie pięć pocisków do głównego działa i pula ta uzupełnia się stopniowo w dość wolnym tempie. Nie dziwi widok wycofującego się czołgu – po dramatycznej wymianie ognia potrzebuje on chwili na dozbrojenie.
Całkowitego przemodelowania doczekał się Battlelog. Narzędzie jest teraz bardziej czytelne i nareszcie dostarcza potrzebnych informacji. Przede wszystkim każdą broń klarownie opisano współczynnikami – czarno na białym widać, że SCAR zadaje większe obrażenia niż AK-12, a M40 jest bardziej celny od MK11. Przy zmianie giwery pojawia się też wyraziste porównanie obu modeli – nic nie trzeba robić na czuja.
Znacznie zmodyfikowano także system klas żołnierzy oraz dobierania ekwipunku. Jego struktura cieszy większą otwartością. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby szturmowca wyposażyć w apteczkę i granatnik, a do łapy zamiast SCAR-a wsadzić mu coś z kategorii DMR (designated marksman rifle), czyli samopowtarzalnych karabinów strzelca wyborowego, które w „trójce” dostępne były tylko dla snajpera. Z innych nowości – żołnierz wsparcia dysponuje jeszcze większą siłą ognia za sprawą wyrzutni XM25, natomiast ładunki C4 przekazał zwiadowcy. Kierowcy pojazdów muszą przyzwyczaić się do nowych priorytetów w eliminacji celów – wrogi snajper pozostawiony na tyłach stanowi ogromne zagrożenie nie tylko dla piechoty.