Widzieliśmy GTA V w akcji - nowe Grand Theft Auto największym sandboksem w historii - Strona 3
Prezentacja GTA V w akcji zrobiła na nas kolosalne wrażenie. Nie ma przesady w stwierdzeniu, że możemy doczekać się najlepszej gry wszech czasów. Bajka!
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Grand Theft Auto V – 10 gwiazdek dla GTA V!
Sterowany przez prowadzącego Franklin schronił się przed pociskami za betonowym murkiem, pozostali automatycznie się rozpierzchli i również zajęli bezpieczne pozycje. W tym momencie dało się już dowolnie przełączać między postaciami i prowadzić ogień z różnych miejsc. Momentami okazywało się to nawet niezbędne – w końcu Trevorowi łatwiej było strącić z dachu śmigłowiec za pomocą wyrzutni rakiet niż uzbrojonemu w karabin maszynowy Michaelowi z ziemi. Przedstawiciel Rockstara oznajmił, że w trakcie akcji niekontrolowani przez użytkownika śmiałkowie mogą zginąć, dlatego dobrze jest zmieniać kierowaną postać co jakiś czas i sprawdzać, czy przypadkiem któryś z panów nie wpadł w tarapaty.
Przy okazji strzelaniny uwagę widzów zwrócił usprawniony system zainteresowania policji naszymi poczynaniami, symbolizowany w serii Grand Theft Auto za pomocą gwiazdek. Mimo że napad nabił aż cztery z pięciu punktów, po zlikwidowaniu większości stróżów prawa i zestrzeleniu krążącego nad głowami helikoptera poziom Wanted natychmiast się obniżył. Pracownik Rockstara wytłumaczył to w następujący sposób: „Owszem, policja była świadoma, że w tym miejscu dokonano ciężkich przestępstw, w tym zabójstw, ale jeśli funkcjonariusze nie mają sprawców w zasięgu wzroku, to zagrożenie z ich strony wyraźnie maleje. Zamiast więc uciekać na złamanie karku z gorącej strefy, lepiej czasem wyeliminować pozostałych przy życiu świadków i ukryć się w pobliżu”. Trzeba uczciwie przyznać, że rozwiązanie to prezentuje się ciekawiej od mechanizmu stosowanego przez lata w poprzednich odsłonach cyklu. Teraz radiowozy nie powinny materializować się z powietrza na naszej drodze tylko dlatego, że przestępcom gra z automatu wbiła cztery gwiazdki.

Wielki skok wieńczyło odstawienie poszukiwanego samochodu pod jedną z estakad – to właśnie to odludne miejsce zostało wyznaczone w fazie planowania jako punkt, do którego należy udać się po akcji. Franklin zdetonował granat pod śmieciarką, pozbywając się dowodu, i odjechał w siną dal zaparkowanym nieopodal sportowym wózkiem. Nikt nie widział zdarzenia, nikt nie mógł więc donieść o nim policji. Zatem misja zakończyła się sukcesem, podobnie zresztą jak i cały, wyjątkowo owocny w doznania pokaz.
Po trwającym blisko godzinę spektaklu zaczynam wierzyć buńczucznym zapowiedziom pracownika Rockstara – że to nie tylko będzie najlepsza gra z serii GTA, ale i najlepsza gra w ogóle. Skala przedsięwzięcia jest po prostu niewiarygodna i strach pomyśleć, że to, co zobaczyliśmy, było zaledwie maleńkim wycinkiem ogromnej całości. Oczywiście po prezentacji pojawiły się też obawy. Motorem napędowym „piątki” mają być opisane wyżej skoki, a nie liniowa fabuła pchająca nas do wielkiego finału od jednej misji do drugiej – nie jestem pewien, czy to wystarczy, aby zastąpić klasycznie poprowadzoną opowieść o gangsterach. Dużo do życzenia pozostawia także oprawa wizualna gry. Żyjący, pełen detali świat robi oczywiście kapitalne wrażenie, ale marnej jakości tekstury i momentami zbyt kanciaste w moim odczuciu otoczenie już nie. Przestarzała grafika, charakterystyczna dla konsol odchodzącej do lamusa generacji, wyraźnie kłuje oczy i to na wielu płaszczyznach.

Cała reszta to bajka. Nie jestem w stanie w tym momencie ogarnąć umysłem wszystkiego, co najnowsza produkcja Rockstara faktycznie nam zaserwuje, od eksploracji poczynając, na licznych aktywnościach kończąc (Grand Theft Auto V zawierać ma między innymi pełnoprawny moduł gry w golfa, tenisa, a także opcję trenowania... jogi). Nie ma żadnej przesady w stwierdzeniu, że będzie to tytuł totalny i bodaj najbardziej rozbudowany sandbox, jaki kiedykolwiek ujrzał światło dzienne.