autor: Amadeusz Cyganek
Widzieliśmy Destiny - sieciową strzelaninę od twórców Halo - Strona 2
Klimaty SF, kooperacja oraz wielkie bitwy sieciowe - Destiny ma duży potencjał, szczególnie na rynku amerykańskim, gdzie seria Halo otoczona jest prawdziwym kultem. Podobieństwa do poprzednich produkcji Bungie widoczne są gołym okiem.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Destiny - co jest nie halo w nowej grze twórców Halo?
System walki jednoznacznie przywodzi na myśl wcześniejsze dokonania studia. Wymiany ognia z wykorzystaniem futurystycznych karabinów są niezwykle dynamiczne i pozwalają skutecznie eliminować przeciwników na różnych poziomach doświadczenia. Podstawową kwestią stają się wspomniane już zestawy broni, dzięki którym można szybko dostosowywać się do sytuacji panującej na polu walki i reagować na gabaryty oraz słabe punkty przeciwnika. Całkiem nieźle prezentuje się element współpracy między graczami – oprócz oczywistego odwracania uwagi wroga od innego z kompanów nie zabrakło też uzdrawiania oraz przekazywania amunicji. Choć to elementy z pozoru podstawowe, w Destiny sprawdzają się naprawdę dobrze i – przede wszystkim – funkcjonują intuicyjnie.

Dodatkową opcją są publiczne eventy, w których udział bierze większa liczba graczy. Na ekranie mamy wówczas klasyczną sieciową demolkę – nad głowami świszczą kule, a tony żelastwa z zestrzelonych statków oraz przeciwników walają się po okolicy. Na polu walki dzieje się naprawdę dużo i sytuacja zmienia się dynamicznie, w zależności od poczynań graczy. Tego typu atrakcje mogą stanowić o sile Destiny – szybkie wymiany ognia okraszone ciągłą rywalizacją wypadają soczyście, a zabawa ze wsparciem znajomych tylko dodaje niezbędnego dreszczyku emocji.
Stylistycznie świat gry nie odbiega od tego, co znamy z przygód Master Chiefa – nadal mamy do czynienia z nieco cukierkowym, fantastycznym uniwersum, w którym krzyżują się dwie płaszczyzny: ziemska oraz kosmiczna, a najnowsze technologie znacząco wpływają na poczynania bohaterów. Pod względem technicznym Destiny prezentuje się porządnie – spora w tym zasługa specjalnie przygotowanego na potrzeby tej produkcji autorskiego silnika, choć czasami miałem wrażenie, że w oprawie graficznej nadal drzemią spore rezerwy.

Wnioskując po ilości odwołań do Halo, nietrudno się domyślić, że fani tej serii poczują się w nowej produkcji Bungie jak w domu – to tak naprawdę spadkobierczyni poprzedniego cyklu, nastawiona na ciągłą rozgrywkę w sieci. Jestem przekonany, że Master Chief z uwagą przygląda się nowemu projektowi swoich ojców. Podobnie zresztą jak gracze, którzy obdarzyli twórców sporym kredytem zaufania. Oby został spłacony z nawiązką.